Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule

Co musisz wiedzieć?
- 2 czerwca 2025 roku, w poniedziałek, w Stambule odbyło się kolejne spotkanie delegacji rosyjskiej z ukraińską
- Spotkanie zakończyło się fiaskiem
Ja osobiście dziękuję Opatrzności, że odrealnieni zachodni przywódcy – z Emmanuelem Macronem na czele – wreszcie nakazali swoim generałom policzenie sprawnych czołgów i samolotów, a po zapoznaniu się z ostatecznymi wynikami remanentu, przestali śnić o pójściu w ślady „Małego Kaprala”. Można tylko zastanawiać się, jak ułomnym systemem politycznym jest demokracja liberalna, skoro dopuszcza ona, by na czele dużego państwa – dodatkowo, co straszne, dysponującego bronią jądrową – stanął człowiek o mentalności dziesięciolatka? Niestety, już Winston Churchill orzekł, że demokracja jest systemem fatalnym, a jemu nawet nie śniło się, iż po dekadach przepoczwarzy się ona w patoliberalizm medialno-propagandowy, w którym rządzą wyłącznie emocje i to te z najniższej półki. Z niesmakiem należy dodać, że Moskwa zna możliwości Starego Kontynentu lepiej, niż elity nim rządzące, dlatego Putin wciąż ma na twarzy wypisany wyraz triumfu.
Stambuł
2 czerwca 2025 roku, w poniedziałek, w Stambule, przy stole negocjacyjnym odbyło się kolejne spotkanie delegacji rosyjskiej z ukraińską. Ekipy – według doniesień prasowych – miały nie podać sobie rąk na powitanie, co było jasnym sygnałem, że zgromadzenie zakończy się fiaskiem. Tak też się stało, bowiem żądań, jakie zespół z Moskwy przedstawił w swym memorandum, Kijów przyjąć nie mógł, ponieważ dokument ów był, de facto, aktem kapitulacji Ukrainy na bardzo dla niej niekorzystnych warunkach. Postulatem „węgielnym” zawieszenia broni stało się żądanie Kremla – niemożliwe do akceptacji przez delegację znad Dniepru – aby zakończyć aspiracje Kijowa do wejścia w struktury NATO. Oczekiwanie takowe, w ocenie cynicznego indywiduum klecącego niniejszy felieton, jest, paradoksalnie, korzystne dla Warszawy, bowiem oddala ryzyko wciągnięcia nas w zawieruchę wojenną.
Chyba nikt nie wierzy w teorie, że konflikt w Donbasie zakończy się zaraz po ewentualnym podpisaniu porozumień rozjemczych lub pokojowych. Rosja nigdy nie dopuści, aby na tym terenie zapanował spokój, gdyż musi wszelkimi sposobami wiązać siły ukraińskie, a imperialne zapędy kremlowskich władyków będą pchać wojska ze wstęgami świętego Jerzego na uniformach – nawet czasowo ukrytymi pod gimnastiorkami – w kierunku zachodnim. Wówczas Ukraińcy będą żądać uruchomiania Artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, czyli klauzuli wzajemnej pomocy, a wtedy Berlin i Paryż, stolice całkowicie rozbrojone, będą naciskać na Warszawę, by ta ruszyła Kijowowi w sukurs, co Rosja uzna za akt naszej agresji. Nie muszę nikogo przekonywać, że stałoby się to skrajnie niebezpieczne dla naszego kraju. My, Polacy, nie potrzebujemy Ukrainy w NATO. My potrzebujemy strefy bezpieczeństwa sięgającej od Charkowa aż po Bug, która oddzieli nas od pędzących tanków z pijanym sołdactwem na pancerzach.
Zniecierpliwiony, ale bierny Waszyngton
Do butnej postawy Putina przyczynia się rozchwiana polityka zagraniczna Białego Domu, który nie potrafi lub nie chce pojąć logiki, jaką kierują się rosyjskie elity władzy. Senator Lindsey Olin Graham – Republikanin na wskroś znający mentalność Rosjan, służący w Niemczech Zachodnich podczas drugiej kadencji Ronalda Reagana – został poddany presji płynącej z Gabinetu Owalnego tuż po tym, jak przedstawił projektu ustawy własnego autorstwa o nowych sankcjach przeciwko Rosji; prezydent zażądał, by zapisy w dokumencie uczynić bardziej przyjazne Kremlowi. Trudno dziś jednoznacznie orzec, czy grupa skupiona wokół Donalda Trumpa ma jakikolwiek plan na Moskwę, czy działa na oślep, ale bez względu na wszystko musimy sobie uświadomić, że wyciągniętą do zgody dłoń Waszyngtonu Kreml traktuje jako przejaw słabości, a to przełoży się na zintensyfikowanie działań zbrojnych na Ukrainie. I znów żołnierze spod niebieskożółtego sztandaru spalą naście rosyjskich wozów bojowych, a to oddali od Polski widmo inwazji. Brutalne? Tak! Cyniczne? Bardzo! Bezwzględne? Owszem! Dla nas bezpieczne? Hm… Odpowiedź pozostawię Państwu…
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 13 czerwca 2025 r.
[Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus]