[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Postmoderna precz z muzeum

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku należy opróżnić z eksponatów i stworzyć od nowa. Koncepcja narzucona przez poprzednią ekipę to hybryda łącząca w sobie postpeerelowską szkołę historyczną, sowiecką propagandę i wybiórczą wrażliwość politycznej poprawności liberalnych postmodernistów. Mówię to z całą odpowiedzialnością, w swoim imieniu, ale pro bono jako członek rady muzeum, który miał możność zaznajomić się z wystawą i – po części – z bebechami tej instytucji.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Postmoderna precz z muzeum
/ Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, screen YT
Po pierwsze, pierwotna koncepcja liberalna muzeum odrzuca całkowicie narrację polską. A ta jest prosta. Rzeczpospolita miała dwóch wrogów: Hitlera i Stalina, III Rzeszę i Związek Sowiecki. Niestety próżno szukać równoważnika między tymi potworami. Jest jednoznaczne potępienie Niemców, ale ambiwalentny stosunek do Sowietów. Naturalnie są pewne przebłyski, jak Katyń, ale ta sprawa jest tak dobrze znana, że trudno by ją schować czy zmarginalizować. Pokazuje się ją przez filtr jakiś powiewających szmat, które niby mają wyobrażać drzewa.

Po drugie, brak pomysłu, strategii, wyobraźni, wiedzy i koncetracji powoduje, że w ekspozycji gubią się wątki i rozmywa się czy wręcz zanika cel, dla którego muzeum zostało stworzone. Mydło, widło i powidło. No właśnie, w jakim celu? Aby doszlusować do podobnych postmodernistycznych instytucji na Zachodzie? Na przykład muzeum II wojny światowej w New Orleans w stanie Luizjana, gdzie wychwala się Stalina, Armię Czerwoną i wszelkiego typu lewactwo? A nie łaska być oryginalnym, w polskim stylu? Czy wszystko – a w tym i muzeum – musi być zhomogenizowaną, globalistyczną, dekonstrukcyjną, postmodernistyczną papką serwowaną tubylcom z huxlejowskiego „Wspaniałego, dzielnego świata” (Brave New World)?

Przecież muzeum powinno być po to, aby opowiedzieć zwiedzającym historię II wojny światowej. Był to największy konflikt w historii planety Ziemia. Jak szacuje Victor Davis Hanson, (The Second World Wars: How the First Global Conflict was Fought and Won, New York: Basic Books, 2017, s. 463-464, 499), służyło w nim 70 milionów osób pod bronią, a zginęło „między 50 a 85 milionów ludzi”. Większość z ofiar to cywile. W II wojnę bezpieczniej było być żołnierzem. Paradoksalnie 80 proc. wszystkich ofiar padło – bezpośrednio i niebezpośrednio – z ręki przegranych: Niemców, Japończyków i Włochów. Im bardziej przegrywali, tym więcej zabijali. Albo tworzyli warunki, gdzie głód i choroby zbierały straszliwe żniwo. Podczas zwiedzania zupełnie brakuje wrażenia, że gdańskie muzeum pokazuje tak straszliwą skalę zmagań i tak przerażający poziom zniszczenia.

Wyjątkiem jest sekcja muzeum poświęcona eksterminacji Żydów. Ta jest wzorowana na US Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie i Yad Vashem w Izraelu. Ponieważ Holocaust jest ostatnim zjawiskiem, którego jeszcze nie zdekonstruowano (mimo że usiłuje się go negować i rewidować), to wystawa jest normalna i do dużego stopnia wiernie opowiada o martyrologii około 6 milionów ludzi żydowskiego pochodzenia. 

A co z resztą? Przecież zginęło jeszcze między 44 a 79 milionów nie-Żydów.  Obecnie funkcjonują jakieś tam wzmianki porozrzucane tu i tam, ale żadna z muzealnych narracji nie pofatygowała się pokazać tragedii innych w tak zespolony sposób jak w przypadku Holocaustu. I nie chodzi tu o wyścig o palmę pierwszeństwa w martyrologii: ten wygrali Chińczycy, których do 20 milionów zginęło w ciągu dekady japońskiej interwencji. Naturalnie wliczamy w to również ofiary komunistów, jak również nacjonalistów, a nie tylko japońskiej armii imperialnej. Nic takiego z muzeum nie wyniesiemy, a śladowe informacje na temat chińskiej tragedii są pogrzebane w nielogicznie zaszeregowanych eksponatach.

Chodziłem w bólu przez całe muzeum, stale nękany badziewiami postmodernistycznymi, częściami niepasującymi do siebie oraz pustymi ścianami, gdzie brak zagospodarowania przestrzeni odzwierciedlał – jak pisałem powyżej – brak wyobraźni, wiedzy i strategii. Powiedziano mi, że wystawa muzealna powstała w pędzie między grudniem 2016 a marcem 2017 r. Czyli twórcy śpieszyli się jak mogli, aby wycisnąć swoje piętno po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości. „Dobrej zmianie” chcieli wcisnąć w prezencie anarchistyczno-relatywistyczne dzieło narracji rozmemłanych. 

Na każdym kroku jakiś kwiatek, choćby NSZ zrównane z sowiecką agenturą PPR. Ponieważ autorzy wystawy dość dużo czasu poświęcili przedbiegom do II wojny, warto wspomnieć dwa zaniechania i przekłamania, które mnie w tym miejscu najbardziej zabolały. 

Po pierwsze, kominternowski duch przesiąkający sekcję dotyczącą wojny domowej w Hiszpanii. Właściwie zupełny brak czerwonego terroru, rozwalonych i sprofanowanych kościołów, katakumb, cmentarzy i stosu trupów – a w tym kobiet i dzieci – niechybnego znaku czerwonego postępu.

Druga dziura dotyczy operacji antypolskiej NKWD z lat 1937-38. Zginęło do 250 000 ludzi – głównie Polaków. A tymczasem mózgi poprzedniej ekipy nie uznały za stosowne pisnąć w tej sprawie choć słowo w ramach filostalinowskiej wystawy o tym, jak sowiecki dyktator kocha dzieci, wszędzie jeżdżą traktory, a wszystkiemu przygrywa skoczna muzyka komuny. Przypomnę wszystkim, co napisał członek poprzedniej rady muzeum, liberalny historyk Timothy Snyder, bynajmniej nie polski nacjonalista: „Najbardziej prześladowaną europejską mniejszością narodową w drugiej połowie lat trzydziestych to nie około czterysta tysięcy niemieckich Żydów (których liczba się zmniejszała z powodu emigracji), ale circa sześćset tysięcy sowieckich Polaków (których ilość zmniejszała się z powodu egzekucji” (Timothy Snyder, Black Earth: The Holocaust as History and Warning, New York: Tim Duggan Books, 2015, s. 57.)

Paradoksalnie, trafną ocenę Snydera – ściągniętą z książek Tomasza Sommera – wciela w życie obecna ekipa ratowników muzealnych, którzy miotają się, aby z postmodernistycznych fantasmagorii stworzyć Muzeum. Czyli starają się przerobić zupę rybną na akwarium. 

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 28 lipca 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (31/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

 

POLECANE
Ministerstwo Sprawiedliwości mianowało nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów. Pierwsze zadanie: usunąć rzeczników z ostatniej chwili
Ministerstwo Sprawiedliwości mianowało nowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów. Pierwsze zadanie: usunąć rzeczników

Nowym rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów sądów powszechnych została Joanna Raczkowska - przekazało PAP w poniedziałek Ministerstwo Sprawiedliwości. Raczkowska jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa; pracuje w Wydziale Karnym.

Premier: zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów z ostatniej chwili
Premier: zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów

Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek wieczorem, że Służba Ochrony Państwa zneutralizowała drona operującego nad budynkami rządowymi (Parkowa) i Belwederem. Jak przekazał, zatrzymano dwóch obywateli Białorusi. Policja bada okoliczności incydentu - dodał.

Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć tylko u nas
Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć

W chwili, gdy trafiła go kula, stał pod namiotem z napisem-mottem jego działalności "udowodnij mi, że się mylę". Zamachowiec mu tego nie udowodnił. Wręcz przeciwnie.

Prawica po wyborach szykuje bombę. Będzie sanacja sądownictwa? z ostatniej chwili
"Prawica po wyborach szykuje bombę". Będzie "sanacja sądownictwa"?

Na polskiej scenie politycznej szykuje się uderzenie, które może zmienić oblicze wymiaru sprawiedliwości na długie lata - czytamy we wpisie komentatora platformy X, znanego jako Jack Strong. Chodzi o nowy projekt ustawy, który, jak twierdzi autor wpisu, "rodzi się w kręgach prawicy". "Jego celem jest przeciwdziałanie anarchizacji polskiego wymiaru sprawiedliwości". Projekt ten miałby być już nazywany „sanacją sądownictwa”.

Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE tylko u nas
Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE

Po raz kolejny Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej próbuje ingerować w polski system sądowniczy. Przypomnijmy, też po raz kolejny, że nie ma on do tego żadnych uprawnień, ponieważ „wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w traktatach należą do państw członkowskich” (artykuł 5 Traktatu o Unii Europejskiej), a w zakresie sądownictwa państwa członkowskie nie przyznały Unii żadnych kompetencji.

Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. Wygląda na zaplanowane działania Wiadomości
Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. "Wygląda na zaplanowane działania"

Waldemar Buda napisał o ostrzelaniu swojego samochodu w Brukseli: "9 precyzyjnych strzałów, w momencie ataku nie byłem w aucie". Europoseł PiS zaznaczył, że tylko jego samochód został potraktowany w ten sposób. Jego zdaniem zatem, atak wygląda na zaplanowane działanie. Sprawę badają belgijskie służby.    

Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: wróci kwestia reparacji Wiadomości
Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: "wróci kwestia reparacji"

Prezydent Polski Karol Nawrocki przybywa do Berlina z pierwszą wizytą zagraniczną. Niemiecki rząd podkreśla wagę utrzymywania bliskich relacji z Polską, wskazując na wspólne interesy w zakresie bezpieczeństwa. Niemieckie media podkreślają też temat reparacji, do których ma wrócić Karol Nawrocki z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem

Komunikat dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego pilne
Komunikat dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego

Ważna informacja dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego. W związku z budową obwodnicy Opatowa muszą się liczyć z poważnymi utrudnieniami na drogach.

Von der Leyen broni Zielonego Ładu: Świat puka się w głowę. Co zrobi polski rząd? z ostatniej chwili
Von der Leyen broni Zielonego Ładu: "Świat puka się w głowę". Co zrobi polski rząd?

Dzisiejszy kurs Komisji Europejskiej jest nieodpowiedzialny - ocenili europosłowie PiS odnosząc się do wystąpienia szefowej KE Ursuli von der Leyen w PE . Świat puka się po głowie, kiedy to wszystko słyszy; żądamy weta polskiego - mówiła Anna Zalewska.

Zła wiadomość dla pana ministra. Waldemar Żurek odwołał sędziów wbrew negatywnym opiniom pilne
"Zła wiadomość dla pana ministra". Waldemar Żurek odwołał sędziów wbrew negatywnym opiniom

Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało, że minister Waldemar Żurek odwołał 25 prezesów i wiceprezesów sądów, mimo że kolegia sądów wydały negatywne opinie wobec wniosków o ich odwołanie. Żurek pominął też KRS, której nie uznaje. "To  nie wywołuje jakichkolwiek skutków prawnych" - skomentował na platformie X mec. Bartosz Lewandowski.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Postmoderna precz z muzeum

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku należy opróżnić z eksponatów i stworzyć od nowa. Koncepcja narzucona przez poprzednią ekipę to hybryda łącząca w sobie postpeerelowską szkołę historyczną, sowiecką propagandę i wybiórczą wrażliwość politycznej poprawności liberalnych postmodernistów. Mówię to z całą odpowiedzialnością, w swoim imieniu, ale pro bono jako członek rady muzeum, który miał możność zaznajomić się z wystawą i – po części – z bebechami tej instytucji.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Postmoderna precz z muzeum
/ Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, screen YT
Po pierwsze, pierwotna koncepcja liberalna muzeum odrzuca całkowicie narrację polską. A ta jest prosta. Rzeczpospolita miała dwóch wrogów: Hitlera i Stalina, III Rzeszę i Związek Sowiecki. Niestety próżno szukać równoważnika między tymi potworami. Jest jednoznaczne potępienie Niemców, ale ambiwalentny stosunek do Sowietów. Naturalnie są pewne przebłyski, jak Katyń, ale ta sprawa jest tak dobrze znana, że trudno by ją schować czy zmarginalizować. Pokazuje się ją przez filtr jakiś powiewających szmat, które niby mają wyobrażać drzewa.

Po drugie, brak pomysłu, strategii, wyobraźni, wiedzy i koncetracji powoduje, że w ekspozycji gubią się wątki i rozmywa się czy wręcz zanika cel, dla którego muzeum zostało stworzone. Mydło, widło i powidło. No właśnie, w jakim celu? Aby doszlusować do podobnych postmodernistycznych instytucji na Zachodzie? Na przykład muzeum II wojny światowej w New Orleans w stanie Luizjana, gdzie wychwala się Stalina, Armię Czerwoną i wszelkiego typu lewactwo? A nie łaska być oryginalnym, w polskim stylu? Czy wszystko – a w tym i muzeum – musi być zhomogenizowaną, globalistyczną, dekonstrukcyjną, postmodernistyczną papką serwowaną tubylcom z huxlejowskiego „Wspaniałego, dzielnego świata” (Brave New World)?

Przecież muzeum powinno być po to, aby opowiedzieć zwiedzającym historię II wojny światowej. Był to największy konflikt w historii planety Ziemia. Jak szacuje Victor Davis Hanson, (The Second World Wars: How the First Global Conflict was Fought and Won, New York: Basic Books, 2017, s. 463-464, 499), służyło w nim 70 milionów osób pod bronią, a zginęło „między 50 a 85 milionów ludzi”. Większość z ofiar to cywile. W II wojnę bezpieczniej było być żołnierzem. Paradoksalnie 80 proc. wszystkich ofiar padło – bezpośrednio i niebezpośrednio – z ręki przegranych: Niemców, Japończyków i Włochów. Im bardziej przegrywali, tym więcej zabijali. Albo tworzyli warunki, gdzie głód i choroby zbierały straszliwe żniwo. Podczas zwiedzania zupełnie brakuje wrażenia, że gdańskie muzeum pokazuje tak straszliwą skalę zmagań i tak przerażający poziom zniszczenia.

Wyjątkiem jest sekcja muzeum poświęcona eksterminacji Żydów. Ta jest wzorowana na US Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie i Yad Vashem w Izraelu. Ponieważ Holocaust jest ostatnim zjawiskiem, którego jeszcze nie zdekonstruowano (mimo że usiłuje się go negować i rewidować), to wystawa jest normalna i do dużego stopnia wiernie opowiada o martyrologii około 6 milionów ludzi żydowskiego pochodzenia. 

A co z resztą? Przecież zginęło jeszcze między 44 a 79 milionów nie-Żydów.  Obecnie funkcjonują jakieś tam wzmianki porozrzucane tu i tam, ale żadna z muzealnych narracji nie pofatygowała się pokazać tragedii innych w tak zespolony sposób jak w przypadku Holocaustu. I nie chodzi tu o wyścig o palmę pierwszeństwa w martyrologii: ten wygrali Chińczycy, których do 20 milionów zginęło w ciągu dekady japońskiej interwencji. Naturalnie wliczamy w to również ofiary komunistów, jak również nacjonalistów, a nie tylko japońskiej armii imperialnej. Nic takiego z muzeum nie wyniesiemy, a śladowe informacje na temat chińskiej tragedii są pogrzebane w nielogicznie zaszeregowanych eksponatach.

Chodziłem w bólu przez całe muzeum, stale nękany badziewiami postmodernistycznymi, częściami niepasującymi do siebie oraz pustymi ścianami, gdzie brak zagospodarowania przestrzeni odzwierciedlał – jak pisałem powyżej – brak wyobraźni, wiedzy i strategii. Powiedziano mi, że wystawa muzealna powstała w pędzie między grudniem 2016 a marcem 2017 r. Czyli twórcy śpieszyli się jak mogli, aby wycisnąć swoje piętno po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości. „Dobrej zmianie” chcieli wcisnąć w prezencie anarchistyczno-relatywistyczne dzieło narracji rozmemłanych. 

Na każdym kroku jakiś kwiatek, choćby NSZ zrównane z sowiecką agenturą PPR. Ponieważ autorzy wystawy dość dużo czasu poświęcili przedbiegom do II wojny, warto wspomnieć dwa zaniechania i przekłamania, które mnie w tym miejscu najbardziej zabolały. 

Po pierwsze, kominternowski duch przesiąkający sekcję dotyczącą wojny domowej w Hiszpanii. Właściwie zupełny brak czerwonego terroru, rozwalonych i sprofanowanych kościołów, katakumb, cmentarzy i stosu trupów – a w tym kobiet i dzieci – niechybnego znaku czerwonego postępu.

Druga dziura dotyczy operacji antypolskiej NKWD z lat 1937-38. Zginęło do 250 000 ludzi – głównie Polaków. A tymczasem mózgi poprzedniej ekipy nie uznały za stosowne pisnąć w tej sprawie choć słowo w ramach filostalinowskiej wystawy o tym, jak sowiecki dyktator kocha dzieci, wszędzie jeżdżą traktory, a wszystkiemu przygrywa skoczna muzyka komuny. Przypomnę wszystkim, co napisał członek poprzedniej rady muzeum, liberalny historyk Timothy Snyder, bynajmniej nie polski nacjonalista: „Najbardziej prześladowaną europejską mniejszością narodową w drugiej połowie lat trzydziestych to nie około czterysta tysięcy niemieckich Żydów (których liczba się zmniejszała z powodu emigracji), ale circa sześćset tysięcy sowieckich Polaków (których ilość zmniejszała się z powodu egzekucji” (Timothy Snyder, Black Earth: The Holocaust as History and Warning, New York: Tim Duggan Books, 2015, s. 57.)

Paradoksalnie, trafną ocenę Snydera – ściągniętą z książek Tomasza Sommera – wciela w życie obecna ekipa ratowników muzealnych, którzy miotają się, aby z postmodernistycznych fantasmagorii stworzyć Muzeum. Czyli starają się przerobić zupę rybną na akwarium. 

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 28 lipca 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (31/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


 

Polecane
Emerytury
Stażowe