[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: The Daesh War Vignettes

James Verini w „They Will Have to Die Now: Mosul and the Fall of the Caliphate (New York: W.W. Norton & Company, 2019) podarował nam ponure obrazki Państwa Islamskiego (ISIS) w „drugim czy trzecim najludniejszym mieście” Iraku (s. 5). Mosul jest również jednym z najstarszych siedlisk ludzkich. W czasach Akkadów zwał się „zachodnią fortecą” (s. 45). Wysłany na krótką wyprawę przez „National Geographic” Verini został tam rok. Jego dziennikarstwo jest wszędobylskie i wiernie oddające bieżące wydarzenia. Ale zakotwicza swoje opowieści w porcie swojej liberalnej ideologii, do czego niedługo powrócimy.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: The Daesh War Vignettes
/ The Daesh War Vignettes
Miejscami Verini potrafi być przecudownie autentyczny. Wąchamy śmierć w jego reportażach: „Na chodniku i trotuarze znajdowały się należące do kierowcy-samobójcy kawałki skóry, organów i kości, podsmażone i nasączone olejem. Jakieś 50 stóp od leju po eksplozji leżała część jego kręgosłupa” (s. 254). Dziennikarz pokazuje nam strach i nudę pola bitwy zarówno w wojaczce konwencjonalnej, jak i nieregularnej. „Nigdy przedtem wojna nie była tak nieocenzurowana”, tłumaczy nam swoje przygody (s. 98). Nigdy przedtem – należy dodać – nikt nie miał do czynienia z ludnością, uzbrojoną i nie, bardziej zgubioną niż w Iraku. Jak wsłuchać się w narrację Veriniego, to wydaje się, że wszyscy oni kochają Amerykę i chcą wyemigrować do USA, a jednocześnie wszyscy winią USA za wojnę. Wszystko to usprawiedliwiają i tłumaczą we wprawiającym o zawrót głowy kalejdoskopie „kontrlogocentrycznych” teorii spiskowych, w których prominentnie występują wszędobylscy „Żydzi” i wszechmocni „Amerykanie”. 
    Autor przyłączył się do sił tubylczych, zwykle irackich elitarnych oddziałów antyterrorystycznych (CTS), ale również do milicji kurdyjskiej Peszmerga. Bystrym okiem przywołuje dla nas przyjazną wojskową gadkę, okraszoną zwyczajową wymianą wulgarności. Verini pędzlem Breughla maluje tych żołnierzy: „Wszyscy bojowcy iraccy, konwencjonalni i nie, pozwalali sobie na frywolności ze swymi mundurami, ale milicjanci szyiccy to zupełnie osobna kategoria. Wyglądali jakby wypadli z miejskiego butiku uniseksualnego z towarami z demobilu dla celów przyjemnościowo-sportowych. Składało to się na kreatywne mieszanki tuzinów rozmaitych wzorów i odblasków kamuflażu i dżinsu oraz taktycznego sprzętu oraz ubrań do sali gimnastycznej i obuwia wszelkiego rodzaju. A przy okazji zwracali tyle samo uwagi na swoje włosy, jak każdy pruski oficer kawalerii. Być może nie zostali wyszkoleni w użyciu broni, być może łamali prawa człowieka, ale ich włosy były cudami podstrzyżenia i pianki” (s. 167).
Nasz żurnalista podziwia Irakijczyków. Z drugiej strony ma tylko pogardę dla fundamentalistycznych protestanckich i innych zachodnich (głównie amerykańskich) ochotników, którzy przyłączyli się do antykalifatystycznej koalicji, szczególnie do Peszmerga. Są do niczego – oprócz sanitariuszy, co przyznaje z wielką niechęcią. A ich chrześcijańska motywacja jest godna pogardy i denerwująca w najlepszym wypadku. Absolutnie odrzuca go były żołnierz amerykańskich sił specjalnych, który stara się pomodlić z nim, w taki sposób czochrając modniacki ateizm Veriniego (s. 188). No ale przynajmniej autor ma słabość dla Kurdów, co opisuje następujące pstryknięcie w książce: „Rankiem... dołączyłem do batalionu peszmerga – około 500 żołnierzy i kilka kobiet zebrało się o świcie w cieniu grani. To synowie, ojcowie, dziadkowie, córki. To sklepikarze, mechanicy, urzędnicy, nauczyciele. Ubrani byli w rozmaite stroje kamuflażowe: beżowe, zielone, szare, albo tradycyjne kurdyjskie szerokie pantalony i marynarki, pasy szerokie, turbany. Niektórzy mieli antyczne kałasznikowy, inni nowe karabiny szturmowe. Mimo że kilku miało hełmy, a jeszcze bardziej nieliczni kamizelki kuloodporne, to każdy przywiązał sobie do pleców, pasów i nóg sztylety, rewolwery i topory. Wielu z nich otrzymało rozkazy marszowe wczoraj, a na linię frontu podwieźli ich dumni i przestraszeni członkowie ich rodzin albo nocni taksiarze” (s. 140-141).
    Mimo, że rajcują go jego wojskowi kumple, zarówno bliżsi jak i dalsi, a w tym generał David Petreaus, Verini woli koncentrować się na cywilnych obserwatorach, prawdziwych ofiarach konfliktu. Albo przynajmniej wierzy im – na początku bezwzględnie – że są to właśnie prawdziwe ofiary. Większość Mosulczyków, z którymi się koleguje i cyklicznie odwiedza ich w domu, na drodze i w obozach uchodźców, to sunnici. Wielu z nich to również byli, pasywni bądź aktywni, zwolennicy ISIS. Oczywiście niektórzy z nich kłamią, naciągają, fałszują, oraz w rozmaity sposób praktykują taquiyya w stosunku do łatwowiernego, odruchowo dobrotliwego liberalnego dziennikarza, który mimo wszystko z czasem potrafi stworzyć dość krytyczny kontekst, aby odkrywać rozmaite odmiany winy przez towarzyskość (guilt by association). Potrafi rozpoznać skomplikowane powody dla niejednoznacznej postawy poddanych kalifackich w stosunku do Daesz. Powody te oscylują od politycznych i religijnych wyborów, włączając w to prześladowanie sunnitów, którzy uprzednio wspierali Saddama Husajna, przez zdominowany przez szyitów rząd, do powodów osobistych. Te ostatnie mogą znaczyć, że w domu był dominujący ojciec, którego autorytet podciął ISIS, tym sposobem uwalniając prześladowanego syna, aby ten strząsnął kajdany rodzicielskie. W takich sposób jeden ze świadków opisał wysiłek rekrutacyjny Daesz w miejscowym meczecie: Imam „Abu Bakr zawsze nosił karabin na ramieniu, nawet jak prawił kazania. Powiedział Omarowi i jego przyjaciołom, że byli oni apokaliptycznymi wojami w przygotowaniu. Pomogą zbawić świat od niewiary. Wielu z przyjaciół Omara dołączyło się albo dlatego, że im wyprano mózgi, albo dlatego, że ich straszono, albo dlatego, że potrzebowali pieniędzy czy byli znudzeni, czy dlatego, że chcieli służyć sprawie” (s. 44).
    W Mosulu dżihadyści byli początkowo bardzo sympatyczni i dobrze ułożeni. Wyjątkiem były naturalnie ich akcje wymierzone wobec bezpośrednich wrogów, a szczególnie rzeź około 1 500 podchorążych lotnictwa z miejscowej akademii, większość szyitów. Daesz na początku niewiele wymagał od miejscowych. Stopniowo jednak narzucili na ludność cywilną stale powiększającą się gamę restrykcji. Kobiety utraciły swoją wolność krok po kroku. Od nakrywania głów do transformacji w chodzące namioty beduińskie, nie mogły kupić majtek i innych artykułów bieliźnianych. Te zostały zakazane jako „nieislamskie”. To samo dotyczy filmów i muzyki, oprócz propagandy Państwa Islamskiego w formie wideo i audio.
    „Przemoc stała się rozrywką obywatelską” (s. 221). Mężczyzn biczowano za niewystarczająco bujne – czyli „muzułmańskie” – brody. Niektórzy nosili fałszywe brody, aby popisać się islamskim duchem. Policja religijna ścigała mężczyzn za rozmaite przestępstwa przeciw islamskiej modzie. „Zatrzymał go patrolowy na ulicy. Poinformował go, że jego spodnie były zbyt długie. Trzeba je podszyć nad kostką w stylu afgańskim. Patrolowy zaoferował mu dwie opcje: albo pójdzie do krawca, albo patrolowy sam mu zetnie i podszyje spodnie na miejscu. Patrolowi z Hizbah [policja religijna] nosili ze sobą nożyczki właśnie w tym celu. Facet wybrał krawca. Ponieważ patrolowy nie miał nic innego do roboty, poszedł z nim do krawca i przyglądał się, jak krawiec podszywał facetowi spodnie” (s. 98). Islamiści zabronili nauki wszelkich zachodnich przedmiotów w humanistyce i naukach społecznych. Powiedzieli studentom: „Mamy nową historię… Mamy jedynie słuszną historię” (s. 103).
    Zdaje się, że kalifatyści najbardziej nienawidzili nikotyny. Jak tylko mogli, narzucili całkowity zakaz palenia. Policja wołała mężczyzn na stronę i kazała sobie chuchać w twarz. Policjanci zatrzymywali samochody i wąchali popielniczki. Z drugiej strony jedynym sposobem, aby zdobyć paczkę papierosów, było dawać łapówki dżihadystom. Odwracali swe oczęta, podczas gdy kwitł czarny rynek papierosów i innych zabronionych towarów. Bojowcy Daesz najwięcej na takim nielegalnym handlu zarabiali.
    Tymczasem mieszkańcy Mosulu przyzwyczaili się do swego losu. A w to włączamy kamienowanie na śmierć rzekomych cudzołożników, wyrzucanie z wieży podejrzanych o homoseksualizm, albo „tylko” amputowanie kończyn rzekomym złodziejom. Według fatwy wydanej przez Komitet Generalnej Kontroli Państwa Islamskiego z 2 października 2016 r., „Ktokolwiek jest skorumpowany w tym świecie, będzie albo ukrzyżowany, albo straci ręce i stopy oraz będzie ukarany w żywocie przyszłym” (s. 201). Niewiele podniet w kraju Daesz. Verini twierdzi, że „przewidywalny i niezmienny fakt terrorystycznej teokracji, fakt, który dżihadyści nigdy nie wspominali w swojej literaturze promocyjnej, to była nuda, drążąca mózg, wywołująca wybuchy szału, zachęcająca do zaświatów nuda. Między spazmami przemocy i modlitwy oraz malowania wszystkiego na czarno, po prostu nie było nic do roboty” (s. 140-141).
    Jeśli chodzi o kontekst, to niestety dogłębne raporty Veriniego są pochlastane przez jego liberalną ideologię. Spowiada się, że stawienie się w Mosulu wyrosło z poczucia „winy” i „wstydu” (s. 16). Wierzy że Amerykę oszukano, aby zaatakowała Irak, a on był aktywnym przeciwnikiem tej wojny. Wiele zła w Iraku pochodzi od decyzji Waszyngtonu, aby zrobić inwazję na ten kraj. 
    Jednak jednocześnie, w swoim skróconym kursie dziejów regionu Verini przyznaje, że Saddam Husajn był potworem. Jego obalenie było wyzwoleniem dla Irakijczyków. Ale radykalna rewolucja religijna wybuchła wtedy i podzieliła kraj według sekciarskich preferencji. Przedsięwzięto niemiłosierne prześladowania i rzezie, bowiem szyici mścili się za dekady sunnickiej supremacji. A Kurdowie, jak zwykle, dostali w tyłek.
    Do tego miejsca nie ma się o co kłócić. Ale Verini stara się popisać swoją erudycją i dla utrzymania kontynuacji tworzy rzekomy łańcuch Saddam – Isztar. Mezopotamska bogini „twórczyni-niszczycielka” – jak i Asyryjczycy – potężnie kochała i z tej miłości zniszczyła niezliczone masy, aby potem odbudowywać od nowa. Saddam też. Dlatego, w tym kontekście, Irak stał się manichejskim polem bitwy nienawiści i miłości przez tysiąclecia. Tak sobie to wszystko tłumaczy Verini. Ale przecież ten raczej pośledni schemat można zastosować właściwie do każdego miejsca, a historię tej wojny można lepiej opowiedzieć, oszczędzając sobie wydumanej archeologicznej oryginalności, a – zamiast tego – skoncentrować się na tym, co się dzieje teraz.
    Zgoda, w porównaniu z niektórymi innymi liberalnymi kolegami autor stara się opanować. Jasne, dokopuje Donaldowi Trumpowi tu i tam, a bije w bęben Hillary Clinton w innych miejscach. Ale robi to cwanie, bo sentymenty te wsadza w usta swoich bohaterów. Może wkurzyć, ale nie jest to przesadzone. Jednak najbardziej martwi nas moralnie relatywistyczny parytet między syjonizmem a islamizmem albo, bardziej precyzyjnie: „nowoczesnym syjonizmem” a Państwem Islamskim. Oba wyznają mścicielską teorię historii, gdzie zemsta rządzi, aby naprawić stare krzywdy – prawdziwe i wydumane – w ramach utopijnego cyklu przemocy. Warto zacytować Veriniego in extenso, bowiem jego idee odzwierciedlają dominujący liberalny sentyment na temat Izraela: „Czy to niespodzianka więc,  że dzisiaj islamiści rzeczą, że trzeba winić Izrael za wszelkie nieszczęścia [od chwili ufundowania żydowskiego państwa] – albo że nowocześni syjoniści sankcjonują każdy swój atak jako ruch, aby zapobiec ludobójstwu ze strony islamu? Czy trzeba się dziwić, że zmilitaryzowani bezerkerzy po obu stronach są nie do odróżnienia od siebie w swoich skargach, w swych płaczach o straconych imperiach, ich obsesji na temat historycznej sprawiedliwości, ich niekończącym się teoretyzowaniom o zemście historii? To są przeciwnicy napędzani przez ten sam wstyd, wstyd bycia porzuconymi przez ich stworzyciela; związani są oni tą samą nostalgią, nostalgią za czasem, gdy rządzili,  czasem, którego żaden z nich nie znał i na temat którego oni w tajemnicy podejrzewają, że – najbardziej wstydliwa rzecz do której trzeba by się przyznać – ich prorocy kłamali mimo wszystko; wrogowie pobudzani przez podobieństwo tak podstawowe, że nie śmie ono przyznać się do tego” (s. 212-213).
    Jest bezsprzeczne, że jeśli Izrael potknie się militarnie raz, to przestanie istnieć. Wrogowie regionalni mogą przegrać tyle bitew, ile tylko trzeba tak długo, jak wygrają tylko jedną, ostateczną. Izrael zniknie, a z nim i Żydzi. Wielu eksterminowanych, a reszta zredukowana do płacących „dżizję dimmi” – czyli niewolników mahometan. Ponadto warto wiedzieć, że utopijne grupy mistyczne jak ISIS pojawiają się w islamie od czasu karadżytów w VII wieku AD. Syjoniści są nowoczesnym zjawiskiem nacjonalistycznym opartym na racjonalnym zrozumieniu ludzkości zorganizowanej jako plemiona i narody, w odróżnieniu od utopijnych świętych wojowników i ich imperiów takich jak wytęskniony przez nich kalifat. Verini odmawia zrozumienia tych zjawisk z powodu swej ślepoty ideologicznej.
    W taki sposób wylądowała w naszych rękach książka, która miesza świetne obrazki z pola bitwy z ideologicznym manifestem liberalnym. Ta absurdalna i wredna dychotomia przeorała „They Will Have to Die Now”. Ale jak się to zignoruje i wywali, praca pozostaje jedną z najbardziej potężnych opowieści wojennych początku XXI w.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 12 marca 2020
www.iwp.edu 
Intel z DC
 

 

POLECANE
Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi

Dobra wiadomość dla pasażerów z Łodzi i regionu. Od czerwca 2026 roku uruchomione zostaną bezpośrednie połączenia kolejowe do Płocka. Pociągi obsługiwać będzie Łódzka Kolej Aglomeracyjna (ŁKA).

Ewakuacja budynków w Warszawie. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej z ostatniej chwili
Ewakuacja budynków w Warszawie. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej

Żandarmeria Wojskowa poinformowała o zaskakujących ustaleniach po sobotnim wybuchu na poligonie w Warszawie-Rembertowie. W mieszkaniu rannych osób odkryto znaczne ilości materiałów wybuchowych oraz pozostałości po granatach i pociskach moździerzowych. Ze względów bezpieczeństwa zarządzono ewakuację okolicznych budynków przy ul. Zawiszaków w Warszawie.

Minister Finansów USA: Jesteśmy gotowi nałożyć sankcje na Rosję, jeśli Europa do nas dołączy z ostatniej chwili
Minister Finansów USA: Jesteśmy gotowi nałożyć sankcje na Rosję, jeśli Europa do nas dołączy

Jesteśmy gotowi zwiększyć presję na Rosję, ale potrzebujemy, by nasi europejscy partnerzy poszli za nami - powiedział w niedzielę minister finansów USA Scott Bessent. Jak stwierdził, nałożenie wspólnych sankcji i ceł na państwa kupujące rosyjską ropę doprowadzi do załamania rosyjskiej gospodarki.

Jeśli chociaż połowa konkretów będzie zrealizowana.... Adam Bielan zdradził kulisy rozmów Trump-Nawrocki z ostatniej chwili
"Jeśli chociaż połowa konkretów będzie zrealizowana...". Adam Bielan zdradził kulisy rozmów Trump-Nawrocki

Europoseł PiS Adam Bielan ujawnił szczegóły wrześniowego spotkania prezydenta Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem. W rozmowie z Tomaszem Sakiewiczem w programie „Polityczna kawa” na antenie Telewizji Republika polityk podkreślił, że relacje między przywódcami mają charakter wyjątkowy i bezprecedensowy.

ZUS wydał ważny komunikat z ostatniej chwili
ZUS wydał ważny komunikat

Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypomina o ważnych terminach dla uczniów i studentów, którzy pobierają rentę rodzinną po zmarłym rodzicu. Brak odpowiednich dokumentów w wyznaczonym czasie może oznaczać utratę świadczenia.

Świat zapomniał o niemieckich zbrodniach, najszybciej zapomnieli Niemcy, a najgorzej, że i my zapominamy tylko u nas
Świat zapomniał o niemieckich zbrodniach, najszybciej zapomnieli Niemcy, a najgorzej, że i my zapominamy

Świat zapomniał, świat już zapomniał o tym czym była II Wojna Światowa, świat zachodni już dawno zapomniał czym była nierozliczona do dziś okupacja Polski, Rosji, Białorusi czy Ukrainy.

Szynkowski vel Sęk: W nowym budżecie UE Polska jest okradana Wiadomości
Szynkowski vel Sęk: W nowym budżecie UE Polska jest okradana

- Polska nie może dać się okradać ze środków, które jej się należą.(…) Środki unijne nie są rozdzielane zgodnie z transparentnymi zasadami - mówił poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk w programie europosła Ryszarda Czarneckiego "Bliskie spotkania trzeciego stopnia". 

Trump w Korei Południowej. Szansa na rozmowy z Chinami i Koreą Północną z ostatniej chwili
Trump w Korei Południowej. Szansa na rozmowy z Chinami i Koreą Północną

Współpracownicy prezydenta USA Donalda Trumpa przygotowują wyjazd do Korei Południowej, gdzie na przełomie października i listopada ma wziąć udział w regionalnym szczycie; przy tej okazji trwają rozmowy na temat ewentualnego spotkania Trumpa z przywódcą Chin Xi Jinpingiem - podał portal stacji CNN.

Onet uderza w Jacka Kurskiego. Jest odpowiedź z ostatniej chwili
Onet uderza w Jacka Kurskiego. Jest odpowiedź

W piątek portal Onet.pl opublikował artykuł red. Kamila Dziubki z którego wynikało, że w PiS doszło do "awantury o Jacka Kurskiego". Do publikacji odniósł się sam były prezes TVP w wydanym oświadczeniu.

Straż Graniczna zatrzymała aktywistkę Pussy Riot. Była ścigana przez Interpol z ostatniej chwili
Straż Graniczna zatrzymała aktywistkę Pussy Riot. Była ścigana przez Interpol

Na terenie Polski zatrzymano Ajsoltan Nijazową, aktywistkę związaną z kolektywem Pussy Riot. Informację o tym zdarzeniu przekazała w mediach społecznościowych Maria Alochina, jedna z czołowych postaci grupy. Według działaczek Pussy Riot sprawa ma charakter polityczny

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: The Daesh War Vignettes

James Verini w „They Will Have to Die Now: Mosul and the Fall of the Caliphate (New York: W.W. Norton & Company, 2019) podarował nam ponure obrazki Państwa Islamskiego (ISIS) w „drugim czy trzecim najludniejszym mieście” Iraku (s. 5). Mosul jest również jednym z najstarszych siedlisk ludzkich. W czasach Akkadów zwał się „zachodnią fortecą” (s. 45). Wysłany na krótką wyprawę przez „National Geographic” Verini został tam rok. Jego dziennikarstwo jest wszędobylskie i wiernie oddające bieżące wydarzenia. Ale zakotwicza swoje opowieści w porcie swojej liberalnej ideologii, do czego niedługo powrócimy.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: The Daesh War Vignettes
/ The Daesh War Vignettes
Miejscami Verini potrafi być przecudownie autentyczny. Wąchamy śmierć w jego reportażach: „Na chodniku i trotuarze znajdowały się należące do kierowcy-samobójcy kawałki skóry, organów i kości, podsmażone i nasączone olejem. Jakieś 50 stóp od leju po eksplozji leżała część jego kręgosłupa” (s. 254). Dziennikarz pokazuje nam strach i nudę pola bitwy zarówno w wojaczce konwencjonalnej, jak i nieregularnej. „Nigdy przedtem wojna nie była tak nieocenzurowana”, tłumaczy nam swoje przygody (s. 98). Nigdy przedtem – należy dodać – nikt nie miał do czynienia z ludnością, uzbrojoną i nie, bardziej zgubioną niż w Iraku. Jak wsłuchać się w narrację Veriniego, to wydaje się, że wszyscy oni kochają Amerykę i chcą wyemigrować do USA, a jednocześnie wszyscy winią USA za wojnę. Wszystko to usprawiedliwiają i tłumaczą we wprawiającym o zawrót głowy kalejdoskopie „kontrlogocentrycznych” teorii spiskowych, w których prominentnie występują wszędobylscy „Żydzi” i wszechmocni „Amerykanie”. 
    Autor przyłączył się do sił tubylczych, zwykle irackich elitarnych oddziałów antyterrorystycznych (CTS), ale również do milicji kurdyjskiej Peszmerga. Bystrym okiem przywołuje dla nas przyjazną wojskową gadkę, okraszoną zwyczajową wymianą wulgarności. Verini pędzlem Breughla maluje tych żołnierzy: „Wszyscy bojowcy iraccy, konwencjonalni i nie, pozwalali sobie na frywolności ze swymi mundurami, ale milicjanci szyiccy to zupełnie osobna kategoria. Wyglądali jakby wypadli z miejskiego butiku uniseksualnego z towarami z demobilu dla celów przyjemnościowo-sportowych. Składało to się na kreatywne mieszanki tuzinów rozmaitych wzorów i odblasków kamuflażu i dżinsu oraz taktycznego sprzętu oraz ubrań do sali gimnastycznej i obuwia wszelkiego rodzaju. A przy okazji zwracali tyle samo uwagi na swoje włosy, jak każdy pruski oficer kawalerii. Być może nie zostali wyszkoleni w użyciu broni, być może łamali prawa człowieka, ale ich włosy były cudami podstrzyżenia i pianki” (s. 167).
Nasz żurnalista podziwia Irakijczyków. Z drugiej strony ma tylko pogardę dla fundamentalistycznych protestanckich i innych zachodnich (głównie amerykańskich) ochotników, którzy przyłączyli się do antykalifatystycznej koalicji, szczególnie do Peszmerga. Są do niczego – oprócz sanitariuszy, co przyznaje z wielką niechęcią. A ich chrześcijańska motywacja jest godna pogardy i denerwująca w najlepszym wypadku. Absolutnie odrzuca go były żołnierz amerykańskich sił specjalnych, który stara się pomodlić z nim, w taki sposób czochrając modniacki ateizm Veriniego (s. 188). No ale przynajmniej autor ma słabość dla Kurdów, co opisuje następujące pstryknięcie w książce: „Rankiem... dołączyłem do batalionu peszmerga – około 500 żołnierzy i kilka kobiet zebrało się o świcie w cieniu grani. To synowie, ojcowie, dziadkowie, córki. To sklepikarze, mechanicy, urzędnicy, nauczyciele. Ubrani byli w rozmaite stroje kamuflażowe: beżowe, zielone, szare, albo tradycyjne kurdyjskie szerokie pantalony i marynarki, pasy szerokie, turbany. Niektórzy mieli antyczne kałasznikowy, inni nowe karabiny szturmowe. Mimo że kilku miało hełmy, a jeszcze bardziej nieliczni kamizelki kuloodporne, to każdy przywiązał sobie do pleców, pasów i nóg sztylety, rewolwery i topory. Wielu z nich otrzymało rozkazy marszowe wczoraj, a na linię frontu podwieźli ich dumni i przestraszeni członkowie ich rodzin albo nocni taksiarze” (s. 140-141).
    Mimo, że rajcują go jego wojskowi kumple, zarówno bliżsi jak i dalsi, a w tym generał David Petreaus, Verini woli koncentrować się na cywilnych obserwatorach, prawdziwych ofiarach konfliktu. Albo przynajmniej wierzy im – na początku bezwzględnie – że są to właśnie prawdziwe ofiary. Większość Mosulczyków, z którymi się koleguje i cyklicznie odwiedza ich w domu, na drodze i w obozach uchodźców, to sunnici. Wielu z nich to również byli, pasywni bądź aktywni, zwolennicy ISIS. Oczywiście niektórzy z nich kłamią, naciągają, fałszują, oraz w rozmaity sposób praktykują taquiyya w stosunku do łatwowiernego, odruchowo dobrotliwego liberalnego dziennikarza, który mimo wszystko z czasem potrafi stworzyć dość krytyczny kontekst, aby odkrywać rozmaite odmiany winy przez towarzyskość (guilt by association). Potrafi rozpoznać skomplikowane powody dla niejednoznacznej postawy poddanych kalifackich w stosunku do Daesz. Powody te oscylują od politycznych i religijnych wyborów, włączając w to prześladowanie sunnitów, którzy uprzednio wspierali Saddama Husajna, przez zdominowany przez szyitów rząd, do powodów osobistych. Te ostatnie mogą znaczyć, że w domu był dominujący ojciec, którego autorytet podciął ISIS, tym sposobem uwalniając prześladowanego syna, aby ten strząsnął kajdany rodzicielskie. W takich sposób jeden ze świadków opisał wysiłek rekrutacyjny Daesz w miejscowym meczecie: Imam „Abu Bakr zawsze nosił karabin na ramieniu, nawet jak prawił kazania. Powiedział Omarowi i jego przyjaciołom, że byli oni apokaliptycznymi wojami w przygotowaniu. Pomogą zbawić świat od niewiary. Wielu z przyjaciół Omara dołączyło się albo dlatego, że im wyprano mózgi, albo dlatego, że ich straszono, albo dlatego, że potrzebowali pieniędzy czy byli znudzeni, czy dlatego, że chcieli służyć sprawie” (s. 44).
    W Mosulu dżihadyści byli początkowo bardzo sympatyczni i dobrze ułożeni. Wyjątkiem były naturalnie ich akcje wymierzone wobec bezpośrednich wrogów, a szczególnie rzeź około 1 500 podchorążych lotnictwa z miejscowej akademii, większość szyitów. Daesz na początku niewiele wymagał od miejscowych. Stopniowo jednak narzucili na ludność cywilną stale powiększającą się gamę restrykcji. Kobiety utraciły swoją wolność krok po kroku. Od nakrywania głów do transformacji w chodzące namioty beduińskie, nie mogły kupić majtek i innych artykułów bieliźnianych. Te zostały zakazane jako „nieislamskie”. To samo dotyczy filmów i muzyki, oprócz propagandy Państwa Islamskiego w formie wideo i audio.
    „Przemoc stała się rozrywką obywatelską” (s. 221). Mężczyzn biczowano za niewystarczająco bujne – czyli „muzułmańskie” – brody. Niektórzy nosili fałszywe brody, aby popisać się islamskim duchem. Policja religijna ścigała mężczyzn za rozmaite przestępstwa przeciw islamskiej modzie. „Zatrzymał go patrolowy na ulicy. Poinformował go, że jego spodnie były zbyt długie. Trzeba je podszyć nad kostką w stylu afgańskim. Patrolowy zaoferował mu dwie opcje: albo pójdzie do krawca, albo patrolowy sam mu zetnie i podszyje spodnie na miejscu. Patrolowi z Hizbah [policja religijna] nosili ze sobą nożyczki właśnie w tym celu. Facet wybrał krawca. Ponieważ patrolowy nie miał nic innego do roboty, poszedł z nim do krawca i przyglądał się, jak krawiec podszywał facetowi spodnie” (s. 98). Islamiści zabronili nauki wszelkich zachodnich przedmiotów w humanistyce i naukach społecznych. Powiedzieli studentom: „Mamy nową historię… Mamy jedynie słuszną historię” (s. 103).
    Zdaje się, że kalifatyści najbardziej nienawidzili nikotyny. Jak tylko mogli, narzucili całkowity zakaz palenia. Policja wołała mężczyzn na stronę i kazała sobie chuchać w twarz. Policjanci zatrzymywali samochody i wąchali popielniczki. Z drugiej strony jedynym sposobem, aby zdobyć paczkę papierosów, było dawać łapówki dżihadystom. Odwracali swe oczęta, podczas gdy kwitł czarny rynek papierosów i innych zabronionych towarów. Bojowcy Daesz najwięcej na takim nielegalnym handlu zarabiali.
    Tymczasem mieszkańcy Mosulu przyzwyczaili się do swego losu. A w to włączamy kamienowanie na śmierć rzekomych cudzołożników, wyrzucanie z wieży podejrzanych o homoseksualizm, albo „tylko” amputowanie kończyn rzekomym złodziejom. Według fatwy wydanej przez Komitet Generalnej Kontroli Państwa Islamskiego z 2 października 2016 r., „Ktokolwiek jest skorumpowany w tym świecie, będzie albo ukrzyżowany, albo straci ręce i stopy oraz będzie ukarany w żywocie przyszłym” (s. 201). Niewiele podniet w kraju Daesz. Verini twierdzi, że „przewidywalny i niezmienny fakt terrorystycznej teokracji, fakt, który dżihadyści nigdy nie wspominali w swojej literaturze promocyjnej, to była nuda, drążąca mózg, wywołująca wybuchy szału, zachęcająca do zaświatów nuda. Między spazmami przemocy i modlitwy oraz malowania wszystkiego na czarno, po prostu nie było nic do roboty” (s. 140-141).
    Jeśli chodzi o kontekst, to niestety dogłębne raporty Veriniego są pochlastane przez jego liberalną ideologię. Spowiada się, że stawienie się w Mosulu wyrosło z poczucia „winy” i „wstydu” (s. 16). Wierzy że Amerykę oszukano, aby zaatakowała Irak, a on był aktywnym przeciwnikiem tej wojny. Wiele zła w Iraku pochodzi od decyzji Waszyngtonu, aby zrobić inwazję na ten kraj. 
    Jednak jednocześnie, w swoim skróconym kursie dziejów regionu Verini przyznaje, że Saddam Husajn był potworem. Jego obalenie było wyzwoleniem dla Irakijczyków. Ale radykalna rewolucja religijna wybuchła wtedy i podzieliła kraj według sekciarskich preferencji. Przedsięwzięto niemiłosierne prześladowania i rzezie, bowiem szyici mścili się za dekady sunnickiej supremacji. A Kurdowie, jak zwykle, dostali w tyłek.
    Do tego miejsca nie ma się o co kłócić. Ale Verini stara się popisać swoją erudycją i dla utrzymania kontynuacji tworzy rzekomy łańcuch Saddam – Isztar. Mezopotamska bogini „twórczyni-niszczycielka” – jak i Asyryjczycy – potężnie kochała i z tej miłości zniszczyła niezliczone masy, aby potem odbudowywać od nowa. Saddam też. Dlatego, w tym kontekście, Irak stał się manichejskim polem bitwy nienawiści i miłości przez tysiąclecia. Tak sobie to wszystko tłumaczy Verini. Ale przecież ten raczej pośledni schemat można zastosować właściwie do każdego miejsca, a historię tej wojny można lepiej opowiedzieć, oszczędzając sobie wydumanej archeologicznej oryginalności, a – zamiast tego – skoncentrować się na tym, co się dzieje teraz.
    Zgoda, w porównaniu z niektórymi innymi liberalnymi kolegami autor stara się opanować. Jasne, dokopuje Donaldowi Trumpowi tu i tam, a bije w bęben Hillary Clinton w innych miejscach. Ale robi to cwanie, bo sentymenty te wsadza w usta swoich bohaterów. Może wkurzyć, ale nie jest to przesadzone. Jednak najbardziej martwi nas moralnie relatywistyczny parytet między syjonizmem a islamizmem albo, bardziej precyzyjnie: „nowoczesnym syjonizmem” a Państwem Islamskim. Oba wyznają mścicielską teorię historii, gdzie zemsta rządzi, aby naprawić stare krzywdy – prawdziwe i wydumane – w ramach utopijnego cyklu przemocy. Warto zacytować Veriniego in extenso, bowiem jego idee odzwierciedlają dominujący liberalny sentyment na temat Izraela: „Czy to niespodzianka więc,  że dzisiaj islamiści rzeczą, że trzeba winić Izrael za wszelkie nieszczęścia [od chwili ufundowania żydowskiego państwa] – albo że nowocześni syjoniści sankcjonują każdy swój atak jako ruch, aby zapobiec ludobójstwu ze strony islamu? Czy trzeba się dziwić, że zmilitaryzowani bezerkerzy po obu stronach są nie do odróżnienia od siebie w swoich skargach, w swych płaczach o straconych imperiach, ich obsesji na temat historycznej sprawiedliwości, ich niekończącym się teoretyzowaniom o zemście historii? To są przeciwnicy napędzani przez ten sam wstyd, wstyd bycia porzuconymi przez ich stworzyciela; związani są oni tą samą nostalgią, nostalgią za czasem, gdy rządzili,  czasem, którego żaden z nich nie znał i na temat którego oni w tajemnicy podejrzewają, że – najbardziej wstydliwa rzecz do której trzeba by się przyznać – ich prorocy kłamali mimo wszystko; wrogowie pobudzani przez podobieństwo tak podstawowe, że nie śmie ono przyznać się do tego” (s. 212-213).
    Jest bezsprzeczne, że jeśli Izrael potknie się militarnie raz, to przestanie istnieć. Wrogowie regionalni mogą przegrać tyle bitew, ile tylko trzeba tak długo, jak wygrają tylko jedną, ostateczną. Izrael zniknie, a z nim i Żydzi. Wielu eksterminowanych, a reszta zredukowana do płacących „dżizję dimmi” – czyli niewolników mahometan. Ponadto warto wiedzieć, że utopijne grupy mistyczne jak ISIS pojawiają się w islamie od czasu karadżytów w VII wieku AD. Syjoniści są nowoczesnym zjawiskiem nacjonalistycznym opartym na racjonalnym zrozumieniu ludzkości zorganizowanej jako plemiona i narody, w odróżnieniu od utopijnych świętych wojowników i ich imperiów takich jak wytęskniony przez nich kalifat. Verini odmawia zrozumienia tych zjawisk z powodu swej ślepoty ideologicznej.
    W taki sposób wylądowała w naszych rękach książka, która miesza świetne obrazki z pola bitwy z ideologicznym manifestem liberalnym. Ta absurdalna i wredna dychotomia przeorała „They Will Have to Die Now”. Ale jak się to zignoruje i wywali, praca pozostaje jedną z najbardziej potężnych opowieści wojennych początku XXI w.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 12 marca 2020
www.iwp.edu 
Intel z DC
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe