[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Komparatystyka przemocy
![Łubianka – dawna siedziba NKWD i KGB, teraz FSB. [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Komparatystyka przemocy](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/48596.jpg)
Oprzyjmy się tutaj głównie na dorobku naszego seminarium o zapobieganiu masowym mordom. Aby mogły nastąpić mordy masowe z powodów politycznych, czyli ludobójstwo (democyd), w tym na podłożu etnicznym czy rasowym (genocyd), muszą nałożyć się na siebie rozmaite czynniki polityczne, gospodarcze, społeczne i kulturowe. Czynniki te wybuchają nagle orgią masowych zorganizowanych mordów. Sama niechęć czy też nawet nienawiść w stosunku do zamierzonych ofiar nie wystarczy. Musi również istnieć ideologia głosząca niezbędność eksterminacji określonej grupy, taka jak ideologia walki klas (socjalizm, komunizm) czy grup „obcych” etnicznych (walka klas, walka narodów). Do tego dochodzi kluczowa rola jednostek przywódczych, które agitują i rozkazują, aby taki program mógł wejść w życie. Ważny jest też udział szeregowych wyznawców takich ideologii i ślepych wykonawców woli przywódców. Tacy sprawcy bezpośredni często konkurują ze sobą w morderczych zapędach, aby zasłużyć się w ramach systemu eksterminacyjnego. Czasami potrafią jednak paradoksalnie zwolnić eksterminację albo nawet ją zarzucić – z rozmaitych powodów, zwykle odzwierciedlających ich interesy własne. W pewnym sensie więc lokalni sprawcy mogą funkcjonować częściowo autonomicznie.
Następnie do masowego mordu może dojść w dobie kwestionowania, odrzucenia i w końcu obalania istniejących i dotychczas obowiązujących norm moralnych. Wojna jest jak najbardziej takim okresem. Szczególnie dotyczy to tych sprawców, którzy przecież normy godnej cywilizacji negują. Cechą charakterystyczną masowej eksterminacji jest załamanie się prawa i porządku, gdy masowi zabójcy ustanawiają swój własny ład. Czasami inne siły temu się sprzeciwiają (biernie bądź czynnie), starając się albo wprowadzić ład konkurencyjny, albo przywrócić poprzednie normy. Może to akcję eksterminacyjną albo zaostrzyć, albo opóźnić, albo nawet jej przeciwdziałać. Kontekstem tego wszystkiego często jest trwale zakonserwowany konflikt polityczny, gospodarczy i społeczny na poziomie lokalnym, który pod presją czynników zewnętrznych przyjmuje wymiar uniwersalny i apokaliptyczny. Ale kontekst sam nie wybuchnie – bez ideologiczno-personalnych materiałów zapalnych, bez rewolucyjnej przemocy, bez generalnych planów, bez powszechnej woli i szału mordowania.
Po stronie polskiej w czasie I wojny światowej (i następnej też) nic takiego nie zaszło. Naturalnie, kilka z wymienionych wyżej czynników istniało, ale w żaden sposób nie połączyło się w morderczą całość. Było to głównie wynikiem tego, że Polacy bronili Starego Ładu chrześcijańskiego przeciwko czerwonej rewolucji. Bronili Rzeczpospolitej, której wyidealizowany obraz był zupełnym zaprzeczeniem nowych trendów intelektualnych, w tym komunizmu, darwinizmu społecznego i innych propozycji, które starały się narzucić swoją władzę na Intermarium – ziemie między Morzem Czarnym a Bałtykiem. Ponadto w sprawie Pińska i innych miejsc nie zachodziły wyjątkowe czynniki lokalne (oprócz specyficznych warunków miejscowych), które mogłyby prowadzić do masowej eksterminacji kogokolwiek.
Prawdą jest, że gdyby Polacy chcieli – polskie władze, polskie wojsko, polski naród – to mogliby wymordować Żydów w latach 1918-1921, na przykład w Pińsku i wszędzie indziej. Kto by ich zatrzymał? Kto by pomógł słabym? Kto pomógł ofiarom bolszewików czy białych? Albo ormiańskim czy greckim ofiarom Turków? Alianci byli zupełnie impotentni, aby zapobiec, e.g. rzezi w Smyrnie we wrześniu 1922 r. Podobnie byłoby w razie analogicznej sytuacji w Polsce. Z zagranicy co najwyżej słychać byłoby gadanie, biadolenie i załamywanie rąk. Słabym można by robić krzywdę dowolnie i w każdym wymiarze.
Ale Polacy nikogo masowo nie eksterminowali, bo ani nie chcieli, ani nie było kultury czy ideologii, która skłoniłaby ich do masowych mordów. Byli społeczeństwem tradycyjnym, poddanym chrześcijaństwu i konserwatyzmowi w dużym stopniu. Jednocześnie Rzeczpospolita odrodziła się jako liberalna demokracja z pluralizmem opinii, wolną prasą i praworządnością. Wystarczy zapoznać się ze straszliwą historią eksterminacji klas, grup etnicznych, ras i narodów, aby zrozumieć, że w Polsce na takie okropieństwa nie było po prostu myśli, woli i materiału palnego. Nie było pędu do bydlęcego zezwierzęcenia, które kończy się całkowitą eksterminacją „obcych”. Nic takiego wśród Polaków nie istniało. Nie usprawiedliwia to w żadnej mierze antyżydowskiej przemocy, ale przywraca proporcje i pomaga osądzić winy i zrozumieć okoliczności.
To samo w mikroskali dotyczy Pińska. Jak zobaczymy, niektórzy oficerowie polscy wyrażali krwawe myśli całkiem otwarcie. Publicznie mówili, że trzeba rozstrzeliwać Żydów i rusińskich chłopów masowo ze względu na bolszewickie niebezpieczeństwo. A robili to jedynie wyjątkowo i sporadycznie. Przecież gdyby Wojsko Polskie chciało rzeczywiście wprowadzić taki plan eksterminacji w życie, to były po temu środki. Żołnierze mogli zmasakrować bez większego problemu wszystkich Żydów w Pińsku. Kto by ich obronił? Byli bezbronni. A Polacy nie zrobili tego. Odwrotnie niż wiele innych armii świata w tym okresie. Nie tylko armii rewolucyjnych czy barbarzyńskich prymitywów. Ale również wojsk krajów tzw. cywilizowanych.
Wystarczy porównać, na przykład, postępowanie Brytyjczyków podczas wojny burskiej czy Amerykanów podczas pacyfikacji Filipin na przełomie XIX i XX wieku. Amerykański generał Jacob Smith rozkazał: „Nie chcę jeńców. Życzę sobie, abyście zabijali i palili, tym bardziej mnie to ucieszy. Chcę, abyście zabijali wszystkie osoby, które mogą nosić broń w razie wrogich wystąpień przeciw Stanom Zjednoczonym. Limit wieku… to dziesięć lat”. Rozkaz został jak najbardziej wykonany, i to wielokrotnie. Amerykanie rutynowo wyrzynali dzieci, kobiety i starców podczas wojny na Filipinach. Rozstrzeliwano nagminnie jeńców, niszczono dobytek, palono wsie. Gwałty i rabunki były normą. Żołnierze amerykańscy nie ponieśli żadnych konsekwencji. I co? Nie ma bicia w piersi, cyklicznych wstępniaków w „The New York Times”. Ameryka zapomniała, tak jak o innych sprawach, w tym o pogromach na Czarnych.
To samo jest w innych krajach. Antyemigranckich, rasistowskich ekscesów we Francji czy Wielkiej Brytanii w trakcie i po I wojnie światowej zwykle się nie rozpamiętuje. Co najwyżej nadmienia się, że ich powodem był strach miejscowych przed bezrobociem. A przecież w zamieszkach brały udział całe masy ludzi, ogarnęły kilkanaście miast, a zginęło kilkadziesiąt osób. Szwedzka opinia publiczna – tak czuła na wszelkie oznaki „polskiego antysemityzmu”, w tym szwedzcy naukowcy tropiący „polskie pogromy” – jakoś za bardzo nie nagłaśniają swoich własnych problemów. A w 1918 r. podczas wojny domowej w Finlandii tylko jeden szwedzki batalion rozstrzelał 200 fińskich cywilów obu płci w zachodniej Uusimaa. W kwietniu 1918 r. w regionie Forsaa oddziały szwedzkich ochotników dokonały egzekucji 260 cywili, z czego 13 kobiet. Najmłodsza z nich miała 16 lat. Ofiarami znów padli głównie Finowie, prawie wszyscy oskarżeni o lewicowość. I zginęło ich więcej niż Żydów z rąk polskich w porównywalnym okresie według ustaleń komisji amerykańskiej.
Liberalna Czechosłowacja była międzywojennym beniaminkiem postępowej i lewicowej opinii publicznej. A przecież zachowania tamtejsze nie odbiegały od europejskiej współczesnej normy. Ponadto w Czechach i na Morawach w latach 1914-1918 właściwie nie było żadnej wojny i brutalizacji, a mimo tego miejscowi Żydzi i tak padali ofiarami przemocy. Badaczka Livia Rothkirchen opisała, że w Pradze i innych miejscowościach wybuchły antysemickie zamieszki i grabież. Brali w nich udział cywile i wojskowi. W grudniu 1918 r. w Holešovowie pogrom trwał 3 dni. Wśród ofiar było dwóch żydowskich kombatantów wracających do domu z frontu. Trzeba było sprowadzić specjalne jednostki z Brna, aby uspokoić motłoch. W maju 1919 r. zamieszki wybuchły ponownie w Pradze i okolicach. Powodem była nienawiść do spekulantów, których tłum identyfikował jako Żydów. 20 listopada 1920 r. nastąpił najbardziej gwałtowny pogrom w stolicy Czechosłowacji. Zaatakowano żydowskie sąsiedztwa, skupiono się szczególnie na prześladowaniu i męczeniu żydowskich uciekinierów z Galicji. Niszczono sklepy i budynki użyteczności publicznej, szczególnie zabytkowy żydowski Ratusz. Bito ludzi, rabowano. Opisał to nawet sam Franz Kafka. Podobnie było na Słowacji.
Tamże dodatkowo na antyżydowską przemoc wpływ miał „biały kontrterror” napływający z Węgier, gdzie pobito bolszewicką rewolucję Béli Kuna wraz z jej „czerwonym terrorem”. W zemście za udział żydowskiego patologicznego marginesu w rządach komunistycznych węgierscy kontrrewolucjoniści atakowali niewinną ludność żydowską. Wyrzucano ich z domostw, choć większość uciekała samorzutnie. W akcjach tych brali udział nie tylko węgierscy żołnierze, ale również węgierscy i słowaccy cywile. W samych Węgrzech zginęło około 3000 Żydów. Pamiętajmy też, że lata 1918-1921 to okres rewolucji i kontrrewolucji wszędzie. W Niemczech po obu stronach barykady poległo tysiące osób, w tym Żydzi. Tysiące ludzi było po prostu postronnymi ofiarami przemocy. Podobnie było w rozmaitych prowincjach rozpadającego się imperium osmańskiego, gdzie Żydzi, chrześcijanie i inni doświadczyli przemocy, również w ekstremalnych, eksterminacyjnych formach. Kontekst liczy się bardzo w naszej analizie na potrzeby mikrostudium. I vice versa.
Przyznajmy jednak otwarcie, że czeskie, polskie, węgierskie czy nawet szwedzkie epizody przemocy, w tym wobec mniejszości narodowych, wliczając w to naturalnie Żydów, były w skali globalnej raczej marginalnym zjawiskiem. Głównymi sprawcami mordów nie były małe i średnie państwa narodowe, czyli światowe karzełki, ale byli nimi światowi giganci – państwa imperialne, kolonialne, potężne, żarłoczne. Tego przynajmniej nie potrzeba udowadniać. Jednak wiedza o tym słabo funkcjonuje na poziomie popkultury, gdzie w tym temacie dominuje narracja o „polskich obozach koncentracyjnych” i rzekomej polskiej odpowiedzialności za Holocaust. A wywodzi się ją właśnie z okresu I wojny światowej i walk o niepodległość RP.
Jednak wpływ na żarłoczność przemocy po zakończeniu I wojny światowej miało przede wszystkim zachowanie wielkich mocarstw. To one znormalizowały masowe mordy. Preludium były dyskretnie skrywane akcje ludobójcze w koloniach. Tylko w czasie podboju Kaukazu w XIX w. Rosja wymordowała co najmniej 100 000 Czeczeńców, Inguszów, Czerkiesów i innych. Było to zresztą kontynuacją podobnych rzezi, których Moskwa dokonała podczas wcześniejszego podboju Syberii i Azji Środkowej. W akcji eksterminacyjnej w Afryce celowali Belgowie, którym podlegało Kongo. Zginęły tam miliony niewinnych zaprzężonych do niewolniczej pracy.
Technologia i nowe ideologie polityki doby masowej sprawiły narastającą brutalizację konfliktów. Do eksterminacji bezpośredniej ludów imperia wprowadzały nowe systemy, narzędzia, instytucje i metody. Hiszpanie na Kubie i Anglicy w południowej Afryce byli pionierami obozów koncentracyjnych. Początkowo chodziło o zgromadzenie ludności w jednym miejscu i odizolowaniu jej pod kuratelą władz, aby odciąć powstańców czy rebeliantów od naturalnego zaplecza logistyczno-moralnego. Podczas gdy ofiarą tych pierwszych instytucji koncentracyjnych byli biali (Burowie) i Murzyni, jak i ludzie o mieszanych korzeniach (Kubańczycy), niemieccy kolonialiści usprawnili system. W południowo-zachodniej Afryce stworzyli bowiem oprócz klasycznej sieci obozów koncentracyjnych również jeden obóz śmierci dla Murzynów Herero i Namaqua. W tym pierwszym ludzie umierali z chorób i z głodu, w tym drugim – położonym na Shark Island w Lüderitz – po prostu zabijano. Akcja przeciw Herero było to pierwsze ludobójstwo w XX w.
Machina masowych mordów ruszyła w Europie wraz z wybuchem I wojny światowej. Zaczęli Niemcy w sierpniu 1914 r., atakując, niszcząc i rabując wcześniej opuszczone przez Rosjan i nie bronione nadgraniczne miasta Kalisz i Częstochowę. Ofiarami padło kilkaset osób wśród ludności cywilnej. Wśród nich wielu rozstrzelano jako fałszywie podejrzanych o działania partyzanckie. Dopiero potem zaczęły się dobrze opisane i powszechnie znane niemieckie zbrodnie na Belgach i Francuzach. W Polsce podobne zbrodnie armia niemiecka popełniała – choć sporadycznie – na ludności cywilnej przez cały czas okupacji, w tym nawet po zakończeniu wojny. Na przykład 16 listopada 1918 r. zamordowano 44 Polaków w Międzyrzecu Podlaskim.
W Galicji doszło do zabijania cywilów już we wrześniu 1914 r. Dotyczy to głównie pogromów na Żydach, których dopuściły się wojska rosyjskie we Lwowie i Przemyślu. Zginęło kilkadziesiąt osób, z czego nieliczne były chrześcijanami. Podczas wycofywania się wojsk carskich ponad rok później doszło już do około 100 pogromów w Galicji, w tym ponownie we Lwowie. Podczas Wielkiego Odwrotu w połowie 1915 r. armia rosyjska przymusowo popędziła ze sobą na wschód setki tysięcy ludzi, dalsze setki tysięcy uchodźców podążyło za nią dobrowolnie: od Galicji do Kowieńszczyzny. Znów dochodziło do aktów przemocy wobec cywilów, w tym i Żydów. Od polityki „spalonej ziemi” ucierpieli wszyscy.
Po wypchnięciu Rosjan przemoc wobec cywilów kontynuowały Austro-Węgry. Odbiwszy Galicję w ramach ofensywy w październiku 1915 r., aby ukarać podejrzanych o zdradę i moskalofilizm, wojska habsburskie powiesiły kilkaset osób, a około kilkadziesiąt tysięcy deportowały do obozów koncentracyjnych na zachodzie imperium. Tylko w jednym z nich, Talerhof pod Grazem, uwięziono prawie 20 000 ludzi. Wśród ofiar zemsty austriackiej przeważali Rusini, a głównie Łemkowie. Zresztą jeszcze krwawiej habsburskie wojska poczynały sobie w podbitej Serbii, gdzie na północnym zachodzie zabito około 3000 cywilów. Dodatkowe ofiary serbskie padły z rąk bułgarskich sojuszników państw centralnych.
Podkreślmy, że imperialne wet za wet odbywało się głównie kosztem imperialnych mniejszości narodowych, w tym Polaków, Żydów, Rusinów, Ukraińców i innych, a nie kosztem dominujących germańskich czy rosyjskich grup narodowościowych. Aby uniknąć przemocy, cywile wszędzie starali się wypracować rozmaite mechanizmy dostosowawcze: od kolaboracji przez dyssymulację i ucieczkę aż do oporu biernego i czynnego. W większości wypadków takie próby pasywnej i aktywnej samoobrony zależały wyłącznie od dobrej woli okupujących dany obszar władz wojskowych. Za każdym razem istniało ryzyko pogromu, rzezi czy doraźnej egzekucji, nie mówiąc o rabunkach, gwałtach i wywózkach oraz wypędzeniach. W rezultacie tego wszystkiego, jak podaje brytyjski historyk wojskowości Prit Buttar, „Polscy i rusińscy cywile w zonie wojennej słusznie wierzyli, że Rosja była najbardziej represywnym z Wielkich Mocarstw. Dlatego istniał duży poziom poparcia dla Podwójnej Monarchii w południowej Polsce i Galicji, lecz to zostało wielce popsute przez zachowanie C.K. Armii... Niemcy wcale nie stronili od wymierzania doraźnej sprawiedliwości, lecz ich sojusznicy byli o dużo gorsi. Regulaminy C.K. Armii pozwalały oficerom w polu, aby wymierzać sprawiedliwość aż do kary śmierci, po przeprowadzeniu minimalnego dochodzenia w świetle prawa. A w wielu wypadkach to nawet się ignorowało i wykonywało egzekucje na podstawie samych podejrzeń... Często brano zakładników i ich pozbawiano życia w wypadkach, gdy żołnierze austro-węgierscy wpadali w zasadzki, nawet jeśli atakujący nie byli cywilami”.
Jednak bezwzględnie najbardziej krwawo z cywilami poczynało sobie Imperium Osmańskie – przy biernej postawie sprzymierzonych z nim Niemców. Wielka Porta była odpowiedzialna za straszliwe masakry chrześcijańskich Ormian. Wśród ofiar były też i kobiety, i dzieci mordowane na masową skalę. Sprawcy to głównie Turcy, ale współdziałali w zbrodni również Kurdowie, Azerowie i inni muzułmanie. Potem zabijano też licznie Greków. Szacuje się, że razem zginęło ponad milion ludzi (1915-1919). Zaćmiły tę tragedię dopiero megamordy – głównie bolszewickie – podczas wojny domowej w Rosji.
Mordy masowe i inne zbrodnie na wielką skalę stały się „osiągnięciami” imperiów i ich szowinizmu, paranoi oraz przewagi materialnej, w tym technologicznej i organizacyjnej. Te wszystkie czynniki ułatwiały zabijanie. Do pewnego stopnia gigantów usiłowały naśladować niektóre karzełki. Nie szło im świetnie na tym polu. Małym państwom oraz organizacjom pozapaństwowym zwykle brakowało bowiem środków, wyrafinowania i rozmachu, aby w jakikolwiek sposób aspirować do ludobójczych możliwości i morderczych rezultatów osiągniętych przez potęgi. Już nie mówimy o ich przebiciu czy „tylko” doścignięciu.
Mordy masowe zwykle napędzały rozmaite ideologie: socjalizm, imperializm, rasizm, nacjonalizm, antychrystianizm i tym podobne. Miał w nich też udział antysemityzm. Szczególnie dotyczy to opętanego przekonania, że Żydzi wymyślili i kontrolują komunizm i kapitalizm w celu podporządkowania i wyniszczenia innych ludów, aby zapanować nad światem w ramach tajnego spisku. Aby zrozumieć te mechanizmy i patologie, należy umieścić je w odpowiednim kontekście dziejowym.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 20 maja 2020 r.
Intel z DC
