Paweł Jędrzejewski: Złe i dobre wiadomości, jakie niosą ze sobą wyniki wyborów do PE

Przez prawie 3 i pół roku, aż do kolejnych wyborów do sejmu i senatu. Bo przyszłoroczne wybory prezydenckie mają z zasady inny charakter - będą starciem wyłącznie KO z PiS, a także w znacznym stopniu dwóch indywidualności kandydatów na głowę państwa. Nie dowiemy się z nich, co sądzą wyborcy o mniejszych partiach i ich koalicjach, czyli o szerszym obrazie polskiej polityki.
Skandal w Sejmie. Solidarność trzymana pod strażą
Co więc mówią wyniki wyborów z 9 czerwca?
Po pierwsze, że w Polsce nadal polityka skupia się na zastygłej w chocholim tańcu rywalizacji pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i jego partią, a Donaldem Tuskiem i jego partią. To bardzo zła wiadomość. Tym bardziej, że różnica w wynikach uzyskanych przez te partie jest poniżej 1 punktu procentowego. A to bardzo mocno oznacza, że zastygły one w tytanicznym, wyrównanym zwarciu i - niestety - będą tak trwały nadal, ze szkodą dla wszystkich.
Trzecia Droga to była mistyfikacja
Po drugie, dotkliwa klęska Trzeciej Drogi, udowadnia, że wyborcy zaczynają rozumieć, że ta koalicja Polski 2050 i PSL nie była żadną autentyczną próbą stworzenia alternatywy dla odwiecznego zaklętego kręgu rywalizacji PO z PiS, tylko politycznym oszustwem. Oszustwem, które się już wydało. Bo chodziło o mistyfikację, mającą na celu przyciągnięcie głosów tych wyborców, którzy mieli dość PiS, a jednocześnie nie mogli przełamać swojej niechęci wobec PO i Tuska. Po to, żeby ci wyborcy na wybory październikowe nie zostali w domach, Szymon Hołownia stworzył iluzję partii centrowej i programowo niezależnej, opozycyjnej wobec zarówno PO jak i PiS. Z kolei Władysław Kosiniak-Kamysz, wylękniony wizją PSL poniżej 5%, dołączył do niego z ludowcami. Mistyfikacja ta powiodła się jesienią 2023 aż na 14,4% elektoratu. Jednak po pół roku stało się dla wyborców jasne, że "odrębność" Trzeciej Drogi to fikcja, że partia ta nie ma nic własnego do zaproponowania, że całkowicie podporządkowała się Tuskowi, wyzbyła indywidualności, a przede wszystkim sprzedała za dwa prestiżowe stanowiska dla jej przywódców. Jednocześnie ukazując prawdziwe charaktery tych polityków.
No bo pomyślmy, jakim trzeba być narcyzem, jak gigantyczne trzeba mieć ego, żeby - w sytuacji wojny za wschodnią granicą - przyjmować funkcję ministra obrony narodowej, kompletnie nie znając się na armii, wojskowości i obronie? Nie mając w tej materii żadnego, nawet minimalnego doświadczenia. Co za pycha i brak samokrytycyzmu! To właśnie zrobił Kosiniak-Kamysz - z zawodu lekarz, a z pasji polityk.
Z kolei drugi lider koalicji, Szymon Hołownia - został kupiony obsadzeniem w gwiazdorskiej roli marszałka w telewizyjnym reality show pod tytułem "sejm RP", który przez kilka miesięcy był hitem wśród programów rozrywkowych. To efektowne przedłużenie celebryckiego statusu, uzyskanego udziałem w "Mam talent", już się jednak widowni przejadło.
Stało się więc jasne, że koalicja pod przywództwem tych dwóch polityków, skupionych z prawdziwą pasją jedynie na celebracji siebie samych, nie ma nic własnego do zaproponowania i będzie wykonywać bez szemrania wszystkie polecenia szefa KO.
Trzecia Droga już się z tego upadku nie podniesie, podobnie jak Polska 2050, bo bycie nową i obiecującą "trzecią siłą" jest jak zapalanie zapałki - może udać się tylko raz.
Lewica na śmietnik historii
Jeszcze bardziej spektakularną klęskę poniosła Lewica. Jej jedynym "sukcesem" jest fakt, że "chłopaki" (Biedroń i Śmiszek) będą razem w Brukseli za pieniądze europejskiego podatnika.
Z pozoru, klęska lewicy wynika z faktu, że ta formacja polityczna, która kiedyś walczyła o prawa światowego proletariatu i wznosiła czerwony sztandar "ponad trony", obecnie reprezentuje nieudolnie jedynie interesy wąskich marginesów. Takich jak lewicowe skrzydło LGBT, ludzie, których obraża słowo "murzyn", kobiet i mężczyzn żądających, żeby zwracać się do nich używając rodzaju nijakiego lub liczby mnogiej, biologicznych facetów, którzy jako kobiety chcą wygrywać podnoszenie ciężarów z biologicznymi kobietami i innych, tym podobnych, dziwaków.
Jednak prawdziwa i głębsza przyczyną klęski lewicy jest inna. Lewica stała się po prostu ruchem, ideologią, stylem życia, a nawet sposobem myślenia doszczętnie anachronicznym. Dlatego obecna lewica znika wstydliwie i bez zadęcia, czyli wycofuje się na śmietnik historii inaczej niż PZPR czy Sojusz Lewicy Demokratycznej. Po prostu socjalizm i komunizm skończyły się - sromotnie przegrały historyczną bitwę z kapitalizmem. Ten dał ludziom Biedronki i Lidle, w których można codziennie nabyć taniego "Żubra" lub "Kasztelana", świeże sushi oraz karkówkę po obniżonej cenie, i gdzie na stoiskach przed kasą leżą, jak przecenione ogórki gruntowe, najwybitniejsze dzieła literatury światowej. Kapitalizm zapewnia dobrobyt: mediana zarobków rośnie, bezrobocia nie ma, klatkowe walki MMA każdego dnia zyskują nowych fanów - kto potrzebuje w ogóle jakiejś lewicy?
Nadchodzi Konfederacja
Ostatecznie, jedyną partią, która odniosła w czerwcowych wyborach sukces, jest Konfederacja. Paradoksalnie, w partii, uważanej przez rozsądnych za "partię rozsądku", najwięcej głosów uzyskał Grzegorz Braun, którego działania trudno uznać za rozsądne. No to jak to jest z tym "rozsądkiem" Konfederacji? I z rozsądkiem jej wyborców?
Cóż... z konieczności trzeba uznać Brauna za odstępstwo od normy i pamiętać, że stanowi on magnes dla wyborców potrzebujących kandydata skrajnie i radykalnie antysystemowego. Ludzie tak wyważeni i racjonalni jak Krzysztof Bosak czy Sławomir Mentzen muszą sobie z tego świetnie zdawać sprawę. Powinni jednak dobrze pamiętać, że Braun, który obecnie przynosi Konfederacji wyborcze profity, może ją skutecznie skompromitować, gdy zacznie obciachowo szaleć z gaśnicą po Brukseli. To się, rzecz jasna, spodoba radykałom, ale stworzy Konfederacji szklany sufit i uniemożliwi jej kolejne sukcesy na poważniejszą, naprawdę liczącą się skalę.