[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Por. Jan Rodowicz „Anoda”: Zakatowany, czy zastrzelony?

7 stycznia 1949 r., po kilku dniach ubeckiego śledztwa, porucznik Jan Rodowicz „Anoda” – żołnierz Szarych Szeregów, słynnego Batalionu „Zośka”, czterokrotnie ranny w Powstaniu Warszawskim, odznaczony Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari - już nie żył. I choć oficjalna wersja wciąż mówi o samobójstwie (miał wyskoczyć z IV piętra gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - dziś Ministerstwo Sprawiedliwości - przy ul. Koszykowej w Warszawie), nikt w nią nie wierzy. 12 stycznia pochowany przez ubeków na Powązkach Wojskowych, w tajemnicy przed rodziną i kolegami, jako NN. W III RP, dzięki grubej kresce dla komunistycznych zbrodniarzy, żyjący oprawcy por. Rodowicza pozostali bezkarni.
 [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Por. Jan Rodowicz „Anoda”: Zakatowany, czy zastrzelony?
/ Wikipedia domena publiczna
Dopiero na początku marca 1949 r. ojciec Kazimierz Rodowicz otrzymał pismo z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Szef Wydziału Nadzoru Prokuratorskiego nad śledztwami w sprawach szczególnych (! – sic) mjr Mieczysław Dytry informował, że 7 stycznia o drugiej po południu Jan Rodowicz „popełnił samobójstwo, wyskakując z okna podczas przeprowadzania go z aresztu. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej, zgon nastąpił w chwili po wypadku”, i że został pochowany na Powązkach Wojskowych jako NN.

Kilka dni później rodzinie udało się ustalić, gdzie dokładnie Jan jest pochowany. Jego matka, Zofia, tak o tym pisała: „Kierownik biura pogrzebowego, który potem okazał się być znajomym Janka, gdyż prowadził z Jankiem ekshumację „Zośkowców” w 1945 roku, przyniósł od siebie z gabinetu kartkę z numerem grobu Janka. Polecił [...] trzymać ją na wierzchu i powiedział, że „gdyby ktoś przyszedł z rodziny Rodowiczów [...] proszę im powiedzieć, że pochowany został pod numerem takim-to”.

To właśnie Janowi Rodowiczowi zawdzięczamy kwaterę brzozowych krzyży - grobów Batalionu „Zośka” na Powązkach Wojskowych w Warszawie.
 
Strużka zaschniętej krwi
 
„Mogiła była w środku cmentarza w drugim rzędzie, pokryta, jak cały cmentarz, śniegiem” – relacjonowała dalej Zofia Rodowicz. - „Pani zarządzająca ekshumacją, zapytana przeze mnie w cztery oczy, czy pamięta pogrzeb mojego syna w dniu 12 stycznia, powiedziała mi, że wszyscy w biurze pamiętają, iż tego dnia, pod wieczór, kilku młodych ludzi z Urzędu Bezpieczeństwa przywiozło ciężarówką zawinięte w kocu ciało, zakupili więzienną trumnę, bez świadków sami złożyli zwłoki do trumny i kazali natychmiast wieźć na cmentarz komunalny i pochować jako NN. […] Opisuję wszystko tak szczegółowo, gdyż sprawa wyglądała zagadkowo… W czasie przekładania zwłok do naszej trumny stwierdziliśmy brak wszelkich oznak połamań nóg, żadnych wylewów, uszkodzeń twarzy, rąk. Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane”.

W ekshumacji przeprowadzonej przez rodzinę „Anody” uczestniczyła lekarka, Anna Rodowiczowa. Zbadała ciało, na ile to było możliwe w tych warunkach, nie stwierdzając złamań, uszkodzeń głowy, których można się było spodziewać po upadku z wysokiego piętra. Zauważyła natomiast za uchem strużkę zaschniętej krwi… i okrągły, niewielki otwór. Czyli postrzał?

Oficjalną przyczyną zgonu, podaną przez wspomnianego stalinowca mjr Dytrego w piśmie z 1 marca 1949 r., był „krwotok z tętnicy głównej spowodowany upadkiem z okna” po samobójczym skoku. 
 
Ktoś po nim skakał?
 
Po niedługim czasie zgłosił się do rodziny Rodowiczów dr Konrad Okolski, dyrektor Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie i ojciec przyjaciela Janka, Konrada „Kuby” Okolskiego, który zginął w Powstaniu. Przekazał on informacje, które zdobył od prof. Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego, kierownika Zakładu Medycyny Sądowej. Informacja brzmiała: wykluczam samobójstwo. 

Czyli „Anodę” zamęczono podczas śledztwa (mogło się to stać po jego powrocie do aresztu)? Miał on bowiem wgniecioną klatkę piersiową, tak jakby ktoś po nim skakał. Według dr Okolskiego prof. Grzywo-Dąbrowski miał nieprzyjemności, ponieważ nie chciał podpisać się pod protokołem z sekcji zwłok, gdzie jako przyczynę śmierci podano krwotok.
 
Na wniosek krwawej „Luny”
 
UB aresztowało „Anodę” w Wigilię 24 grudnia 1948 r., w mieszkaniu przy ulicy Lwowskiej 7/10 w Warszawie. Przeprowadzono rewizję domową i osobistą. Został osadzony na Koszykowej 6 – w areszcie wewnętrznym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Stało się tak na wniosek ppłk Julii Brystiger, „Luny”, dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W 1957 r. planowano pociągnąć ją do odpowiedzialności karnej, ale nigdy nie stanęła przed sądem. Krwawa „Luna” zmarła w 1975 r., podobno jako głęboko wierząca katoliczka i została pochowana na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

W latach dziewięćdziesiątych XX w. przeprowadzono oficjalne śledztwo, połączone z ekshumacją. Wtedy też przesłuchano żyjących oprawców Rodowicza. To mjr Wiktor Herer, naczelnik Wydziału IV Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który specjalizował się w inwigilowaniu środowisk artystycznych i akademickich – to on formalnie wydał nakaz aresztowania „Anody”, oraz por. Bronisław Klejn.

Obaj kategorycznie zaprzeczali, jakoby Rodowicz był w gmachu resortu torturowany. Klejn stwierdził, że tylko raz przesłuchiwał Rodowicza na polecenie swego przełożonego. Miał jedynie za zadanie przetrzymać go przez kilkanaście minut i doprowadzić do szefa. Zapewniał też, że był to jego pierwszy i jedyny kontakt z „Anodą”, gdyż przesłuchiwanie go nie leżał o w jego kompetencjach.

– Nie upilnowałem. Wymknął się – twierdził Klejn. W świetle jego zeznań „Anoda” wyskoczył przez otwarte na oścież okno w pokoju, do którego sekretarka poleciła konwojentowi wprowadzić więźnia na czas oczekiwania na Herera.

Według ubeków, od strony ambasady brytyjskiej, sąsiadującej z siedzibą ich resortu, do gmachu MBP dobudowano parterowy budynek gospodarczy. Skok na jego dach mógł więc ich zdaniem stać się dla „Anody” skokiem do wolności.

Co ciekawe, Klejn zapewniał, że nie wyjrzał nawet za skaczącym. Nie sprawdził, co się z uciekinierem dalej działo.
– Byłem w szoku. Wróciłem, żeby jak najszybciej zameldować, że wyskoczył. To czwarte piętro. Nie mógł przeżyć. Potem już się o tym nie rozmawiało.

Pytanie, czy człowiek inteligentny, a przy tym dalece niesprawny, ryzykowałby skok z czwartego piętra i próbę ucieczki przez mur na teren ambasady.
 
Przesłuchiwany czterokrotnie
 
Według dokumentów zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej, „Anoda” był przesłuchiwany co najmniej czterokrotnie: zaraz po zatrzymaniu, 24 grudnia, a później 29 grudnia oraz 4 i 7 stycznia.

Bronisław Klejn twierdził w toku śledztwa, że nie podpisywał żadnego z protokołów przesłuchań Rodowicza, że takie dokumenty nie mają prawa istnieć. Odnalezienie jego podpisów na kilku protokołach „zatrwożyło” go – jak się wyraził. – Musiały zostać sfabrykowane już po śmierci „Anody” – utrzymywał.

Rodowicza przesłuchiwał również Wiktor Herer. Wspomniana Julia Brystigerowa pisała o nim: „Zdolny. Dobrze pracuje z agenturą. Decyzje podejmuje szybko, czasem jednak nie do końca przemyślane. Wadą jego charakteru jest porywczość i brak opanowania”.
Herer, pytany przez śledczych, czy „Anoda” był bity podczas przesłuchań, odpowiadał: – Do naszego departamentu dobierało się takich ludzi, którzy nie byli do bicia.

A śmierć „Anody” wyjaśniał tak: – Bronisław Klejn prowadził go do mnie na przesłuchanie. Odepchnął Klejna, wskoczył na parapet i rzucił się z okna.

Według akt sprawy, zgon „Anody” stwierdził doktor Zygmunt Rusaczewski, a sekcję zwłok wykonał ppłk Kazimierz Rusiniak. Takie nazwiska nie figurowały jednak w ewidencji pracowników ani współpracowników MBP.
 
Morderca Herer zmarł w 2003 r.
 
Przez cztery lata przesłuchano kilkadziesiąt osób, ale nie udało się ustalić prawdy o ostatnich chwilach życia „Anody”. Jednoznacznej odpowiedzi nie przyniosło też przeprowadzone po ekshumacji badanie szczątków w warszawskim Zakładzie Medycyny Sądowej.

– Nie udało się potwierdzić tezy o przestępstwie – wyjaśniał wówczas wybitny antropolog, dr hab. Bronisław Młodziejowski. Na określenie przyczyny śmierci – czy to od kuli, czy w wyniku zgniecenia klatki piersiowej – ponad wszelką wątpliwość było już za późno.
Po kilku latach śledztwo przeciwko oprawcom „Anody” także umorzono. Dzięki grubej kresce dla komunistycznych zbrodniarzy pozostali bezkarni. I teraz podstawowa sprawa: teczka z dokumentami dotyczącymi „Anody”, jego aresztowania i śmierci zniknęła. A był na niej napis: „Zastrzelony podczas próby ucieczki”.

Wiktor Herer został w latach 70. profesorem nauk ekonomicznych, członkiem prezydium Polskiej Akademii Nauk, a w 1980 r. z rekomendacji Jacka Kuronia doradcą Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” ds. rolnictwa. Zmarł w 2003 r. – nie osądzony.
 
Tadeusz Płużański
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Komisja Europejska kończy procedurę z art. 7 wobec Polski. Jest reakcja PiS-u z ostatniej chwili
Komisja Europejska kończy procedurę z art. 7 wobec Polski. Jest reakcja PiS-u

Uruchomienie procedury art. 7. za rządów PiS miało wyłączenie charakter politycznej presji; stan prawny jest dokładnie taki sam, co znaczy, że byliśmy oskarżani niesłusznie o łamanie praworządności - powiedzieli PAP politycy PiS pytani o zapowiedź zakończenia tej procedury.

Francja zabiera głos ws. doniesień o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę z ostatniej chwili
Francja zabiera głos ws. doniesień o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę

Francja nie wysłała wojsk na Ukrainę; takie doniesienia to efekt niesłabnącej kampanii dezinformacyjnej, która ma osłabić wsparcie Paryża dla Kijowa – ogłosiło w poniedziałek MSZ Francji. Wcześniej w mediach pojawiały się informacje o wysłaniu na Ukrainę około setki żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej.

Niemcy: Koniec z dopłatami bezpośrednimi dla rolników? z ostatniej chwili
Niemcy: Koniec z dopłatami bezpośrednimi dla rolników?

Frakcja niemieckich Zielonych uważa, że wielomiliardowe dotacje rolne z Unii Europejskiej powinny być w przyszłości inaczej dystrybuowane.

„Człowiek z bliskiego kręgu poseł Gasiuk-Pihowicz”. Nowe informacje nt. sędziego Tomasza Szmydta z ostatniej chwili
„Człowiek z bliskiego kręgu poseł Gasiuk-Pihowicz”. Nowe informacje nt. sędziego Tomasza Szmydta

Przewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa Dagmara Pawełczyk-Woicka przekazała w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita”, że sędzia Tomasz Szmydt, który w poniedziałek poprosił o azyl na Białorusi, współpracował z poseł KO Kamilą Gasiuk-Pihowicz.

Państwowa Straż Pożarna szuka winnych „złego nagłośnienia” podczas przemówienia ministra Kierwińskiego z ostatniej chwili
Państwowa Straż Pożarna szuka winnych „złego nagłośnienia” podczas przemówienia ministra Kierwińskiego

W związku z organizacją Centralnych Obchodów Dnia Strażaka 4 maja 2024 roku na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie Komenda Główna PSP poprosiła o wyjaśnienia dotyczące problemów z nagłośnieniem od firmy obsługującej uroczystość – przekazała Państwowa Straż Pożarna.

Beata Szydło: Polska jest zagrożona z ostatniej chwili
Beata Szydło: Polska jest zagrożona

– Tusk zgodził się na Zielony Ład, Tusk zgodził się na przyjmowanie nielegalnych imigrantów, na rezygnację ze strategicznych inwestycji dla Polski i von der Leyen ogłasza: Teraz Polska jest już praworządna – mówi była premier Beata Szydło, komentując decyzję Komisji Europejskiej o zamknięciu procedury z art. 7 wobec Polski.

Rybnik: Były poseł skazany na dwa i pół roku więzienia z ostatniej chwili
Rybnik: Były poseł skazany na dwa i pół roku więzienia

Sąd Rejonowy w Rybniku uznał b. posła PiS Grzegorza J. za winnego przyjmowania łapówek od znajomych w zamian za rekomendowanie na stanowiska w spółkach-córkach Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz za nadużycia władzy. W poniedziałek skazał go za to na 2,5 roku więzienia.

Wraca Teatr Telewizji. Na pierwszy ogień idzie monodram Krystyny Jandy o wypędzaniu Żydów z Polski gorące
Wraca Teatr Telewizji. Na pierwszy ogień idzie monodram Krystyny Jandy o wypędzaniu Żydów z Polski

Neo-TVP od maja rusza z nowym Teatrem Telewizji. Jako pierwszy przedstawiony zostanie monodram „Zapiski z wygnania” w wykonaniu Krystyny Jandy.

Jarosław Kaczyński stanie przed komisją ds. tzw. afery wizowej. Podano termin z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński stanie przed komisją ds. tzw. afery wizowej. Podano termin

Przewodniczący komisji ds. tzw. afery wizowej Michał Szczerba poinformował, że prezes PiS Jarosław Kaczyński zostanie przesłuchany przez komisję w środę 5 czerwca. 

To koniec. Rywalka Igi Świątek wydała oświadczenie z ostatniej chwili
To koniec. Rywalka Igi Świątek wydała oświadczenie

Rywalka Igi Świątek ogłosiła niespodziewaną decyzję. "Przebyliśmy razem niesamowitą podróż" - czytamy.

REKLAMA

[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Por. Jan Rodowicz „Anoda”: Zakatowany, czy zastrzelony?

7 stycznia 1949 r., po kilku dniach ubeckiego śledztwa, porucznik Jan Rodowicz „Anoda” – żołnierz Szarych Szeregów, słynnego Batalionu „Zośka”, czterokrotnie ranny w Powstaniu Warszawskim, odznaczony Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari - już nie żył. I choć oficjalna wersja wciąż mówi o samobójstwie (miał wyskoczyć z IV piętra gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - dziś Ministerstwo Sprawiedliwości - przy ul. Koszykowej w Warszawie), nikt w nią nie wierzy. 12 stycznia pochowany przez ubeków na Powązkach Wojskowych, w tajemnicy przed rodziną i kolegami, jako NN. W III RP, dzięki grubej kresce dla komunistycznych zbrodniarzy, żyjący oprawcy por. Rodowicza pozostali bezkarni.
 [Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Por. Jan Rodowicz „Anoda”: Zakatowany, czy zastrzelony?
/ Wikipedia domena publiczna
Dopiero na początku marca 1949 r. ojciec Kazimierz Rodowicz otrzymał pismo z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Szef Wydziału Nadzoru Prokuratorskiego nad śledztwami w sprawach szczególnych (! – sic) mjr Mieczysław Dytry informował, że 7 stycznia o drugiej po południu Jan Rodowicz „popełnił samobójstwo, wyskakując z okna podczas przeprowadzania go z aresztu. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej, zgon nastąpił w chwili po wypadku”, i że został pochowany na Powązkach Wojskowych jako NN.

Kilka dni później rodzinie udało się ustalić, gdzie dokładnie Jan jest pochowany. Jego matka, Zofia, tak o tym pisała: „Kierownik biura pogrzebowego, który potem okazał się być znajomym Janka, gdyż prowadził z Jankiem ekshumację „Zośkowców” w 1945 roku, przyniósł od siebie z gabinetu kartkę z numerem grobu Janka. Polecił [...] trzymać ją na wierzchu i powiedział, że „gdyby ktoś przyszedł z rodziny Rodowiczów [...] proszę im powiedzieć, że pochowany został pod numerem takim-to”.

To właśnie Janowi Rodowiczowi zawdzięczamy kwaterę brzozowych krzyży - grobów Batalionu „Zośka” na Powązkach Wojskowych w Warszawie.
 
Strużka zaschniętej krwi
 
„Mogiła była w środku cmentarza w drugim rzędzie, pokryta, jak cały cmentarz, śniegiem” – relacjonowała dalej Zofia Rodowicz. - „Pani zarządzająca ekshumacją, zapytana przeze mnie w cztery oczy, czy pamięta pogrzeb mojego syna w dniu 12 stycznia, powiedziała mi, że wszyscy w biurze pamiętają, iż tego dnia, pod wieczór, kilku młodych ludzi z Urzędu Bezpieczeństwa przywiozło ciężarówką zawinięte w kocu ciało, zakupili więzienną trumnę, bez świadków sami złożyli zwłoki do trumny i kazali natychmiast wieźć na cmentarz komunalny i pochować jako NN. […] Opisuję wszystko tak szczegółowo, gdyż sprawa wyglądała zagadkowo… W czasie przekładania zwłok do naszej trumny stwierdziliśmy brak wszelkich oznak połamań nóg, żadnych wylewów, uszkodzeń twarzy, rąk. Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane”.

W ekshumacji przeprowadzonej przez rodzinę „Anody” uczestniczyła lekarka, Anna Rodowiczowa. Zbadała ciało, na ile to było możliwe w tych warunkach, nie stwierdzając złamań, uszkodzeń głowy, których można się było spodziewać po upadku z wysokiego piętra. Zauważyła natomiast za uchem strużkę zaschniętej krwi… i okrągły, niewielki otwór. Czyli postrzał?

Oficjalną przyczyną zgonu, podaną przez wspomnianego stalinowca mjr Dytrego w piśmie z 1 marca 1949 r., był „krwotok z tętnicy głównej spowodowany upadkiem z okna” po samobójczym skoku. 
 
Ktoś po nim skakał?
 
Po niedługim czasie zgłosił się do rodziny Rodowiczów dr Konrad Okolski, dyrektor Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie i ojciec przyjaciela Janka, Konrada „Kuby” Okolskiego, który zginął w Powstaniu. Przekazał on informacje, które zdobył od prof. Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego, kierownika Zakładu Medycyny Sądowej. Informacja brzmiała: wykluczam samobójstwo. 

Czyli „Anodę” zamęczono podczas śledztwa (mogło się to stać po jego powrocie do aresztu)? Miał on bowiem wgniecioną klatkę piersiową, tak jakby ktoś po nim skakał. Według dr Okolskiego prof. Grzywo-Dąbrowski miał nieprzyjemności, ponieważ nie chciał podpisać się pod protokołem z sekcji zwłok, gdzie jako przyczynę śmierci podano krwotok.
 
Na wniosek krwawej „Luny”
 
UB aresztowało „Anodę” w Wigilię 24 grudnia 1948 r., w mieszkaniu przy ulicy Lwowskiej 7/10 w Warszawie. Przeprowadzono rewizję domową i osobistą. Został osadzony na Koszykowej 6 – w areszcie wewnętrznym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Stało się tak na wniosek ppłk Julii Brystiger, „Luny”, dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W 1957 r. planowano pociągnąć ją do odpowiedzialności karnej, ale nigdy nie stanęła przed sądem. Krwawa „Luna” zmarła w 1975 r., podobno jako głęboko wierząca katoliczka i została pochowana na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

W latach dziewięćdziesiątych XX w. przeprowadzono oficjalne śledztwo, połączone z ekshumacją. Wtedy też przesłuchano żyjących oprawców Rodowicza. To mjr Wiktor Herer, naczelnik Wydziału IV Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który specjalizował się w inwigilowaniu środowisk artystycznych i akademickich – to on formalnie wydał nakaz aresztowania „Anody”, oraz por. Bronisław Klejn.

Obaj kategorycznie zaprzeczali, jakoby Rodowicz był w gmachu resortu torturowany. Klejn stwierdził, że tylko raz przesłuchiwał Rodowicza na polecenie swego przełożonego. Miał jedynie za zadanie przetrzymać go przez kilkanaście minut i doprowadzić do szefa. Zapewniał też, że był to jego pierwszy i jedyny kontakt z „Anodą”, gdyż przesłuchiwanie go nie leżał o w jego kompetencjach.

– Nie upilnowałem. Wymknął się – twierdził Klejn. W świetle jego zeznań „Anoda” wyskoczył przez otwarte na oścież okno w pokoju, do którego sekretarka poleciła konwojentowi wprowadzić więźnia na czas oczekiwania na Herera.

Według ubeków, od strony ambasady brytyjskiej, sąsiadującej z siedzibą ich resortu, do gmachu MBP dobudowano parterowy budynek gospodarczy. Skok na jego dach mógł więc ich zdaniem stać się dla „Anody” skokiem do wolności.

Co ciekawe, Klejn zapewniał, że nie wyjrzał nawet za skaczącym. Nie sprawdził, co się z uciekinierem dalej działo.
– Byłem w szoku. Wróciłem, żeby jak najszybciej zameldować, że wyskoczył. To czwarte piętro. Nie mógł przeżyć. Potem już się o tym nie rozmawiało.

Pytanie, czy człowiek inteligentny, a przy tym dalece niesprawny, ryzykowałby skok z czwartego piętra i próbę ucieczki przez mur na teren ambasady.
 
Przesłuchiwany czterokrotnie
 
Według dokumentów zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej, „Anoda” był przesłuchiwany co najmniej czterokrotnie: zaraz po zatrzymaniu, 24 grudnia, a później 29 grudnia oraz 4 i 7 stycznia.

Bronisław Klejn twierdził w toku śledztwa, że nie podpisywał żadnego z protokołów przesłuchań Rodowicza, że takie dokumenty nie mają prawa istnieć. Odnalezienie jego podpisów na kilku protokołach „zatrwożyło” go – jak się wyraził. – Musiały zostać sfabrykowane już po śmierci „Anody” – utrzymywał.

Rodowicza przesłuchiwał również Wiktor Herer. Wspomniana Julia Brystigerowa pisała o nim: „Zdolny. Dobrze pracuje z agenturą. Decyzje podejmuje szybko, czasem jednak nie do końca przemyślane. Wadą jego charakteru jest porywczość i brak opanowania”.
Herer, pytany przez śledczych, czy „Anoda” był bity podczas przesłuchań, odpowiadał: – Do naszego departamentu dobierało się takich ludzi, którzy nie byli do bicia.

A śmierć „Anody” wyjaśniał tak: – Bronisław Klejn prowadził go do mnie na przesłuchanie. Odepchnął Klejna, wskoczył na parapet i rzucił się z okna.

Według akt sprawy, zgon „Anody” stwierdził doktor Zygmunt Rusaczewski, a sekcję zwłok wykonał ppłk Kazimierz Rusiniak. Takie nazwiska nie figurowały jednak w ewidencji pracowników ani współpracowników MBP.
 
Morderca Herer zmarł w 2003 r.
 
Przez cztery lata przesłuchano kilkadziesiąt osób, ale nie udało się ustalić prawdy o ostatnich chwilach życia „Anody”. Jednoznacznej odpowiedzi nie przyniosło też przeprowadzone po ekshumacji badanie szczątków w warszawskim Zakładzie Medycyny Sądowej.

– Nie udało się potwierdzić tezy o przestępstwie – wyjaśniał wówczas wybitny antropolog, dr hab. Bronisław Młodziejowski. Na określenie przyczyny śmierci – czy to od kuli, czy w wyniku zgniecenia klatki piersiowej – ponad wszelką wątpliwość było już za późno.
Po kilku latach śledztwo przeciwko oprawcom „Anody” także umorzono. Dzięki grubej kresce dla komunistycznych zbrodniarzy pozostali bezkarni. I teraz podstawowa sprawa: teczka z dokumentami dotyczącymi „Anody”, jego aresztowania i śmierci zniknęła. A był na niej napis: „Zastrzelony podczas próby ucieczki”.

Wiktor Herer został w latach 70. profesorem nauk ekonomicznych, członkiem prezydium Polskiej Akademii Nauk, a w 1980 r. z rekomendacji Jacka Kuronia doradcą Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” ds. rolnictwa. Zmarł w 2003 r. – nie osądzony.
 
Tadeusz Płużański
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe