"Na rękach umierali mi ludzie..." Dramatyczne wyznanie pielęgniarza

Wracam po 36 godzinach do domu i w ciągu tych 36 godzin na rękach umarło mi pięciu czy sześciu ludzi, z którymi pięć godzin wcześniej rozmawiałem i podtrzymywałem ich na duchu, że będzie dobrze, a nagle wszyscy umierają. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. To zostawia permanentny ślad na psychice
– wyznaje rozmówca w rozmowie z se.pl.
Po takich dniach wracam wycieńczony do domu, z tyłu głowy mając strach, że sam mogę umrzeć
- mówi.
Statystyki są miażdżące. Śmiertelność ludzi z ostrą niewydolnością oddechową wymagającą respiratora sięga 90 proc. Dziś nie tylko OIOM-y, ale całe szpitale to umieralnie
- tłumaczy.