Prawy Sierpowy: Co się stało w Rzeszowie?

Okiem farmera
Czytam sobie różne opinie na twitterze, czasem bardzo rozsądne, czasem takie sobie, ale też takie które można by określić mianem apokaliptycznych. Co zatem stało się w Rzeszowie? To samo co za każdym razem działo się wcześniej. Tak samo w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku czy Łodzi. A także w innych wielkich miastach. Za każdym razem są tacy którzy przekonują że to z powodu braku właściwego przekazu PiS-u do młodych mieszkańców tych miast. Że partia rządząca nie potrafi już do siebie przyciągać nowych wyborców. Otóż sądzę że problem wcale nie tkwi w słabości przekazu. Problem o którym tu napisze tkwi w większości wielkich miast, niczym stara zadra której nikt nie wyleczy jeśli nie będzie miał na to odpowiednio silnego lekarstwa. Jak w każdym dużym mieście władza samorządowa jest czymś w rodzaju księstwa udzielnego. Są tam książęta ich pomagierzy, giermkowie i straże wraz z katem, Kat nie ucina głów jak kiedyś, on ucina kariery i biznesy. Nie posługuje się toporem, jego metody są bardziej finezyjne. Przetargi, koncesje, pozwolenia i inne decyzje administracyjne które mogą być niekorzystne, lub może ich nie być wcale. W dodatku za nieszczęśnikiem można puścić pocztą pantoflową wilczy bilet. Można mu podnieść koszty działalności, a jeśli rada miejska jest z większością to i można stanowić takie prawa lokalne które wręcz zakonserwują układ. W lokalnym kalifacie nie jest ważne kto ma jaki przekaz polityczny, ale to kto może spowodować że mieszkańcom nagle się nie pogorszy, bo źle wybrali, choć mimo to i tak im się nie polepszy gdy wybiorą tego kto jest im wskazany przez lokalnych kacyków. W lokalnych układach wyborczych nie liczy się kto ma lepszy przekaz, liczy się kto może coś załatwić i kogo on zna, oraz jak ważne szychy znają jego. Do tego jeszcze presja ze strony pracodawców, plus kupowanie głosów pośród żuli i mamy to co mamy. Aha, jeszcze trzeba dorzucić tych co nie chodzą na wybory ponieważ i tak to nic nie da. Czyli tych co poddają się zanim zaczęli walczyć o własną przyszłość. W takich układach zamkniętych funkcjonuje spora część samorządów. To jest obrazowo ujmując taka hydra Lerneńska której odrastają na miejscu jednej uciętej głowy dwie kolejne. Pan Stasiu do pani Ewci mrugnie oczkiem a pan Zenek ma już przetarg na przystanki MPK w kieszeni. Nic to że jeden kosztuje siedemset tysięcy. Firma ma robotę, a pan Stasiu właśnie zmienia samochód na nowszy model... I tak to się kręci od lat. Naprawdę ten kto to wykorzeni będzie zasługiwał na Nobla.
farmerjanek