Polski obywatel opuszczony przez własne państwo, zastraszany przez chorwacką policję

"Wyraziłem zgodę na upublicznienie mojej historii, by nikogo innego podobna nie spotkała" mówi Jan Manista, teolog, doktorant UKSW.
/ YT, print screen
Zaczęło się radośnie, wyprawą do Meðugorje. Autobus pielgrzymów, majówka, śpiew, oczekiwanie na to, co zastanie się u celu podróży. Za szybą dynamicznie zmieniał się krajobraz, strefa Schengen przebiegała gładko pod kołami dużego autokaru wycieczkowego. Pierwszym wyrwaniem z sielankowej rzeczywistości ludzi wyrosłych z tożsamością Europejczyka przybitą na czole, niczym wizą wjazdową otwierającą napotykane dotąd drzwi, była kontrola na granicy węgiersko-chorwackiej. Środek nocy, nieprzyjemni urzędnicy, nerwowa atmosfera, przenikający do kości chłód długiego stania po wyjściu z autokaru. Po jakimś czasie, około 3 nad ranem, wszyscy już całkowicie rozbudzeni mroźnym nocnym powietrzem i nieprzyjemnymi emocjami znaleźli się na powrót w autokarze. Ekscytacja powoli opadała, kiedy nagle okazało się, że jednak nie wszyscy, brak bowiem jednego z pielgrzymów, Janka, towarzysza podrózy. Zapanował chwilowy chaos, ktoś mówił, że zatrzymali go z powodu nieaktualnego dokumentu tożsamości, ktoś inny, że nie dlatego. Organizator wyjazdu szukał nerwowo osoby, która sprawnie porozumiewałaby się w potrzebnej tu fachowej terminologii, szybko taką znalazł. Po kilkudziesięciu minutach tłumaczka i Janek wrócili do autokaru, nie do wszystkich dotarło, co się właściwie stało i o co chodzi, dużo osób znów spało. Pojazd pomknął, tym razem w stronę kolejnej granicy, na której za dwie godziny miał rozegrać się dramat.

Bardzo wczesny ranek 29 kwietnia 2017 roku. Granica chorwacko-bośniacka. 

Historia podobna do tej sprzed kilku godzin, pasażerowie wysiadają, by strażnicy graniczni sprawdzili autobus, zeskanowali dowody osobiste, sprawdzili toaletę etc. Tym razem wszyscy już wiedzieli, że dzieje się coś niedobrego. Janek znów został zatrzymany. Tym razem na dobre. Organizator wyjazdu próbował kontaktować się z polską ambasadą, pasażerowie dodzwonić się do kraju, na polską policję. Bezskutecznie, znajdowali się bowiem w strefie obniżonego zasięgu komórkowego. W końcu udało się połączyć z ambasadą w Zagrzebiu, ale okazało się, że po pierwsze, od dziś, czyli soboty, do czwartku pracownicy ambasady mają długi weekend. Po drugie, konsul nie przyjedzie na przesłuchanie Janka przez chorwacką policję. Po trzecie, w ogóle nie jest przewidziany żaden dyżur pracownika ambasady dla obywateli polskich w opałach.

Autobus został zmuszony do przejazdu z chorwackiego punktu granicznego na bośniacki, a potem dalej wgłąb tego kraju, ku docelowemu miejscu podróży. Musiał jechać, by nie blokować przejazdu kolejnym oczekującym oraz by kierowcy nie skończył się na tachografie czas przez przyjazdem na miejsce. Wewnątrz autokaru panował chaos i bynajmniej nie pielgrzymkowe klimaty, jedni byli oburzeni, bądź zdruzgotani pozostawieniem Janka samego na granicy, inni przekonywali, że nie było żadnej alternatywy, jeszcze inni spali lub milczeli. W takim stanie ducha podróżni zmierzali na miejsce, do którego pielgrzymowali.

Janek

O 6.00 rano został sam z plecakiem podręcznym, bo jego bagaż główny pojechał w luku do Meðugorje. Otrzymał jeszcze od organizatora dodatkowe 200 euro, by móc jakoś dostać się do Zagrzebia, oddalonego o kilkaset kilometrów. Organizatorowi udało się uprosić pracownicę ambasady, by przyszła dziś i wyrobiła mu dokument tymczasowy.

Jak do tego doszło? Miesiąc temu ukradziono mu portfel. Zgłosił więc kradzież na policji. W portfelu znajdował się także dowód. Po kilku dniach okazało się, że złodziej wrzucił pusty portfel z dowodem do skrzynki i Janek odebrał dokument z poczty. Zgłosił osobiście na policji odnalezienie dowodu. Dopiero na granicy chorwackiej okazało się, że urzędnicy w Polscenie odhaczyli dokumentu, jako odnalezionego. Był poirytowany, ale strażnicy graniczni traktowali go po ludzku, więc czekał spokojnie na przybycie policji i wyjaśnienie sprawy. Horror zaczął się po jej przybyciu. Przesłuchanie, groźby, nakaz rozebrania do naga i trzymanie w zimnie, bez możliwości przemieszczenia, w końcu zarzuty o kradzież własnego dokumentu. Bardzo nieprzyjemne uwagi o Polakach i polskiej ambasadzie. Po pięciu godzinach poniżania wyrzucono go na deszcz, zatrzymano dowód i zakazano opuszczać terytorium Chorwacji, jakby było to możliwe bez dokumentu. 

Mijały kolejne godziny. W ulewnym deszczu przewędrował 20 km, nie mógł się z nikim porozumieć, gdyż jedna z komórek się rozładowała a na drugiej skończyły się środki. Miotany rozmaitymi emocjami to szedł, to biegł, gdyż wiedział, że tylko dziś ma szansę jeszcze kogoś zastać w ambasadzie. Dobra dusza, młody Chorwat zaczepiony przez Janka w desperacji na stacji benzynowej pomógł mu wczesnym popułudniem wymienić euro na kuny i zawiózł go na stację kolejową po czym wsadził do pociągu do stolicy. Co by zrobił gdyby go nie spotkał? 

Do Zagrzebia dojechał po 18.00. Miał już doładowany telefon, więc udało mu się nawiązać kontakt z pracownicą ambasady. Kobieta poinformowała go, że aby mogła wyrobić mu dokument tymczasowy musi mieć zdjęcie o określonych parametrach i ponad 300 kun, co stanowiło około 150 złotych. Trochę kosztowna zabawa doliczając cenę biletów kolejowych, benzyny, wyżywienia i ewentualnych noclegów... Podała mu także adresy zakładów fotograficznych. Błąkał się po Zagrzebiu w poszukiwaniu wskazanych punktów usługowych. Niestety, o tej godzinie wszystkie były zamknięte. Cudem znalazł automat do zdjęć. Ten jednak okazał się zepsuty, wystawał z niego plik kabli. Janek w desperacji wkładał przewody do środka, coś dokręcał, kombinował, nic innego mu nie pozostało. Stał się cud, maszyna zrobiła kilka zdjęć, po czym doszło do zwarcia i rozpadła się na amen. Ze zdjęciem, niczym bitewnym trofeum, ruszył do ambasady. Kiedy do niej dotarł była 21.00. Pracownica ambasady przyszła, był to jednak czysty akt dobrej woli i litościwego serca, bo absolutnie nie miała takiego obowiązku. Wyrobiła dokument zastępczy. Podała mu terminy odjazdów autobusów do Meðugorje, od którego dzieliło go 500 km oraz granica Bośni i Hercegowiny. Początkowo chciał od razu wrócić do Polski, potem jednak pomyślał, że męczył się tak nie po to, żeby wracać. Było około 22.00. Autobus do Meðugorje odjeżdżał o 8.00. Poszuka jakiegoś hostelu. 

Okazało się jednak, że w ambasadzie stawił się także młody chłopak podróżujący z dziewczyną, któremu skończyła się ważność polskiego dokumentu, a chciał jechać na weekend do Czarnogóry. Chłopak zdecydował się podwieźć Janka do granicy bośniackiej oddalonej o 480 km. Jechali inną drogą niż trasa, którą udali pielgrzymi, tamci bowiem jechali przez Bośnię, Janek pojechał przez Chorwację i granicę miał przekroczyć blisko celu pielgrzymki. Niedługo po wyruszeniu w podróż młody kierowca Janka zmienił jednak zdanie, uznał bowiem, że dwie osoby z tymczasowymi dokumentami mogą być podejrzane na granicy. Na korzyść Janka przemówiło jednak to, że zanim poszedł na studia skończył średnią szkołę mechaniki samochodowej, a jego kierowca miał pożyczony i psujący się co chwila samochód. Szwankował olej. Tak, w kilku etapach, dotarli do granicy, skąd Janek miał już około 20 km do celu. Kiedy o 3.19 wysiadł z samochodu pod kościołem w Meðugorje towarzyszyło mu wiele emocji. Napisał smsa do organizatora pielgrzymki, swojego dobrego znajomego, ten jednak spał. Do świtu nie było jednak daleko, więc Janek siedział już uspokojony i szczęsliwy, kiedy... zatrzymała go miejscowa policja podejrzewając o włóczęgostwo. Okazało się jednak, że ci funkcjonariusze potratowali go ze zrozumieniem. Godzinę jeździli z nim po miejscowości i szukali autokaru, którym przyjechała jego pielgrzymka. Nie znaleźli. Rychło jednak nastał dzień i obudzony o świcie organizator pokierował go do pensjonatu, było to bardzo blisko.

Podczas śniadania obficie lały się łzy ulgi. Trudno było bowiem o spokoj ducha, kiedy towarzysz mógł nocować gdzieś w chorwackim rowie. Potem wszyscy udali się na Kriżevac, stromą, długą drogę krzyżową. Każdy na swoją.
 
Wyraziłem zgodę na upublicznienie mojej historii, by nikogo innego podobna nie spotkała
- mówi Jan Manista, teolog, doktorant UKSW.

No właśnie... Co gdyby na miejscu naszego bohatera znalazła się 80-letnia starsza pani lub 18-letnia dziewczyna? Albo po prostu ktoś mniej zaradny, odporny psychicznie, ktoś, kto nie miałby dodatkowego tysiąca na podróż i wyrobienie dokumentów? Bez dokumentów Jan Manista nie mógłby wrócić do Polski w środę, nawet gdyby poczekał w przysłowiowym rowie na powrót swojego autokaru. Po prostu nie opuściłby Chorwacji. Czy państwa polskiego naprawdę nie stać na dyżurnego pracownika w ambasadzie w długi weekend? Czy polski konsul nie powinien być przy przesłuchaniu naszego obywatela przez obcą policję?  I w końcu, Jan Manista poniósł, nie ze swojej winy, poza szkodami moralnymi i trudami, także znaczne koszty finansowe, kto zwróci mu pieniądze? Czy duży europejski kraj, jakim jest Rzeczpospolita Polska, chce skazywać swoich obywateli na podobne traktowanie?

Przy okazji wielkie podziękowania dla pracownicy ambasady za okazane bliźniemu serce. 

Okazało się, że w autokarze jechała osoba pracująca w mediach i sprawa mogła ujrzeć światło dzienne. Z łatwością można sobie jednak wyobrazić, że stałoby się inaczej.

Warto dodać również, że bohater tej historii nie mówi po angielsku, tylko po francusku, nie było więc innej możliwości niż dogadywać się z ludźmi licząc na podobieństwo języków słowiańskich. 

Doświadczenie Jana Manisty było jednym z wątków podróży do Meðugorje. W przyszłym tygodniu ukaże się na Tysol.pl szeroki reportaż z poróży i pobytu w tej części Hercegowiny, zwanej Ziemią Maryi.

Aleksandra Jakubiak.

#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Polski obywatel opuszczony przez własne państwo, zastraszany przez chorwacką policję

"Wyraziłem zgodę na upublicznienie mojej historii, by nikogo innego podobna nie spotkała" mówi Jan Manista, teolog, doktorant UKSW.
/ YT, print screen
Zaczęło się radośnie, wyprawą do Meðugorje. Autobus pielgrzymów, majówka, śpiew, oczekiwanie na to, co zastanie się u celu podróży. Za szybą dynamicznie zmieniał się krajobraz, strefa Schengen przebiegała gładko pod kołami dużego autokaru wycieczkowego. Pierwszym wyrwaniem z sielankowej rzeczywistości ludzi wyrosłych z tożsamością Europejczyka przybitą na czole, niczym wizą wjazdową otwierającą napotykane dotąd drzwi, była kontrola na granicy węgiersko-chorwackiej. Środek nocy, nieprzyjemni urzędnicy, nerwowa atmosfera, przenikający do kości chłód długiego stania po wyjściu z autokaru. Po jakimś czasie, około 3 nad ranem, wszyscy już całkowicie rozbudzeni mroźnym nocnym powietrzem i nieprzyjemnymi emocjami znaleźli się na powrót w autokarze. Ekscytacja powoli opadała, kiedy nagle okazało się, że jednak nie wszyscy, brak bowiem jednego z pielgrzymów, Janka, towarzysza podrózy. Zapanował chwilowy chaos, ktoś mówił, że zatrzymali go z powodu nieaktualnego dokumentu tożsamości, ktoś inny, że nie dlatego. Organizator wyjazdu szukał nerwowo osoby, która sprawnie porozumiewałaby się w potrzebnej tu fachowej terminologii, szybko taką znalazł. Po kilkudziesięciu minutach tłumaczka i Janek wrócili do autokaru, nie do wszystkich dotarło, co się właściwie stało i o co chodzi, dużo osób znów spało. Pojazd pomknął, tym razem w stronę kolejnej granicy, na której za dwie godziny miał rozegrać się dramat.

Bardzo wczesny ranek 29 kwietnia 2017 roku. Granica chorwacko-bośniacka. 

Historia podobna do tej sprzed kilku godzin, pasażerowie wysiadają, by strażnicy graniczni sprawdzili autobus, zeskanowali dowody osobiste, sprawdzili toaletę etc. Tym razem wszyscy już wiedzieli, że dzieje się coś niedobrego. Janek znów został zatrzymany. Tym razem na dobre. Organizator wyjazdu próbował kontaktować się z polską ambasadą, pasażerowie dodzwonić się do kraju, na polską policję. Bezskutecznie, znajdowali się bowiem w strefie obniżonego zasięgu komórkowego. W końcu udało się połączyć z ambasadą w Zagrzebiu, ale okazało się, że po pierwsze, od dziś, czyli soboty, do czwartku pracownicy ambasady mają długi weekend. Po drugie, konsul nie przyjedzie na przesłuchanie Janka przez chorwacką policję. Po trzecie, w ogóle nie jest przewidziany żaden dyżur pracownika ambasady dla obywateli polskich w opałach.

Autobus został zmuszony do przejazdu z chorwackiego punktu granicznego na bośniacki, a potem dalej wgłąb tego kraju, ku docelowemu miejscu podróży. Musiał jechać, by nie blokować przejazdu kolejnym oczekującym oraz by kierowcy nie skończył się na tachografie czas przez przyjazdem na miejsce. Wewnątrz autokaru panował chaos i bynajmniej nie pielgrzymkowe klimaty, jedni byli oburzeni, bądź zdruzgotani pozostawieniem Janka samego na granicy, inni przekonywali, że nie było żadnej alternatywy, jeszcze inni spali lub milczeli. W takim stanie ducha podróżni zmierzali na miejsce, do którego pielgrzymowali.

Janek

O 6.00 rano został sam z plecakiem podręcznym, bo jego bagaż główny pojechał w luku do Meðugorje. Otrzymał jeszcze od organizatora dodatkowe 200 euro, by móc jakoś dostać się do Zagrzebia, oddalonego o kilkaset kilometrów. Organizatorowi udało się uprosić pracownicę ambasady, by przyszła dziś i wyrobiła mu dokument tymczasowy.

Jak do tego doszło? Miesiąc temu ukradziono mu portfel. Zgłosił więc kradzież na policji. W portfelu znajdował się także dowód. Po kilku dniach okazało się, że złodziej wrzucił pusty portfel z dowodem do skrzynki i Janek odebrał dokument z poczty. Zgłosił osobiście na policji odnalezienie dowodu. Dopiero na granicy chorwackiej okazało się, że urzędnicy w Polscenie odhaczyli dokumentu, jako odnalezionego. Był poirytowany, ale strażnicy graniczni traktowali go po ludzku, więc czekał spokojnie na przybycie policji i wyjaśnienie sprawy. Horror zaczął się po jej przybyciu. Przesłuchanie, groźby, nakaz rozebrania do naga i trzymanie w zimnie, bez możliwości przemieszczenia, w końcu zarzuty o kradzież własnego dokumentu. Bardzo nieprzyjemne uwagi o Polakach i polskiej ambasadzie. Po pięciu godzinach poniżania wyrzucono go na deszcz, zatrzymano dowód i zakazano opuszczać terytorium Chorwacji, jakby było to możliwe bez dokumentu. 

Mijały kolejne godziny. W ulewnym deszczu przewędrował 20 km, nie mógł się z nikim porozumieć, gdyż jedna z komórek się rozładowała a na drugiej skończyły się środki. Miotany rozmaitymi emocjami to szedł, to biegł, gdyż wiedział, że tylko dziś ma szansę jeszcze kogoś zastać w ambasadzie. Dobra dusza, młody Chorwat zaczepiony przez Janka w desperacji na stacji benzynowej pomógł mu wczesnym popułudniem wymienić euro na kuny i zawiózł go na stację kolejową po czym wsadził do pociągu do stolicy. Co by zrobił gdyby go nie spotkał? 

Do Zagrzebia dojechał po 18.00. Miał już doładowany telefon, więc udało mu się nawiązać kontakt z pracownicą ambasady. Kobieta poinformowała go, że aby mogła wyrobić mu dokument tymczasowy musi mieć zdjęcie o określonych parametrach i ponad 300 kun, co stanowiło około 150 złotych. Trochę kosztowna zabawa doliczając cenę biletów kolejowych, benzyny, wyżywienia i ewentualnych noclegów... Podała mu także adresy zakładów fotograficznych. Błąkał się po Zagrzebiu w poszukiwaniu wskazanych punktów usługowych. Niestety, o tej godzinie wszystkie były zamknięte. Cudem znalazł automat do zdjęć. Ten jednak okazał się zepsuty, wystawał z niego plik kabli. Janek w desperacji wkładał przewody do środka, coś dokręcał, kombinował, nic innego mu nie pozostało. Stał się cud, maszyna zrobiła kilka zdjęć, po czym doszło do zwarcia i rozpadła się na amen. Ze zdjęciem, niczym bitewnym trofeum, ruszył do ambasady. Kiedy do niej dotarł była 21.00. Pracownica ambasady przyszła, był to jednak czysty akt dobrej woli i litościwego serca, bo absolutnie nie miała takiego obowiązku. Wyrobiła dokument zastępczy. Podała mu terminy odjazdów autobusów do Meðugorje, od którego dzieliło go 500 km oraz granica Bośni i Hercegowiny. Początkowo chciał od razu wrócić do Polski, potem jednak pomyślał, że męczył się tak nie po to, żeby wracać. Było około 22.00. Autobus do Meðugorje odjeżdżał o 8.00. Poszuka jakiegoś hostelu. 

Okazało się jednak, że w ambasadzie stawił się także młody chłopak podróżujący z dziewczyną, któremu skończyła się ważność polskiego dokumentu, a chciał jechać na weekend do Czarnogóry. Chłopak zdecydował się podwieźć Janka do granicy bośniackiej oddalonej o 480 km. Jechali inną drogą niż trasa, którą udali pielgrzymi, tamci bowiem jechali przez Bośnię, Janek pojechał przez Chorwację i granicę miał przekroczyć blisko celu pielgrzymki. Niedługo po wyruszeniu w podróż młody kierowca Janka zmienił jednak zdanie, uznał bowiem, że dwie osoby z tymczasowymi dokumentami mogą być podejrzane na granicy. Na korzyść Janka przemówiło jednak to, że zanim poszedł na studia skończył średnią szkołę mechaniki samochodowej, a jego kierowca miał pożyczony i psujący się co chwila samochód. Szwankował olej. Tak, w kilku etapach, dotarli do granicy, skąd Janek miał już około 20 km do celu. Kiedy o 3.19 wysiadł z samochodu pod kościołem w Meðugorje towarzyszyło mu wiele emocji. Napisał smsa do organizatora pielgrzymki, swojego dobrego znajomego, ten jednak spał. Do świtu nie było jednak daleko, więc Janek siedział już uspokojony i szczęsliwy, kiedy... zatrzymała go miejscowa policja podejrzewając o włóczęgostwo. Okazało się jednak, że ci funkcjonariusze potratowali go ze zrozumieniem. Godzinę jeździli z nim po miejscowości i szukali autokaru, którym przyjechała jego pielgrzymka. Nie znaleźli. Rychło jednak nastał dzień i obudzony o świcie organizator pokierował go do pensjonatu, było to bardzo blisko.

Podczas śniadania obficie lały się łzy ulgi. Trudno było bowiem o spokoj ducha, kiedy towarzysz mógł nocować gdzieś w chorwackim rowie. Potem wszyscy udali się na Kriżevac, stromą, długą drogę krzyżową. Każdy na swoją.
 
Wyraziłem zgodę na upublicznienie mojej historii, by nikogo innego podobna nie spotkała
- mówi Jan Manista, teolog, doktorant UKSW.

No właśnie... Co gdyby na miejscu naszego bohatera znalazła się 80-letnia starsza pani lub 18-letnia dziewczyna? Albo po prostu ktoś mniej zaradny, odporny psychicznie, ktoś, kto nie miałby dodatkowego tysiąca na podróż i wyrobienie dokumentów? Bez dokumentów Jan Manista nie mógłby wrócić do Polski w środę, nawet gdyby poczekał w przysłowiowym rowie na powrót swojego autokaru. Po prostu nie opuściłby Chorwacji. Czy państwa polskiego naprawdę nie stać na dyżurnego pracownika w ambasadzie w długi weekend? Czy polski konsul nie powinien być przy przesłuchaniu naszego obywatela przez obcą policję?  I w końcu, Jan Manista poniósł, nie ze swojej winy, poza szkodami moralnymi i trudami, także znaczne koszty finansowe, kto zwróci mu pieniądze? Czy duży europejski kraj, jakim jest Rzeczpospolita Polska, chce skazywać swoich obywateli na podobne traktowanie?

Przy okazji wielkie podziękowania dla pracownicy ambasady za okazane bliźniemu serce. 

Okazało się, że w autokarze jechała osoba pracująca w mediach i sprawa mogła ujrzeć światło dzienne. Z łatwością można sobie jednak wyobrazić, że stałoby się inaczej.

Warto dodać również, że bohater tej historii nie mówi po angielsku, tylko po francusku, nie było więc innej możliwości niż dogadywać się z ludźmi licząc na podobieństwo języków słowiańskich. 

Doświadczenie Jana Manisty było jednym z wątków podróży do Meðugorje. W przyszłym tygodniu ukaże się na Tysol.pl szeroki reportaż z poróży i pobytu w tej części Hercegowiny, zwanej Ziemią Maryi.

Aleksandra Jakubiak.

#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane