[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Nie jestem ani fanem ideologii LGBT, ani projektu ustawy anty-LGBT

Jestem zdania, że ideologia LGBT istnieje i jest niebezpieczna. I nie jestem żadnym fanem lewicy, ani postępowych aktywistów. Nie jestem jednak też fanem najnowszej ustawy anty-LGBT pod patronatem Kai Godek. Dlatego, że uważam, że ogranicza ona wolność słowa. A poza tym: są lepsze metody walki z tęczową propagandą.
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Nie jestem ani fanem ideologii LGBT, ani projektu ustawy anty-LGBT
/ Pixabay.com

Kiedy byłem młodszy - prawie dekadę temu - sam byłem zagorzałym lewakiem. Byłem przekonany, że parady równości, demonstracje i ciągłe konfrontowanie ludzi z postępowymi poglądami, że to wszystko zmieni świat na lepsze. Dopiero wraz z wiekiem zrozumiałem, że moje poglądy były mieszanką naiwności i urazu chowanego do świata, który nie okazał się idealnie dopasowany do mnie

Zrozumiawszy to, zmieniłem siebie i swoje otoczenie, ale moi dawni sprzymierzeńcy nigdy mi tego nie wybaczyli. Za swojego wroga uznali mnie również nowo poznani działacze postępu. „Jak to?! On jest gejem, ale nie wspiera nas, progresywnej lewicy?!” - musieli myśleć tęczowi działacze. Ci sami tęczowi działacze atakowali mnie wielokrotnie na tyle, na ile mogli. Poprzez kłamstwa i paszkwile rozpowszechniane w socjalmediach. Poprzez wyzwiska i groźby wysyłane prywatnie oraz przez działania, które wykraczały poza normy prawa i przyzwoitości. Wielokrotnie próbowano zorganizować akcje pobicia mnie, czy to w Polsce, czy w Berlinie. Próbowano znaleźć mój adres i adres mojej rodziny. Kiedykolwiek organizowałem spotkanie z czytelnikami, albo byłem gościem jakiejś konserwatywnej konferencji, musieliśmy ukrywać miejsce spotkania i unikać fizycznego ataku ze strony opętanych przez lewicową ideologię fanatyków.

Jestem pewien że gdyby tęczowi aktywiści mieli więcej do powiedzenia w Polsce albo — co pozostaje, na szczęście, tylko wyobrażeniem z horrorów — gdyby mieli całkowitą władzę w naszym kraju, to byłoby ze mną źle. Mój trup ozdabiałby pewnie jakąś latarnię tuż obok szczątków wszystkich tych, którzy ośmieli się walczyć z Tolerancją i Postępem.

Nie odczuwam więc żadnej sympatii do tęczowych aktywistów. Przeciwnie: jest wiele momentów, w których muszę przypominać sobie, że nie powinienem ich nienawidzić. A powodów - poza tymi prywatnymi - jest sporo:

Ich dziecinność, wredota i chamstwo. Ich skrzywione pragnienie zniszczenia całej europejskiej cywilizacji. Ich absurdalne stwierdzenia o Polsce i jej historii. Ich wieczne narzekanie, w którego centrum stawiany jest - niczym fałszywy bożek - nigdy niekończący się ofiaryzm. Ich żałosne próby redefiniowania wszystkich pojęć, nawet tak podstawowych jak “kobieta” i “mężczyzna”. Ich śmieszne zamachy na publiczny porządek i spokój, nieudane próby kopiowania amerykańskich problemów na rodzimy grunt i ich kulturowa dominacja, rozciągająca się na media, uczelnie i życie publiczne...

Szczególnie od zeszłego roku mam ja i mamy my, Polacy, dodatkowe powody, by tęczowych aktywistów... jak to powiedzieć? Nie kochać? Nie szanować za bardzo? Bo mimo tego, że Polska ich nigdy nie prześladowała, to oni prześladowanie sobie sami wymyślili. Najpierw w postaci tak zwanych “stref wolnych od LGBT', a potem w postaci genderowych zamieszek wywołanych sztucznie w Warszawie w obronie zaburzonego chuligana, który stwierdził, że nie tylko jest kobietą, ale i ofiarą policyjnej brutalności.

Od strony prywatnej też nie brakuje mi motywacji do antypatii wobec tęczowych działaczy: w zeszłym roku odkryłem i opisałem na łamach Tygodnika Solidarność przypadek tajnych forów, na których trans-aktywiści sprzedawali nieletnim hormony. Te internetowe miejsca były na tyle obrzydliwe, że nigdy ich pewnie nie zapomnę.

To wszystko jednak nie usprawiedliwia ograniczania dla lewicy wolności słowa, a ta przysługuje wszystkim, jakkolwiek szaleni, niezrównoważeni i odklejeni od rzeczywistości by byli. To rodzaj sprawiedliwości, wobec której wszyscy musimy być równi. Bo jeżeli sprawiedliwość staje się selektywna, to przestaje być przecież sprawiedliwością! Dodatkowo: co to była za sprawiedliwość i wolność słowa, jeżeli przysługiwałaby tylko tym, których lubimy? Nie jestem więc projektu nowej ustawy anty-LGBT.

Poza tym: myślę, że są lepsze sposoby walki z ideologią LGBT, w które warto zainwestować energię, czas i pieniądze.

 

Polska wolność słowa

Polskie prawo pozwala nam (jeszcze!) na wygłaszanie swoich opinii. Ta legislacyjna wolność przestaje jednak istnieć, gdy znajdujemy się na Facebooku, na Twitterze i na Instagramie. Zamiast więc starać się ograniczyć swobodę wypowiedzi progresywnych aktywistów, jak próbuję to zrobić ustawa pod patronatem Kai Godek, powinniśmy zawalczyć o możliwość wypowiadani się wszędzie z przynależnością nam wolnością. Również w najpotężniejszych mediach czasów współczesnych - socjalmediach

Na chwilę obecną media społecznościowe są kompletnie zdominowane przez progresywną ideologię. Również przez ideologię LGBT/gender. Socjale są pełne zawodowych i amatorskich aktywistów, którzy wypełniają ich strony bzdurami takimi jak “płeć to spektrum”. Ktokolwiek myśli inaczej – konserwatywnie, zdroworozsądkowo - nie ma prawa i możliwości nawet zaprzeczyć. Jeżeli ktoś uważa, że mężczyzna nie staje się kobietą po serii operacji chirurgicznych i przyjęciu estrogenów, taki ktoś jest blokowany w internecie. Jeżeli ktoś skrytykuje działalność aktywistów LGBT, dostaje bana.

Natomiast gdyby w internecie istniała wolność wypowiedzi, to runęłyby w gruzach podstawowe założenia tęczowej ideologii, która oparta jest tylko na fikołkach i słownych konstruktach. Tych konstruktów nie wolno obecnie krytykować i w tym ich siła, zapełniają one bowiem przestrzeń medialną i społeczną, nie znajdując żadnego oporu. Jak zaraza, wobec której nie wolno nam stosować nawet Aspiryny.

Od przedstawicieli partii rządzącej słyszeliśmy w ostatnich latach obietnicę, że Polakom zostanie zagwarantowana legislacyjna wolność, również w internecie. Dlaczego ten temat nagle zamilkł?

 

Uderzyć tam, gdzie zaboli

Rozumiem, że parady równości są dla wielu widokiem odpychającym. Parady równości są jednak tylko wisienką na torcie progresywnej ideologii i ostatecznie tak długo, jak nie łamią obecnego prawa, powinny mieć możliwość przechodzić przez nasze miasta. Ich uczestnicy - tak długo, jak nie kopulują publicznie i nago na ulicach - mogą brać w nich udział. Lepiej, żeby się ośmieszali i żebyśmy to widzieli.

To jednak nie parady, a uniwersytety są źródłem ścieku, którym jest genderowa ideologia. To z nich, z katedr socjologii, gender studies i różnych "anglistyk" wypływają te szalone pomysły, które lata i dekady później zalewają nie tylko nasze ulice, ale i filmy, książki oraz dyskusje.

Kto zainicjował rewolucję seksualną? Seksuolodzy lat 60-tych! Kto wpadł na pomysł, że płeć jest tworem dwojakim, rozdartym na płeć biologiczną i społeczną? Naukowcy z Ameryki sprzed dekad, którzy piastowali profesorskie stanowiska i pozycje! Kto nauczył kobiety strachu, kto wmówił im, że toczy się przeciwko nim wojna, a one od zawsze żyją w niewidzialnym patriarchacie, które je tłamsi? Feministki-profesorki z zagranicznych, a obecnie i polskich uniwersytetów! Kto szczuje na Polskę, twierdząc, że jest współwinna zagładzie Żydów? Wykładowcy uniwersytetu Warszawskiego pełniący na nim funkcje profesorów nadzwyczajnych!

To z uniwersytetów wypływa ideologia gender i ideologia lewicowa ogólnie. Zamiast zabraniać więc zwykłym ludziom wyrażania opinii na temat tego, co jest, a co nie jest małżeństwem, powinniśmy przyjąć model węgierski: Węgry już w 2018 roku zrozumiały, że gender studies oraz studia feministyczne, tęczowe, to nie nauka, a ideologia. I wycofały je z uczelni wyższych: od 2019 roku nabór na takie studia nie był już tam możliwy. Polska powinna zrobić tak samo: żadnych neomarksistowskich kierunków na państwowych uczelniach!

 

Rozwiązanie realnych problemów

Z jednej strony nie można dawać diabłu palec, bo będzie chciał całej ręki. Doświadczenie innych krajów pokazuje też, że żądania aktywistów LGBT nie mają de facto końca. Polska bogatsza o te cudze doświadczenia może jednak pójść inną drogą.

Co mam na myśli: z listy niekończących się żądań i tęczowych żalów... niektóre są realnymi problemami. Dwa przykłady: proces dopasowania płci metrykalnej transseksualistów i wyzwania prawne dla par tej samej płci. Transseksualiści, mówiąc dokładnie, muszą pozywać swoich własnych rodziców w procesie sądowym, by móc sobie w dokumentach zmienić dane. Proces taki jest i absurdalny, i poniżający dla rodziny oraz samych zainteresowanych osób trans. Wypadałoby może ułatwić ten proces? Podobnie jest z parami homoseksualnymi: istnieją rzeczy, których nie da się załatwić u notariusza. Ludzie więc, którzy żyją ze sobą całe życie, pozostają często dla siebie obcy w świetle prawa. Muszą płacić horrendalne podatki w przypadku darowizny i spadku, a takie drobne-ważne rzeczy jak prawo do pochówku po śmierci i tak pozostają ustawowo przy rodzinie zmarłego, a nie partnerze/partnerce. Może czas dostrzec te problemy?

W zeszłym roku prezydent Duda proponował wprowadzenie ustawy o osobie najbliższej. Może warto by dalej zająć się tym tematem, który również ucichł? Może warto by raz na zawsze przedyskutować postulat związków partnerskich tak, żeby lewica nie miała monopolu na te problemy i postulowanie ich rozwiązań? Ostatecznie: warto czasem pokazać, że jest się dobrej woli. Jeżeli nie będziemy szukać żadnego kompromisu, to zdesperowani odwrócą się tylko do tych, którzy oferują rozwiązanie ekstremalne. Jak pokazują też badania, nadchodzące młode pokolenia są najbardziej lewicowymi pokoleniami w historii Polski. Władzy PiSu i strony konserwatywnej nie będzie się dało utrzymać w nieskończoność. Może - zanim ta władza upadnie - warto pokazać jakiś dowód dobrej woli?

 

Niebezpieczeństwo w kieszeni

Najbardziej niedocenianym źródłem neomarksistowskich światopoglądów zajmujących powoli głowy młodych Polek i Polaków jest... internet. Podczas gdy ustawa pod patronatem Kai Godek próbuje zlikwidować przemarsze i pikiety, główne źródło fałszywego postępu prawdopodobnie leży w mediach społecznościowych.

W samej Polsce są tysiące aktywistów, tysiące influencerów oraz tysiące samozwańczych edukatorów, i każdy z nich ma konto na portalach społecznościowych. Praktycznie każdy i każda z nich każdego dnia wrzucają posty pełne neomarksistowskich pomysłów, które w prosty i wygodny sposób starają się wyjaśnić rzeczywistość. Opakowane w ładny format graficzny, lekkie do przeczytania i zrozumienia: takie posty trafiają do młodzieży.

Jeżeli już więc poruszamy się po terenie fantazji i przypuszczeń, i chcemy walczyć z manią lewicowego postępu, to może powinniśmy zastanowić się, czy dostęp osób nieletnich, tych najbardziej podatnych na ideologiczną manipulację, do mediów społecznościowych powinien pozostać legalnym? Czy dzieci i młodzież powinny mieć dostęp do Facebooka i Instagrama?

Ostatecznie, pomijając już walkę z lewicą ideologią, badania pokazują, że media społecznościowe mają zgubny wpływ na zdolność koncentracji, samoocenę, przyswajanie wiedzy i emocje dzieci, szczególnie u dziewczynek. Jeżeli już więc pozwalamy sobie - pozwalam sobie ja - na postulowanie teoretycznych rozwiązań, to powinniśmy ograniczyć dostęp do mediów społecznościowych osobom poniżej 18 lub 16 roku życia?

I żeby nie był to zakaz pusty, jakim pozostaje on w przypadku pornografii (niestety nadal dostępnej na wyciągnięcie ręki): zobowiążmy media społecznościowe w Polsce do kasowania profili ludzi o niepotwierdzonej pełnoletności! Rozumiem, że jest to pomysł radykalny, ale jeżeli naprawdę zależy nam na najmłodszych pokoleniach, powinniśmy uchronić je przed degrengoladą, jaką niosą Twitter, Facebook i Instagram

 

Fakty i historia

Poza fantastycznymi dywagacjami o tym, co mogłoby być i co da się osiągnąć legislacyjne, jedna z najprostszych broni przeciwko ideologii LGBT już jest w zasięgu naszej ręki. Jest to wiedza historyczna oraz fakty naukowe które, możemy sobie przyswoić.

Bo jednym z niezrozumiałych i niedocenianych niebezpieczeństw ideologii LGBT jest to, że daje ona pseudo-wiedzę. Pseudo-wiedzę i tożsamość. Tożsamość wygodną i niewymagającą wysiłku. Tożsamość, która przychodzi z uproszczonymi faktami historycznymi i faktami kompletnie zmyślonym. Tożsamość, której towarzyszy uśmiechnięta społeczność mówiąca o tolerancji. Tożsamość, która nie zważa na fakty, a pod niebiosa wynosi emocje.

Zamiast mówić lewicowym aktywistom, że nie mogą paradować i dyskutować o małżeństwie, używajmy przeciwko nim faktów. Przypominajmy, ile jest płci, że mężczyzna nie może zajść w ciążę i że jeden z głównych ideologów i twórców genderowej ideologii, John Money, doprowadził do śmierci dwóch chłopców, których zmuszał do rozbierania się do naga i symulowania kopulacji. Przypominamy, że jeden z najważniejszych neomarksistowskich ideologów z XX wieku, Michel Foucault, prawdopodobnie był pedofilem krzywdzącym dzieci w Afryce. I przypominamy, że Polska zawsze była bardziej tolerancyjna od Zachodniej Europy: kiedy nasz kraj był schronieniem dla Żydów i wyznawców religii innej niż katolicka, to na Zachodzie innowiercy i mniejszości semickie były aktywnie prześladowane. I to w Polsce mniejszości seksualne nie znały nigdy systemowego prześladowania, które w Niemczech czy Anglii miało miejsce jeszcze kilka dekad temu. Polska zawsze była krajem tolerancyjnym — o czym powinniśmy mówić — i takim też powinna pozostać.


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Obornik w centrum Katowic. Tak rolnicy przywitali von der Leyen [WIDEO] z ostatniej chwili
Obornik w centrum Katowic. Tak rolnicy przywitali von der Leyen [WIDEO]

Przed budynkiem, gdzie trwa Europejski Kongres Gospodarczy protestują niezadowoleni z działań Unii Europejskiej oraz z Zielonego Ładu polscy rolnicy.

Wyciekło nagranie. Tak będzie wyglądał występ Luny na Eurowizji [WIDEO] z ostatniej chwili
Wyciekło nagranie. Tak będzie wyglądał występ Luny na Eurowizji [WIDEO]

Już dziś Luna będzie reprezentować Polskę w pierwszym półfinale tegorocznej Eurowizji. Do sieci trafiło nagranie z prób.

Co Olaf Scholz właśnie obiecuje Bałtom? Wiadomości
Co Olaf Scholz właśnie obiecuje Bałtom?

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz odwiedził kraje bałtyckie. Wizyta rozpoczęła, się według informacji urzędu kanclerskiego na Litwie. Kanclerz Olaf Scholz spotkał się 6 maja z prezydentem Gitanasem Nausėdą w wojskowym centrum szkoleniowym w Pabradė. Następnie kanclerz odwiedził żołnierzy niemieckich sił zbrojnych, którzy są obecnie na miejscu w ramach ćwiczeń NATO.

Nie żyje Jan Ptaszyn Wróblewski. Był twórcą wielu przebojów z ostatniej chwili
Nie żyje Jan Ptaszyn Wróblewski. Był twórcą wielu przebojów

Nie żyje Jan Ptaszyn Wróblewski, polski jazzman i kompozytor, a także wieloletni pracownik Polskiego Radia. Miał 88 lat.

„Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie”. Niepokojące doniesienia w sprawie znanej piosenkarki z ostatniej chwili
„Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie”. Niepokojące doniesienia w sprawie znanej piosenkarki

Media obiegły niepokojące doniesienia w sprawie znanej piosenkarki. Teraz gwiazda zabrała głos.

Ekspert ds. bezpieczeństwa: Musimy przejść do działań proaktywnych wobec Moskwy i Mińska z ostatniej chwili
Ekspert ds. bezpieczeństwa: Musimy przejść do działań proaktywnych wobec Moskwy i Mińska

– Nadal znajdujemy się w defensywie, która pod naporem przeciwnika wydaje się być coraz mniej skuteczna. (…) Musimy przejść do działań proaktywnych wobec Moskwy i Mińska – twierdzi Michał Marek, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa i dezinformacji.

Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Król Karol III rezygnuje z ostatniej chwili
Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Król Karol III rezygnuje

Wrze wokół Pałacu Buckingham. Brytyjskie media donoszą o bolesnej rezygnacji króla Karola III.

„KE poinformowała, że rząd Tuska zgodził się na uznanie całkowitej nadrzędności prawa UE” z ostatniej chwili
„KE poinformowała, że rząd Tuska zgodził się na uznanie całkowitej nadrzędności prawa UE”

„Komisja Europejska poinformowała, że rząd Tuska zgodził się na uznanie całkowitej nadrzędności prawa UE nad polskim. Oznacza to, że pełną kontrolę nad każdym aspektem życia Polaków otrzymują brukselscy urzędnicy” – twierdzi była premier Beata Szydło.

Będzie akcyza na nowe produkty. Ceny poszybują w górę z ostatniej chwili
Będzie akcyza na nowe produkty. Ceny poszybują w górę

Ministerstwo Finansów planuje opodatkować akcyzą saszetki nikotynowe i dostosować definicję wyrobów nowatorskich do zmian na rynku substytutów wyrobów tytoniowych – wynika z uzasadnienia do projektu nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw.

Protasiewicz przypomina Kierwińskiemu nagranie: „Głowa bolała?” z ostatniej chwili
Protasiewicz przypomina Kierwińskiemu nagranie: „Głowa bolała?”

We wtorek Protasiewicz kolejny raz zabrał głos w sprawie wystąpienia szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. Tym razem przypomniał ministrowi jego wystąpienie z Płońska, które miało miejsce w 2023 roku.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Nie jestem ani fanem ideologii LGBT, ani projektu ustawy anty-LGBT

Jestem zdania, że ideologia LGBT istnieje i jest niebezpieczna. I nie jestem żadnym fanem lewicy, ani postępowych aktywistów. Nie jestem jednak też fanem najnowszej ustawy anty-LGBT pod patronatem Kai Godek. Dlatego, że uważam, że ogranicza ona wolność słowa. A poza tym: są lepsze metody walki z tęczową propagandą.
 [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Nie jestem ani fanem ideologii LGBT, ani projektu ustawy anty-LGBT
/ Pixabay.com

Kiedy byłem młodszy - prawie dekadę temu - sam byłem zagorzałym lewakiem. Byłem przekonany, że parady równości, demonstracje i ciągłe konfrontowanie ludzi z postępowymi poglądami, że to wszystko zmieni świat na lepsze. Dopiero wraz z wiekiem zrozumiałem, że moje poglądy były mieszanką naiwności i urazu chowanego do świata, który nie okazał się idealnie dopasowany do mnie

Zrozumiawszy to, zmieniłem siebie i swoje otoczenie, ale moi dawni sprzymierzeńcy nigdy mi tego nie wybaczyli. Za swojego wroga uznali mnie również nowo poznani działacze postępu. „Jak to?! On jest gejem, ale nie wspiera nas, progresywnej lewicy?!” - musieli myśleć tęczowi działacze. Ci sami tęczowi działacze atakowali mnie wielokrotnie na tyle, na ile mogli. Poprzez kłamstwa i paszkwile rozpowszechniane w socjalmediach. Poprzez wyzwiska i groźby wysyłane prywatnie oraz przez działania, które wykraczały poza normy prawa i przyzwoitości. Wielokrotnie próbowano zorganizować akcje pobicia mnie, czy to w Polsce, czy w Berlinie. Próbowano znaleźć mój adres i adres mojej rodziny. Kiedykolwiek organizowałem spotkanie z czytelnikami, albo byłem gościem jakiejś konserwatywnej konferencji, musieliśmy ukrywać miejsce spotkania i unikać fizycznego ataku ze strony opętanych przez lewicową ideologię fanatyków.

Jestem pewien że gdyby tęczowi aktywiści mieli więcej do powiedzenia w Polsce albo — co pozostaje, na szczęście, tylko wyobrażeniem z horrorów — gdyby mieli całkowitą władzę w naszym kraju, to byłoby ze mną źle. Mój trup ozdabiałby pewnie jakąś latarnię tuż obok szczątków wszystkich tych, którzy ośmieli się walczyć z Tolerancją i Postępem.

Nie odczuwam więc żadnej sympatii do tęczowych aktywistów. Przeciwnie: jest wiele momentów, w których muszę przypominać sobie, że nie powinienem ich nienawidzić. A powodów - poza tymi prywatnymi - jest sporo:

Ich dziecinność, wredota i chamstwo. Ich skrzywione pragnienie zniszczenia całej europejskiej cywilizacji. Ich absurdalne stwierdzenia o Polsce i jej historii. Ich wieczne narzekanie, w którego centrum stawiany jest - niczym fałszywy bożek - nigdy niekończący się ofiaryzm. Ich żałosne próby redefiniowania wszystkich pojęć, nawet tak podstawowych jak “kobieta” i “mężczyzna”. Ich śmieszne zamachy na publiczny porządek i spokój, nieudane próby kopiowania amerykańskich problemów na rodzimy grunt i ich kulturowa dominacja, rozciągająca się na media, uczelnie i życie publiczne...

Szczególnie od zeszłego roku mam ja i mamy my, Polacy, dodatkowe powody, by tęczowych aktywistów... jak to powiedzieć? Nie kochać? Nie szanować za bardzo? Bo mimo tego, że Polska ich nigdy nie prześladowała, to oni prześladowanie sobie sami wymyślili. Najpierw w postaci tak zwanych “stref wolnych od LGBT', a potem w postaci genderowych zamieszek wywołanych sztucznie w Warszawie w obronie zaburzonego chuligana, który stwierdził, że nie tylko jest kobietą, ale i ofiarą policyjnej brutalności.

Od strony prywatnej też nie brakuje mi motywacji do antypatii wobec tęczowych działaczy: w zeszłym roku odkryłem i opisałem na łamach Tygodnika Solidarność przypadek tajnych forów, na których trans-aktywiści sprzedawali nieletnim hormony. Te internetowe miejsca były na tyle obrzydliwe, że nigdy ich pewnie nie zapomnę.

To wszystko jednak nie usprawiedliwia ograniczania dla lewicy wolności słowa, a ta przysługuje wszystkim, jakkolwiek szaleni, niezrównoważeni i odklejeni od rzeczywistości by byli. To rodzaj sprawiedliwości, wobec której wszyscy musimy być równi. Bo jeżeli sprawiedliwość staje się selektywna, to przestaje być przecież sprawiedliwością! Dodatkowo: co to była za sprawiedliwość i wolność słowa, jeżeli przysługiwałaby tylko tym, których lubimy? Nie jestem więc projektu nowej ustawy anty-LGBT.

Poza tym: myślę, że są lepsze sposoby walki z ideologią LGBT, w które warto zainwestować energię, czas i pieniądze.

 

Polska wolność słowa

Polskie prawo pozwala nam (jeszcze!) na wygłaszanie swoich opinii. Ta legislacyjna wolność przestaje jednak istnieć, gdy znajdujemy się na Facebooku, na Twitterze i na Instagramie. Zamiast więc starać się ograniczyć swobodę wypowiedzi progresywnych aktywistów, jak próbuję to zrobić ustawa pod patronatem Kai Godek, powinniśmy zawalczyć o możliwość wypowiadani się wszędzie z przynależnością nam wolnością. Również w najpotężniejszych mediach czasów współczesnych - socjalmediach

Na chwilę obecną media społecznościowe są kompletnie zdominowane przez progresywną ideologię. Również przez ideologię LGBT/gender. Socjale są pełne zawodowych i amatorskich aktywistów, którzy wypełniają ich strony bzdurami takimi jak “płeć to spektrum”. Ktokolwiek myśli inaczej – konserwatywnie, zdroworozsądkowo - nie ma prawa i możliwości nawet zaprzeczyć. Jeżeli ktoś uważa, że mężczyzna nie staje się kobietą po serii operacji chirurgicznych i przyjęciu estrogenów, taki ktoś jest blokowany w internecie. Jeżeli ktoś skrytykuje działalność aktywistów LGBT, dostaje bana.

Natomiast gdyby w internecie istniała wolność wypowiedzi, to runęłyby w gruzach podstawowe założenia tęczowej ideologii, która oparta jest tylko na fikołkach i słownych konstruktach. Tych konstruktów nie wolno obecnie krytykować i w tym ich siła, zapełniają one bowiem przestrzeń medialną i społeczną, nie znajdując żadnego oporu. Jak zaraza, wobec której nie wolno nam stosować nawet Aspiryny.

Od przedstawicieli partii rządzącej słyszeliśmy w ostatnich latach obietnicę, że Polakom zostanie zagwarantowana legislacyjna wolność, również w internecie. Dlaczego ten temat nagle zamilkł?

 

Uderzyć tam, gdzie zaboli

Rozumiem, że parady równości są dla wielu widokiem odpychającym. Parady równości są jednak tylko wisienką na torcie progresywnej ideologii i ostatecznie tak długo, jak nie łamią obecnego prawa, powinny mieć możliwość przechodzić przez nasze miasta. Ich uczestnicy - tak długo, jak nie kopulują publicznie i nago na ulicach - mogą brać w nich udział. Lepiej, żeby się ośmieszali i żebyśmy to widzieli.

To jednak nie parady, a uniwersytety są źródłem ścieku, którym jest genderowa ideologia. To z nich, z katedr socjologii, gender studies i różnych "anglistyk" wypływają te szalone pomysły, które lata i dekady później zalewają nie tylko nasze ulice, ale i filmy, książki oraz dyskusje.

Kto zainicjował rewolucję seksualną? Seksuolodzy lat 60-tych! Kto wpadł na pomysł, że płeć jest tworem dwojakim, rozdartym na płeć biologiczną i społeczną? Naukowcy z Ameryki sprzed dekad, którzy piastowali profesorskie stanowiska i pozycje! Kto nauczył kobiety strachu, kto wmówił im, że toczy się przeciwko nim wojna, a one od zawsze żyją w niewidzialnym patriarchacie, które je tłamsi? Feministki-profesorki z zagranicznych, a obecnie i polskich uniwersytetów! Kto szczuje na Polskę, twierdząc, że jest współwinna zagładzie Żydów? Wykładowcy uniwersytetu Warszawskiego pełniący na nim funkcje profesorów nadzwyczajnych!

To z uniwersytetów wypływa ideologia gender i ideologia lewicowa ogólnie. Zamiast zabraniać więc zwykłym ludziom wyrażania opinii na temat tego, co jest, a co nie jest małżeństwem, powinniśmy przyjąć model węgierski: Węgry już w 2018 roku zrozumiały, że gender studies oraz studia feministyczne, tęczowe, to nie nauka, a ideologia. I wycofały je z uczelni wyższych: od 2019 roku nabór na takie studia nie był już tam możliwy. Polska powinna zrobić tak samo: żadnych neomarksistowskich kierunków na państwowych uczelniach!

 

Rozwiązanie realnych problemów

Z jednej strony nie można dawać diabłu palec, bo będzie chciał całej ręki. Doświadczenie innych krajów pokazuje też, że żądania aktywistów LGBT nie mają de facto końca. Polska bogatsza o te cudze doświadczenia może jednak pójść inną drogą.

Co mam na myśli: z listy niekończących się żądań i tęczowych żalów... niektóre są realnymi problemami. Dwa przykłady: proces dopasowania płci metrykalnej transseksualistów i wyzwania prawne dla par tej samej płci. Transseksualiści, mówiąc dokładnie, muszą pozywać swoich własnych rodziców w procesie sądowym, by móc sobie w dokumentach zmienić dane. Proces taki jest i absurdalny, i poniżający dla rodziny oraz samych zainteresowanych osób trans. Wypadałoby może ułatwić ten proces? Podobnie jest z parami homoseksualnymi: istnieją rzeczy, których nie da się załatwić u notariusza. Ludzie więc, którzy żyją ze sobą całe życie, pozostają często dla siebie obcy w świetle prawa. Muszą płacić horrendalne podatki w przypadku darowizny i spadku, a takie drobne-ważne rzeczy jak prawo do pochówku po śmierci i tak pozostają ustawowo przy rodzinie zmarłego, a nie partnerze/partnerce. Może czas dostrzec te problemy?

W zeszłym roku prezydent Duda proponował wprowadzenie ustawy o osobie najbliższej. Może warto by dalej zająć się tym tematem, który również ucichł? Może warto by raz na zawsze przedyskutować postulat związków partnerskich tak, żeby lewica nie miała monopolu na te problemy i postulowanie ich rozwiązań? Ostatecznie: warto czasem pokazać, że jest się dobrej woli. Jeżeli nie będziemy szukać żadnego kompromisu, to zdesperowani odwrócą się tylko do tych, którzy oferują rozwiązanie ekstremalne. Jak pokazują też badania, nadchodzące młode pokolenia są najbardziej lewicowymi pokoleniami w historii Polski. Władzy PiSu i strony konserwatywnej nie będzie się dało utrzymać w nieskończoność. Może - zanim ta władza upadnie - warto pokazać jakiś dowód dobrej woli?

 

Niebezpieczeństwo w kieszeni

Najbardziej niedocenianym źródłem neomarksistowskich światopoglądów zajmujących powoli głowy młodych Polek i Polaków jest... internet. Podczas gdy ustawa pod patronatem Kai Godek próbuje zlikwidować przemarsze i pikiety, główne źródło fałszywego postępu prawdopodobnie leży w mediach społecznościowych.

W samej Polsce są tysiące aktywistów, tysiące influencerów oraz tysiące samozwańczych edukatorów, i każdy z nich ma konto na portalach społecznościowych. Praktycznie każdy i każda z nich każdego dnia wrzucają posty pełne neomarksistowskich pomysłów, które w prosty i wygodny sposób starają się wyjaśnić rzeczywistość. Opakowane w ładny format graficzny, lekkie do przeczytania i zrozumienia: takie posty trafiają do młodzieży.

Jeżeli już więc poruszamy się po terenie fantazji i przypuszczeń, i chcemy walczyć z manią lewicowego postępu, to może powinniśmy zastanowić się, czy dostęp osób nieletnich, tych najbardziej podatnych na ideologiczną manipulację, do mediów społecznościowych powinien pozostać legalnym? Czy dzieci i młodzież powinny mieć dostęp do Facebooka i Instagrama?

Ostatecznie, pomijając już walkę z lewicą ideologią, badania pokazują, że media społecznościowe mają zgubny wpływ na zdolność koncentracji, samoocenę, przyswajanie wiedzy i emocje dzieci, szczególnie u dziewczynek. Jeżeli już więc pozwalamy sobie - pozwalam sobie ja - na postulowanie teoretycznych rozwiązań, to powinniśmy ograniczyć dostęp do mediów społecznościowych osobom poniżej 18 lub 16 roku życia?

I żeby nie był to zakaz pusty, jakim pozostaje on w przypadku pornografii (niestety nadal dostępnej na wyciągnięcie ręki): zobowiążmy media społecznościowe w Polsce do kasowania profili ludzi o niepotwierdzonej pełnoletności! Rozumiem, że jest to pomysł radykalny, ale jeżeli naprawdę zależy nam na najmłodszych pokoleniach, powinniśmy uchronić je przed degrengoladą, jaką niosą Twitter, Facebook i Instagram

 

Fakty i historia

Poza fantastycznymi dywagacjami o tym, co mogłoby być i co da się osiągnąć legislacyjne, jedna z najprostszych broni przeciwko ideologii LGBT już jest w zasięgu naszej ręki. Jest to wiedza historyczna oraz fakty naukowe które, możemy sobie przyswoić.

Bo jednym z niezrozumiałych i niedocenianych niebezpieczeństw ideologii LGBT jest to, że daje ona pseudo-wiedzę. Pseudo-wiedzę i tożsamość. Tożsamość wygodną i niewymagającą wysiłku. Tożsamość, która przychodzi z uproszczonymi faktami historycznymi i faktami kompletnie zmyślonym. Tożsamość, której towarzyszy uśmiechnięta społeczność mówiąca o tolerancji. Tożsamość, która nie zważa na fakty, a pod niebiosa wynosi emocje.

Zamiast mówić lewicowym aktywistom, że nie mogą paradować i dyskutować o małżeństwie, używajmy przeciwko nim faktów. Przypominajmy, ile jest płci, że mężczyzna nie może zajść w ciążę i że jeden z głównych ideologów i twórców genderowej ideologii, John Money, doprowadził do śmierci dwóch chłopców, których zmuszał do rozbierania się do naga i symulowania kopulacji. Przypominamy, że jeden z najważniejszych neomarksistowskich ideologów z XX wieku, Michel Foucault, prawdopodobnie był pedofilem krzywdzącym dzieci w Afryce. I przypominamy, że Polska zawsze była bardziej tolerancyjna od Zachodniej Europy: kiedy nasz kraj był schronieniem dla Żydów i wyznawców religii innej niż katolicka, to na Zachodzie innowiercy i mniejszości semickie były aktywnie prześladowane. I to w Polsce mniejszości seksualne nie znały nigdy systemowego prześladowania, które w Niemczech czy Anglii miało miejsce jeszcze kilka dekad temu. Polska zawsze była krajem tolerancyjnym — o czym powinniśmy mówić — i takim też powinna pozostać.



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe