Campus Polska. Anatomia nienawiści
A to jest niebezpieczne. Taki język jest zawsze dowodem prymitywizmu oraz słabości charakteru tego, kto się nim posługuje. Jest oznaką braku elementarnej samokontroli. I dotyczy to każdego, bez związku z poglądami politycznymi - nieważne, która partię popiera i jakie idee uważa za swoje. Używanie wulgarnego języka działa destruktywnie na człowieka. Prowadzi przecież do brutalnych działań. Przyzwolenie na złe traktowanie innych ludzi z reguły odbywa się najpierw na poziomie języka. Następuje akceptacja werbalnej przemocy. Wulgaryzmy pomagają odhumanizować innych ludzi, aby później łatwiej było ich krzywdzić, gdy używany wobec nich język odbierze im godność. To są przecież oczywistości, ale broniący tej piosenki na Campusie starają się wmówić wszystkim, że tak nie jest.
Czytaj również: Były dziennikarz TVN zatrzymany
Były dziennikarz TVN zatrzymany. Jego żona zabrała głos
Skandaliczne reakcje na skandal
Jednak nawet bardziej kompromitujące od tego, co wydarzyło się na Campusie, były reakcje na ten ponury incydent. Przede wszystkim, brak potępienia. Donald Tusk zacytował piosenkę Jerzego Stuhra "Śpiewać każdy może, Trochę lepiej, lub trochę gorzej… Czasami człowiek musi, Inaczej się udusi.", wykazując tym lizusowską wyrozumiałość szkolnego pedagoga, który chce się wkraść w łaski klasowej patologii. Z kolei europoseł Krzysztof Śmiszek w obronie wulgarnego tekstu posunął się do takiego absurdu, że nazwał piosenkę "częścią dorobku kulturowego". Ocena tej całej afery przebiegała ściśle "po linii partyjnej". Jeszcze raz przekonaliśmy się, że "swoi" zawsze mają rację i broni się ich z całkowitą pogardą dla prawdy i zasad.
Hipokryzja Otwartej Rzeczypospolitej
Wydawałoby się, że istnieją niezależne organizacje, dla których obiektywizm i uczciwość są najwyższymi wartościami.
Co za zawód! Okazało się bowiem, że polityków przebiła w swojej tendencyjnej reakcji i wygibasach intelektualno-etycznych pewna marginalna organizacja, a mianowicie Otwarta Rzeczpospolita (OR), czyli "Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii", wydając specjalne oświadczenie w sprawie afery campusowej.
Kluczowe do zrozumienia hipokryzji tego oświadczenia jest przypomnienie, czym ta organizacja się zajmuje (poza sprzeciwianiu się antysemityzmowi i ksenofobii). Otóż jednym z jej głównych celów jest "przeciwdziałanie postawom godzącym w godność człowieka". Działający w OR informują również, że chcą żyć w społeczności "broniącej godności człowieka" oraz "wspierają inicjatywy obywatelskie na rzecz tolerancji". Czyli tu powinniśmy spodziewać się uczciwej oceny. Przecież afera na Campusie dotyczyła wprost spraw zarówno godności jak i tolerancji.
Tymczasem w "Oświadczeniu" Otwarta Rzeczpospolita zaczyna od razu od stwierdzenia, że "wyrażenie skrajnie negatywnych uczuć wobec jakiejś ideologii i lansującej ją formacji społeczno-politycznej (nawet gdy ubrane w wulgaryzmy) nie spełnia, naszym zdaniem, kryteriów mowy nienawiści". Czyli potwierdza się to, o co takie organizacje są często podejrzewane: że według nich istnieją nienawiści, których wyrażanie staje się mową nienawiści, oraz istnieją nienawiści, które są politycznie poprawne, żadna mowa nienawiści ich nie dotyczy. Więc widać, jak na dłoni, że z tą "mową nienawiści" to bujda. Wszystko zależy, przeciw komu jest ta nienawiść. Jednak OR nie jest w stanie tak z kamienną twarzą zaprzeczyć czemuś, co jest oczywiste, więc robi unik, stwierdzając, że jedno sformułowanie w piosence („Wyp……ć z tego kraju!”) "niebezpiecznie o taką możliwość się ociera". Jednak po tym "akcie odwagi" musi natychmiast dokonać ekspiacji, bo już w następnych zdaniach gorliwie usprawiedliwia te słowa, stwierdzając, że piosenka "stanowiła wyraz bezsilnego wówczas gniewu, wobec opresji ze strony rządzących" i że to PiS doprowadziło "do powstania tego typu rykoszetowych aktów protestu". Apelując "o nieposługiwanie się w polemikach tego rodzaju argumentami, aby nasz język nie okazał się pewnego dnia podobny do tego, który zwalczamy", jeszcze raz usprawiedliwia wulgarną piosenkę i jej wykonanie słowami "gniew długotrwale krzywdzonych długo nie wygasa. A w gniewie nie waży się słów". Co za kłamliwy, obłudny argument! Właśnie w gniewie tym bardziej trzeba ważyć słowa. Poza tym, o jakim gniewie mowa? Na Campusie w sierpniu 2024! Gdy od 9 miesięcy rządzi koalicja i Donald Tusk?
Czyli, gdzie tu jest - tak mocno zapowiadane wśród celów organizacji - "przeciwdziałanie postawom godzącym w godność człowieka"? Czy zdaniem OR wołanie do przeciwników politycznych lub światopoglądowych „Wyp……ć z tego kraju!” nie narusza godności tych, do których kieruje się te słowa? Co za koszmarny pokaz hipokryzji ze strony Otwartej Rzeczypospolitej!
Zero wiarygodności
Jedyną realna siłą takich organizacji, jak OR, jest ich wiarygodność. Poza nią nie mają nic. Tym oświadczeniem OR udowadnia, że jej wiarygodność jest zerowa. Że obiektywizm nie jest dla niej żadną wartością. Że jest zdolna do najbardziej karkołomnej sofistyki, byle tylko nie krytykować "swoich". Jest to postawa skrajnie nieuczciwa. Jaki z tego wynika wniosek? Ano taki, że OR nie jest w stanie realizować swoich statutowych celów. Zapowiedzi zwalczania antysemityzmu i ksenofobii przez tę organizację nie mogą być traktowane serio. Organizacja nie jest zdolna do obiektywnej oceny, która w takiej działalności jest konieczna. Kieruje się wyłącznie swoimi politycznymi sympatiami i to one dyktują jej stanowisko nawet wobec sytuacji, w których obiektywizm jest absolutnie niezbędny. To sugeruje, że będzie tendencyjnie oskarżała o antysemityzm i ksenofobię tych, do których jest uprzedzona. Tak, jak tendencyjnie broni tych, którzy są jej ideowo czy politycznie bliscy.
Reakcja na wulgarną, nienawistną piosenkę na Campusie Polska Przyszłości okazała się dla Otwartej Rzeczypospolitej niezdanym testem. Oblanym egzaminem z uczciwości.
Kto nam pozostał?
Drobiazg. Jak wspomniałem, jest to przecież organizacja marginalna.
Jednak jej postawa to symptom czegoś więcej. To dowód, jak daleko zaatakował rak toczący organizm życia politycznego w Polsce. Jeżeli organizacje obywatelskie, pozarządowe, oddolne, występujące w imię szlachetnych celów tak bardzo zawodzą i nie mają woli nazywania rzeczy po imieniu, co nam - jako społeczeństwu - pozostaje?
Na kogo jeszcze możemy liczyć?