Ryszard Kalisz - przytulanka reżimu

Po niemal dekadzie przerwy Ryszard Kalisz powrócił do centrum krajowych wydarzeń i... wystarczyła chwila, by utracił wiele społecznej sympatii, którą budował przez lata. Czy w czasie politycznej pauzy nabył aż tak wiele odpychających cech? A może wyszło na jaw, że jego medialny wizerunek od samego początku znacząco odbiegał od rzeczywistości?
Ryszard Kalisz
Ryszard Kalisz / PAP/Leszek Szymański

Kiedyś nawet przeciwnicy Kalisza przyznawali, że biła od niego prawdziwie pozytywna energia: był otwarty na drugiego człowieka, umiejętnie skracał dystans, wchodził w dialog i budził zaufanie. Jego zdolność dostrzeżenia dobrych stron rozmówcy sprawiała, że zjednywał sobie polityków każdego ugrupowania. Bywał w związku z tym proszony o mediacje między zwaśnionymi posłami, również poza macierzystym klubem. Jego urok przekładał się na wysokie pozycje w rankingach zaufania społecznego. Wielu zadawało sobie pytanie: Czy to „coś” trzeba w sobie mieć, czy może da się tego nauczyć? 

Ryszard samo dobro

Analizując postawy i sposób bycia Ryszarda Kalisza, trudno oprzeć się wrażeniu, że sekret jego towarzysko-politycznego powodzenia tkwił w perfekcyjnym opanowaniu kilku prostych (i często dość tanich) trików. Gdyby słuchać tego, co mówi, a nie jak mówi, odkrylibyśmy w Kaliszu niekoronowanego króla banału. Na okrągło raczył on swoich rozmówców i publikę sloganami, których nie powstydziłby się Paulo Coelho („Trzeba się ruszać”, „Ważne, żeby kobieta była szczęśliwa”, „Seks powinien dawać zadowolenie” etc.), wypowiadając je tonem objawienia życiowej mądrości, który skutecznie maskował płytkość padających frazesów. Właśnie dzięki temu znakomicie nadawał się na gościa magazynów lifestyle’owych i tabloidów dla niezbyt wymagającego odbiorcy.

Kalisz lubił mówić o swoim spełnieniu, sukcesach, szczęściu rodzinnym... czasem jednak szedł w tym „trochę” za daleko: „Jestem najlepszym ojcem na świecie”, „Jestem osobą popularną w Europie, Unii Europejskiej i na świecie”, „Podobam się kobietom”... Brakowało tylko frazy: „Ja najbardziej kocham się” z piosenki Pudelsów. O dziwo, ten brak skromności nie czynił z niego w oczach ludzi narcyza czy bufona. Udawało mu się tego uniknąć, ponieważ się nie wywyższał – rozmawiał z pozycji partnera, a zawsze, gdy popadał w samozachwyt, pamietał, by pozachwycać się również rozmówcą, co sprawiało, że spotkanie zmieniało się w przesłodzoną wymianę uprzejmości.

Ryszard Kalisz uczynił pochlebstwo metodą pozyskiwania sojuszników, także wśród dziennikarzy, autorów programów i bulwarówek. Jego tusza, w połączeniu z brakiem zahamowań w mówieniu o relacjach z kobietami i seksualności, czyniła go z kolei łakomym kąskiem dla mediów rozrywkowych i rozmaitych talk-show. Nic dziwnego, że przez dłuższy okres funkcjonował jako polityk-celebryta, którego znakami rozpoznawczymi były: (podobno) „seksowny umysł” i dystans do samego siebie. Jego konkurenci wiele zapłaciliby za tak przemawiający do ludzi wizerunek. Nasuwa się zatem pytanie: Dlaczego Kalisz nie spożytkował do końca tego medialnego kapitału i zatrzymał się w pół politycznej drogi?

Niesforny mecenas

Kalisz często wyrażał niechęć do „noszenia za kimś teczki”. Swojej kariery na lewicy nie zawdzięczał powolnemu pięciu się po szczeblach partyjnego aktywu, lecz przyjaźni z Aleksandrem Kwaśniewskim, którego poznał już w czasach studenckich, by później zostać jego „politycznym prawnikiem”. Ten model kariery może tłumaczyć brak subordynacji oraz ignorowanie własnego „miejsca w szeregu” przez Kalisza w czasach, gdy Kwaśniewski zakończył drugą kadencję prezydencką. Wraz z politycznym zmierzchem „Olka” nadszedł zmierzch zaprzyjaźnionego mecenasa. Objawił się on w wielopoziomowym konflikcie z aparatem SLD. Kaliszowi nie podobała się, nieprzystająca do jego statusu gwiazdy, dyscyplina egzekwowana przez partyjnych liderów. Prezentował także odmienną wizję strategii politycznej – opowiadał się za otwarciem partyjnej lewicy na NGO-sy i społeczeństwo obywatelskie, zaś strukturę opartą na władzy baronów uważał za duszną i archaiczną. 

Do tego dochodziły różnice ideologiczne, których konsekwencją były jego batalie przeciw „obyczajowemu konserwatyzmowi” Leszka Millera i Grzegorza Napieralskiego. Sam Kalisz określał się jako socjalliberał, choć praktyka pokazywała, że zdecydowanie więcej było w nim „liberała” niż „socjalisty”. Po transformacji ustrojowej nie kontestował konsekwentnie neoliberalnego kierunku zaistniałych przemian ani nie postulował daleko idących reform gospodarczych. Jego światopogląd mieścił się w ramach polityki rynkowej, z osłonami dla najuboższych jako kwiatkiem do kapitalistycznego kożucha. Jego postępowość przejawiała się zaś głównie w sprawach kulturowych – zdaje się, że dość płytko pojmowanych, o czym świadczą (znów) banalne mantry o „wykluczeniu” i „nacjonalizmie”. Podzielał linię Adama Michnika, wskazując na wielkie zagrożenie płynące z polskiej „ksenofobii”, zaś źródła tych wszystkich problemów upatrywał w powstaniu styczniowym, kiedy to miało dojść do zespolenia świadomości narodowej z katolicyzmem. Ten proces miał spowodować podziały i konflikty na linii katolicko-prawosławnej oraz katolicko-żydowskiej. PiS jest w jego mniemaniu politycznym zwieńczeniem tej fatalnej tradycji.

Tego typu poglądy zbliżyły go do Janusza Palikota. Nawiązany w 2013 roku flirt z efemeryczną Europą Plus przepełnił czarę goryczy zirytowanej wierchuszki SLD. Ryszard Kalisz został usunięty z partii za działanie na jej szkodę. Po opuszczeniu SLD wciaż wierzący w siebie polityk założył stowarzyszenie Dom Wszystkich Polska, zmierzając do nawiązania oficjalnej współpracy z „mniej konserwatywnym” od SLD projektem Palikota pod patronatem Kwaśniewskiego. Całe przedsięwzięcie szybko okazało się niewypałem, ale Kalisz nie rezygnował. Świadomy kadrowych słabości lewicy aż do samego końca liczył na wystawienie go w roli kandydata w wyborach prezydenckich 2015 roku. Jednak wskutek politycznego szaleństwa Millera musiał ustąpić miejsca... Magdalenie Ogórek. Ostatnia nadzieja na nowe podboje zgasła i od 1 stycznia 2016 roku politycznie nienasycony powrócił do zawodu adwokata.

Przytulanka reżimu

W tym miejscu warto przypomnieć, że zarówno w czasach SLD, jak i podczas przebywania poza głównym nurtem polityki Kalisz nie odnosił się zbyt entuzjastycznie do Donalda Tuska. Uważał, że jego rządy kontynuowały budowę „państwa zamordystycznego”, zapoczątkowaną przez PiS. „Byłem zły na niego, bo firmował pomysły, które z państwa demokratyczno-liberalnego tworzyły państwo autokratyczne” – pisał Ryszard Kalisz w książce „Z prawa na lewo” z 2012 roku. Zarzucał Tuskowi populizm i kierowanie się sondażami, które miały być dla ówczesnego premiera ważniejsze od działania na rzecz dobra wspólnego. Dziś Kalisz określa Tuska zupełnie inaczej: „Być może najwybitniejszy polityk w Europie” – mówił w niedawno udzielonym wywiadzie. 

Przyczyna nagłego przypływu uznania dla premiera wydaje się jasna. Uśmiechnięta koalicja dostrzegła w na wpół zapomnianym mecenasie potencjał... Znakomicie nadawał się, by zostać uśmiechem reżimu; by objaśnić opinii publicznej z właściwym sobie wdziękiem, że dryf rządu w stronę autokracji jest samą esencją praworządności... W tym celu zapewniono mu medialną osłonę – przed przystąpieniem do wydzierania PiS-owi należnych mu subwencji w licznych programach przypomniano ludziom Kalisza od najlepszej możliwej strony. On sam starał się, jak mógł najlepiej – opowiadał w studiach telewizyjnych, że na Campusie Polska Rafała Trzaskowskiego nie prowadzono agitacji wyborczej, w przeciwieństwie do pisowskich imprez, których zorganizowanie domaga się pilnego ukarania – i czynił to z takim przekonaniem, jakby sam w to wierzył. Na pierwszy rzut oka zachował dawny urok, ale im dłużej się go słuchało, tym bardziej nuty zgorzknienia dawały o sobie znać.

Kiedy spojrzymy na wszystkie opisane wydarzenia z pewnego oddalenia, możemy odnotować, że stałym motywem wytyczającym kolejne rozdziały kariery Kalisza były różne formy kolaboracji – środowiskowej, partyjnej i ideowej. Najpierw zabawnie tłumaczona „szacunkiem dla dziekana swojego wydziału” współpraca z reżimem PRL, później – wbrew deklarowanej lewicowości – z gospodarczymi liberałami, dalej – z konkurującym z SLD Palikotem, aż w końcu z populizmem i autokracją Tuska, którymi jeszcze niedawno tak się brzydził. A może nazywanie tej przypadłości „kolaboracją” jest zbyt okrutne? Może mecenas po prostu co jakiś czas potrzebuje się do kogoś nowego... przytulić?


 

POLECANE
Jelenia Góra: Nowe informacje w sprawie śmierci 11-letniej Danusi. Świadkiem 10-latek Wiadomości
Jelenia Góra: Nowe informacje w sprawie śmierci 11-letniej Danusi. Świadkiem 10-latek

Nowe ustalenia w sprawie zabójstwa 11-letniej Danusi w Jeleniej Górze rzucają światło na dramatyczne wydarzenia, do których doszło w pobliżu Szkoły Podstawowej nr 10. Świadkiem ataku był 10-letni uczeń tej samej placówki. To, co widział i zrobił tuż po zdarzeniu, może mieć kluczowe znaczenie dla postępowania.

Ustawa łańcuchowa. Sejm nie odrzucił weta prezydenta z ostatniej chwili
Ustawa "łańcuchowa". Sejm nie odrzucił weta prezydenta

W środowym głosowaniu Sejm nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, aby odrzucić weto prezydenta Karola Nawrockiego w sprawie tzw. ustawy łańcuchowej.

Nie żyje znany naukowiec. Został zastrzelony z ostatniej chwili
Nie żyje znany naukowiec. Został zastrzelony

W miejscowości Brookline pod Bostonem znaleziono martwego prof. Nuno Loureiro z Massachusetts Institute of Technology – informują amerykańskie media.

GIOŚ wydał komunikat dla mieszkańców Kielc z ostatniej chwili
GIOŚ wydał komunikat dla mieszkańców Kielc

Główny Inspektorat Ochrony Środowiska wydał ostrzeżenie dla Kielc. W środę 17 grudnia prognozowane jest przekroczenie poziomu informowania dla pyłu zawieszonego PM10. Niekorzystna sytuacja może utrzymać się do czwartku, 18 grudnia, do godz. 24:00.

Sejm chce odrzucić weto prezydenta. Bogucki: Ustawa stygmatyzuje polską wieś z ostatniej chwili
Sejm chce odrzucić weto prezydenta. Bogucki: Ustawa stygmatyzuje polską wieś

Szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki oświadczył w środę w Sejmie, że tzw. ustawa łańcuchowa, którą zawetował prezydent Karol Nawrocki, w dużej mierze stygmatyzowała polską wieś.

Europarlament otwiera drogę do „turystyki aborcyjnej”. W grę wchodzą unijne fundusze z ostatniej chwili
Europarlament otwiera drogę do „turystyki aborcyjnej”. W grę wchodzą unijne fundusze

Parlament Europejski przyjął rezolucję popierającą obywatelską inicjatywę „My Voice, My Choice”, której celem jest zwiększenie dostępności aborcji w Unii Europejskiej. Kluczowym elementem dokumentu jest postulat uruchomienia mechanizmu „solidarności finansowej”, który mógłby umożliwić finansowanie aborcji z funduszy unijnych – także z pominięciem restrykcyjnych regulacji obowiązujących w części państw członkowskich.

Pilne doniesienia ws. właściciela TVN. Jest decyzja z ostatniej chwili
Pilne doniesienia ws. właściciela TVN. Jest decyzja

Rada dyrektorów Warner Bros. Discovery (WBD) jednogłośnie opowiedziała się w środę za podtrzymaniem rekomendacji dla akcjonariuszy w sprawie zaakceptowania oferty przejęcia części firmy przez Netflixa. Zdaniem rady konkurencyjna oferta Paramount Skydance jest niewystarczająca i bardziej ryzykowna.

Zabójstwo 11-latki w Jeleniej Górze. Są nowe informacje z ostatniej chwili
Zabójstwo 11-latki w Jeleniej Górze. Są nowe informacje

Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze zastosował środek tymczasowy wobec 12-latki zatrzymanej w związku zabójstwem 11-letniej Danusi – poinformowała w środę po południu wiceprezes sądu Agnieszka Makowska.

Inflacja w Polsce. UE notuje deflację, u nas ceny nadal rosną Wiadomości
Inflacja w Polsce. UE notuje deflację, u nas ceny nadal rosną

Choć tempo wzrostu cen w Polsce zwalnia, krajowa inflacja pozostaje wyższa niż średnia unijna. Najnowsze dane Eurostatu pokazują, że w listopadzie w większości państw UE doszło do miesięcznej deflacji, podczas gdy w Polsce ceny nadal rosły. Jednocześnie struktura inflacji ujawnia skrajne różnice – od gwałtownych podwyżek cen żywności i używek po wyraźne spadki cen elektroniki.

Tyle wyniosą ceny prądu w 2026 r. Jest komunikat URE z ostatniej chwili
Tyle wyniosą ceny prądu w 2026 r. Jest komunikat URE

Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził wysokość taryf na energię elektryczną na 2026 r.

REKLAMA

Ryszard Kalisz - przytulanka reżimu

Po niemal dekadzie przerwy Ryszard Kalisz powrócił do centrum krajowych wydarzeń i... wystarczyła chwila, by utracił wiele społecznej sympatii, którą budował przez lata. Czy w czasie politycznej pauzy nabył aż tak wiele odpychających cech? A może wyszło na jaw, że jego medialny wizerunek od samego początku znacząco odbiegał od rzeczywistości?
Ryszard Kalisz
Ryszard Kalisz / PAP/Leszek Szymański

Kiedyś nawet przeciwnicy Kalisza przyznawali, że biła od niego prawdziwie pozytywna energia: był otwarty na drugiego człowieka, umiejętnie skracał dystans, wchodził w dialog i budził zaufanie. Jego zdolność dostrzeżenia dobrych stron rozmówcy sprawiała, że zjednywał sobie polityków każdego ugrupowania. Bywał w związku z tym proszony o mediacje między zwaśnionymi posłami, również poza macierzystym klubem. Jego urok przekładał się na wysokie pozycje w rankingach zaufania społecznego. Wielu zadawało sobie pytanie: Czy to „coś” trzeba w sobie mieć, czy może da się tego nauczyć? 

Ryszard samo dobro

Analizując postawy i sposób bycia Ryszarda Kalisza, trudno oprzeć się wrażeniu, że sekret jego towarzysko-politycznego powodzenia tkwił w perfekcyjnym opanowaniu kilku prostych (i często dość tanich) trików. Gdyby słuchać tego, co mówi, a nie jak mówi, odkrylibyśmy w Kaliszu niekoronowanego króla banału. Na okrągło raczył on swoich rozmówców i publikę sloganami, których nie powstydziłby się Paulo Coelho („Trzeba się ruszać”, „Ważne, żeby kobieta była szczęśliwa”, „Seks powinien dawać zadowolenie” etc.), wypowiadając je tonem objawienia życiowej mądrości, który skutecznie maskował płytkość padających frazesów. Właśnie dzięki temu znakomicie nadawał się na gościa magazynów lifestyle’owych i tabloidów dla niezbyt wymagającego odbiorcy.

Kalisz lubił mówić o swoim spełnieniu, sukcesach, szczęściu rodzinnym... czasem jednak szedł w tym „trochę” za daleko: „Jestem najlepszym ojcem na świecie”, „Jestem osobą popularną w Europie, Unii Europejskiej i na świecie”, „Podobam się kobietom”... Brakowało tylko frazy: „Ja najbardziej kocham się” z piosenki Pudelsów. O dziwo, ten brak skromności nie czynił z niego w oczach ludzi narcyza czy bufona. Udawało mu się tego uniknąć, ponieważ się nie wywyższał – rozmawiał z pozycji partnera, a zawsze, gdy popadał w samozachwyt, pamietał, by pozachwycać się również rozmówcą, co sprawiało, że spotkanie zmieniało się w przesłodzoną wymianę uprzejmości.

Ryszard Kalisz uczynił pochlebstwo metodą pozyskiwania sojuszników, także wśród dziennikarzy, autorów programów i bulwarówek. Jego tusza, w połączeniu z brakiem zahamowań w mówieniu o relacjach z kobietami i seksualności, czyniła go z kolei łakomym kąskiem dla mediów rozrywkowych i rozmaitych talk-show. Nic dziwnego, że przez dłuższy okres funkcjonował jako polityk-celebryta, którego znakami rozpoznawczymi były: (podobno) „seksowny umysł” i dystans do samego siebie. Jego konkurenci wiele zapłaciliby za tak przemawiający do ludzi wizerunek. Nasuwa się zatem pytanie: Dlaczego Kalisz nie spożytkował do końca tego medialnego kapitału i zatrzymał się w pół politycznej drogi?

Niesforny mecenas

Kalisz często wyrażał niechęć do „noszenia za kimś teczki”. Swojej kariery na lewicy nie zawdzięczał powolnemu pięciu się po szczeblach partyjnego aktywu, lecz przyjaźni z Aleksandrem Kwaśniewskim, którego poznał już w czasach studenckich, by później zostać jego „politycznym prawnikiem”. Ten model kariery może tłumaczyć brak subordynacji oraz ignorowanie własnego „miejsca w szeregu” przez Kalisza w czasach, gdy Kwaśniewski zakończył drugą kadencję prezydencką. Wraz z politycznym zmierzchem „Olka” nadszedł zmierzch zaprzyjaźnionego mecenasa. Objawił się on w wielopoziomowym konflikcie z aparatem SLD. Kaliszowi nie podobała się, nieprzystająca do jego statusu gwiazdy, dyscyplina egzekwowana przez partyjnych liderów. Prezentował także odmienną wizję strategii politycznej – opowiadał się za otwarciem partyjnej lewicy na NGO-sy i społeczeństwo obywatelskie, zaś strukturę opartą na władzy baronów uważał za duszną i archaiczną. 

Do tego dochodziły różnice ideologiczne, których konsekwencją były jego batalie przeciw „obyczajowemu konserwatyzmowi” Leszka Millera i Grzegorza Napieralskiego. Sam Kalisz określał się jako socjalliberał, choć praktyka pokazywała, że zdecydowanie więcej było w nim „liberała” niż „socjalisty”. Po transformacji ustrojowej nie kontestował konsekwentnie neoliberalnego kierunku zaistniałych przemian ani nie postulował daleko idących reform gospodarczych. Jego światopogląd mieścił się w ramach polityki rynkowej, z osłonami dla najuboższych jako kwiatkiem do kapitalistycznego kożucha. Jego postępowość przejawiała się zaś głównie w sprawach kulturowych – zdaje się, że dość płytko pojmowanych, o czym świadczą (znów) banalne mantry o „wykluczeniu” i „nacjonalizmie”. Podzielał linię Adama Michnika, wskazując na wielkie zagrożenie płynące z polskiej „ksenofobii”, zaś źródła tych wszystkich problemów upatrywał w powstaniu styczniowym, kiedy to miało dojść do zespolenia świadomości narodowej z katolicyzmem. Ten proces miał spowodować podziały i konflikty na linii katolicko-prawosławnej oraz katolicko-żydowskiej. PiS jest w jego mniemaniu politycznym zwieńczeniem tej fatalnej tradycji.

Tego typu poglądy zbliżyły go do Janusza Palikota. Nawiązany w 2013 roku flirt z efemeryczną Europą Plus przepełnił czarę goryczy zirytowanej wierchuszki SLD. Ryszard Kalisz został usunięty z partii za działanie na jej szkodę. Po opuszczeniu SLD wciaż wierzący w siebie polityk założył stowarzyszenie Dom Wszystkich Polska, zmierzając do nawiązania oficjalnej współpracy z „mniej konserwatywnym” od SLD projektem Palikota pod patronatem Kwaśniewskiego. Całe przedsięwzięcie szybko okazało się niewypałem, ale Kalisz nie rezygnował. Świadomy kadrowych słabości lewicy aż do samego końca liczył na wystawienie go w roli kandydata w wyborach prezydenckich 2015 roku. Jednak wskutek politycznego szaleństwa Millera musiał ustąpić miejsca... Magdalenie Ogórek. Ostatnia nadzieja na nowe podboje zgasła i od 1 stycznia 2016 roku politycznie nienasycony powrócił do zawodu adwokata.

Przytulanka reżimu

W tym miejscu warto przypomnieć, że zarówno w czasach SLD, jak i podczas przebywania poza głównym nurtem polityki Kalisz nie odnosił się zbyt entuzjastycznie do Donalda Tuska. Uważał, że jego rządy kontynuowały budowę „państwa zamordystycznego”, zapoczątkowaną przez PiS. „Byłem zły na niego, bo firmował pomysły, które z państwa demokratyczno-liberalnego tworzyły państwo autokratyczne” – pisał Ryszard Kalisz w książce „Z prawa na lewo” z 2012 roku. Zarzucał Tuskowi populizm i kierowanie się sondażami, które miały być dla ówczesnego premiera ważniejsze od działania na rzecz dobra wspólnego. Dziś Kalisz określa Tuska zupełnie inaczej: „Być może najwybitniejszy polityk w Europie” – mówił w niedawno udzielonym wywiadzie. 

Przyczyna nagłego przypływu uznania dla premiera wydaje się jasna. Uśmiechnięta koalicja dostrzegła w na wpół zapomnianym mecenasie potencjał... Znakomicie nadawał się, by zostać uśmiechem reżimu; by objaśnić opinii publicznej z właściwym sobie wdziękiem, że dryf rządu w stronę autokracji jest samą esencją praworządności... W tym celu zapewniono mu medialną osłonę – przed przystąpieniem do wydzierania PiS-owi należnych mu subwencji w licznych programach przypomniano ludziom Kalisza od najlepszej możliwej strony. On sam starał się, jak mógł najlepiej – opowiadał w studiach telewizyjnych, że na Campusie Polska Rafała Trzaskowskiego nie prowadzono agitacji wyborczej, w przeciwieństwie do pisowskich imprez, których zorganizowanie domaga się pilnego ukarania – i czynił to z takim przekonaniem, jakby sam w to wierzył. Na pierwszy rzut oka zachował dawny urok, ale im dłużej się go słuchało, tym bardziej nuty zgorzknienia dawały o sobie znać.

Kiedy spojrzymy na wszystkie opisane wydarzenia z pewnego oddalenia, możemy odnotować, że stałym motywem wytyczającym kolejne rozdziały kariery Kalisza były różne formy kolaboracji – środowiskowej, partyjnej i ideowej. Najpierw zabawnie tłumaczona „szacunkiem dla dziekana swojego wydziału” współpraca z reżimem PRL, później – wbrew deklarowanej lewicowości – z gospodarczymi liberałami, dalej – z konkurującym z SLD Palikotem, aż w końcu z populizmem i autokracją Tuska, którymi jeszcze niedawno tak się brzydził. A może nazywanie tej przypadłości „kolaboracją” jest zbyt okrutne? Może mecenas po prostu co jakiś czas potrzebuje się do kogoś nowego... przytulić?



 

Polecane