[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Neokomunistyczne eksperymenty to zbrodnie
Bagatelizowanie zbrodni Maduro to błąd. Jeden z najzasobniejszych w ropę naftową kraj świata straszy obecnie pustymi półkami w sklepach i koszmarnym stanem szpitali. Prezydent Wenezueli nie wpuszczając pomocy humanitarnej do swojego kraju dołączył do „panteonu” zbrodniarzy, którzy wolą by obywatele umierali z głodu i braku leków, byle wszystko było zależne od czerwonej kamaryli. Nawet dyktatorzy na Bliskim Wschodzie czy w Afryce otwierali granice dla pomocy humanitarnej.
Bilans neokomunistycznych rządów w Wenezueli – najpierw Hugo Chaveza a później jego następcy Nicolasa Maduro - to społeczny i gospodarczy koszmar. Wenezuela dysponuje złożami ropy naftowej dwukrotnie przewyższającymi bogactwa tego surowca Arabii Saudyjskiej. Tymczasem, inflacja w Wenezueli osiągnęła już w zeszłym roku 100 000 proc. (sic!), tylko 27% gospodarstw domowych ma dostęp do wody, 90% obywateli żyje poniżej granicy ubóstwa, połowy rodzin nie stać na wyżywienie, więcej niż 1 na 7 dzieci cierpi z niedożywienia, śmiertelne stały się choroby, na które w innych krajach są dostępne lekarstwa (np. odra czy biegunka), 13 000 lekarzy wyjechało z kraju a łącznie emigracja Wenezuelczyków od 2015 roku wyniosła 3 mln. W dramatycznej sytuacji są dzieci - z nędzy na ulicach wenezuelskich miast rozpoczął się proceder dziecięcej prostytucji. Odpowiedzialny za taki stan Nicolas Maduro zasłynął bon motami na poziomie Marii Antoniny i jej pamiętnego „niech jedzą ciastka” czy PRL-owskich kacyków i „rządu który wyżywi się sam”. Zdaniem Maduro wszystkiemu winni są „amerykańscy kapitaliści” i sami obywatele Wenezueli, którzy nie chcieli jeść królików, które swego czasu rozdawał im rząd. Kamaryla Maduro na głód narodu chciała odpowiedzieć „zmieniając nawyki konsumpcji”. W tej absurdalnej politycznej łacińskiej „telenoweli” pojawił się już wątek rosyjskich najemników, którzy mają chronić akolitę Moskwy i wysłali do Caracas specjalny samolot a ten, jak pisali dziennikarze, posłużył do wymiany złota na żołd dla armii i funkcjonariuszy by zostali wierni wenezuelskiemu rządowi. Bilans protestów w Wenezueli, które trwają od stycznia jest tragiczny. Po miesiącu manifestacji organizacje międzynarodowe alarmowały, że to już 57 zabitych, ponad 500 osób rannych i prawie tysiąc aresztowanych.
Reżim Maduro broni się ostatnimi siłami by u jego boku pozostali wierni pretorianie. Do stojącego na czele protestów Juana Guido, który obwołał się tymczasowym prezydentem, odeszli już dwaj wysokiej rangi oficerowie wenezuelskiej armii – pułkownik Pedro Chirinos, attaché przy ONZ oraz attaché przy ambasadzie tego kraju w USA pułkownik Jose Luis Silva. Pojawiły się informacje, że po krwawych starciach pomiędzy wojskiem a demonstrantami (setki rannych), do Kolumbii uciekło 104 dezerterów z wenezuelskiej armii. Pas graniczny między Wenezuelą a Kolumbią został zablokowany by do kraju nie mogła wjechać pomoc humanitarna. Na moście Simona Bolivara łączącym oba kraje doszło do kolejnych zamieszek. W starciach z wenezuelskimi siłami bezpieczeństwa zginęły dwie osoby. W obliczu niskiego poziomu życia i kłopotów gospodarczych kraju decyzja Maduro o zablokowaniu konwojów z pomocą może być tylko porównana do najgorszych standardów „komunistycznego betonu”. Wsparcie humanitarne wpuszczali nawet owiani złą sławą dyktatorzy Bliskiego Wschodu czy Afryki. Pamiętajmy, że nie przez przypadek doradca Donalda Trumpa stanął na konferencji prasowej z notatkami w których pojawiała się Kolumbia – władza w Caracas wie, że każdy dzień wzmacnia „ulicę” ale nie robiąc sobie z tego nic igra z ogniem otwartej wojny domowej. Caracas zrywa także stosunki dyplomatyczne z Kolumbią izolując się jeszcze bardziej. To nie tylko wymiana ciosów pomiędzy wenezuelskim rządem a ulicą. W „grze” są także bardzo istotne geopolityczne interesy. Wenezuela jako sojusznik Rosji jest dokładnie obserwowana przez Biały Dom jako potencjalna baza, gdzie mogą stacjonować żołnierze wysłani przez Kreml. Bardzo blisko amerykańskich granic. Na pewno tymczasowa obecność strategicznych bombowców Tu-160 na wyspie La Orchilla na Morzu Karaibskim rozpaliła czerwoną linię w Pentagonie. To geostrategiczny priorytet Waszyngtonu by oddalić od siebie widmo stałego stacjonowania strategicznego lotnictwa Federacji Rosyjskiej tak blisko USA. Z kolei sojusz Władimira Putina z Maduro przypieczętowały umowy z końca zeszłego roku – opiewające na 5 mld dolarów rosyjskich inwestycji i udział w złożach ropy południowoamerykańskiego bankruta.
Michał Bruszewski
- Źródło: tysol.pl
- Data: 03.03.2019 00:31
- Tagi: , Nicolas Maduro, Wenezuela,