Jerzy Bukowski: Abp Jędraszewski na pierwszej linii obrony Kościoła

Próby dzielenia Kościoła mają wielowiekową tradycję. W Polsce mówiło się niedawno o jego toruńskiej (zamkniętej) i łagiewnickiej (otwartej) odmianie. W podobny sposób oceniani są biskupi: jednych traktuje się jako niedzisiejszych, wstecznych, defensywnych, myślących w przedsoborowych kategoriach, drugich jako nowoczesnych, reformatorskich, ofensywnych, dynamicznych.
Każdy, kto chociaż trochę wie, czym jest chrześcijaństwo doskonale rozumie, że są to śmieszne i z góry skazane na niepowodzenie próby wbicia klinów pomiędzy kapłanów, dla których jedynym punktem odniesienia jest Pismo Święte. Nie ma nic zdrożnego w tym, że w pewnych szczegółowych kwestiach mogą oni podejmować odmienne decyzje, ale w zasadniczych mają tylko jeden wybór.
Prawda nie zawsze jest przyjemna i wygodna dla wszystkich, a bycie uczniem Chrystusa wiąże się z koniecznością jej głoszenia „w porę i nie w porę”. Ewangeliczna zasada: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie, a co nadto jest od Złego pochodzi” obowiązuje każdego wyznawcę Jezusa, w szczególności zaś biskupa mającego wskazywać wiernym drogę do zbawienia duszy.
Abp Jędraszewski głosi naukę Chrystusa równie sugestywnie jak asertywnie. Czynienie mu zarzutu z tego, że bezkompromisowo broni fundamentów wiary może wywoływać jedynie uśmiech politowania.