Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
 Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik

 

POLECANE
Sanepid wydał pilny komunikat dla mieszkańców powiatu poznańskiego  z ostatniej chwili
Sanepid wydał pilny komunikat dla mieszkańców powiatu poznańskiego 

Mieszkańców sześciu miejscowości w powiecie poznańskim nie mogą korzystać z wody bez wcześniejszego przegotowania. W wodociągu w Rogalinie wykryto bakterie z grupy coli. Sanepid wydał specjalne zalecenia. 

Nowa funkcja w mObywatelu. Zaoszczędzisz nawet 800 zł rocznie z ostatniej chwili
Nowa funkcja w mObywatelu. Zaoszczędzisz nawet 800 zł rocznie

Nowa funkcja w aplikacji mObywatel pozwala korzystać z podpisu kwalifikowanego bez ponoszenia kosztów, które wcześniej mogły sięgać nawet 800 zł rocznie. Jak to działa i dlaczego warto z niej skorzystać?

Dokumenty wojskowe na śmietniku. Żandarmeria wydała komunikat z ostatniej chwili
Dokumenty wojskowe na śmietniku. Żandarmeria wydała komunikat

Po czwartkowych doniesieniach o znalezionych na śmietniku jednej z suwalskich działek dokumentów, a wśród nich listę 14 żołnierzy wraz z ich stopniami wojskowymi i numerami referencyjnymi, szef Oddziału Komunikacji Społecznej KG ŻW płk Artur Karpienko poinformował w komunikacie, że Wydział Żandarmerii w Białymstoku prowadzi obecnie czynności procesowe „w celu ustalenia wszelkich okoliczności związanych z ujawnieniem dokumentów wojskowych na działce w m. Suwałki”.

Weto coraz bliżej? Prezydent Nawrocki nie zgodzi się na podatkowe przywileje dla związków pozamałżeńskich z ostatniej chwili
Weto coraz bliżej? Prezydent Nawrocki nie zgodzi się na podatkowe przywileje dla związków pozamałżeńskich

Prezydent Karol Nawrocki prawdopodobnie zawetuje projekt Lewicy dotyczący statusu osób najbliższych. Z nieoficjalnych informacji wynika, że głowa państwa nie zaakceptuje rozwiązań, które pozwalałyby osobom spoza małżeństwa na wspólne rozliczanie podatków.

Szwedzka polityka multikulti: Migrant uniknął deportacji, gdyż gwałt na dziewczynie nie trwał wystarczająco długo z ostatniej chwili
Szwedzka polityka multikulti: Migrant uniknął deportacji, gdyż gwałt na dziewczynie "nie trwał wystarczająco długo"

Po przybyciu do Szwecji jako osoba ubiegająca się o azyl – a był wówczas nieletni - imigrant z Erytrei Yazied Mohamed we wrześniu ubiegłego roku zgwałcił Meyę Åberg. Ofiara miała zaledwie 16 lat i wracała z pracy do domu. Według Sądu Apelacyjnego dla Upper Norrland atak ten nie był “niezwykle poważny” i dlatego nie uzasadnia deportacji ze względu na jego “czas trwania”. O skandalu poinformował portal European Conservative.

Wyłączenia prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców woj. pomorskiego

Mieszkańcy województwa pomorskiego muszą przygotować się na planowane przerwy w dostawie prądu. Energa Operator przekazała najnowszy harmonogram planowanych wyłączeń prądu w województwie pomorskim. Przerwy w dostawie energii zaplanowano m.in. w Gdańsku, Gdyni, Kartuzach, Kościerzynie, Sierakowicach, Wejherowie i Żukowie.

Robert Bąkiewicz odpowiada na atak: Kosy na sztorc! Wiadomości
Robert Bąkiewicz odpowiada na atak: Kosy na sztorc!

Robert Bąkiewicz zareagował na atak ze strony m.in. premiera Donalda Tuska i jego ministrów Radosława Sikorskiego oraz Marcina Kierwińskiego. „Cała lewacka szczujnia ruszyła z bezpardonowym atakiem” — napisał na platformie X lider Ruchu Obrony Granic.

Prezydent Karol Nawrocki ostro o sędziach: „Stan sędziowski nie rozliczył się ze swoją przeszłością” pilne
Prezydent Karol Nawrocki ostro o sędziach: „Stan sędziowski nie rozliczył się ze swoją przeszłością”

Prezydent RP Karol Nawrocki w mocnym liście do uczestników konferencji w Sądzie Najwyższym przypomniał, że środowisko sędziowskie nigdy nie rozliczyło się z udziału w komunistycznym bezprawiu. Wskazał też, że brak takiego rozliczenia ma dziś konsekwencje dla funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.

Prezydent zawetuje ustawę o hodowli zwierząt futerkowych? Tego domaga się branża z ostatniej chwili
Prezydent zawetuje ustawę o hodowli zwierząt futerkowych? Tego domaga się branża

Jak poinformował portal Farmer.pl, Grzegorz Leszczyński, szef Podlaskiej Izby Rolniczej, zwrócił się do prezydenta Karola Nawrockiego z prośbą o wyznaczenie terminu osobistego spotkania, podczas którego omówiono by konsekwencje przyjętych przez Sejm przepisów dotyczących całkowitego zakazu hodowli zwierząt na futra w Polsce".

Dane żołnierzy i jednostek wojskowych znaleziono w śmieciach pilne
Dane żołnierzy i jednostek wojskowych znaleziono w śmieciach

Na prywatnej działce w Suwałkach odnaleziono wojskowe dokumenty zawierające dane żołnierzy z jednostek na flance wschodniej. Jak ustalił portal Niezalezna.pl, za bezpieczeństwo tych informacji odpowiada w MON oficer, która wcześniej nadzorowała postępowania wobec prof. Sławomira Cenckiewicza i gen. Jarosława Gromadzińskiego.

REKLAMA

Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
 Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe