Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik

 

POLECANE
Donald Trump uznał fentanyl za broń masowego rażenia z ostatniej chwili
Donald Trump uznał fentanyl za broń masowego rażenia

Prezydent USA Donald Trump podpisał w poniedziałek rozporządzenie uznające fentanyl za broń masowego rażenia. W uzasadnieniu stwierdził, że „wrogowie USA używają go, by zabijać Amerykanów”. Oświadczył zarazem, że rozważa złagodzenie federalnych restrykcji obejmujących marihuanę.

Jelenia Góra w szoku po znalezieniu martwej 12-latki. Jest zatrzymanie i nowe ustalenia w sprawie z ostatniej chwili
Jelenia Góra w szoku po znalezieniu martwej 12-latki. Jest zatrzymanie i nowe ustalenia w sprawie

Tragiczne wydarzenia wstrząsnęły Jelenią Górą. Przy ul. Wyspiańskiego znaleziono ciało 12-letniej dziewczynki. Policja potwierdziła, że do śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie, a w toku śledztwa ustalono osobę nieletnią, która może mieć związek z tą sprawą.

Paweł Jędrzejewski: Czym jest Chanuka? tylko u nas
Paweł Jędrzejewski: Czym jest Chanuka?

Decyzja Prezydenta RP o niezapaleniu świateł chanukowych w Pałacu Prezydenckim wywołuje zadowolenie i satysfakcję wśród ludzi, którzy nie mają pojęcia, czym jest to święto. Niestety, wierzą w kłamstwa Grzegorza Brauna, że to jakiś "satanistyczny, rasistowski, triumfalistyczny, talmudyczny kult". I całą swoją niechęć do Żydów kierują przeciw temu świętu.

Trump: Jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej rozwiązania ws. Ukrainy z ostatniej chwili
Trump: Jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej rozwiązania ws. Ukrainy

Prezydent USA Donald Trump poinformował w poniedziałek, że przeprowadził długie i dobre rozmowy z przywódcami Ukrainy, krajów europejskich i NATO. – Jesteśmy bliżej rozwiązania w sprawie Ukrainy niż kiedykolwiek wcześniej – dodał.

Europa i USA uzgodniły gwarancje dla Ukrainy. W planach europejska misja wojskowa z ostatniej chwili
Europa i USA uzgodniły gwarancje dla Ukrainy. W planach europejska misja wojskowa

Europejscy przywódcy i Stany Zjednoczone uzgodnili w Berlinie pakiet gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, który zakłada m.in. utworzenie europejskiej misji wojskowej działającej na jej terytorium. W deklaracji podkreślono, że decyzje dotyczące zmian granic może podejmować wyłącznie Ukraina, a wsparcie ma zapewnić jej zdolność utrzymania silnej armii w długiej perspektywie.

Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos z ostatniej chwili
Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos

– Ten spór w partii ma jednocześnie odbicie medialne znacznie większe, niż on sam jest – powiedział na antenie programu "Kanał TAK" prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując medialne doniesienia o rosnącym konflikcie pomiędzy byłym premierem Mateuszem Morawieckim a innymi czołowymi politykami PiS.

Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same” z ostatniej chwili
Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same”

Prezydent Karol Nawrocki krótko i dosadnie skomentował na platformie X poniedziałkową publikację „Gazety Wyborczej” ws. Sławomira Cenckiewicza. Dziennik ujawnił wrażliwe dane medyczne szefa BBN, a prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat

Cyberatak sparaliżował część infrastruktury informatycznej Urzędu Zamówień Publicznych. Hakerzy uzyskali dostęp do służbowej poczty elektronicznej pracowników UZP oraz Krajowej Izby Odwoławczej — poinformował wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Sprawą zajmują się już służby odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo.

Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż

Najnowszy sondaż CBOS przynosi dobre informacje dla prezydenta Karola Nawrockiego. Ponad połowa badanych Polaków pozytywnie ocenia jego działalność. Zupełnie inaczej ankietowani patrzą na pracę Sejmu – tu dominują wyraźnie krytyczne opinie.

Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka” Wiadomości
Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka”

Ukraińskie siły specjalne przeprowadziły ataki na strategiczne cele Rosji — uszkadzając okręt podwodny w porcie w Noworosyjsku oraz po raz kolejny paraliżując rosyjską platformę naftowo-gazową na Morzu Kaspijskim. Obie operacje miały na celu osłabienie zdolności militarnych i finansowych Kremla.

REKLAMA

Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik


 

Polecane