[Tylko u nas] Płużański: „Jastrząb” i „Żelazny”. Jak Żołnierze Wyklęci aresztowali rodzinę Bieruta

3 stycznia 1947 r. zmarł od ran porucznik Leon Taraszkiewicz ps. „Jastrząb”, dowódca działającego na Lubelszczyźnie oddziału Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Zanim do tej tragedii doszło, w lipcu 1946 r. przeprowadził niecodzienną akcję aresztowania rodziny Bolesława Bieruta - tzw. prezydenta Polski, a tak naprawdę sowieckiego agenta i jednego z największych morderców w historii Polski.
/ Wikipedia domena publiczna
17 lipca 1946 r. oddziały NSZ Stefana Brzuszka „Boruty” i WiN Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” znalazły się we wsi Krowica, niedaleko szosy Lublin – Chełm. Dowódcy dostali meldunek, że do okolicznej miejscowości pojechały dwa auta ubeków, aby aresztować ludzi z podziemia. Natychmiast postanowiono urządzić zasadzkę i odbić aresztowanych.
 
Udawali „ludowe” wojsko
 
W południe „Boruta” razem z „Kostkiem” – Wacławem Rybakiem zatrzymali na szosie trzy przypadkowe samochody ciężarowe wypełnione deskami i kamieniami. Pojazdy zostały zarekwirowane na potrzeby planowanej akcji. Przed godziną 13.00 grupy „Boruty” i „Jastrzębia” udały się na miejsce zasadzki – wybrano Kamionkę, oddaloną ok. 18 km od Chełma.

Żołnierze zajęli stanowiska ok. 150 m od szosy Lublin – Chełm, ukryci od siebie w odstępach co 5 metrów. Akcja rozpoczęła się około godziny 14.00. Przez kilka godzin kontrolowano - udając „ludowe” wojsko - przejeżdżające pojazdy, szczególnie ciężarówki w poszukiwaniu UB-eków z Chełma.
 
„Wszystkie nasze dzienne sprawy”
 
Około godziny 18.00 polscy partyzanci zatrzymali dwa auta: amerykańskiego jeepa typu Willys i osobowego chevroleta, którym podróżowało kilka cywilnych osób. Jedna z nich - kobieta, będąc przeświadczona, że to rutynowa kontrola drogowa, zaczęła głośno chwalić się, że nazywa się Julia Malewska i jest siostrą prezydenta Bieruta, a pozostali pasażerowie to jej mąż, syn i synowa. Tego nikt się nie spodziewał. Żołnierze natychmiast odtransportowali samochód do pobliskiego gospodarstwa, gdzie całe towarzystwo zostało aresztowane.

W międzyczasie zwinięto zasadzkę, bo przyszły informacje, że funkcjonariusze chełmskiej bezpieki pojechali inną, boczną drogą. Partyzanci NSZ i WiN ruszyli w stronę lasu Makoszka. Chevrolet został ukryty, a członków rodziny Bieruta odwieziono na furmance do Kolonii Krasne, gdzie przetrzymywano ich pod strażą przez trzy dni. Nie stosowano przy tym żadnych represji, „goście” mogli swobodnie poruszać się po gospodarstwie, wspólnie jedzono posiłki. Jedyną „szykaną” było zarządzenie śpiewania przed śniadaniem „Kiedy ranne wstają zorze”, a przed kolacją: „Wszystkie nasze dzienne sprawy”.
 
„Nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej”
 
W Warszawie, gdy następnego dnia „ludowa” władza dowiedziała się o porwaniu rodziny Bieruta, w teren zostało wysłanych 80 wagonów wojska. Wtedy partyzanci postanowili wypuścić aresztowanych. Trzeciego dnia wieczorem „bierutowców” odwieziono furmanką do miejsca, gdzie w stodole schowany był chevrolet.

Julii Malewskiej wręczono list, adresowany do brata, w którym polscy żołnierze napisali: „Zatrzymaną rodzinę Pańską wypuszczamy na wolność całych i zdrowych. Gdybyśmy chcieli zastosować wobec rodziny Pana metody jakie stosuje Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] wobec rodzin aresztowanych politycznie Polaków – winniśmy rodzinę Pańską zmasakrować, powybijać zęby, wyłamać ręce. Nie zrobimy tego, nam obce są bestialstwo i rozpasanie, nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej, walczymy tylko z tymi, którzy mają umazane ręce w niewinnej krwi bratniej. My nie chcemy przelewu krwi bratniej, a do tego rozpaczliwego kroku pcha Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego]. Wypuszczamy Pańską rodzinę na wolność – nie żądając za to nic – uważamy jednak, że podobnie postąpi Pan Panie Prezydencie i każe Pan zwolnić aresztowane rodziny ściganych politycznie”.
 
Jedyny poszkodowany
 
Stefan Brzuszek „Boruta” zginął od strzału w głowę w obławie we wsi Wola Korybutowa w sierpniu 1946 r. - miesiąc po zatrzymaniu Malewskich.
W noc sylwestrową 1946/1947 oddział por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” brał udział w ataku połączonych oddziałów WiN  na Radzyń Podlaski, a następnego dnia w udanym uderzeniu na grupę pościgową UB-KBW w Okalewie. 3 stycznia 1947 r. partyzanci zaatakowali jeszcze oddział propagandowo-ochronny LWP w Siemieniu. Tu znów odnieśli sukces. Biorący w akcji brat „Jastrzębia” – ppor. Edward Taraszkiewicz „Żelazny” namawiał obezwładnionych żołnierzy, aby przyłączyli się do partyzantki. Zdobyto dużą liczbę broni i amunicji.

I sukces byłby pełny, gdyby nie rany „Jastrzębia” – jedynego partyzanta poszkodowanego w akcji. Okazały się na tyle poważne, że musiał zostać przetransportowany na placówkę terenową do lekarza, w trakcie czego zmarł.
 
Jak zginął „Jastrząb”
 
Według jednej z wersji Leon Taraszkiewicz został postrzelony przez ulokowanego w oddziale agenta UB o ps. „Bolek-Łapka”. Edward Taraszkiewicz przeprowadził śledztwo, które miało potwierdzić te podejrzenia, w wyniku czego tajny współpracownik został zlikwidowany przez patrol podległy kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”, dowodzony przez Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”.

Co innego o akcji w Siemieniu pisał 10 stycznia 1947 r. Naczelnik Wydziału I Departamentu III MBP mjr. Łanin:

„(...) kiedy banda podeszła pod budynek (...), „Jastrząb” rozkazał wszystkim bandytom rozsypać się w tyralierę i lec na ziemi, a sam podszedł do wartownika na odległość paru metrów. Na krzyk wartownika »stój, kto idzie« „Jastrząb” odpowiedział »Wojsko Polskie«. Wartownik zapytał wtedy o hasło, na co „Jastrząb” nie odpowiedział nic i począł się zbliżać do wartownika. Wtedy wartownik otworzył ogień z PPsz i trafił 4-ma kulami w brzuch „Jastrzębia”, z których dwie przeszły na wylot, a dwie pozostały w ciele (...)”.


I zapewne nie warto byłoby ufać ubekowi, gdyby podobnie nie zapamiętał tego zdarzenia Jan Jarmuł „Wąż”, który brał udział w akcji na Siemień: „(…) Zawsze Leon pierwszy, w każdej akcji... nie to, że ludzi posyłał - on pierwszy szedł. Wartownik stał przy szkole na warcie i on [„Jastrząb”] krzyczy do wartownika »ręce do góry« - to słyszeliśmy. Wartownik do strzału się mierzy... i równocześnie jeden drugiego trzasnął. Ten wartownik Leona tu [po brzuchu] przejechał, a Leon jego na śmierć położył...”.
 
Szczęście w nieszczęściu
 
Ppor. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” miał szczęście w nieszczęściu. Jako jeden z nielicznych Żołnierzy Niezłomnych spoczął we własnym grobie. Było to możliwe dzięki temu, że koledzy pochowali go potajemnie w Siemieniu. Do 1990 r. na skromnym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy napis: „Leon”. Dopiero rok później, po 44 latach od tragicznej śmierci, odbyły się oficjalne uroczystości pogrzebowe Leona Taraszkiewicza.
 
Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny”
 
Po zamordowaniu porucznika Leona Taraszkiewicza funkcję komendanta oddziału Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Obwodu Włodawa przejął jego brat Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny”, awansowany potem na stopień podporucznika. Jesienią 1948 r. podporządkował się dowódcy oddziałów zbrojnych Lubelszczyzny, kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. Po śmierci „Uskoka” dalej prowadził aktywną działalność dywersyjną, likwidując funkcjonariuszy i agentów komunistycznych.

Podporucznik Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny” zginął w walce 6 października 1951 r., wraz z podkomendnym, otoczony przez 800-osobową obławę UB i KBW dowodzoną przez wyjątkowego bandytę: płk UB Jana Wołkowa. Bezpieka zabiła również małżeństwo Kaszczuków, u których ukrywali się żołnierze.

Dopiero w czerwcu 2007 r. znaleziono prawdopodobnie miejsce, gdzie komunistyczni przestępcy ukryli jego zwłoki. Dwa lata później, postanowieniem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Edward Taraszkiewicz został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”.

Tadeusz Płużański
 

 

POLECANE
Protesty rolników w Kosztowie i pod Kołobrzegiem pilne
Protesty rolników w Kosztowie i pod Kołobrzegiem

Protesty rolników w różnych regionach Polski pokazują narastającą skalę kryzysu. Rolnicy sprzeciwiają się niekontrolowanemu importowi, braku opłacalności produkcji i rosnącej biurokracji, ostrzegając przed upadkiem polskich gospodarstw.

Zapytano o skuteczność Tuska. Polacy podzieleni z ostatniej chwili
Zapytano o skuteczność Tuska. Polacy podzieleni

Polacy są niemal równo podzieleni w ocenie skuteczności Donalda Tuska – wynika z badania pracowni IBRiS na zlecenie Radia ZET.

Ambasador Niemiec w Polsce: Reparacje nie są tematem rozmów z Polską polityka
Ambasador Niemiec w Polsce: Reparacje nie są tematem rozmów z Polską

Ambasador Niemiec w Warszawie ponownie odniósł się do kwestii reparacji wojennych. Wprost podkreślił, że Berlin nie prowadzi rozmów na ten temat, mimo uznania odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej.

Strzelanina na plaży w Sydney. Wielu zabitych, trwa akcja służb z ostatniej chwili
Strzelanina na plaży w Sydney. Wielu zabitych, trwa akcja służb

Popularna plaża Bondi w Sydney zamieniła się w miejsce tragedii. Australijska policja potwierdziła strzelaninę, w której jest wielu rannych i ofiary śmiertelne. Dwóch napastników zostało zneutralizowanych, a akcja służb wciąż trwa.

IMGW wydał komunikat. Oto, co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał komunikat. Oto, co nas czeka

Spadek ciśnienia w Warszawie, dużo chmur, miejscami mżawka oraz lokalnie opady marznące na południu i w górach. Temperatura przeważnie 3–7 st.C, wiatr chwilami porywisty – to prognoza IMGW na niedzielę i poniedziałek.

Planowali zamach na jarmark bożonarodzeniowy. Służby zatrzymały pięciu imigrantów pilne
Planowali zamach na jarmark bożonarodzeniowy. Służby zatrzymały pięciu imigrantów

Prokuratura w Monachium nie wyklucza, że grupa zatrzymanych cudzoziemców mogła przygotowywać atak o podłożu islamistycznym. Według ustaleń śledczych celem mogło być 20-tysięczne Dingolfing, a narzędziem ataku samochód.

Wypadek autokaru w Rzeszowie. Nowe informacje z ostatniej chwili
Wypadek autokaru w Rzeszowie. Nowe informacje

W niedzielę rano autokar wjechał z impetem na rondo Jacka Kuronia w Rzeszowie i wylądował na pasie zieleni. Są ranni – informuje RMF FM

Komunikat dla mieszkańców woj. mazowieckiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. mazowieckiego

Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski poinformował, że od 15 do 18 grudnia w godzinach 8.00 – 15.00 na Mazowszu będą wyły syreny alarmowe. To testy w ramach ćwiczeń Syrena-25.

Koniec wojny na Ukrainie? Polacy są pesymistami z ostatniej chwili
Koniec wojny na Ukrainie? Polacy są pesymistami

96 proc. Polaków nie wierzy w zakończenie konfliktu w Ukrainie w tym roku – wynika z sondażu przeprowadzonego dla "Super Expressu".

Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar z ostatniej chwili
Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar

Na Uniwersytecie Browna w Providence w stanie Rhode Island doszło w niedzielę wieczorem do strzelaniny. Zginęły co najmniej dwie osoby. Ośmioro ciężko rannych trafiło do szpitala. Jak poinformowała agencja AP, policja wciąż poszukuje sprawcy.

REKLAMA

[Tylko u nas] Płużański: „Jastrząb” i „Żelazny”. Jak Żołnierze Wyklęci aresztowali rodzinę Bieruta

3 stycznia 1947 r. zmarł od ran porucznik Leon Taraszkiewicz ps. „Jastrząb”, dowódca działającego na Lubelszczyźnie oddziału Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Zanim do tej tragedii doszło, w lipcu 1946 r. przeprowadził niecodzienną akcję aresztowania rodziny Bolesława Bieruta - tzw. prezydenta Polski, a tak naprawdę sowieckiego agenta i jednego z największych morderców w historii Polski.
/ Wikipedia domena publiczna
17 lipca 1946 r. oddziały NSZ Stefana Brzuszka „Boruty” i WiN Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” znalazły się we wsi Krowica, niedaleko szosy Lublin – Chełm. Dowódcy dostali meldunek, że do okolicznej miejscowości pojechały dwa auta ubeków, aby aresztować ludzi z podziemia. Natychmiast postanowiono urządzić zasadzkę i odbić aresztowanych.
 
Udawali „ludowe” wojsko
 
W południe „Boruta” razem z „Kostkiem” – Wacławem Rybakiem zatrzymali na szosie trzy przypadkowe samochody ciężarowe wypełnione deskami i kamieniami. Pojazdy zostały zarekwirowane na potrzeby planowanej akcji. Przed godziną 13.00 grupy „Boruty” i „Jastrzębia” udały się na miejsce zasadzki – wybrano Kamionkę, oddaloną ok. 18 km od Chełma.

Żołnierze zajęli stanowiska ok. 150 m od szosy Lublin – Chełm, ukryci od siebie w odstępach co 5 metrów. Akcja rozpoczęła się około godziny 14.00. Przez kilka godzin kontrolowano - udając „ludowe” wojsko - przejeżdżające pojazdy, szczególnie ciężarówki w poszukiwaniu UB-eków z Chełma.
 
„Wszystkie nasze dzienne sprawy”
 
Około godziny 18.00 polscy partyzanci zatrzymali dwa auta: amerykańskiego jeepa typu Willys i osobowego chevroleta, którym podróżowało kilka cywilnych osób. Jedna z nich - kobieta, będąc przeświadczona, że to rutynowa kontrola drogowa, zaczęła głośno chwalić się, że nazywa się Julia Malewska i jest siostrą prezydenta Bieruta, a pozostali pasażerowie to jej mąż, syn i synowa. Tego nikt się nie spodziewał. Żołnierze natychmiast odtransportowali samochód do pobliskiego gospodarstwa, gdzie całe towarzystwo zostało aresztowane.

W międzyczasie zwinięto zasadzkę, bo przyszły informacje, że funkcjonariusze chełmskiej bezpieki pojechali inną, boczną drogą. Partyzanci NSZ i WiN ruszyli w stronę lasu Makoszka. Chevrolet został ukryty, a członków rodziny Bieruta odwieziono na furmance do Kolonii Krasne, gdzie przetrzymywano ich pod strażą przez trzy dni. Nie stosowano przy tym żadnych represji, „goście” mogli swobodnie poruszać się po gospodarstwie, wspólnie jedzono posiłki. Jedyną „szykaną” było zarządzenie śpiewania przed śniadaniem „Kiedy ranne wstają zorze”, a przed kolacją: „Wszystkie nasze dzienne sprawy”.
 
„Nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej”
 
W Warszawie, gdy następnego dnia „ludowa” władza dowiedziała się o porwaniu rodziny Bieruta, w teren zostało wysłanych 80 wagonów wojska. Wtedy partyzanci postanowili wypuścić aresztowanych. Trzeciego dnia wieczorem „bierutowców” odwieziono furmanką do miejsca, gdzie w stodole schowany był chevrolet.

Julii Malewskiej wręczono list, adresowany do brata, w którym polscy żołnierze napisali: „Zatrzymaną rodzinę Pańską wypuszczamy na wolność całych i zdrowych. Gdybyśmy chcieli zastosować wobec rodziny Pana metody jakie stosuje Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] wobec rodzin aresztowanych politycznie Polaków – winniśmy rodzinę Pańską zmasakrować, powybijać zęby, wyłamać ręce. Nie zrobimy tego, nam obce są bestialstwo i rozpasanie, nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej, walczymy tylko z tymi, którzy mają umazane ręce w niewinnej krwi bratniej. My nie chcemy przelewu krwi bratniej, a do tego rozpaczliwego kroku pcha Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego]. Wypuszczamy Pańską rodzinę na wolność – nie żądając za to nic – uważamy jednak, że podobnie postąpi Pan Panie Prezydencie i każe Pan zwolnić aresztowane rodziny ściganych politycznie”.
 
Jedyny poszkodowany
 
Stefan Brzuszek „Boruta” zginął od strzału w głowę w obławie we wsi Wola Korybutowa w sierpniu 1946 r. - miesiąc po zatrzymaniu Malewskich.
W noc sylwestrową 1946/1947 oddział por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” brał udział w ataku połączonych oddziałów WiN  na Radzyń Podlaski, a następnego dnia w udanym uderzeniu na grupę pościgową UB-KBW w Okalewie. 3 stycznia 1947 r. partyzanci zaatakowali jeszcze oddział propagandowo-ochronny LWP w Siemieniu. Tu znów odnieśli sukces. Biorący w akcji brat „Jastrzębia” – ppor. Edward Taraszkiewicz „Żelazny” namawiał obezwładnionych żołnierzy, aby przyłączyli się do partyzantki. Zdobyto dużą liczbę broni i amunicji.

I sukces byłby pełny, gdyby nie rany „Jastrzębia” – jedynego partyzanta poszkodowanego w akcji. Okazały się na tyle poważne, że musiał zostać przetransportowany na placówkę terenową do lekarza, w trakcie czego zmarł.
 
Jak zginął „Jastrząb”
 
Według jednej z wersji Leon Taraszkiewicz został postrzelony przez ulokowanego w oddziale agenta UB o ps. „Bolek-Łapka”. Edward Taraszkiewicz przeprowadził śledztwo, które miało potwierdzić te podejrzenia, w wyniku czego tajny współpracownik został zlikwidowany przez patrol podległy kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”, dowodzony przez Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”.

Co innego o akcji w Siemieniu pisał 10 stycznia 1947 r. Naczelnik Wydziału I Departamentu III MBP mjr. Łanin:

„(...) kiedy banda podeszła pod budynek (...), „Jastrząb” rozkazał wszystkim bandytom rozsypać się w tyralierę i lec na ziemi, a sam podszedł do wartownika na odległość paru metrów. Na krzyk wartownika »stój, kto idzie« „Jastrząb” odpowiedział »Wojsko Polskie«. Wartownik zapytał wtedy o hasło, na co „Jastrząb” nie odpowiedział nic i począł się zbliżać do wartownika. Wtedy wartownik otworzył ogień z PPsz i trafił 4-ma kulami w brzuch „Jastrzębia”, z których dwie przeszły na wylot, a dwie pozostały w ciele (...)”.


I zapewne nie warto byłoby ufać ubekowi, gdyby podobnie nie zapamiętał tego zdarzenia Jan Jarmuł „Wąż”, który brał udział w akcji na Siemień: „(…) Zawsze Leon pierwszy, w każdej akcji... nie to, że ludzi posyłał - on pierwszy szedł. Wartownik stał przy szkole na warcie i on [„Jastrząb”] krzyczy do wartownika »ręce do góry« - to słyszeliśmy. Wartownik do strzału się mierzy... i równocześnie jeden drugiego trzasnął. Ten wartownik Leona tu [po brzuchu] przejechał, a Leon jego na śmierć położył...”.
 
Szczęście w nieszczęściu
 
Ppor. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” miał szczęście w nieszczęściu. Jako jeden z nielicznych Żołnierzy Niezłomnych spoczął we własnym grobie. Było to możliwe dzięki temu, że koledzy pochowali go potajemnie w Siemieniu. Do 1990 r. na skromnym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy napis: „Leon”. Dopiero rok później, po 44 latach od tragicznej śmierci, odbyły się oficjalne uroczystości pogrzebowe Leona Taraszkiewicza.
 
Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny”
 
Po zamordowaniu porucznika Leona Taraszkiewicza funkcję komendanta oddziału Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Obwodu Włodawa przejął jego brat Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny”, awansowany potem na stopień podporucznika. Jesienią 1948 r. podporządkował się dowódcy oddziałów zbrojnych Lubelszczyzny, kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. Po śmierci „Uskoka” dalej prowadził aktywną działalność dywersyjną, likwidując funkcjonariuszy i agentów komunistycznych.

Podporucznik Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny” zginął w walce 6 października 1951 r., wraz z podkomendnym, otoczony przez 800-osobową obławę UB i KBW dowodzoną przez wyjątkowego bandytę: płk UB Jana Wołkowa. Bezpieka zabiła również małżeństwo Kaszczuków, u których ukrywali się żołnierze.

Dopiero w czerwcu 2007 r. znaleziono prawdopodobnie miejsce, gdzie komunistyczni przestępcy ukryli jego zwłoki. Dwa lata później, postanowieniem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Edward Taraszkiewicz został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”.

Tadeusz Płużański
 


 

Polecane