[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Katyńska zbrodnia, katyńskie kłamstwo
![[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Katyńska zbrodnia, katyńskie kłamstwo](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/46225.jpg)
Wersja sowiecka brzmiała: Polacy zostali wypuszczeni na wolność, a ich dalszy los nie jest znany. Po odkryciu grobów katyńskich przez Niemców w kwietniu 1943 r. stanowisko Moskwy uległo niewielkiej zmianie. Podczas rozmowy z polskimi przedstawicielami Beria miał powiedzieć: „zróbcie ich spisy, ale dużo już ich nie ma, gdyż zrobiliśmy wielki błąd, oddając ich większość Niemcom”.
Nie mordowali, bo „wyzwolili”
A prócz zbrodni było jeszcze kłamstwo. Właściwie nie było, tylko jest, bo kłamstwo katyńskie trwa do dziś. Bo ZSRS nie mógł nas mordować, bo nas nie napadł 17 września 1939 r. (Armia Czerwona tylko „wkroczyła”, aby „wyzwolić”), bo do wojny przystąpił dopiero 22 czerwca 1941 r. Czyli jeśli „wyzwolił”, nie mógł mordować. Tako rzecze Putin i jego kłamliwa propaganda.
Tylko dlaczego Polacy wzięci do niewoli przez Sowietów mieli oficjalny status jeńców wojennych?
„Wiem, że żyjesz, i że wrócisz”
W książce „Śpij, Mężny” Stanisława Mikkego, który uczestniczył w ekshumacjach w Katyniu, Miednoje i Charkowie czytamy: „z czarno-szarej i niemiłosiernie cuchnącej mazi wydobywane są rękami, często niemal całe zwłoki. Zdejmowane są z nich mundury, by odnaleźć dokumenty osobiste, medaliki, przedmioty osobistego użytku, zapiski i listy od rodziny - wszystko co przybliża tragedię w wymiarze jednego człowieka. Po odpowiednich zabiegach wracają słowa listu pisanego pół wieku temu: „Wiem, że żyjesz, i że wrócisz ... I będzie znów nam tak dobrze, jak kiedyś, prawda? Zbyszek krzyczy, Mamusia... napisz, żeby przyjechał”. Adresat listu nie wrócił do rodziny, został skrytobójczo zamordowany. Tak, jak ponad 20 tysięcy Polaków.
Ostatnia wiosna w życiu
Mieczysława Welzandta, jednego z nielicznych jeńców obozu w Starobielsku, który cudem uniknął losu kilku tysięcy polskich oficerów, skrytobójczo zamordowanych w Charkowie-Piatichatkach, (zabici strzałem w tył głowy w więzieniu przy ul. Czernyszewskiego w Charkowie i zakopani w bezimiennych dołach śmierci na terenie ośrodka wypoczynkowego NKWD koło osiedla Piatichatki), uratował stopień podchorążego (nie dotarła do niego nominacja na podporucznika).
We wspomnieniach napisał: „Przyjechaliśmy na niepozorną stację Starobielsk i najkrótsza droga powrotu prowadziła przez Charków. Bieg pociągu od tego miasta był najlepszym sprawdzianem kierunku. Odetchnęliśmy z ulgą, kiedy nasz eszelon ruszył stamtąd na zachód. Z taką samą nadzieją musieli wyjeżdżać, zapakowani do więźniarek skazańcy, nieświadomi zbliżającego się gwałtownego kresu życia - lecz ich tam wysadzono, przewieziono do miejsca kaźni w więzieniu i zwalono do dołów w Piatichatkach. (...) Przed śmiercią musieli przeżyć i przeżyli bardzo ciężką, potwornie mroźną zimę 1939/1940. Wiosny już nie przeżyli. Była ostatnią w ich życiu”.
Katyń bez rozliczenia
Kiedy w kwietniu 1943 r. Niemcy obwieścili światu o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w lasach koło miejscowości Katyń, a Moskwa wszystkiemu zaprzeczyła, zrzucając winę na „niemiecko-faszystowskich szubrawców”, w kościele na warszawskim Targówku, przysięgę odbierał oddział ochronny komórki wywiadu Armii Krajowej „Lombard”, do której należał Welzandt. Zaprzysiężeni pytali go: „Panie poruczniku, co pan myśli o tym s... syństwie katyńskim?” Odpowiadałem: „To prawda. Byłem w Starobielsku i nie mam żadnych wątpliwości”. A oni na to: „Ma pan rację. Mordowały s... syny razem, a teraz jeden drugiego sypie. Przyjdzie na nich kara boska. Obyśmy tylko dożyli!”.
Welzandt: „Zbrodnia, zadysponowana na najwyższym szczeblu, musiała być doskonała. Winni - naczelne władze ZSRR i podrzędni wykonawcy, nigdy nie zostali i nie będą osądzeni. Ostatni ze zbrodniarzy – Łazar Kaganowicz - zmarł w 1991 roku. Mimo tego, prawdy nie udało się pogrzebać”.
Mieczysław Welzandt, który doświadczył obu totalitaryzmów, napisał o procesie w Norymberdze: „Szczytny i nadrzędny /zdawałoby się/ cel został zrealizowany tylko w odniesieniu do zbrodniczego totalitaryzmu hitlerowskiego. Nie tknięto sojuszniczego z nim w pierwszych latach wojny totalitaryzmu stalinowskiego, ponieważ nie było aktu oskarżenia. Dla opinii światowej oznaczało to bezkarność”.
Tadeusz Płużański