Jerzy Bukowski: Pompowanie Kosiniaka-Kamysza

Od kiedy okazało się, że mająca być największym zagrożeniem dla obecnej głowy państwa Małgorzata Kidawa-Błońska jest totalną pomyłką (w zasadzie było to oczywiste od momentu wysunięcia jej kandydatury przez Koalicję Obywatelską), wrogowie obecnego obozu władzy zaczęli coraz częściej wymieniać nazwisko szefa ludowców jako tego, który miałby szansę wygrać wybory w drugiej turze, gdyby do niej doszło.
Kosiniak-Kamysz nie jest wyróżniającą się postacią na polskiej scenie politycznej. Brak mu nie tylko krztyny charyzmy, ale także cienia wyrazistości. Jego bezbarwność medialna i miałkość intelektualna nie rażą wprawdzie zbyt mocno na tle innych, równie kiepskich kandydatów opozycji do prezydentury, ale dyskwalifikują go jako poważnego rywala dla Dudy.
W wykreowaniu lidera PSL na głównego kontrkandydata dla reprezentanta Zjednoczonej Prawicy znacznie pomogły kompromitacja Kidawy-Błońskiej i słabnięcie Platformy Obywatelskiej. Jest to jednak zdecydowanie za mało, aby zbudować własną pozycję, choćby nawet z poparciem pośpieszyła gromada weteranów polityki i usłużnych dziennikarzy.