[Tylko u nas] Prof. David Engels: Nowy ikonoklazm. Obalane posągi Gandhiego. Stawiane posągi Lenina

Ikonoklazm spod znaku „Black Lives Matter” dotarł już także do Belgii, gdzie oprócz wielu innych posągów, również pomnik Leopolda II, ba, nawet Juliusza Cezara, zostały oszpecone. Te dwa, tak różne przypadki konfrontują historyka kultury z bardzo interesującymi pytaniami - i z bardzo przygnębiającymi odpowiedziami.
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Nowy ikonoklazm. Obalane posągi Gandhiego. Stawiane posągi Lenina
/ screen YouTube Channel 4 News zniszczony pomnik Kolumba w Housyon
Nie po raz pierwszy posągi Leopolda II - zwłaszcza te, które w roku 1926 z wielką pompą ustawione zostały przed bocznym wejściem do pałacu królewskiego na „Place du trône” - stały się ofiarami wandalizmu; jak żadna inna postać w historii Belgii, król ten jest bowiem symbolem kolonialnych okropieństw, z czasów, gdy cały region Konga stanowił najpierw „prywatną własność” króla, a następnie własność państwa belgijskiego. I nawet jeśli belgijska obecność w tym regionie Afryki przyniosła tam niezaprzeczalne, do dziś widoczne cywilizacyjne korzyści - koleje, drogi, urbanistykę, szkoły i szpitale - to psychologicznie rzecz biorąc jest raczej zrozumiałe, że posągi tego władcy, którego panowanie przyniosło Belgii ekonomiczny „złoty wiek”, były i są systematycznie oblewane czerwoną farbą.

Czy jednak uzasadnione jest żądanie zburzenia jego pomników? Można na ten temat długo dyskutować. Bo o ile faktycznie istnieją dobre powody, aby tej tak kontrowersyjnej postaci belgijskiej historii nie fundować już imponujących konnych posągów, o tyle tego rodzaju „pośmiertna korekta historii” wydaje się tyleż sztuczna, co i wielce problematyczna - przynajmniej w oczach historyka. A debata to bynajmniej nie nowa: w anglosaskich mediach od wielu już lat toczy się spór wokół żądania usunięcia pomników radykalnego imperialisty Cecila Rhodesa; wszelako już Hegel zauważył, iż „dzieje świata są sądem nad światem”. Niemniej jednak całą sprawę należałoby trochę staranniej różnicować w zależności od kontekstu. O ile bowiem spontaniczne akcje ludu, który po obaleniu znienawidzonej dyktatury domaga się usunięcia i zniszczenia wszechobecnych śladów minionej epoki, wydają się psychologicznie ze wszech miar zrozumiałe (nawet jeśli historyczna ocena tychże reżimów czasami ulega odwróceniu w ciągu zaledwie kilku lat; lub jeśli późniejsi historycy cieszą się odkopując historyczne świadectwa w postaci posągów Kaliguli, Nerona tudzież Commodusa, i prowadzą gruntowne badania i edukację), o tyle to tak typowe dla dzisiejszych czasów, bardzo aroganckie, a najczęściej i ignoranckie besserwisserstwo historyczne - w szczególności „eliminowanie” tych liczących już wiele stuleci pomników na wpół już zapomnianych postaci, tylko po to, aby pogodzić rzeczywistość muzealną z obowiązującymi światopoglądowymi modami narzuconymi przez współczesnych ideologów - wydaje się wysoce problematyczne i nie bez powodu przypomina totalitarne dystopie George'a Orwella. Uważam, że takim przypadkiem jest również niszczenie ponad stuletnich posągów Leopolda II, tym bardziej, że w większość z nich została już opatrzona tablicami informującymi o ciemnych stronach panowania tego władcy, czyli, że posągi te nie są już traktowane jako pomniki naiwnie czczonego króla, lecz raczej jako część dobrze przepracowanego dziedzictwa historycznego Belgii.

Śmiem jednak wątpić, że owi demonstranci w ogóle czytają te tablice. Tu przechodzimy do innego aspektu sprawy. Bowiem ten dzisiejszy gniew mas skierowany jest nie tylko przeciwko tym świadectwom przeszłości, które faktycznie dostarczają materiału do dyskusji na temat świadomego promowania nierówności społecznych lub rasowych, ale także, a nawet szczególnie, przeciwko tym, którzy z tamtym złem nie mają absolutnie nic wspólnego. W Polsce ludzie słusznie się oburzyli, gdy zobaczyli jak amerykański motłoch w Waszyngtonie oblał czerwoną farbą pomnik polskiego bohatera narodowego, bojownika o wolność, Tadeusza Kościuszki, choć był on jednym z ojców założycieli amerykańskiej niepodległości, pionierem walki przeciwko tyranii i uciskowi. Podobnie w Belgi musiało spotkać się z niezrozumieniem to, że oprócz posągów Leopolda II, zbezczeszczone zostały także pomniki króla Baudouina, który przywrócił Kongu wolność. Rzecz doprawdy absurdalna: bo czyż pojedyncze, „afro-krytyczne” wypowiedzi Mahatmy Gandhiego, który sporo czasu spędził w Południowej Afryce, mają być „ważniejsze” niż jego osiągnięcia dla niepodległości Indii? Albo czy z kolei krytyczne wobec Indii wypowiedzi Winstona Churchilla mają przesłonić jego walkę z nazistowską hegemonią w Europie? Czy uzasadnia to i usprawiedliwia usuwanie i niszczenie ich pomników? Czy historia oraz polityka historyczna mają być już jedynie konkursem o to, kto ma prawo czuć się „najbardziej obrażanym”, nie zaś pokazywaniem i honorowaniem wielkich osiągnięć służących ogółowi społeczeństwa? Oczywiście takie sterylne debaty na temat tego, kto jest największą ofiarą historii - co we Francji znalazło już ujście w postaci całkiem realnych konfliktów pomiędzy urazami ludności muzułmańskiej a urazami przybyszów z Afryki - są tylko częścią całego problemu, stanowią jedynie fasadę, za którą lewicowo-liberalni intelektualiści i politycy próbują przekierować bardziej lub mniej ślepą nienawiść tłumu w pożądanym ideologicznie kierunku, tudzież nadać temu minimum legitymacji.

Jeśli bowiem słusznie możemy powątpiewać w to, że owi demonstranci zanim przystępują do oszpecania historycznych posągów cokolwiek wiedzą o trwającej już od dziesięcioleci pracy na rzecz pamięci, tak powinniśmy prawdopodobnie pójść o krok dalej i zapytać, czy ci ludzie są choćby w najmniejszym stopniu zainteresowani dowiedzeniem się, komu te okaleczane przez nich, umazane farbą lub wręcz obalane posągi w ramach tej ich bezprecedensowej pod względem głupoty i perwersji kampanii niszczenia, są w ogóle poświęcone, jeśli widzimy, że w Belgii postmortalną ofiarą spóźnionej o 2000 lat „damnatio memoriae” stał się nawet Juliusz Cezar, choć jego znaczenie dla współczesnych ruchów na rzecz praw człowieka jest raczej drugorzędne. Otóż wydaje mi się, że prawdziwą przyczyną tej tak wielkiej skali obecnych wydarzeń nie jest inspirowane skądś tam „oburzenie” z powodu rzekomo „społecznie akceptowalnego” rasizmu wciąż obecnego w tym i tak już bardzo wielokulturowym i otwartym zachodnim społeczeństwie, lecz raczej niezrozumiała nienawiść do własnej kulturowej tożsamości, która co prawda jest już poważnie uszkodzona, ale nadal trwa zakonserwowana w postaci owych kamiennych czy spiżowych świadectw przeszłości. Wydaje się zatem, że cała ta furia nie jest skierowana przeciwko konkretnym postaciom historycznym, nawet jeśli tu i ówdzie i raczej przypadkowo uderza w tych, których historyczna „wielkość” nie jest pozbawiona kontrowersji; wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że jest ona skierowana przeciwko historii Zachodu jako takiej, jest bezpośrednim wyrazem szeroko już dyskutowanej nienawiści do siebie samych, do własnej tożsamości, czego potwierdzenie znaleźć można nie tylko w pojawianiu się coraz liczniejszych społeczeństw równoległych, które w coraz większym stopniu opanowują nasze miasta, lecz także - a może nawet przede wszystkim - w zachowaniu tych, którzy od dzieciństwa - czy to przez rodziców, przez szkołę, uniwersytety, media, a wreszcie przez samą politykę - ukształtowani zostali w duchu wszechobecnej poprawności politycznej i powszechnego besserwisserstwa, i którzy tym spiętrzonym resentymentom wobec własnej kulturowej tożsamości konsekwentnie dają teraz upust nie tylko w teoretycznych sporach na sali seminaryjnej lub w mediach społecznościowych, ale także w ikonoklastycznym zapale skierowanym przeciwko posągom, popiersiom, kościołom, książkom, filmom, obrazom et cetera. A fakt, że instytucje państwowe oraz media, których gotowość do obrony jest tutaj konsekwentnie testowana, w znaczącym stopniu te dewastacje wspierają lub przynajmniej zgodnie z antyautorytarną edukacją odnoszą się do tego „ze zrozumieniem”, stanowi nie tylko świadectwo niebywałego ubóstwa, ale prędzej czy później będzie miało takie same konsekwencje jak każda inna forma appeasementu...

Owszem, historia Europy poznała już wiele ruchów ikonoklastycznych, a mam tu na myśli choćby protestanckich obrazoburców czy też wandalizm z czasów rewolucji francuskiej, jednak o ile tamte wciąż jeszcze, przynajmniej w zamierzeniu, posiadały pewien ładunek pozytywnego ideału, na przykład przywrócenia „czystego” wczesnego chrześcijaństwa lub ożywienia starożytnego republikanizmu, o tyle ci współcześni wandale europejskiego pochodzenia, popierający jakoby antyrasistowską rewolucję kulturalną, zainspirowani są jedynie chęcią wymazania własnego dziedzictwa, zniesmaczeni samym faktem, że ich tożsamość jest tylko w niewielkim stopniu częścią ich własnych zasług, a w znacznie większej mierze zależy od tego, co stworzyły i pozostawiły po sobie - w sensie fizycznym i umysłowym, na dobre i na złe - poprzednie pokolenia. Tyle, że to naiwne, będące od kilku już lat czymś rodzaju wyznania wiary polit-poprawne przekonanie, że należy jedynie realizować siebie samego i nie akceptować jakichkolwiek „granic” (politycznych, płciowych, seksualnych, religijnych, społecznych itp.) nie jest żadnym wyrazem wolności, lecz przejawem podprogowego samozniszczenia; gdyż podobnie jak drzewo, którego odcięto od korzeni w celu umożliwienia mu „nieograniczonego samorozwoju”, musi uschnąć i się przewrócić, tak i osoba odcinająca się od swej przeszłości, od własnej kulturowej tradycji, prędzej czy później musi zginąć. To właśnie ten szaleńczy napęd, ów zgubny instynkt daje o sobie obecnie znać w sposób tak bardzo konkretny i namacalny, a widząc już wyraźnie, w jakim kierunku kolebie się ta nasza cywilizacja, gdzie niszczone są posągi Mahatmy Gandhiego, a jednocześnie - tak jak w Gelsenkirchen - stawiane są nowe posągi Lenina, powinno każdego obserwatora przyprawić o dreszcze...

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Waldemar Krysiak: Rozpad polskiego środowiska LGBT? Wiadomości
Waldemar Krysiak: Rozpad polskiego środowiska LGBT?

Zaczęło się od homoseksualnego podrywu, a skończyło się na zarzutach defraudacji ponad 100 tys. złotych przez działaczy LGBT. Na naszych oczach dochodzi do rozpadu w polskim środowisku tęczy.

Przełomowe badania: Polak wpadł na trop życia na Wenus? Wiadomości
Przełomowe badania: Polak wpadł na trop życia na Wenus?

Polak przeprowadził jedne z najbardziej przełomowych w historii podboju wszechświata badania nad poszukiwaniem życia! W chmurach Wenus dr Janusz Pętkowski wraz z zespołem MIT odkrył fosfinę.

Jarosław Kaczyński: PiS wystawi na wybory do PE listy śmierci z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński: PiS wystawi na wybory do PE listy śmierci

– Te listy, które układamy do Europarlamentu, będą listami śmierci. Wszystko co mocne będzie tam włożone – powiedział w rozmowie z Anitą Gargas prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Kierwiński: Będzie nowa wersja ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w Polsce z ostatniej chwili
Kierwiński: Będzie nowa wersja ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w Polsce

Minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński poinformował w czwartek, że za kilka dni przedłożona zostanie nowa wersja ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, którzy przebywają na terenie Polski.

Józefaciuk porównał religię do męskiego przyrodzenia. Nawet Czarzasty nie wytrzymał z ostatniej chwili
Józefaciuk porównał religię do męskiego przyrodzenia. Nawet Czarzasty nie wytrzymał

- Religia jest jak pewien męski organ. Jest całkiem w porządku, gdy ktoś go ma i jest z niego dumny. Ale jeśli ktoś wyciąga go na zewnątrz i macha nim przed nosem, to już mamy pewien problem  - powiedział poseł Marcin Józefaciuk z sejmowej mównicy.

Książę Harry zostanie deportowany? Polityczna burza wokół monarchy narasta z ostatniej chwili
Książę Harry zostanie deportowany? Polityczna burza wokół monarchy narasta

Administracja prezydenta Joe Bidena odrzuciła wezwanie do ujawnienia dokumentów wizowych księcia Harry'ego.

Rozważałem odebranie sobie życia - szokujące wyznanie byłego reprezentanta Anglii z ostatniej chwili
"Rozważałem odebranie sobie życia" - szokujące wyznanie byłego reprezentanta Anglii

Były reprezentant Anglii Stephen Warnock przyznał, że rozważał popełnienie samobójstwa po tym, jak skorzystał on ze złych porad finansowych.

WP: Kurski i Obajtek z jedynkami w ważnych regionach. Jest decyzja PiS z ostatniej chwili
WP: Kurski i Obajtek z "jedynkami" w ważnych regionach. Jest decyzja PiS

Komitet Polityczny PiS w czwartek po południu zatwierdził start Jacka Kurskiego i Daniela Obajtka w wyborach do Parlamentu Europejskiego – twierdzi serwis Wirtualna Polska.

Ukraiński minister rolnictwa podejrzany o korupcję: zapadła decyzja w sprawie jego przyszłości z ostatniej chwili
Ukraiński minister rolnictwa podejrzany o korupcję: zapadła decyzja w sprawie jego przyszłości

Podejrzany w sprawie korupcyjnej ukraiński minister polityki rolnej i żywności Mykoła Solski podał się do dymisji – poinformował w czwartek przewodniczący Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy Rusłan Stefanczuk.

Tusk ma problem? PE poparł listę projektów, na której znajduje się CPK z ostatniej chwili
Tusk ma problem? PE poparł listę projektów, na której znajduje się CPK

PE w głosowaniu w Strasburgu poparł zaktualizowaną listę strategicznych projektów infrastrukturalnych w Unii Europejskiej. Znalazł się na niej Centralny Port Komunikacyjny. Oznacza to, że budowa CPK będzie współfinansowana ze środków UE.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. David Engels: Nowy ikonoklazm. Obalane posągi Gandhiego. Stawiane posągi Lenina

Ikonoklazm spod znaku „Black Lives Matter” dotarł już także do Belgii, gdzie oprócz wielu innych posągów, również pomnik Leopolda II, ba, nawet Juliusza Cezara, zostały oszpecone. Te dwa, tak różne przypadki konfrontują historyka kultury z bardzo interesującymi pytaniami - i z bardzo przygnębiającymi odpowiedziami.
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Nowy ikonoklazm. Obalane posągi Gandhiego. Stawiane posągi Lenina
/ screen YouTube Channel 4 News zniszczony pomnik Kolumba w Housyon
Nie po raz pierwszy posągi Leopolda II - zwłaszcza te, które w roku 1926 z wielką pompą ustawione zostały przed bocznym wejściem do pałacu królewskiego na „Place du trône” - stały się ofiarami wandalizmu; jak żadna inna postać w historii Belgii, król ten jest bowiem symbolem kolonialnych okropieństw, z czasów, gdy cały region Konga stanowił najpierw „prywatną własność” króla, a następnie własność państwa belgijskiego. I nawet jeśli belgijska obecność w tym regionie Afryki przyniosła tam niezaprzeczalne, do dziś widoczne cywilizacyjne korzyści - koleje, drogi, urbanistykę, szkoły i szpitale - to psychologicznie rzecz biorąc jest raczej zrozumiałe, że posągi tego władcy, którego panowanie przyniosło Belgii ekonomiczny „złoty wiek”, były i są systematycznie oblewane czerwoną farbą.

Czy jednak uzasadnione jest żądanie zburzenia jego pomników? Można na ten temat długo dyskutować. Bo o ile faktycznie istnieją dobre powody, aby tej tak kontrowersyjnej postaci belgijskiej historii nie fundować już imponujących konnych posągów, o tyle tego rodzaju „pośmiertna korekta historii” wydaje się tyleż sztuczna, co i wielce problematyczna - przynajmniej w oczach historyka. A debata to bynajmniej nie nowa: w anglosaskich mediach od wielu już lat toczy się spór wokół żądania usunięcia pomników radykalnego imperialisty Cecila Rhodesa; wszelako już Hegel zauważył, iż „dzieje świata są sądem nad światem”. Niemniej jednak całą sprawę należałoby trochę staranniej różnicować w zależności od kontekstu. O ile bowiem spontaniczne akcje ludu, który po obaleniu znienawidzonej dyktatury domaga się usunięcia i zniszczenia wszechobecnych śladów minionej epoki, wydają się psychologicznie ze wszech miar zrozumiałe (nawet jeśli historyczna ocena tychże reżimów czasami ulega odwróceniu w ciągu zaledwie kilku lat; lub jeśli późniejsi historycy cieszą się odkopując historyczne świadectwa w postaci posągów Kaliguli, Nerona tudzież Commodusa, i prowadzą gruntowne badania i edukację), o tyle to tak typowe dla dzisiejszych czasów, bardzo aroganckie, a najczęściej i ignoranckie besserwisserstwo historyczne - w szczególności „eliminowanie” tych liczących już wiele stuleci pomników na wpół już zapomnianych postaci, tylko po to, aby pogodzić rzeczywistość muzealną z obowiązującymi światopoglądowymi modami narzuconymi przez współczesnych ideologów - wydaje się wysoce problematyczne i nie bez powodu przypomina totalitarne dystopie George'a Orwella. Uważam, że takim przypadkiem jest również niszczenie ponad stuletnich posągów Leopolda II, tym bardziej, że w większość z nich została już opatrzona tablicami informującymi o ciemnych stronach panowania tego władcy, czyli, że posągi te nie są już traktowane jako pomniki naiwnie czczonego króla, lecz raczej jako część dobrze przepracowanego dziedzictwa historycznego Belgii.

Śmiem jednak wątpić, że owi demonstranci w ogóle czytają te tablice. Tu przechodzimy do innego aspektu sprawy. Bowiem ten dzisiejszy gniew mas skierowany jest nie tylko przeciwko tym świadectwom przeszłości, które faktycznie dostarczają materiału do dyskusji na temat świadomego promowania nierówności społecznych lub rasowych, ale także, a nawet szczególnie, przeciwko tym, którzy z tamtym złem nie mają absolutnie nic wspólnego. W Polsce ludzie słusznie się oburzyli, gdy zobaczyli jak amerykański motłoch w Waszyngtonie oblał czerwoną farbą pomnik polskiego bohatera narodowego, bojownika o wolność, Tadeusza Kościuszki, choć był on jednym z ojców założycieli amerykańskiej niepodległości, pionierem walki przeciwko tyranii i uciskowi. Podobnie w Belgi musiało spotkać się z niezrozumieniem to, że oprócz posągów Leopolda II, zbezczeszczone zostały także pomniki króla Baudouina, który przywrócił Kongu wolność. Rzecz doprawdy absurdalna: bo czyż pojedyncze, „afro-krytyczne” wypowiedzi Mahatmy Gandhiego, który sporo czasu spędził w Południowej Afryce, mają być „ważniejsze” niż jego osiągnięcia dla niepodległości Indii? Albo czy z kolei krytyczne wobec Indii wypowiedzi Winstona Churchilla mają przesłonić jego walkę z nazistowską hegemonią w Europie? Czy uzasadnia to i usprawiedliwia usuwanie i niszczenie ich pomników? Czy historia oraz polityka historyczna mają być już jedynie konkursem o to, kto ma prawo czuć się „najbardziej obrażanym”, nie zaś pokazywaniem i honorowaniem wielkich osiągnięć służących ogółowi społeczeństwa? Oczywiście takie sterylne debaty na temat tego, kto jest największą ofiarą historii - co we Francji znalazło już ujście w postaci całkiem realnych konfliktów pomiędzy urazami ludności muzułmańskiej a urazami przybyszów z Afryki - są tylko częścią całego problemu, stanowią jedynie fasadę, za którą lewicowo-liberalni intelektualiści i politycy próbują przekierować bardziej lub mniej ślepą nienawiść tłumu w pożądanym ideologicznie kierunku, tudzież nadać temu minimum legitymacji.

Jeśli bowiem słusznie możemy powątpiewać w to, że owi demonstranci zanim przystępują do oszpecania historycznych posągów cokolwiek wiedzą o trwającej już od dziesięcioleci pracy na rzecz pamięci, tak powinniśmy prawdopodobnie pójść o krok dalej i zapytać, czy ci ludzie są choćby w najmniejszym stopniu zainteresowani dowiedzeniem się, komu te okaleczane przez nich, umazane farbą lub wręcz obalane posągi w ramach tej ich bezprecedensowej pod względem głupoty i perwersji kampanii niszczenia, są w ogóle poświęcone, jeśli widzimy, że w Belgii postmortalną ofiarą spóźnionej o 2000 lat „damnatio memoriae” stał się nawet Juliusz Cezar, choć jego znaczenie dla współczesnych ruchów na rzecz praw człowieka jest raczej drugorzędne. Otóż wydaje mi się, że prawdziwą przyczyną tej tak wielkiej skali obecnych wydarzeń nie jest inspirowane skądś tam „oburzenie” z powodu rzekomo „społecznie akceptowalnego” rasizmu wciąż obecnego w tym i tak już bardzo wielokulturowym i otwartym zachodnim społeczeństwie, lecz raczej niezrozumiała nienawiść do własnej kulturowej tożsamości, która co prawda jest już poważnie uszkodzona, ale nadal trwa zakonserwowana w postaci owych kamiennych czy spiżowych świadectw przeszłości. Wydaje się zatem, że cała ta furia nie jest skierowana przeciwko konkretnym postaciom historycznym, nawet jeśli tu i ówdzie i raczej przypadkowo uderza w tych, których historyczna „wielkość” nie jest pozbawiona kontrowersji; wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że jest ona skierowana przeciwko historii Zachodu jako takiej, jest bezpośrednim wyrazem szeroko już dyskutowanej nienawiści do siebie samych, do własnej tożsamości, czego potwierdzenie znaleźć można nie tylko w pojawianiu się coraz liczniejszych społeczeństw równoległych, które w coraz większym stopniu opanowują nasze miasta, lecz także - a może nawet przede wszystkim - w zachowaniu tych, którzy od dzieciństwa - czy to przez rodziców, przez szkołę, uniwersytety, media, a wreszcie przez samą politykę - ukształtowani zostali w duchu wszechobecnej poprawności politycznej i powszechnego besserwisserstwa, i którzy tym spiętrzonym resentymentom wobec własnej kulturowej tożsamości konsekwentnie dają teraz upust nie tylko w teoretycznych sporach na sali seminaryjnej lub w mediach społecznościowych, ale także w ikonoklastycznym zapale skierowanym przeciwko posągom, popiersiom, kościołom, książkom, filmom, obrazom et cetera. A fakt, że instytucje państwowe oraz media, których gotowość do obrony jest tutaj konsekwentnie testowana, w znaczącym stopniu te dewastacje wspierają lub przynajmniej zgodnie z antyautorytarną edukacją odnoszą się do tego „ze zrozumieniem”, stanowi nie tylko świadectwo niebywałego ubóstwa, ale prędzej czy później będzie miało takie same konsekwencje jak każda inna forma appeasementu...

Owszem, historia Europy poznała już wiele ruchów ikonoklastycznych, a mam tu na myśli choćby protestanckich obrazoburców czy też wandalizm z czasów rewolucji francuskiej, jednak o ile tamte wciąż jeszcze, przynajmniej w zamierzeniu, posiadały pewien ładunek pozytywnego ideału, na przykład przywrócenia „czystego” wczesnego chrześcijaństwa lub ożywienia starożytnego republikanizmu, o tyle ci współcześni wandale europejskiego pochodzenia, popierający jakoby antyrasistowską rewolucję kulturalną, zainspirowani są jedynie chęcią wymazania własnego dziedzictwa, zniesmaczeni samym faktem, że ich tożsamość jest tylko w niewielkim stopniu częścią ich własnych zasług, a w znacznie większej mierze zależy od tego, co stworzyły i pozostawiły po sobie - w sensie fizycznym i umysłowym, na dobre i na złe - poprzednie pokolenia. Tyle, że to naiwne, będące od kilku już lat czymś rodzaju wyznania wiary polit-poprawne przekonanie, że należy jedynie realizować siebie samego i nie akceptować jakichkolwiek „granic” (politycznych, płciowych, seksualnych, religijnych, społecznych itp.) nie jest żadnym wyrazem wolności, lecz przejawem podprogowego samozniszczenia; gdyż podobnie jak drzewo, którego odcięto od korzeni w celu umożliwienia mu „nieograniczonego samorozwoju”, musi uschnąć i się przewrócić, tak i osoba odcinająca się od swej przeszłości, od własnej kulturowej tradycji, prędzej czy później musi zginąć. To właśnie ten szaleńczy napęd, ów zgubny instynkt daje o sobie obecnie znać w sposób tak bardzo konkretny i namacalny, a widząc już wyraźnie, w jakim kierunku kolebie się ta nasza cywilizacja, gdzie niszczone są posągi Mahatmy Gandhiego, a jednocześnie - tak jak w Gelsenkirchen - stawiane są nowe posągi Lenina, powinno każdego obserwatora przyprawić o dreszcze...


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe