[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Religijne świry
![jarmoluk [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Religijne świry](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/15988032651d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b372b1dd8dbf188078bc2e543ccc81cd9f89.jpg)
Po tym jak odbierając niedawno maila przeczytałam tytuł: „Kontemplujemy twoje zamówienie”, przypomniał mi się dość stary mem krakowskiej projektantki katolickiej Dayenu o treści: „W każdej rodzinie jest co najmniej jeden religijny świr. Jeśli nikogo nie kojarzysz to znaczy, że to ty”.
Życie duchowe dostarcza nam niekiedy trudów, jest pięciem się pod górę, czasem w pocie czoła, ale nie jest smutne. Bo Bóg się radosny i sam nam swojej radości udziela. Oczywiście, bywają momenty nie do śmiechu, ale jak mówi święty Paweł „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” - obfitować i cierpieć niedostatek, płakać i śmiać się... Bóg nie jest totalitarny - tylko taki lub tylko taki. Jest pełen. To że - teraz za świętym Piotrem - „czasem musimy doznać nieco smutku z powodu różnorodnych doświadczeń”, znaczy coś zupełnie innego niż postawa bycia, nomen omen, śmiertelnie poważnym w życiu duchowym. I następne "oczywiście" - oczywiście możemy wybrać smutek jako swój modus vivendi, jeśli wolimy, nikt nam nie zabroni. Tylko po co?
Jedna uwaga - nie mówię tu o osobach zmagających się z depresją jako chorobą, a o pompowaniu ego.
Poczucie humoru jest częścią tego świata. Jak myślicie, kto jest jego pomysłodawcą? Kto na ten świat sprowadził radość, wesołość, żarty, dystans do siebie? Spójrzmy na historię swojego życia? Czy dalibyśmy radę unieść niektóre doświadczenia bez poczucia humoru? O ile łatwiej je przeżywać z dystansem do siebie, własnej ważności i poważności. Bóg stworzył poczucie humoru. Powiem więcej - Bóg ma poczucie humoru. Nie nadyma się, nie napina, śmieje się. W to, że ma dystans do własnego majestatu chyba nikt nie może wątpić - Pan wszechświata stał się ludzkim niemowlęciem i pozwala każdemu z nas mówić do siebie po imieniu. Bo miłość nabiera dystansu do własnego znaczenia, by skrócić dystans do drugiego. A do całej gamy paradoksów Bożych dodajmy i ten, że taka rezygnacja z własnej ważności, godność niepomiernie podnosi.
Stosunkowo często zdarza mi się na modlitwie, że światło Ducha świetego swoją obecnością rozładowuje napięcie mojego smutku i zawodu samą sobą, które powodowane są na ogół moimi wyśrubowanymi oczekiwaniami wobec siebie i własnego rozwoju. Pojawienie się Ducha św. zawsze rozjaśnia, często rozwesela, uwalnia, daje nadzieję, w moim wypadku czasem i żarty z tej mojej powagi. W ten sposób Bóg sprawia, że wszystko staje się możliwe, bo wszystko wraca na swoje miejsce - Bóg jest Bogiem i Rodzicem, a ja człowiekiem i dzieckiem, któremu ma prawo coś nie wyjść, które ma prawo ucząc się, nie rozumieć, nie dawać rady. Ważne by azymut miało właściwy i porażek nie chowało, a przynosiło je do naprawy. By czasem także umiało się z Nim z tego pośmiać, jak to dziecko. Tak, jednym z najbardziej kardynalnych argumentów na Boże poczucie humoru jest to, że stworzył mnie, i ciebie, że z takim spokojem i uśmiechem nas wychowuje. Jest spokojny i może żartować, bo wie, że to On wszystko ma w ręku. To tylko my smucimy się przypisując sobie sprawczość, której często nie mamy..
Czy widzieliście wiarę smutną? Ja tak. Fundamentalizm się smutny. Nie tylko dla obserwujących, ale przede wszystkim dla doświadczających. Szary, smutny i bezwzględny dla swoich ofiar. Bezlitosny. Wyzbyty intymności, czułości, wesołości. Całkowicie sierocy. Pozbawiony Ojca, w zamian za to wyposażony w nieprzystępnego szefa korporacji i generała armii w jednym.
Kiedyś słyszałam opinie, że skoro do królowej angielskiej idzie się stosując odpowiedni dress code i etykietę dworską, to tym bardziej powinniśmy to czynić wobec Boga. Zdecydowanie nie jestem zwolenniczką negliżu w kościele, ale ten przykład mnie nie przekonuje. Bo wobec królowej angielskiej muszą zachowywać się sztywno... obcy. Nie jej własne dzieci. Nie jesteś obcym dla Boga, jesteś Jego dzieckiem. Możesz być Nim w stosunkach zażyłych, możecie żartować, przyjaźnić się i kochać. Miłość już sama z siebie dba o szacunek, ale bez zadęcia i dystansu.
Piękny obraz takiej miłości widać w „Pieśni nad pieśniami”, gdzie kochający się ludzie przeżywają wzajemne pragnienie, doświadczają uniesień oraz rozterek i trudności, ale kiedy ze sobą przebywają potrafią się droczyć, bawić i zachwycać. Potrafią się razem śmiać. Przychodzi mi do głowy obraz Jezusa rozbawionego, żartującego, zanoszącego się śmiechem. Jakiż fascynujący musiał być to widok - Bóg się śmieje z radości lub z dostrzeżenia komizmu jakiejś sytuacji. Bóg cudownie wolny, który nie boi się, nie brzydzi się stanąć pośród grzeszników w kolejce i poprosić innego grzesznika o chrzest. Nie udając, będąc w stu procentach sobą.
Śmiałeś/śmiałaś się kiedyś z Bogiem? Opowiedziałeś/-aś Mu coś zabawnego, pozwoliłeś/-aś sobie coś takiego opowiedzieć? Jak dziecko? A pokłóciłeś/-aś się z Nim kiedyś?...
Można być chłodnym w sprawach wiary, można też na tym polu zostać świrem. Jeśli jednak wybierzesz to drugie, to zapytaj siebie jaki rodzaj świrostwa bardziej ci leży - wariactwo z miłości do Boga czy religijny radykalizm? Przyjmowanie Prawa z zaufania do Dawcy czy próby zasłużenia na przychylność wypełnianiem go? Wspólny śmiech i wspólny płacz czy musztra? Jeśli szczerze chcemy naśladować Jezusa i nie zamykamy się na służbę, to może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale pewnie obie drogi pozwolą nam dostąpić zbawienia, wybór sposobu i tego jak będzie wyglądało nasze życie należy do nas.
Warto jednak pamiętać o jednym - w niebie panuje radość, nie ulga i satysfakcja.