Święty Kościół grzeszników
Słowo Kościół ma wiele znaczeń. Pierwsze skojarzenia mamy z miejscem, w którym gromadzimy się na modlitwę i sprawowanie liturgii. Ale nie jest to jedyne, z pewnością nie najważniejsze znaczenie tego słowa. Czym więc jest Kościół? Przy głębszym namyśle trzeba raczej zapytać: kim jest Kościół? Papież Jan Paweł II w czerwcu 1999 roku powiedział w Pelplinie: „Kościół to Chrystus żyjący w nas wszystkich”. Nie jest więc tylko jedną z wielu ludzkich organizacji. Jest rzeczywistością obecną w tym świecie, ale nie z tego świata. Bez wiary nie sposób go zrozumieć. A sama socjologia nie jest w stanie do końca go opisać.
Kościół jest ze swej natury Boży i zarazem ludzki, niebieski i ziemski, duchowy i cielesny, widzialny i niewidzialny. Wywodzi się z Bożej miłości, jest jej głosicielem i pielgrzymuje przez ten świat ku spełnieniu w wieczności. Jest żywym organizmem w wielości charyzmatów i komplementarnych powołań.
Kościół święty
Kościół jest święty z uwagi na źródło, z którego pochodzi i obecność w nim Ducha Świętego, który prowadzi go po drogach czasu. Święty Paweł nazywał chrześcijan świętymi, czyli tymi, którzy mają w sobie Boga – źródło wszelkiej świętości. Podobnie pisał św. Piotr: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym” (1 P 2,9). W tym znaczeniu świętość Kościoła jest niezależna od grzeszności ludzi, którzy go tworzą i przysłaniają jego piękno. Oczywiście chcielibyśmy, aby wszyscy kapłani byli święci, ale trzeba podkreślić, że świętość sakramentów, w tym Eucharystii, nie zależy od osobistej pobożności i świętości tych, którzy ich udzielają. To sam Chrystus posługując się słabymi narzędziami daje nam siebie.
Na mocy chrztu jesteśmy zaproszeni, aby stawać się także świętymi w znaczeniu moralnym. Realizacja tego zadania nie polega na nadzwyczajnych czynach i zdolności dokonywania cudów, choć wielu świętych ma i taką łaskę, ale na życiu wiarą, nadzieją i miłością. Świętość Kościoła to dar pochodzący od Boga i zadanie, które mamy spełniać przez całe życie. Dar ten nie jest zarezerwowany dla jakiejś wąskiej elity w Kościele. Powołanie do świętości jest bowiem powszechne i wspólne, zarówno dla osób świeckich, jak i duchownych. Różnica dotyczy tylko dróg realizacji. Świętość jest standardem życia chrześcijańskiego. Dopóki nie jesteśmy świętymi, dopóty żyjemy poniżej standardów.
Kościół zraniony
Jezus Chrystus powołał uczniów, a spośród nich dwunastu apostołów. Do tego grona wezwani zostali ludzie w różnym wieku, różnych profesji oraz statusu społecznego i religijnego. Poza wspólnym darem jako otrzymali od Mistrza, łączyła ich także świadomość, że potrzebują wyzwolenia z grzechów. Jako takich Chrystus wyposażył ich w moc głoszenia słowa i przekazywania Jego łaski, a nade wszystko obecności w Eucharystii. Zanim sami stali się zdolni do potwierdzenia wiary męczeńską śmiercią, wielokrotnie doświadczyli swojej kruchości. Jej wyrazem było pozostawienie Jezusa niemal przez wszystkich, kiedy umierał na krzyżu, Piotr nawet zaparł się Jego, a Judasz zdradził i zwątpienie w możliwość otrzymania przebaczenia. Te historie nie są zamknięte tylko na kartach Biblii. One wciąż dzieją się na naszych oczach. Nawet więcej – dzieją się w naszym życiu.
Skoro wszyscy tworzymy Kościół, to również nasza osobista świętość i nasz osobisty grzech przyczynia się do ostatecznego bilansu dobra i zła. W zależności od stopnia odpowiedzialności za innych, radość z naszej świętości jest udziałem wielu, a rany spowodowane grzechem głębsze i trudniejsze do uleczenia. Grzechy nie są jedynie wystąpieniem przeciwko Bożemu prawu, ale nade wszystko przeciwko miłości Boga i bliźniego. Winny nas zatem boleć nasze grzechy i słabości oraz grzechy naszych bliźnich. Zazwyczaj tak jest. Tym bardziej jesteśmy zasmuceni grzechami tych, których Jezus Chrystus wezwał i posłał, aby byli Jego świadkami. Zdarza się, że to zgorszenie prowadzi do odrzucenia Kościoła, a co za tym idzie Jezusa w nim żyjącego.
Kościół nawracający się
Święty Augustyn nauczał: Ecclesia semper reformanda est, czyli Kościół powinien się stale reformować. Z tej racji, że Kościół jest czymś więcej niż ludzkim dziełem, posiada wyjątkową siłę przemiany. Możemy wręcz stwierdzić, że gdyby zależał tylko od ludzki, to zostałby już dawno zniszczony. Wspomniana przez świętego Augustyna reforma Kościoła polega na nieustannym nawracaniu się tych, którzy Kościół tworzą. Czynnikami mobilizującymi mogą także bolesne wydarzenia. Zraniona nadzieja uczniów idących do Emaus otworzyła ich na spotkanie z Jezusem Chrystusem, który jako Boski Wędrowiec towarzyszył im w drodze i pozwolił wypowiedzieć zagubienie (por. Łk 24,13-35). Uczniowie rozpoznali Jezusa po eucharystycznym geście łamania chleba i wrócili do osób, miejsc i sytuacji, od których chcieli uciec. Nam również może się zdarzyć, że będziemy chcieli oddalić się od krzyża osobistych porażek i krzyża, którego doświadcza Kościół. Ale spotkanie z Jezusem zmienia kierunek życia. Możemy za św. Piotrem powtórzyć odpowiedź, jakiej udzielił na pytanie: „Czy i wy chcecie odejść?” Chodziło o zgorszenie nauczaniem Jezusa o Eucharystii. Piotr powiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga (J 6,68n). Istotnie odchodząc od Jezusa człowiek nie ma dokąd pójść.
Kościół wbrew tym, którzy współcześnie piszą mu nekrologi, ma przyszłość. Ale bardzo prawdopodobne, że będzie musiał przejść przez trudny proces oczyszczenia. Być może aktualnie w jakimś zakresie realizuje się tzw. proroctwo Ratzingera. W audycji radiowej w 1969 roku późniejszy papież mówił: „Z dzisiejszego kryzysu i tym razem powstanie Kościół, który wiele utracił. Stanie się mały, w wielu wypadkach będzie musiał zaczynać wszystko od początku. Nie będzie w stanie zapełnić wiernymi wielu budowli, które powstały w okresie dobrej koniunktury. Wraz z liczbą swoich członków Kościół utraci wiele swoich przywilejów w społeczeństwie. Stanie się w znacznie większym stopniu wspólnotą, do której należy się z wolnego wyboru. (...) Swoje właściwe centrum Kościół odnajdzie w wierze i w modlitwie (...) Będzie to Kościół bardziej wewnętrzny, Kościół, który nie współdziała ani z prawicą, ani z lewicą. (...) Stanie się Kościołem ubogim, Kościołem «maluczkich». (...) Kiedy [ludzie] zagubią Boga, doświadczą straszliwego ubóstwa, a wówczas małą wspólnotę ludzi wierzących odkryją jako coś nowego, jako swoją nadzieję, jako odpowiedź, której w ukryciu zawsze poszukiwali”.
Kościół niewygodny
Kościół, pomimo słabości swoich członków, duchownych i świeckich, ma wciąż obowiązek słuchać bardziej Boga niż ludzi (por. Dz 5,29). I głosić to, co Bóg nakazuje, a nie to, co ludzie chcieliby usłyszeć. Chwilami może to budzić nasz dyskomfort, ponieważ stajemy się przedmiotem drwiny i różnych form niechęci i ataków. Przykładem tego są wydarzenia związane ze Strajkiem Kobiet, agresja, wandalizm, a nawet profanacje. Celem działania niektórych mediów jest zamknięcie ust Kościołowi, który jest niewygodny. Ewangelia, dekalog i nauczanie Kościoła z nich wynikające stoją na przeszkodzie w realizacji pomysłów wrastających z idei neomarksistowskich – podważania prawa do życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, wyboru płci na podstawie subiektywnej decyzji, legalizacji związków jednopłciowych z jednoczesnym prawem do adopcji potomstwa. Kościół nie ma prawa milczeć wobec tych zjawisk niszczących człowieka. Naszym zadaniem jako osób duchownych i świeckich jest głoszenie Ewangelii – w porę i nie w porę (por. 2 Tm 4,2). Papież Franciszek naucza: „Uczeń umie ofiarować całe życie i ryzykować nim aż po męczeństwo jako świadectwo Jezusa Chrystusa, ale marzy nie o tym, by przysporzyć sobie nieprzyjaciół, ale raczej, aby Słowo zostało przyjęte i ukazało swą wyzwalającą i odnawiającą moc” (Evengelii Gaudium, 24).
Tekst został opublikowany w dwutygodniku Pielgrzym, 29 listopada i 6 grudnia 2020 r., XXXI nr 24 (809), s. 14-16.