Adam Zyzman: Bezradność w obliczu światowej cenzury?

Wprawdzie podobne działania były podejmowane w mniejszych, krajach, jak choćby próba wyłączenia przekaźników telewizyjnych w Polsce w roku 2016, ale nawet wtedy firma tłumaczyła się jakimiś kłopotami technicznymi. Tym razem kierownictwo Twittera oficjalnie powiedziało, że podejmuje taką decyzję broniąc obywateli USA przed ich… własnym prezydentem! A za tym idą kolejne zaskakujące wydarzenia polegające na tym, że inni globalni gracze rynku internetowego, jak Google, Apple, Amazon blokują funkcjonowanie innych platform społecznościowych mogących stanowić alternatywę dla ograniczających wolność wypowiedzi Twittera, Facebooka i Youtooba.
W normalnej sytuacji każdy prawicowy prezydent USA wysłałby oddział komandosów, którzy wciągu kilku godzin, w imię obrony piątej poprawki do konstytucji USA, przejęliby kontrolę nad oboma firmami, tak, jak kiedyś prezydent Bush interweniował w Iraku. Dlaczego prezydent Trump tego nie zrobił? – Być może przestraszył się dalszej destabilizacji kraju, bo wiedział, że racjonalnego wytłumaczenia takiego ruchu już nie byłby w stanie wytłumaczyć społeczeństwu w sytuacji, gdy nie miał poparcia nawet w swoim własnym obozie – patrz zachowanie wiceprezydenta Pence'a.
Jak zatem powinni zachować się przywódcy i politycy innych państw, którym ten przypadek pokazał, że bez względu na wynik demokratycznych wyborów, na rację stanu ich państw, mogą być pozbawieni możliwości przedstawienia obywatelom swego kraju swych racji, bo tak uzna za słuszne zagraniczna lub światowa korporacja, która teoretycznie świadczy tylko usługi mieszkańcom ich kraju? Unia Europejska tak wyczulona na wszelkie łamanie praw obywatelskich w wybranych krajach, oficjalnie nie zareagowała, prywatnie oddychając z ulgą, że oto zniszczono właśnie znienawidzonego Trumpa. Frau Merkel potępiła akt ograniczenia wolności słowa w formie „248 poważnego ostrzeżenia ChRL przeciwko kierownictwu ZSRR” i to wszystko, jeśli wierzyć naszym mediom.
Wśród polskich polityków wyróżnił się inny Donald T. szczycący się tym, że jego Twitter nie zablokował. Ale poza tym błazeńskim wystąpieniem brakuje mi konkretnego oświadczenia, że w związku ze złamaniem prawa do swobodnej wypowiedzi cała formacja polityczna przenosi swe profile na inną platformę społeczną, która gwarantuje zasadę wolności słowa. Że jeśli ktoś chce poznać stanowiska np. partii rządzącej w różnych sprawach, to może ich szukać tylko i wyłącznie tam, a nie na platformach skompromitowanych cenzorską działalnością! Tylko odejście z Twittera i Facebooka tysięcy, a nawet milionów klientów może sprawić, że owi potentaci zrezygnują ze swoich „antydemokratycznych algorytmów”. Uświadomi to być może im, że ich siła nie wynika z ich „słusznych” poglądów, ale z owej ilości klientów, którzy nie będą prosić o przywrócenie swego profilu, ale odejdą na inne nie zaślepione ideologicznie platformy!
Adam Zyzman