Waldemar Żyszkiewicz: Technologiczny magiel albo marsz ku prawdzie w ślepym zaułku

Zręczna opowieść, zwłaszcza z sugestywnymi obrazami, przesądza dziś o wiarygodności narracji. Natomiast przesadna skwapliwość pozostaje zawsze jej wrogiem.

Nie będę ukrywał, że po tym co stało się 6 stycznia w Waszyngtonie, po tym jak Góra Cukru, a za nią inni globalni oligarchowie w szeroko pojętej sferze informatyki pozwolili sobie (czy może nakazano im?) zachować się jak komunistyczni cenzorzy wobec wciąż jeszcze urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych, chciałem napisać tekst o tamtej niecodziennej sytuacji i jej skutkach dla reszty zachodniego, euroatlantyckiego świata.

Okazało się jednak, że odpowiedzialne zabranie głosu w tej sprawie jest praktycznie niemożliwe i to nawet nie dlatego, że nie ma jak zweryfikować drażliwych informacji z pozaestablishmentowych mediów, np. o wykorzystaniu watykańskiego satelity da Vinci i/lub o udziale obcych wywiadów (mówiono o włoskim, niemieckim, a także brytyjskim) w operacji skutecznego „poprawiania” wyniku wyborów prezydenckich w USA, ale że jasności brak nawet w tak błahej i dość prostej sprawie jak tożsamość człowieka-bizona, którego fotografie z budynku Kongresu szybko obiegły świat.

Jake Angeli, czyli kto...

 Nic dziwnego, wyglądał dostatecznie malowniczo i egzotycznie. Ale rozmaitość informacji na jego temat tylko z jednego czy dwóch dni może zadziwić jeszcze bardziej. Ów Conan-barbarzyńca lub indiański szaman, który pozował do fotografii niejako w stuporze, miał być członkiem Antify (są jego zdjęcia i w takiej stylizacji) albo aktorem wynajmowanym dla uświetnienia podobnych spektakli ulicznych albo kolegą syna Nancy Pelosi, ewentualnie po prostu agentem używanym do infiltracji rozpracowywanych środowisk... 

Według konceptów mediów establishmentowych, Jake Angeli, czyli osoba, o której trudno coś pewnego powiedzieć, pełni rolę jednego z liderów kreowanej ponad zasługi rozproszonej struktury sieciowej znanej jako QAnon, podobno rosnącej niczym ciasto na drożdżach i podobno, bo to protagoniści Donalda Trumpa, bardzo niebezpiecznej dla obliczalnej demoliberalnej Ameryki oraz cywilizowanego świata. Pewnie, że rozproszony ruch prywatnych, raczej niebogatych i mało znaczących jednostek, które komunikują się i ewentualnie skrzykują za pośrednictwem sieciowej infrastruktury (według konceptu smart mob) musi być szalenie niebezpieczny dla jej bogatych właścicieli.

To nic, że owi informatyczni mega-kułacy jednym kliknięciem mogą osoby uzależnione od sieci pozbawić możliwości komunikacji, a także wszystkich zgromadzonych wcześniej zasobów. To nic, że sieciowi magnaci są władni, aby powierzone im wcześniej zasoby wystrzelić z elektronicznej chmury w internetowy niebyt, co zresztą zaczynają już faktycznie robić, ale w przekazie mediów głównego nurtu, których są posiadaczami, to oni oczywiście pozostają zagrożeni i poszkodowani.

Spójność takiej wykładni dziejów jako żywo przypomina opowieści o grupce mudżahedinów z jaskiń Afganistanu, którzy na rozkaz Usamy Ibn Ladina, po kilkutygodniowym treningu na symulatorach lotu wbili się rejsowymi samolotami w dwie wieże World Trade Center, a przy okazji od tych wstrząsów zwalił się budynek WTC-7, w którym mieściły się archiwa paru ciekawych instytucji...   

Spektakle teatru telewizji na świecie

Pierwszym, jeszcze niedopracowanym widowiskiem globalnym tego rodzaju była wyreżyserowana anonimowo relacja z Dallas, jesienią 1963 roku. Nieco szerszego oddechu nabrali realizatorzy widowiska potocznie zwanego w Polsce „wojną w golfie”, a potem już poszło. Słynne 911, z jesieni roku 2001. Pamiętne nie tylko z powodu zagłady nowojorskiego kompleksu budynków WTC, lecz również za sprawą samolotu bez skrzydeł, który miał zaatakować Pentagon. Polowania na Sadama czy Usamę, aż po mrożące krew w żyłach widowiska z Chin sprzed roku, no i najnowszy „szturm na Kapitol”.

W ciągu ostatnich dwóch-trzech dekad bardzo zmieniło się jednak dotychczasowe otoczenie medialne, umożliwiające teraz wręcz informacyjną agresję na standardowego użytkownika mediów technologicznie zaawansowanych. Właśnie, nie mówimy już o odbiorcy mediów tradycyjnych, lecz o użytkowniku mediów elektronicznych, umożliwiających interakcję. Dotychczasowy czytelnik prasy, słuchacz radia, telewidz, dzięki (teoretycznie) globalnej sieci zmienił się w prosumenta, czyli w kogoś, kto nie tylko konsumuje treści kontentu, lecz i staje się lub w każdym razie może się stać ich współwytwórcą.

To kuszące, lecz jak prawie każda pokusa prowadzi do grzechu uzurpacji i niekompetencji. Fakt, że kliknięcie jest czynnością niezbyt skomplikowaną sprawia, że coraz częściej w sprawach, które w żaden sposób nie nadają do osądu w trybie głosowania, takich jak zwłaszcza kanon wartości lub kształt norm etycznych, ogłasza się i rozpisuje coraz głupsze, a zatem coraz bardziej niebezpieczne plebiscyty. Nie można poprzez głosowanie rozstrzygnąć problemu kulistości Ziemi ani debatować nad ludzkim prawem do życia... A są w sieci takie ankiety i sondaże, przy których pytanie w rodzaju: kto zagraża ludzkości i dlaczego to jest Donald Trump? – pozostaje jeszcze całkiem umiarkowane.

Nieunikniona błahość wypowiedzi

Od początku uważałem, że tzw. serwisy społecznościowe to pułapka i ślepy zaułek ludzkiej aktywności w sieci. I nigdy w żadnym z takich miejsc nie zakładałem własnego konta. Stroniłem od Ćwierkacza i Mordoksiążki, o głupszych miejscach już nie wspominając, a kilka zaproszeń od znajomych, żeby coś szczególnie ważnego, ciekawego czy śmiesznego tam przeczytać lub zobaczyć tylko mnie w tamtej apriorycznej decyzji umocniło.  Dlaczego? Bo zasadniczo ceniąc lapidarność i stroniąc od logorei, wiedziałem przecież, że należy odpowiednie dać rzeczy słowo. A przecież tę odpowiednią proporcję wyznaczają zwykle złożoność oraz powaga omawianego problemu, a nie arbitralna decyzja właściciela jakiejś serwerowni o maksymalnej długości pojedynczego komunikatu.

W sprawach, dla których wystarczy niewiele ponad sto znaków, nie zawsze warto zabierać głos... Rozproszenie uwagi, wystawienie się na info-agresję, przymus bycia lapidarnym i – co więcej – dowcipnym, sprawi nieuchronnie, że nawet ktoś tak błyskotliwy, zdolny do ciętej riposty jak Rafał Ziemkiewicz, raz i drugi się potknie. Chęć pilnego podzielenia się ważną wiadomością rozumiem, ale porcjowanie treści, które odbiera jej ciężar gatunkowy, czy wchodzenie w wymianę uwag z przypadkowymi w gruncie rzeczy odbiorcami-współtwórcami, jest z mojego punktu widzenia stratą czasu.

Wolę inny typ wypowiedzi, inne style odbioru, inny rodzaj kontaktu (również przecież możliwy w sieci!), no i za nic nie chciałbym wzmacniać uzurpatorskiej oraz finansowej pozycji kogoś takiego jak owa wspomniana na początku Góra Cukru, która (co publicznie od dość dawna wiadomo) tak jak nieetycznie zaczynała, tak teraz despotycznie sobie poczyna.

Węgry wyciągają wnioski...    

Jeśli nawet modelka Emily Ratajkowski dostrzegła zagrożenie, jakie niesie arbitralny despotyzm dostarczycieli usługi elektronicznej zwanej hostingiem, którzy coraz częściej aspirują do roli egzekutorów praw przez samych siebie stanowionych, to może analogicznej refleksji należałoby oczekiwać u co poważniejszych użytkowników totalizujących dziś serwisów z globalnej infrastruktury sieciowej.

Pod koniec września 2020 roku zdarzyło się, że Twitter zablokował konto węgierskiego rządu, toteż nauczeni przykrym doświadczeniem Węgrzy całkiem niedawno otworzyli własny serwis społecznościowy. Tylko pozazdrościć. No, ale premier Wiktor Orban skutecznie i systemowo działa w interesie własnego kraju, pamiętając o Koronie Świętego Stefana.

Myśmy się swojego Orbana niestety nie dorobili, choć to właśnie polski historyk Wacław Felczak podpowiedział Wiktorowi Orbanowi założenie partii opozycyjnej Fidesz. „Pewnie was za to zamkną – tłumaczył jesienią 1987 roku młodemu Węgrowi pracownik naukowy UJ, dawny kurier i emisariusz Rządu RP na Wychodźstwie – ale wszystko wskazuje na to, że nie będziecie musieli długo siedzieć”.   

Waldemar Żyszkiewicz

(12 stycznia 2021)


 

POLECANE
IMGW ostrzega przed burzami. Jest nowy komunikat Wiadomości
IMGW ostrzega przed burzami. Jest nowy komunikat

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia I stopnia przed burzami dla części powiatów z dziewięciu województw, głównie w centralnej Polsce. Ostrzega też przed przymrozkami na południu Polski i przed silnym wiatrem na północy kraju.

TVP już szykuje się do debaty przed II turą wyborów. Rozesłano informacje gorące
TVP już szykuje się do debaty przed II turą wyborów. Rozesłano informacje

Sztaby kandydatów na prezydenta otrzymały szczegóły dotyczące debaty prezydenckiej przed drugą turą. Ostatnie przedwyborcze spotkanie dwóch kandydatów transmitowane będzie przez Polsat, TVN i TVP - informuje Polsat News.

Hiszpańskie media: Lewandowski kluczowy w walce o mistrzostwo z ostatniej chwili
Hiszpańskie media: Lewandowski kluczowy w walce o mistrzostwo

W czwartek FC Barcelona zmierzy się z RCD Espanyolem w meczu, który może przesądzić o mistrzostwie Hiszpanii. Po wygranej Realu Madryt z Mallorcą (2:1), drużyna Hansiego Flicka musi zdobyć komplet punktów, by przypieczętować swój tytuł.

PO zapowiada pozew przeciwko Mentzenowi. Wstydu nie mają polityka
PO zapowiada pozew przeciwko Mentzenowi. "Wstydu nie mają"

Sławomir Mentzen w opublikowanym na swoim koncie w mediach społecznościowych filmie powiedział, odnosząc się do artykułu Wirtualnej Polski, że za kampanią dezinformacyjną stoją ludzie związani z Platformą Obywatelską Jego wypowiedź ma związek z dyskusją wokół spotów autorstwa osób związanych z fundacją Akcja Demokracja

Nowy sondaż. Trzaskowski poniżej „psychologicznej” granicy polityka
Nowy sondaż. Trzaskowski poniżej „psychologicznej” granicy

Wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie - pierwsza tura już w niedzielę, 18 maja. Kampania wchodzi w decydującą fazę, a nastroje wśród wyborców stają się coraz bardziej napięte. Najnowszy sondaż pokazuje, że walka o Pałac Prezydencki może być wyjątkowo zacięta, a druga tura - zaplanowana na 1 czerwca - wydaje się coraz bardziej prawdopodobna. Najnowszy sondaż przeprowadzony przez Opinia24 dla TVN i TVN24 wskazuje, że Rafał Trzaskowski - kandydat KO na prezydenta spadł poniżej "psychologicznej" granicy 30 proc.

Choroba Zalewu Wiślanego. Sanepid podejrzewa 5 przypadków Wiadomości
Choroba Zalewu Wiślanego. Sanepid podejrzewa 5 przypadków

W czwartek po południu w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim odbyła się konferencja prasowa w sprawie wystąpienia przypadków podejrzenia choroby Zalewu Wiślanego.

Nie żyje trener polskiego klubu Wiadomości
Nie żyje trener polskiego klubu

W wieku 49 lat zmarł Andrzej Smolarek - wieloletni trener Latarnika Choczewo, klubu występującego w A-klasie grupy Gdańsk I

Trudna sytuacja w Szkocji. Władze apelują do mieszkańców Wiadomości
Trudna sytuacja w Szkocji. Władze apelują do mieszkańców

Spółka wodno-kanalizacyjna Scottish Water zaapelowała do Szkotów, aby brali krótsze prysznice i używali konewek a nie węży do podlewania ogródków - podała w czwartek stacja Sky News. W Szkocji panuje najgorsza susza od 1964 r.

Ingerencja w wybory i Akcja Demokracja. NASK: Nie wiedzieliśmy z ostatniej chwili
Ingerencja w wybory i Akcja Demokracja. NASK: Nie wiedzieliśmy

Jak pisze Wirtualna Polska: "za publikowanymi w internecie reklamami politycznymi promującymi Rafała Trzaskowskiego i atakującymi jego konkurentów stoi pracownik i wolontariusze fundacji Akcja Demokracja". NASK twierdzi, że nie wiedział, iż "za spotami ma stać fundacja Akcja Demokracja" – informuje Onet.

Tragiczny wypadek na S2. Najnowsze informacje prokuratury pilne
Tragiczny wypadek na S2. Najnowsze informacje prokuratury

W nocy ze środy na czwartek na Mazowszu, na trasie S2 pełny pasażerów bus uderzył w stojącą na poboczu ciężarówkę. Jak poinformowała prokuratura, mogło dojść do zaśnięcia kierowcy i w ostatniej chwili - przed zderzeniem czołowym - ocknięcia się i wykonania przez niego manewru obronnego.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Technologiczny magiel albo marsz ku prawdzie w ślepym zaułku

Zręczna opowieść, zwłaszcza z sugestywnymi obrazami, przesądza dziś o wiarygodności narracji. Natomiast przesadna skwapliwość pozostaje zawsze jej wrogiem.

Nie będę ukrywał, że po tym co stało się 6 stycznia w Waszyngtonie, po tym jak Góra Cukru, a za nią inni globalni oligarchowie w szeroko pojętej sferze informatyki pozwolili sobie (czy może nakazano im?) zachować się jak komunistyczni cenzorzy wobec wciąż jeszcze urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych, chciałem napisać tekst o tamtej niecodziennej sytuacji i jej skutkach dla reszty zachodniego, euroatlantyckiego świata.

Okazało się jednak, że odpowiedzialne zabranie głosu w tej sprawie jest praktycznie niemożliwe i to nawet nie dlatego, że nie ma jak zweryfikować drażliwych informacji z pozaestablishmentowych mediów, np. o wykorzystaniu watykańskiego satelity da Vinci i/lub o udziale obcych wywiadów (mówiono o włoskim, niemieckim, a także brytyjskim) w operacji skutecznego „poprawiania” wyniku wyborów prezydenckich w USA, ale że jasności brak nawet w tak błahej i dość prostej sprawie jak tożsamość człowieka-bizona, którego fotografie z budynku Kongresu szybko obiegły świat.

Jake Angeli, czyli kto...

 Nic dziwnego, wyglądał dostatecznie malowniczo i egzotycznie. Ale rozmaitość informacji na jego temat tylko z jednego czy dwóch dni może zadziwić jeszcze bardziej. Ów Conan-barbarzyńca lub indiański szaman, który pozował do fotografii niejako w stuporze, miał być członkiem Antify (są jego zdjęcia i w takiej stylizacji) albo aktorem wynajmowanym dla uświetnienia podobnych spektakli ulicznych albo kolegą syna Nancy Pelosi, ewentualnie po prostu agentem używanym do infiltracji rozpracowywanych środowisk... 

Według konceptów mediów establishmentowych, Jake Angeli, czyli osoba, o której trudno coś pewnego powiedzieć, pełni rolę jednego z liderów kreowanej ponad zasługi rozproszonej struktury sieciowej znanej jako QAnon, podobno rosnącej niczym ciasto na drożdżach i podobno, bo to protagoniści Donalda Trumpa, bardzo niebezpiecznej dla obliczalnej demoliberalnej Ameryki oraz cywilizowanego świata. Pewnie, że rozproszony ruch prywatnych, raczej niebogatych i mało znaczących jednostek, które komunikują się i ewentualnie skrzykują za pośrednictwem sieciowej infrastruktury (według konceptu smart mob) musi być szalenie niebezpieczny dla jej bogatych właścicieli.

To nic, że owi informatyczni mega-kułacy jednym kliknięciem mogą osoby uzależnione od sieci pozbawić możliwości komunikacji, a także wszystkich zgromadzonych wcześniej zasobów. To nic, że sieciowi magnaci są władni, aby powierzone im wcześniej zasoby wystrzelić z elektronicznej chmury w internetowy niebyt, co zresztą zaczynają już faktycznie robić, ale w przekazie mediów głównego nurtu, których są posiadaczami, to oni oczywiście pozostają zagrożeni i poszkodowani.

Spójność takiej wykładni dziejów jako żywo przypomina opowieści o grupce mudżahedinów z jaskiń Afganistanu, którzy na rozkaz Usamy Ibn Ladina, po kilkutygodniowym treningu na symulatorach lotu wbili się rejsowymi samolotami w dwie wieże World Trade Center, a przy okazji od tych wstrząsów zwalił się budynek WTC-7, w którym mieściły się archiwa paru ciekawych instytucji...   

Spektakle teatru telewizji na świecie

Pierwszym, jeszcze niedopracowanym widowiskiem globalnym tego rodzaju była wyreżyserowana anonimowo relacja z Dallas, jesienią 1963 roku. Nieco szerszego oddechu nabrali realizatorzy widowiska potocznie zwanego w Polsce „wojną w golfie”, a potem już poszło. Słynne 911, z jesieni roku 2001. Pamiętne nie tylko z powodu zagłady nowojorskiego kompleksu budynków WTC, lecz również za sprawą samolotu bez skrzydeł, który miał zaatakować Pentagon. Polowania na Sadama czy Usamę, aż po mrożące krew w żyłach widowiska z Chin sprzed roku, no i najnowszy „szturm na Kapitol”.

W ciągu ostatnich dwóch-trzech dekad bardzo zmieniło się jednak dotychczasowe otoczenie medialne, umożliwiające teraz wręcz informacyjną agresję na standardowego użytkownika mediów technologicznie zaawansowanych. Właśnie, nie mówimy już o odbiorcy mediów tradycyjnych, lecz o użytkowniku mediów elektronicznych, umożliwiających interakcję. Dotychczasowy czytelnik prasy, słuchacz radia, telewidz, dzięki (teoretycznie) globalnej sieci zmienił się w prosumenta, czyli w kogoś, kto nie tylko konsumuje treści kontentu, lecz i staje się lub w każdym razie może się stać ich współwytwórcą.

To kuszące, lecz jak prawie każda pokusa prowadzi do grzechu uzurpacji i niekompetencji. Fakt, że kliknięcie jest czynnością niezbyt skomplikowaną sprawia, że coraz częściej w sprawach, które w żaden sposób nie nadają do osądu w trybie głosowania, takich jak zwłaszcza kanon wartości lub kształt norm etycznych, ogłasza się i rozpisuje coraz głupsze, a zatem coraz bardziej niebezpieczne plebiscyty. Nie można poprzez głosowanie rozstrzygnąć problemu kulistości Ziemi ani debatować nad ludzkim prawem do życia... A są w sieci takie ankiety i sondaże, przy których pytanie w rodzaju: kto zagraża ludzkości i dlaczego to jest Donald Trump? – pozostaje jeszcze całkiem umiarkowane.

Nieunikniona błahość wypowiedzi

Od początku uważałem, że tzw. serwisy społecznościowe to pułapka i ślepy zaułek ludzkiej aktywności w sieci. I nigdy w żadnym z takich miejsc nie zakładałem własnego konta. Stroniłem od Ćwierkacza i Mordoksiążki, o głupszych miejscach już nie wspominając, a kilka zaproszeń od znajomych, żeby coś szczególnie ważnego, ciekawego czy śmiesznego tam przeczytać lub zobaczyć tylko mnie w tamtej apriorycznej decyzji umocniło.  Dlaczego? Bo zasadniczo ceniąc lapidarność i stroniąc od logorei, wiedziałem przecież, że należy odpowiednie dać rzeczy słowo. A przecież tę odpowiednią proporcję wyznaczają zwykle złożoność oraz powaga omawianego problemu, a nie arbitralna decyzja właściciela jakiejś serwerowni o maksymalnej długości pojedynczego komunikatu.

W sprawach, dla których wystarczy niewiele ponad sto znaków, nie zawsze warto zabierać głos... Rozproszenie uwagi, wystawienie się na info-agresję, przymus bycia lapidarnym i – co więcej – dowcipnym, sprawi nieuchronnie, że nawet ktoś tak błyskotliwy, zdolny do ciętej riposty jak Rafał Ziemkiewicz, raz i drugi się potknie. Chęć pilnego podzielenia się ważną wiadomością rozumiem, ale porcjowanie treści, które odbiera jej ciężar gatunkowy, czy wchodzenie w wymianę uwag z przypadkowymi w gruncie rzeczy odbiorcami-współtwórcami, jest z mojego punktu widzenia stratą czasu.

Wolę inny typ wypowiedzi, inne style odbioru, inny rodzaj kontaktu (również przecież możliwy w sieci!), no i za nic nie chciałbym wzmacniać uzurpatorskiej oraz finansowej pozycji kogoś takiego jak owa wspomniana na początku Góra Cukru, która (co publicznie od dość dawna wiadomo) tak jak nieetycznie zaczynała, tak teraz despotycznie sobie poczyna.

Węgry wyciągają wnioski...    

Jeśli nawet modelka Emily Ratajkowski dostrzegła zagrożenie, jakie niesie arbitralny despotyzm dostarczycieli usługi elektronicznej zwanej hostingiem, którzy coraz częściej aspirują do roli egzekutorów praw przez samych siebie stanowionych, to może analogicznej refleksji należałoby oczekiwać u co poważniejszych użytkowników totalizujących dziś serwisów z globalnej infrastruktury sieciowej.

Pod koniec września 2020 roku zdarzyło się, że Twitter zablokował konto węgierskiego rządu, toteż nauczeni przykrym doświadczeniem Węgrzy całkiem niedawno otworzyli własny serwis społecznościowy. Tylko pozazdrościć. No, ale premier Wiktor Orban skutecznie i systemowo działa w interesie własnego kraju, pamiętając o Koronie Świętego Stefana.

Myśmy się swojego Orbana niestety nie dorobili, choć to właśnie polski historyk Wacław Felczak podpowiedział Wiktorowi Orbanowi założenie partii opozycyjnej Fidesz. „Pewnie was za to zamkną – tłumaczył jesienią 1987 roku młodemu Węgrowi pracownik naukowy UJ, dawny kurier i emisariusz Rządu RP na Wychodźstwie – ale wszystko wskazuje na to, że nie będziecie musieli długo siedzieć”.   

Waldemar Żyszkiewicz

(12 stycznia 2021)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe