[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Po pierwsze demografia!
![rodzina [Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Po pierwsze demografia!](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16133291831d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b3723a47e577ca54a0c9900d0ad1a0c367db.jpg)
Zacznijmy tym razem nie od Polski, ale od Chin. Tam, jakiś czas temu, zakończono straszliwy eksperyment „polityki jednego dziecka” i zastąpiono go polityką dwójki. A jednak wskaźniki urodzin od czterech lat nieustająco spadają. Z opublikowanych kilkanaście dni temu statystyk Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wynika, że w roku 2020 urodziło się w Chinach 10,04 miliona dzieci. „Chiny wpadły w pułapkę niskiej płodności” - podkreślił prof. Liang Jianzhang, ekonomista w Uniwersytetu w Pekinie. „Chociaż liczba urodzeń w 2020 roku była najniższa w ostatnich dziesięcioleciach, wydaje się prawdopodobne, że będzie bardzo wysoko, jeśli porównywać ją do liczby narodzin w następnych dekadach” - dodał ekonomista. To zaś oznacza, co zresztą podkreślają chińscy badacze, że Chiny staną się społeczeństwem starzejącym się i stracą część ze swojej siły.
Teraz czas na Polskę. U nas też jest dramatycznie. Już teraz wiemy, że jest nas mniej o prawie sto dwadzieścia tysięcy osób. W roku 2020 zmarło 478 658 osób, czyli o ok. 67 tys. więcej niż przed rokiem (co jest smutnym skutkiem pandemii), a urodziło się mniej niż 360 tysięcy dzieci (najmniej od 15-16 lat). 500+ zatem - i to nawet rozciągnięte na pierwsze dziecko (co było - z punktu widzenia demografii - błędem) nie przynosi skutków. Jesteśmy społeczeństwem malejącym i nic nie wskazuje na to, by w najbliższych latach (a nawet dziesięcioleciach) miało się to zmienić. Będzie nas coraz mniej, będziemy coraz starsi, a jako dla społeczeństwa na dorobku będzie to dla nas oznaczać coraz wolniejszy rozwój gospodarczy, coraz więcej problemów i coraz niższe emerytury dla tych, którzy będą na nie przechodzić. Dziura demograficzna oznacza w wymiarze jednostkowym gorsze realia życia na starość.
Jeśli zaś chcemy się z tym problemem zmierzyć, to musimy rzeczywiście podjąć gigantyczny projekt polityczny, społeczny i ekonomiczny. Nie wystarczą niewielkie zachęty ekonomiczne (a taką jest 500+), trzeba także zbudować system umożliwiający elastyczne łącznie pracy i wychowania dzieci, a także rozbudować jeszcze system opieki w żłobkach i przedszkolach. Ogromna większość współczesnych kobiet nie chce (a także z przyczyn ekonomicznych nie może) dokonywać wyboru między pracą zawodową a posiadaniem gromadki dzieci, a zatem jeśli chcemy sprawić, by młodzi chcieli je mieć, powinniśmy zbudować system wsparcia. Elastyczne godziny pracy, możliwość wykonywania jej w domu, łatwiejsze skracanie tygodnia pracy, szeroka sieć opieki - to wszystko już funkcjonuje nie tylko w krajach skandynawskich, ale także na przykład w Irlandii czy we Francji. I sprawdza się, bo we wszystkich tych krajach wskaźniki urodzin są wyższe niż w Polsce.
Istotne jest także budowanie poczucia bezpieczeństwa finansowego. Umowy o prace, a nie śmieciówki, gwarantowane koszty wynajmu mieszkań - to także istotny element budowania polityki demograficznej. A do tego trzeba dodać szerokie rozwiązanie problemów mieszkaniowych młodych. Kredyty, jako rozwiązanie tego problemu, biorąc pod uwagę huśtawkę walutową, ale także ogólnie niewielką pewność rynku finansowego, nie są najlepszym rozwiązaniem. I w tej sprawie także konieczne jest zaangażowanie państwa. Współczesny człowiek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, także mieszkaniowego, bo inaczej z trudem decyduje się na dzieci.
I wreszcie na koniec konieczna jest zmiana kulturowa. Wielki proces - za pośrednictwem kina, seriali, książek - budzenia pragnień prokreacyjnych, wiązania ich z aspiracjami. Od lat robią to Francuzi, gdzie gromadka dzieci jest także symbolem statusu mieszczańskiego. Warto brać z nich przykład, bo bez tego czeka nas długotrwała, demograficzna zima.
Wszystkie te elementy, nawet jeśli zostaną wprowadzone (w co, niestety nie wierzę) i tak nie przyniosą cudownego ożywienia demograficznego. Walka o zmianę wymaga czasu, być może bardzo długiego. I właśnie dlatego - z naszej perspektywy, jako państwa - istotna jest także rozsądna i silna polityka migracyjna. Otwarcie - ekonomiczne i społeczne - na emigrantów zza naszej wschodniej granicy jest tylko jednym z elementów. Ale nie jest wykluczone, że trzeba także stworzyć program szerszy, który - właśnie za pomocą bonusów ekonomicznych - będzie przyciągał migrantów, którzy są nam obecnie demograficznie niezbędni. Jeśli bowiem Polska ma być silna, to potrzebuje ludzi. Migranci są zazwyczaj zdeterminowani, chętni do pracy i zaangażowani, a jeśli jest im lepiej, niż w miejscu, z którego pochodzą, i jeśli decydują się na pozostanie, to często - w pierwszym pokoleniu - mają też więcej dzieci. Jeśli zaś polityka nie tworzy wobec nich szklanych sufitów, jeśli istnieją możliwości prawdziwej integracji, a do tego, jeśli prowadzi się sensowną politykę migracyjną, to istnieje prawdopodobieństwo niezłej integracji migrantów. Szczególnie, jeśli pochodzą oni z krajów kulturowo nam bliskich.
Bez takiego programu będziemy skazani na spiralę demograficzną i urodzeniową zimę. Czy jesteśmy - jako społeczeństwo i państwo, by taki program wprowadzić? Bardzo chciałbym się mylić, ale obawiam się, że nie. A szkoda.