[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Jedna z najważniejszych papieskich pielgrzymek. Przesłanie z Iraku dla całego świata
Wielu antyklerykałów podważa autorytet papieży, a ich posługę traktuje jako niepotrzebną. Wystarczy spojrzeć na papieskie dzieło by zobaczyć, iż rola Ojca Świętego jest niepodważalna i nie do zastąpienia. Pielgrzymka do Iraku pokazała dobitnie, iż wizyty papieskie są nie tyle potrzebne, ile niezbędne – pod względem politycznym dzieło papieży wykracza daleko poza cyniczną geopolitykę światowych liderów, obnaża pustactwo doraźnych politykierskich konfliktów – by iść dalej - stara się ratować resztki człowieczeństwa z gruzów. Dlatego nie da się zestawić papieży z innym politycznymi przywódcami, ustawić rządkiem szefów mocarstw i hierarchów kościelnych. To różnica trochę jak między zachłyśniętym sukcesem nieodpowiedzialnym naćpanym gościem, który wsiada za kierownicę sportowego auta i zabija przypadkowych przechodniów – a lekarzem, który stara się, z potem na czole, ratować życie sprawcy i ofiar. Jeden się bawi zapałkami, drugi gasi pożar. Irak, podobnie jak Syria, czy Libia to obecnie splot błędów, cynizmu, biznesu oraz islamizmu, który zaowocował wojennym kryzysem. A ten zawsze oznacza tysiące zabitych.
Wielu będzie wyśmiewać pielgrzymkę Franciszka w Iraku, że oto tylko na jego wizytę posprzątano brudne ulice, że dopiero teraz zaczęto dbać o bezpieczeństwo i zmobilizowano wreszcie służby, że Bagdad nie wziął się za łby z Irbilem chwilowo, że sunnici przestali zwalczać szyitów – papież Franciszek wyjedzie, a wróci przed-pielgrzymkowy bałagan. To jednak pokazuje ogromną siłę pielgrzymki Franciszka. Gdy wydawało się, że nie ma już czynnika, który choćby na chwilę spajał ten rozdarty etnicznie, religijnie i politycznie kraj – papież pokazał, że jest to możliwe. Pokazał też światowym przywódcom, że przywożąc do kraju posłanie pokoju i miłości, zamiast bomb i karabinów można zdziałać więcej. Bo przecież wiele tęgich głów z całym zaangażowaniem robiło wszystko by poskładać ten kraj w jedną całość i zapewnić mu pokój – ale wybierając środki wojenne byli skazani na porażkę. Już Platon mówił, że tylko martwi widzą koniec wojny. Irak – traktowany jako egzotyczny kraj, sztucznie uformowany z trzech sprzecznych sobie etniczno-religijnych żywiołów (sunnickiego, szyickiego i kurdyjskiego) jest w istocie światu potrzebny o wiele bardziej niż wydawało się to w największych centrach dowodzenia. Pokazała to ekspansja tzw. Państwa Islamskiego – gdy na rogatkach Kurdystanu i rogatkach Bagdadu dżihadyści zostali powstrzymani przed dalszą ofensywą, gdzie na podbitych terytoriach islamiści Abu Bakra Al-Baghdadiego brutalnie prześladowali chrześcijan, Jazydów i szyitów. Irakijczycy wtedy okazali się światu o wiele bardziej potrzebni, Ci sami Irakijczycy, których spisano już na straty jako sztuczny naród w upadłym państwie.
Ekumeniczne spotkanie papieża Franciszka, który stał się kimś w rodzaju moderatora w kontaktach między lokalnymi hierarchami chrześcijańskimi, a duchownymi szyickimi, jazydzkimi czy sunnickimi – powinno uzmysłowić w Bagdadzie jak wielkim skarbem dla tego kraju są wyznawcy Chrystusa. Chrześcijaństwo w północnym Iraku szacuje się na I i II w. – o tak starej tradycji mówimy. Dzisiejsi chrześcijanie są spadkobiercami starożytnej historii tych ziem. Irak pozbawiony wyznawców Chrystusa straci swoją historię, swoje dziedzictwo. A niestety jest tego blisko. To oczywiste, że wielu Irakijczyków oddało by złoża ropy naftowej. To czarne złote będące przekleństwem. Na zasadzie - zabierzcie to już i sobie idźcie, zostawcie nas w spokoju. Machnijmy na to ręką. Nie pozbawią się jednak historii, swojej spuścizny, swojej bogatej kultury. Nie pozbawią się godności, nie wyzbędą człowieczeństwa. I pielgrzymka papieska do tego kraju uzmysławia całemu świat, że niszczenie chrześcijaństwa w Iraku, jest ciosem nie tylko w ten kraj, ale we wszystkich. Bo nic dobrego nie przyjdzie światu z upadku Iraku oraz wygnaniu wyznawców Chrystusa z Bliskiego Wschodu, a przecież do tego dążyło tzw. Państwo Islamskie. Papież Franciszek więc zdaje się pytać, między wierszami – czy chcecie by to jednak zwyciężył samozwańczy kalifat ufundowany na zbrodni? Chcecie by triumfowali? I trzeba przyznać, że z liczących się światowych liderów, tylko on ma odwagę o to zapytać. A to już wiele.