[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Jak endeccy wizjonerzy zbudowali polski Szczecin

Pierwsze powojenne lata w Szczecinie można podsumować jako trudny, rozpisany na kilka etapów proces odbudowy i kulturowego oswajania. Mimo sowieckiej okupacji Polacy odnajdywali w zakamarkach miasta okruchy historycznych emocji, skazanych wcześniej na zapomnienie.
Szczecin 1945
Szczecin 1945 / Wikipedia domena publiczna

W rzeczywistości Polacy napływali z różnych stron, nie tylko ze Lwowa. Nad Odrę przybyli osadnicy z Warszawy i nieodległego Poznania, zapewniając wysoki poziom wiedzy, jakże potrzebny w szczecińskiej administracji publicznej oraz polskich uczelniach, które miały niebawem powstać. W 1947 r. polscy przybysze stanowili już ok. 63 proc. mieszkańców Szczecina. Najwięcej ludzi napływało z Poznania, gdzie wielu Polaków miało już wcześniej osobiste powiązania ze Szczecinem, niekiedy sięgające czasów zaboru pruskiego. Zresztą po 1945 r. żegluga śródlądowa na Odrze i połączenie kolejowe Stargard-Poznań nie uległy znacznym zmianom.

Szczecin postrzegany był przez Wielkopolan jako „okno na świat”. W misję repolonizacji zniszczonej przez Niemców (i grabionej przez Sowietów) stolicy zachodniopomorskiej włączone zostały osoby, którzy bez większych trudności odnajdywały się w planach budowlanych miasta i przedwojennej infrastrukturze. Przy czym znajomość języka niemieckiego dawała Poznanianom znaczną przewagę nad osadnikami z innych okolic kraju, zwłaszcza w rozpoczęciu kariery w administracji lub branżach związanych z gospodarką morską. A jednak pierwsze powojenne lata w Szczecinie można podsumować jako rozpisany na kolejne etapy proces tracenia złudzenia, że odbudowa tego miasta odbędzie się bez przeszkód.

W latach 1945-46 r. głównym zadaniem polskich osadników było uruchomienie usług publicznych. Szczecinianie chcieli pokazać, że potrafią o własnych siłach wskrzesić opuszczone przez Niemców miasto. Zgodnie z polskimi oczekiwaniami i mimo nieopisanych zbrodni hitlerowców, niemieccy szczecinianie byli nadal upojeni poczuciem własnej wyższości, wyróżniając się ponownym zaostrzaniem sporów bez perspektywy ich rozstrzygnięcia. Na patriotyczne manifestacje polskich mieszkańców Niemcy reagowali erupcją autentycznej nienawiści i to z różnych, wymagających osobnego omówienia powodów. Niemców było wszelako coraz mniej, a Polacy odnajdywali w zakamarkach Szczecina okruchy wydarzeń i historycznych emocji, skazanych wcześniej na zapomnienie. Przy czym jeszcze w pierwszych miesiącach 1946 r. mieszkało w Szczecinie więcej Niemców niż Polaków. Dopiero w drugiej połowie roku, wraz z przybierającą na sile falą kolejnego napływu polskich osadników przy jednoczesnej deportacji rodaków Hitlera można było odnieść wrażenie, że „deutsche Stettiner” stali się mniejszością. Obstrukcji w repolonizacji Ziem Odzyskanych było jednak znacznie więcej.

Wraz z nadciągnięciem Armii Czerwonej rozpoczęła się nowa okupacja, a polscy osadnicy w Szczecinie – wśród nich wielu Kresowian ze wschodu – doskonale pamiętali terror sowieckich zwyrodnialców. Teraz powtórnie ujrzeli radzieckie mundury, a ich wcześniejsze doświadczenia kontrastowały z zapewnieniami polskich władz stalinowskich o „pełnym wyzwoleniu” Pomorza Zachodniego. Co ciekawe, nowi okupanci zachowywali się nad Odrą często niczym bolszewicka swołocz, choć potrafili umiejętnie rozgrywać etniczne podziały. U większości szczecinian podporządkowanie się Stalinowi budziło jednak zrozumiały odruch sprzeciwu i odrazy, nie tylko dlatego, że na Sowietach ciążyła odpowiedzialność za zbrodnie na polskiej ludności cywilnej.  

O tych trudnych sytuacjach w Szczecinie lat 40. i 50. XX w. piszą zresztą w swoich wspomnieniach sami krasnoarmiejcy, zachwycający się otwarcie swoimi „łupami”i wykorzystujący Polaków jako tanią siłę roboczą. Szczecin miał dla Moskwy szczególne znaczenie. Nawet po „oficjalnym” przejęciu miasta przez polskich włodarzy najważniejsze stanowiska pozostawały w rękach Sowietów. Odrzańskie nabrzeże obsługiwało cały transport morski między radziecką strefą okupacyjną w Niemczech a ZSRR. Zniszczenia wojenne szczecińskich instalacji wojskowych były co prawda ogromne, ale w odróżnieniu do wielu innych portów w orbicie politycznych wpływów Moskwy jedna trzecia z nich nadawała się jeszcze do użytku. 

Zebrane w latach 1945-46 na Ziemiach Zachodnich „łupy wojenne” radzieccy żołnierze przeładowywali na statki pełnomorskie, płynące ku wschodnim brzegom. „Suwerenność” – w sensie przejęcia przez polskie władze instalacji portu – Szczecin uzyskał dopiero w 1955 r., choć jednostki „czerwonych” oczywiście jeszcze dalej tam stacjonowały. Status miasta był zresztą wciąż wysoce niejasny, a po ulicach zaczęły krążyć złowróżbne pogłoski, jakoby „gród Warcisława” przekształcił się niebawem w „wolne miasto” pod auspicjami NRD i ZSRR. Obawy polskich szczecinian wzbudzał fakt, że jednostkami krasnoarmiejców nad Odrą dowodził sztab w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, a nie w Legnicy, nazywanej wówczas pieszczotliwie „Małą Moskwą”. To wprawiało Polaków w sporą konsternację i zagroziło szybkim wyczerpaniem kredytu zaufania, jakim darzyli oni na początku prezydenta Szczecina Piotra Zarembę. 

W swoich wspomnieniach Zaremba twierdzi, jakoby w mieście panował wtedy względny spokój, podczas gdy niezdefiniowany status miasta codziennie zatruwał życie społeczne, zaostrzając i tak już trudne relacje między polskimi osadnikami, sowieckimi żołnierzami oraz niemiecką mniejszością. W diarystyce prezydenta Zaremby dotykamy w wielu miejscach problemu rozchodzenia się legendy i faktów. Autor próbuje podtrzymać wiarę w mit, że ożywienie „polsko-rosyjskiej przyjaźni” było możliwe. Tyle że wielu szczecinian już wtedy zauważało wszystkie upokorzenia i serwituty, jakimi trzeba było ją okupić.

Pełnia władzy pozwalała radzieckim żołnierzom bezprawnie demontować zakłady przemysłowe i „konfiskować” polskie obiekty. Już w kwietniu 1945 r., kiedy pod wodzą pułkownika Aleksandra Fiedotowa władzę przejęła Komendatura Wojenna, czerwonoarmiści niemal natychmiast przystąpili do wywozu wszystkiego, co przedstawiało jakąkolwiek wartość użytkową dla gospodarki, z urządzeniami medycznymi włącznie. To natomiast, czego nie zdołano wywieźć, zostało zniszczone. Sowieccy żołnierze brali dosłownie wszystko – od zwykłego sprzętu domowego począwszy, a na cennych eksponatach muzealnych kończąc. W znakomitych wspomnieniach Witolda Duniłłowicza (Williama Dunwilla) czytamy, co „czerwoni” wyrabiali w porcie. 

Rosjanie wywieźli tramwaje, turbiny elektrowni, wszystkie dźwigi z portu, holowniki portowe, a nawet lokalny tabor kolejowy. Nawet miedziane przewody elektryczne były wycięte i wywiezione

– pisze Duniłłowicz.

I chociaż polski agent NKWD Bolesław Bierut bezwzględnie tłumił każdą próbę sprzeciwu, każąc swoim medialnym pachołkom milczeć o grabieżach w Szczecinie, to po cichu błagał Stalina, by jakimś cudem odwiódł swoich – mówiąc dzisiejszym żargonem – „zielonych ludków” od zamiaru demontażu instalacji przemysłowych, jako że w ten sposób naruszali oni prawo Polski Ludowej. Paradne, prawdaż? W każdym razie rysowana przez Zarembę „przyjaźń” była akurat tą częścią legendy, która najmniej przystawała do faktów. Kiedyś jednak ta bańka musiała pęknąć. Gdy w 1951 r. jeden z krasnoarmiejców zastrzelił po pijanemu Polaka, na ulicach Szczecina doszło do antysowieckich demonstracji. 

Wróćmy jeszcze na chwilę do osadników z Wielkopolski, którzy mimo komunistycznego bezhołowia po 1945 r. konsekwentnie budowali polskość Szczecina. Nie bez kozery podkreśla się w tym kontekście historyczną rolę Poznania, będącego intelektualną ostoją Narodowej Demokracji. Do powojennego Szczecina przybywali wtedy liczni architekci „myśli zachodniej”, tworzącej podwaliny powrotu tego miasta na mapę Polski.

Wśród „endeckich” szczecinian były osoby znakomicie wykształcone, o ścisłych umysłach, interesujące się nie tylko nowymi dokonaniami naukowymi, lecz także przekonaniem, że w polityce liczy się tylko siła albo jej brak. I rzeczywiście, wraz z przybyciem Wielkopolan nad Odrę poziom materialny zaczął się wyraźnie podnosić, a wraz z nim rozbudzeniu uległy nadzieje na cywilizacyjny awans. Odwołując się do patriotycznych uczuć i historii Polski Piastów przybysze z Poznania zagrzewali swoich rodaków w Szczecinie do dalszej pracy. Dzięki takim osobom jak Zygmunt Wojciechowski nawet w najmroczniejszych latach stalinizmu w polskich osadnikach trwała nadzieja na lepsze czasy. Szczecinianie odwdzięczyli się swoim zaangażowaniem podczas Poznańskiego Czerwca w 1956 r.

Zasługi Wojciechowskiego dla Ziem Odzyskanych są nie do przecenienia. Jego kapitalne dzieło „Polska-Niemcy. Dziesięć wieków zmagania” stało się podręcznikiem dla wielu polskich osadników w Szczecinie. Powołany przezeń Instytut Zachodni w Poznaniu aktywnie włączył się w repolonizację Pomorza Zachodniego, wskazując na słowiańskie początki miejscowości, rozsianych wzdłuż Odry i Nysy.

Wybitnie zasłużonym dla Kresów Zachodnich endekiem był również Roman Łyczywek, który już w latach 30. – a więc gdy Stettin pełnił jeszcze funkcję stolicy niemieckiego Pomorza – był przekonany, że miasto to nigdy nie powinno było się znaleźć w granicach Niemiec. W czasie II WŚ był jednym z założycieli Szarych Szeregów i podobnie jak Wojciechowski należał do konspiracyjnej organizacji „Ojczyzna”, pozostającej w kręgu silnego oddziaływania Narodowej Demokracji. Łyczywek uczestniczył także w powstaniu warszawskim i dożył okresu Solidarności, w której udzielał się równie intensywnie, jak wcześniej w rozmaitych szczecińskich organizacjach, które po 1945 r. przybliżały nowym osadnikom specyfikę Pomorza Zachodniego.

Do grona endeckich pionierów Szczecina zaliczany jest też Czesław Piskorski, w czasie okupacji związany z pismem „Kurier Poznański”. Po wojnie przyjechał nad Odrę, gdzie z grupą współwięźniów z KL Mauthausen-Gusen założył pierwsze polskie wydawnictwo. W ten sposób powstała oficyna „Polskie Pismo i Książka”, która wydawała m.in. tygodnik o wymownym tytule „Pionier Szczeciński” oraz inne czasopisma utrzymane w duchu myśli zachodniej. 

Większość późniejszych wyznawców Narodowej Demokracji, po 1945 r. bez reszty oddanych odbudowie polskiego Szczecina, należało wcześniej do Polskiego Związku Zachodniego. Do 1948 r. PZZ był organizatorem corocznego „Tygodnia Ziem Zachodnich”, głównym jego celem zaś było utrzymanie pamięci o słowiańskiej przeszłości Szczecina. Niektórzy z nich pamiętali jeszcze antypolskie rządy „żelaznego” Bismarcka, przy czym już wtedy ich działalność była przekorną odpowiedzią na pruski ekspansjonizm. 

Stan nieposiadania w XIX w. przez Polaków własnego państwa zrodził potrzebę zdefiniowania od nowa pojęcia 'Polska'. Polityczni wizjonerzy zakładali, że brak niepodległości otwiera drogę do granic wyznaczanych na podstawie dziedzictwa, granic naturalnych, interesów narodowych i ekonomicznych

– zauważa wrocławski historyk Grzegorz Strauchold. 

Wśród członków PZZ byli także starsi redaktorzy polonijnego „Dziennika Bydgoskiego”, który już w 1908 r. opublikowali mapę ze Szczecinem i jego okolicami jako części ziem polskich. Już całkiem jawnie propozycja uznania Odry za naturalną granicę między Polską a Niemcami pojawiła się w przededniu pierwszej I WŚ w książkach geografa i publicysty Wacława Nałkowskiego, które utwierdziły Polaków w przekonaniu, że Pomorze Zachodnie było zawsze słowiańskie. 

Pomysł ustanowienia granicy wzdłuż Odry pojawił się też w planach Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, nawet jeśli później został zarzucony. Według pewnej legendy, umiejętnie wykreowanej przez kilku historyków, podczas konferencji wersalskiej Roman Dmowski miał nosić przy sobie mapę autorstwa Erazma Piltza, na której Szczecin tudzież cała wyspa Uznam były „koronnymi argumentami” w drodze ku niepodległości. 

Marzenie o polskim Szczecinie nie wygasło, a w Drugiej Rzeczypospolitej profesorowie z odzyskanego Poznania przypominali, że osadnictwo słowiańskie sięgało nawet okolic Lubeki. Pomysł przesunięcia Polski na zachód nie zniknął potem ani z agendy Rządu RP na uchodźstwie, ani z map konspiracji niepodległościowej w latach 50. Do wyznawców tegoż pomysłu należał między innymi Lech Neyman, kapitan Narodowych Sił Zbrojnych, jeden z owych Żołnierzy Wyklętych, zamordowanych przez komunistów za walkę o wolną ojczyznę. Jego marzenie o polskiej Rugii wprawdzie się nie ziściło, lecz Szczecin i Świnoujście znalazły w końcu poczesne miejsce w historii.
 


 

POLECANE
Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa” Wiadomości
Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa”

Beata Szydło na X skomentowała ostatnie doniesienia medialne o tym, że „Komisja Europejska rezygnuje z zakazu aut spalinowych od 2035 roku”. Jak podkreśliła europoseł PiS, nowe regulacje KE nadal zagrażają europejskiemu przemysłowi samochodowemu.

Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie Wiadomości
Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie

Z taśmy produkcyjnej fabryki Volkswagena w Dreźnie we wtorek zjechał ostatni samochód. Koncern tym samym zamknął ten zakład, co jest pierwszym takim przypadkiem dla tej firmy w Niemczech w ciągu 88 lat jej działalności. Fabryka w Dreźnie ma zostać przekształcona w centrum badań i rozwoju, skoncentrowane na półprzewodnikach, sztucznej inteligencji oraz robotyce. Połowę przestrzeni ma zająć Uniwersytet Techniczny w Dreźnie.

Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej tylko u nas
Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej

Ameryka Łacińska ma dość lewicowych eksperymentów, na dodatek prawicę w tej części świata natchnęło zwycięstwo Donalda Trumpa. W kolejnych krajach zwyciężają kandydaci konserwatywni, opowiadający się za wolnym rynkiem, rządami twardego prawa i współpracą z USA. Szczególnie symboliczny jest wynik wyborów prezydenckich w Chile: zdecydowane zwycięstwo polityka otwarcie chwalącego rządy Augusto Pinocheta.

Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. Nie dla ETS2 i paktu migracyjnego z ostatniej chwili
Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. "Nie" dla ETS2 i paktu migracyjnego

Nowy rząd Czech pod przewodnictwem premiera Andreja Babisza otwarcie kwestionuje kluczowe elementy polityki Unii Europejskiej. Gabinet, zaprzysiężony dzień wcześniej, przyjął uchwały odrzucające zarówno system handlu emisjami ETS2, jak i unijny pakt migracyjny, zapowiadając, że regulacje te nie zostaną wdrożone do czeskiego prawa.

Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu z ostatniej chwili
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu

Organizator Jarmarku Warszawskiego, w związku z publikacjami dotyczącymi zatrzymania 19-letniego studenta, który miał planować zamach terrorystyczny, zwrócił się do firmy ochrony o zintensyfikowanie działań prewencyjnych, reagowania i informowania o wszelkich sytuacjach mogących stanowić zagrożenie dla odwiedzających jarmark.

Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy Wiadomości
Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy

Większość Niemców i Francuzów chce ograniczenia pomocy dla Ukrainy, podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy chcą ją zwiększyć lub utrzymać na obecnym poziomie - wykazał najnowszy sondaż Politico przeprowadzony w tych pięciu krajach i opublikowany we wtorek.

 GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów z ostatniej chwili
GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące świeżych jaj z chowu ściółkowego, w których wykryto bakterie Salmonella spp. GIS apeluje, aby nie jeść jaj z partii 05.01.2026, zwłaszcza jeśli nie zostały odpowiednio ugotowane lub usmażone.

Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki tylko u nas
Niemiecka żądza przywództwa. Niemiecki think-tank proponuje trzy kroki

Aleksandra Fedorska, ekspert ds. Niemiec, analizuje najnowszy raport niemieckiego think tanku Institut für Europäische Politik, który wskazuje trzy kluczowe warunki przejęcia przez Berlin większej roli w europejskiej polityce obronnej. W tle wojna w Ukrainie, zmiany w NATO oraz ambicje nowego rządu Friedricha Merza.

KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan Wiadomości
KE wycofuje się z całkowitego zakazu aut spalinowych. Ma nowy plan

Komisja Europejska zmienia nieco podejście do planowanego zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych w UE od 2035 roku. Zamiast pełnego zakazu proponuje obowiązek redukcji emisji CO2 o 90 proc., co ma otworzyć furtkę dla wybranych technologii spalinowych i hybrydowych.

Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została odebrana Wiadomości
Skandal w Wodach Polskich. Fikcyjna inwestycja po powodzi została "odebrana"

Inwestycja popowodziowa warta ponad 400 tys. zł została formalnie odebrana, mimo że w terenie nie wykonano żadnych prac. Sprawa wyszła na jaw po ujawnieniu dokumentów z Dolnego Śląska.

REKLAMA

[Tylko u nas] Wojciech Osiński: Jak endeccy wizjonerzy zbudowali polski Szczecin

Pierwsze powojenne lata w Szczecinie można podsumować jako trudny, rozpisany na kilka etapów proces odbudowy i kulturowego oswajania. Mimo sowieckiej okupacji Polacy odnajdywali w zakamarkach miasta okruchy historycznych emocji, skazanych wcześniej na zapomnienie.
Szczecin 1945
Szczecin 1945 / Wikipedia domena publiczna

W rzeczywistości Polacy napływali z różnych stron, nie tylko ze Lwowa. Nad Odrę przybyli osadnicy z Warszawy i nieodległego Poznania, zapewniając wysoki poziom wiedzy, jakże potrzebny w szczecińskiej administracji publicznej oraz polskich uczelniach, które miały niebawem powstać. W 1947 r. polscy przybysze stanowili już ok. 63 proc. mieszkańców Szczecina. Najwięcej ludzi napływało z Poznania, gdzie wielu Polaków miało już wcześniej osobiste powiązania ze Szczecinem, niekiedy sięgające czasów zaboru pruskiego. Zresztą po 1945 r. żegluga śródlądowa na Odrze i połączenie kolejowe Stargard-Poznań nie uległy znacznym zmianom.

Szczecin postrzegany był przez Wielkopolan jako „okno na świat”. W misję repolonizacji zniszczonej przez Niemców (i grabionej przez Sowietów) stolicy zachodniopomorskiej włączone zostały osoby, którzy bez większych trudności odnajdywały się w planach budowlanych miasta i przedwojennej infrastrukturze. Przy czym znajomość języka niemieckiego dawała Poznanianom znaczną przewagę nad osadnikami z innych okolic kraju, zwłaszcza w rozpoczęciu kariery w administracji lub branżach związanych z gospodarką morską. A jednak pierwsze powojenne lata w Szczecinie można podsumować jako rozpisany na kolejne etapy proces tracenia złudzenia, że odbudowa tego miasta odbędzie się bez przeszkód.

W latach 1945-46 r. głównym zadaniem polskich osadników było uruchomienie usług publicznych. Szczecinianie chcieli pokazać, że potrafią o własnych siłach wskrzesić opuszczone przez Niemców miasto. Zgodnie z polskimi oczekiwaniami i mimo nieopisanych zbrodni hitlerowców, niemieccy szczecinianie byli nadal upojeni poczuciem własnej wyższości, wyróżniając się ponownym zaostrzaniem sporów bez perspektywy ich rozstrzygnięcia. Na patriotyczne manifestacje polskich mieszkańców Niemcy reagowali erupcją autentycznej nienawiści i to z różnych, wymagających osobnego omówienia powodów. Niemców było wszelako coraz mniej, a Polacy odnajdywali w zakamarkach Szczecina okruchy wydarzeń i historycznych emocji, skazanych wcześniej na zapomnienie. Przy czym jeszcze w pierwszych miesiącach 1946 r. mieszkało w Szczecinie więcej Niemców niż Polaków. Dopiero w drugiej połowie roku, wraz z przybierającą na sile falą kolejnego napływu polskich osadników przy jednoczesnej deportacji rodaków Hitlera można było odnieść wrażenie, że „deutsche Stettiner” stali się mniejszością. Obstrukcji w repolonizacji Ziem Odzyskanych było jednak znacznie więcej.

Wraz z nadciągnięciem Armii Czerwonej rozpoczęła się nowa okupacja, a polscy osadnicy w Szczecinie – wśród nich wielu Kresowian ze wschodu – doskonale pamiętali terror sowieckich zwyrodnialców. Teraz powtórnie ujrzeli radzieckie mundury, a ich wcześniejsze doświadczenia kontrastowały z zapewnieniami polskich władz stalinowskich o „pełnym wyzwoleniu” Pomorza Zachodniego. Co ciekawe, nowi okupanci zachowywali się nad Odrą często niczym bolszewicka swołocz, choć potrafili umiejętnie rozgrywać etniczne podziały. U większości szczecinian podporządkowanie się Stalinowi budziło jednak zrozumiały odruch sprzeciwu i odrazy, nie tylko dlatego, że na Sowietach ciążyła odpowiedzialność za zbrodnie na polskiej ludności cywilnej.  

O tych trudnych sytuacjach w Szczecinie lat 40. i 50. XX w. piszą zresztą w swoich wspomnieniach sami krasnoarmiejcy, zachwycający się otwarcie swoimi „łupami”i wykorzystujący Polaków jako tanią siłę roboczą. Szczecin miał dla Moskwy szczególne znaczenie. Nawet po „oficjalnym” przejęciu miasta przez polskich włodarzy najważniejsze stanowiska pozostawały w rękach Sowietów. Odrzańskie nabrzeże obsługiwało cały transport morski między radziecką strefą okupacyjną w Niemczech a ZSRR. Zniszczenia wojenne szczecińskich instalacji wojskowych były co prawda ogromne, ale w odróżnieniu do wielu innych portów w orbicie politycznych wpływów Moskwy jedna trzecia z nich nadawała się jeszcze do użytku. 

Zebrane w latach 1945-46 na Ziemiach Zachodnich „łupy wojenne” radzieccy żołnierze przeładowywali na statki pełnomorskie, płynące ku wschodnim brzegom. „Suwerenność” – w sensie przejęcia przez polskie władze instalacji portu – Szczecin uzyskał dopiero w 1955 r., choć jednostki „czerwonych” oczywiście jeszcze dalej tam stacjonowały. Status miasta był zresztą wciąż wysoce niejasny, a po ulicach zaczęły krążyć złowróżbne pogłoski, jakoby „gród Warcisława” przekształcił się niebawem w „wolne miasto” pod auspicjami NRD i ZSRR. Obawy polskich szczecinian wzbudzał fakt, że jednostkami krasnoarmiejców nad Odrą dowodził sztab w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, a nie w Legnicy, nazywanej wówczas pieszczotliwie „Małą Moskwą”. To wprawiało Polaków w sporą konsternację i zagroziło szybkim wyczerpaniem kredytu zaufania, jakim darzyli oni na początku prezydenta Szczecina Piotra Zarembę. 

W swoich wspomnieniach Zaremba twierdzi, jakoby w mieście panował wtedy względny spokój, podczas gdy niezdefiniowany status miasta codziennie zatruwał życie społeczne, zaostrzając i tak już trudne relacje między polskimi osadnikami, sowieckimi żołnierzami oraz niemiecką mniejszością. W diarystyce prezydenta Zaremby dotykamy w wielu miejscach problemu rozchodzenia się legendy i faktów. Autor próbuje podtrzymać wiarę w mit, że ożywienie „polsko-rosyjskiej przyjaźni” było możliwe. Tyle że wielu szczecinian już wtedy zauważało wszystkie upokorzenia i serwituty, jakimi trzeba było ją okupić.

Pełnia władzy pozwalała radzieckim żołnierzom bezprawnie demontować zakłady przemysłowe i „konfiskować” polskie obiekty. Już w kwietniu 1945 r., kiedy pod wodzą pułkownika Aleksandra Fiedotowa władzę przejęła Komendatura Wojenna, czerwonoarmiści niemal natychmiast przystąpili do wywozu wszystkiego, co przedstawiało jakąkolwiek wartość użytkową dla gospodarki, z urządzeniami medycznymi włącznie. To natomiast, czego nie zdołano wywieźć, zostało zniszczone. Sowieccy żołnierze brali dosłownie wszystko – od zwykłego sprzętu domowego począwszy, a na cennych eksponatach muzealnych kończąc. W znakomitych wspomnieniach Witolda Duniłłowicza (Williama Dunwilla) czytamy, co „czerwoni” wyrabiali w porcie. 

Rosjanie wywieźli tramwaje, turbiny elektrowni, wszystkie dźwigi z portu, holowniki portowe, a nawet lokalny tabor kolejowy. Nawet miedziane przewody elektryczne były wycięte i wywiezione

– pisze Duniłłowicz.

I chociaż polski agent NKWD Bolesław Bierut bezwzględnie tłumił każdą próbę sprzeciwu, każąc swoim medialnym pachołkom milczeć o grabieżach w Szczecinie, to po cichu błagał Stalina, by jakimś cudem odwiódł swoich – mówiąc dzisiejszym żargonem – „zielonych ludków” od zamiaru demontażu instalacji przemysłowych, jako że w ten sposób naruszali oni prawo Polski Ludowej. Paradne, prawdaż? W każdym razie rysowana przez Zarembę „przyjaźń” była akurat tą częścią legendy, która najmniej przystawała do faktów. Kiedyś jednak ta bańka musiała pęknąć. Gdy w 1951 r. jeden z krasnoarmiejców zastrzelił po pijanemu Polaka, na ulicach Szczecina doszło do antysowieckich demonstracji. 

Wróćmy jeszcze na chwilę do osadników z Wielkopolski, którzy mimo komunistycznego bezhołowia po 1945 r. konsekwentnie budowali polskość Szczecina. Nie bez kozery podkreśla się w tym kontekście historyczną rolę Poznania, będącego intelektualną ostoją Narodowej Demokracji. Do powojennego Szczecina przybywali wtedy liczni architekci „myśli zachodniej”, tworzącej podwaliny powrotu tego miasta na mapę Polski.

Wśród „endeckich” szczecinian były osoby znakomicie wykształcone, o ścisłych umysłach, interesujące się nie tylko nowymi dokonaniami naukowymi, lecz także przekonaniem, że w polityce liczy się tylko siła albo jej brak. I rzeczywiście, wraz z przybyciem Wielkopolan nad Odrę poziom materialny zaczął się wyraźnie podnosić, a wraz z nim rozbudzeniu uległy nadzieje na cywilizacyjny awans. Odwołując się do patriotycznych uczuć i historii Polski Piastów przybysze z Poznania zagrzewali swoich rodaków w Szczecinie do dalszej pracy. Dzięki takim osobom jak Zygmunt Wojciechowski nawet w najmroczniejszych latach stalinizmu w polskich osadnikach trwała nadzieja na lepsze czasy. Szczecinianie odwdzięczyli się swoim zaangażowaniem podczas Poznańskiego Czerwca w 1956 r.

Zasługi Wojciechowskiego dla Ziem Odzyskanych są nie do przecenienia. Jego kapitalne dzieło „Polska-Niemcy. Dziesięć wieków zmagania” stało się podręcznikiem dla wielu polskich osadników w Szczecinie. Powołany przezeń Instytut Zachodni w Poznaniu aktywnie włączył się w repolonizację Pomorza Zachodniego, wskazując na słowiańskie początki miejscowości, rozsianych wzdłuż Odry i Nysy.

Wybitnie zasłużonym dla Kresów Zachodnich endekiem był również Roman Łyczywek, który już w latach 30. – a więc gdy Stettin pełnił jeszcze funkcję stolicy niemieckiego Pomorza – był przekonany, że miasto to nigdy nie powinno było się znaleźć w granicach Niemiec. W czasie II WŚ był jednym z założycieli Szarych Szeregów i podobnie jak Wojciechowski należał do konspiracyjnej organizacji „Ojczyzna”, pozostającej w kręgu silnego oddziaływania Narodowej Demokracji. Łyczywek uczestniczył także w powstaniu warszawskim i dożył okresu Solidarności, w której udzielał się równie intensywnie, jak wcześniej w rozmaitych szczecińskich organizacjach, które po 1945 r. przybliżały nowym osadnikom specyfikę Pomorza Zachodniego.

Do grona endeckich pionierów Szczecina zaliczany jest też Czesław Piskorski, w czasie okupacji związany z pismem „Kurier Poznański”. Po wojnie przyjechał nad Odrę, gdzie z grupą współwięźniów z KL Mauthausen-Gusen założył pierwsze polskie wydawnictwo. W ten sposób powstała oficyna „Polskie Pismo i Książka”, która wydawała m.in. tygodnik o wymownym tytule „Pionier Szczeciński” oraz inne czasopisma utrzymane w duchu myśli zachodniej. 

Większość późniejszych wyznawców Narodowej Demokracji, po 1945 r. bez reszty oddanych odbudowie polskiego Szczecina, należało wcześniej do Polskiego Związku Zachodniego. Do 1948 r. PZZ był organizatorem corocznego „Tygodnia Ziem Zachodnich”, głównym jego celem zaś było utrzymanie pamięci o słowiańskiej przeszłości Szczecina. Niektórzy z nich pamiętali jeszcze antypolskie rządy „żelaznego” Bismarcka, przy czym już wtedy ich działalność była przekorną odpowiedzią na pruski ekspansjonizm. 

Stan nieposiadania w XIX w. przez Polaków własnego państwa zrodził potrzebę zdefiniowania od nowa pojęcia 'Polska'. Polityczni wizjonerzy zakładali, że brak niepodległości otwiera drogę do granic wyznaczanych na podstawie dziedzictwa, granic naturalnych, interesów narodowych i ekonomicznych

– zauważa wrocławski historyk Grzegorz Strauchold. 

Wśród członków PZZ byli także starsi redaktorzy polonijnego „Dziennika Bydgoskiego”, który już w 1908 r. opublikowali mapę ze Szczecinem i jego okolicami jako części ziem polskich. Już całkiem jawnie propozycja uznania Odry za naturalną granicę między Polską a Niemcami pojawiła się w przededniu pierwszej I WŚ w książkach geografa i publicysty Wacława Nałkowskiego, które utwierdziły Polaków w przekonaniu, że Pomorze Zachodnie było zawsze słowiańskie. 

Pomysł ustanowienia granicy wzdłuż Odry pojawił się też w planach Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, nawet jeśli później został zarzucony. Według pewnej legendy, umiejętnie wykreowanej przez kilku historyków, podczas konferencji wersalskiej Roman Dmowski miał nosić przy sobie mapę autorstwa Erazma Piltza, na której Szczecin tudzież cała wyspa Uznam były „koronnymi argumentami” w drodze ku niepodległości. 

Marzenie o polskim Szczecinie nie wygasło, a w Drugiej Rzeczypospolitej profesorowie z odzyskanego Poznania przypominali, że osadnictwo słowiańskie sięgało nawet okolic Lubeki. Pomysł przesunięcia Polski na zachód nie zniknął potem ani z agendy Rządu RP na uchodźstwie, ani z map konspiracji niepodległościowej w latach 50. Do wyznawców tegoż pomysłu należał między innymi Lech Neyman, kapitan Narodowych Sił Zbrojnych, jeden z owych Żołnierzy Wyklętych, zamordowanych przez komunistów za walkę o wolną ojczyznę. Jego marzenie o polskiej Rugii wprawdzie się nie ziściło, lecz Szczecin i Świnoujście znalazły w końcu poczesne miejsce w historii.
 



 

Polecane