Kamil Glik nie wytrzymał! „To najwyższe skur****ństwo z możliwych!”

Od poniedziałku polskie media żyją sprawą premii w wysokości od 30 do 50 milionów złotych, która miała pochodzić z rządowych środków i zostać przekazana polskim piłkarzom w nagrodę za wyjście z fazy grupowej mistrzostw świata w Katarze. Ostatecznie, po fali krytyki, premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o tym, że zawodnicy nie dostaną żadnej rządowej premii.
„Uważam również, że nagradzanie za wyniki na najbardziej prestiżowych turniejach jest ważnym elementem całości systemu i zarazem rolą Związku oraz głównych sponsorów. Na koniec wprost: nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy” – oświadczył na Facebooku.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ogromna premia dla piłkarzy. Premier podjął ostateczną decyzję
Glik nie przebiera w słowach
W sportowych mediach pojawiły się także oskarżenia, jakoby rodziny reprezentantów Polski bawiły się w Katarze za pieniądze pochodzące z Polskiego Związku Piłki Nożnej. Do całej sprawy postanowił odnieść się obrońca reprezentacji Polski Kamil Glik, który napisał w tej sprawie do Krzysztofa Stanowskiego. Dziennikarz zacytował wiadomość za pośrednictwem Kanału Sportowego.
– Ja Wam teraz coś zacytuję. Mam nadzieję, że Kamil Glik się na mnie nie obrazi. „Krzysiek, jak mogę Cię tylko prosić o coś, to weź wyjaśniaj te pi*** (…) wszystkie. Niech nie dopisują teorii o rodzinach, że przeszkadzały itp., bo to krzywdzi po prostu. Wiesz, ja mam to w du***, ale to, że moja żona z dziećmi i mama, i teściowa przyjechały na 10 dni za moje pieniądze (250 tysięcy złotych) do hotelu oddalonego o 40 minut od nas, to jest złe?!” – zacytował Kamila Glika dziennikarz sportowy.
„Widziałem się z żoną, dziećmi i mamą dwa razy. Po meczu z Meksykiem i po meczu z Arabią między 13 a 20, bo było pozwolenie na wyjście na obiad na wyjście na obiad z dziećmi i żoną (…) Robienie rodzinie krzywdy, że nam przeszkadzały, że za pieniądze PZPN się bawiły, to najwyższe skur****ństwo z możliwych” – brzmi wiadomość wysłana do Stanowskiego przez obrońcę Biało-Czerwonych.