Ryszard Czarnecki: Język polski – kapitał za granicą

Język polski – kapitał za granicą.
 Ryszard Czarnecki: Język polski – kapitał za granicą
/ Ryszard Czarnecki / fot. Flickr / CC BY-SA 2.0

Złość mnie bierze, gdy widzę, jak moi rodacy, których spotykam poza granicami kraju (głównie w Europie i Ameryce), nie starają się o to, aby ich dzieci (wnuki) mówiły po polsku. Tak, wiem, że jest to niełatwe. Tak, wiem, że same dzieciaki, zwłaszcza tam już urodzone lub które wyjechały z Polski, mając parę czy kilka lat, wolą porozumiewać się nawet z własnym rodzeństwem, mówiąc w języku obowiązującym w kraju osiedlenia rodziców, który dla dzieci jest często krajem urodzenia. To jasne, że utrzymanie polskości, a zwłaszcza języka polskiego, jest zadaniem trudnym, a nawet bardzo trudnym, jeżeli dana rodzina nie mieszka w skupisku, w którym funkcjonują inni rodacy. W dużych miastach wielką rolę odgrywają polskie szkoły sobotnie, a także polskie harcerstwo. Ale nie wszyscy mieszkają w wielkich aglomeracjach. A co do szkół, to nie zawsze dzieciaki, a zwłaszcza nastolatkowie chcą do nich chodzić, bo w tym czasie ich rówieśnicy mają wolne, mogą spać do południa albo oddawać się różnym przyjemnościom, a nie uczyć się o polskiej literaturze, kulturze, historii i geografii. A jednak naprawdę warto!

Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o pewien obowiązek narodowy, bo skoro urodziliśmy się Polakami, to mamy też, mówiąc klasykiem, „obowiązki polskie”, w tym przekazanie polskości następnym pokoleniom, tak jak i nam została ona przekazana. Doprawdy jednak nie chodzi tylko o powinność patriotyczną i polską „sztafetę pokoleń”. Chodzi o… zwykły pragmatyzm! Zaprawdę powiadam Wam: znajomość języka polskiego, nawet jeśli nie została poparta oficjalnym egzaminem państwowym, jest czymś bardzo przydatnym w życiu, nie tylko w sensie lepszego przyswajania kolejnych języków obcych – choć i to jest niebagatelnym argumentem. Poznanie dzięki dodatkowemu językowi kolejnej kultury, ale też ludzi w oczywisty sposób poszerza horyzonty – nie mówiąc już o potencjalnym „networkingu”. Znajomość języka polskiego wśród Polaków i osób polskiego pochodzenia żyjących za granicą to doprawdy wielki kapitał, gdy chodzi o potencjalny awans zawodowy, a także nawet awans społeczny. Pamiętam rozmowę z Polakiem urodzonym w Londynie, który wspominał, jak był zły na własnych rodziców, że ci zmuszali go do „zarywania” wolnych sobót, każąc iść do polskiej szkoły. Nie mógł w tym czasie grać w piłkę – co lubił – gdy grali jego koledzy z angielskiej klasy. Dziś na stanowisku kierowniczym w wielkiej międzynarodowej firmie, która ma swój oddział w Polsce, codziennie ciepło myśli o mamie i tacie, że nie odpuścili i kazali mu – wbrew jemu samemu – wkuwać polski.

Jakiś czas temu czytałem o badaniach, które pokazywały skalę „emigracji managerskiej” ze Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej do Rzeczpospolitej Polskiej, poczynając od roku 1990. W samej tylko Warszawie i jej najbliższych okolicach mieszkało blisko dwa tysiące Polaków urodzonych na Wyspach, głównie w Londynie. Byli to w olbrzymiej większości ludzie, którzy porobili kariery dlatego, że amerykańskie, brytyjskie czy międzynarodowe korporacje szukały ludzi mających obywatelstwo państw Zachodu, ale ze znajomością języka polskiego. Było to wtedy, gdy otworzył się jakże atrakcyjny, bo blisko 40-milionowy polski rynek. To, co dla głupków wydawało się balastem, czyli znajomość języka ojców i dziadków, stało się wielką trampoliną do karier zawodowych. Ludzie ci bardzo często nie przyjechali do Polski na kilka lat, tylko przeprowadzali się na stałe, żeniąc się z Polkami (czy w mniejszym stopniu wychodząc za mąż za Polaków) i w praktyce totalnie repolonizując.

Marian Hemar, znakomity polski poeta i dramaturg, Polak, polski Żyd, całym sercem Lwowiak i antykomunista, po II wojnie światowej emigrant polityczny z wyboru, który z polskiego Londynu przeniósł się do Izraela, aby po tym krótkotrwałym epizodzie wrócić do tej „Polski poza Polską”, jaką stanowił właśnie ów „Polski Londyn”, napisał kiedyś: „moją Ojczyzną jest polska mowa”. Charakterystyczne słowa dla człowieka, który mentalnie i sercem będąc w „polskim L” – „Polskim Londynie”, nigdy nie opuścił „polskiego L” – „polskiego Lwowa”.

A skąd to określenie „Polska poza Polską”? Jesienią zeszłego roku minęła 40. rocznica, gdy słowa te po raz pierwszy padły publicznie. Wypowiedział je polski papież Jan Paweł II w czasie spotkania z rodakami jesienią 1982 roku w Londynie, na nieistniejącym już stadionie Crystal Palace.

Jednak żeby było jasne : znajomość języka polskiego nie jest niezbędna do tego, aby czuć się Polakiem. Pamiętam z czasów, gdy mieszkałem w Wielkiej Brytanii, spotykanych przeze mnie wielu ludzi z polskich rodzin, którzy mowy ojczystej już nie znali, ale nie tylko czuli się Polakami, ale byli żarliwymi patriotami. Pamiętam Andrew Goltza, który doprawdy był lepszym Polakiem i bardziej przeżywał swoją polskość niż wielu tych, którzy biegle po polsku mówią, ale Polski nie mają w sercach. Można oczywiście podawać także przykład Irlandczyków, których olbrzymia większość nie mówi w swoim własnym języku „gaelic” – mówią za to językiem… dawnych okupantów, czyli Anglików. Można też pokazywać – sam to widziałem i słyszałem na własne uszy – ukraińskich patriotów – żołnierzy, którzy między sobą mówią po rosyjsku. Zatem można wyobrazić sobie Polaków, którzy nie z własnej winy nie mówią po polsku, ale czują się naszymi rodakami. Jedenaście razy w życiu byłem w Kazachstanie i doskonale wiem, że olbrzymia większość tamtejszych, zwłaszcza młodszych Polaków nie była w stanie mówić językiem ojczystym swoich rodziców i dziadków, bo za czasów sowieckich po prostu nie było polskich szkół (w odróżnieniu od – uwaga – szkół niemieckich, na które Związek Sowiecki zezwolił!).

Mimo tych przykładów jednak warto jest za wszelką cenę inwestować w język polski u swoich dzieci i wnuków. Nawet wtedy, jeśli żyją w tzw. małżeństwach mieszanych, gdzie tylko matka (to łatwiej) lub ojciec (trudniej) są Polakami.

Warto, bo może ułatwić im to życie. Warto, bo „warto być Polakiem”.

 

*tekst ukazał się na portalu idmn.pl (17.01.2023)


 

POLECANE
W całej Polsce rozpoczęły się manifestacje Stop imigracji z ostatniej chwili
W całej Polsce rozpoczęły się manifestacje "Stop imigracji"

W sobotę w 80 miastach o godz. 12.00 rozpoczęły się manifestacje pod hasłem "Stop imigracji!". Obywatele przeciw masowej migracji i bierności rządu.

Duża awaria na polskich lotniskach z ostatniej chwili
Duża awaria na polskich lotniskach

Rano doszło do awarii systemu zarządzania ruchem lotniczym. Samoloty lądują, ale dochodzi do ograniczeń w startach na części polskich lotnisk – poinformował w sobotę rzecznik PAŻP Marcin Hadaj.

Złe wieści dla Tuska. Sondaż nie pozostawia złudzeń z ostatniej chwili
Złe wieści dla Tuska. Sondaż nie pozostawia złudzeń

Tylko 27,6 % Polaków wierzy, że rekonstrukcja rządu Donalda Tuska poprawi notowania koalicji — wynika z badania pracowni SW Research dla serwisu Onet.

WP: Jednak przyjęto od Niemiec więcej imigrantów. Są dane z ostatniej chwili
WP: Jednak przyjęto od Niemiec więcej imigrantów. Są dane

Niemcy przekazali Polsce prawie 900 migrantów mimo, że oficjalne statystyki wskazują na 314 przypadków. "Gdzie był błąd?" – pyta w sobotę Wirtualna Polska i wyjaśnia.

Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia

Na terenie Portu Lotniczego Rzeszów-Jasionka im. Rodziny Ulmów odbyły się kompleksowe ćwiczenia służb ratowniczych pod kryptonimem "Lotnisko 2025" – informuje port lotniczy Rzeszów Jasionka.

Trump pozywa Wall Street Journal. Gigantyczna kwota odszkodowania z ostatniej chwili
Trump pozywa "Wall Street Journal". Gigantyczna kwota odszkodowania

Donald Trump wniósł pozew o zniesławienie przeciwko wydawcy "Wall Street Journal", Rupertowi Murdochowi, w reakcji na artykuł, w którym mówi się o liście o charakterze seksualnym rzekomo sygnowanym przez Trumpa i dołączonym do albumu z okazji 50. urodzin finansisty Jeffreya Epsteina. Trump kategorycznie zaprzeczył doniesieniom gazety – podała agencja AP.

Protest w Niemczech przeciwko kontrolom na granicy z ostatniej chwili
Protest w Niemczech przeciwko kontrolom na granicy

W sobotę, 19 lipca, we Frankfurcie nad Odrą odbędzie się demonstracja przeciwko kontrolom granicznym. Do udziału w wydarzeniu wzywa niemiecka partia Volt.

Polska poderwała myśliwce. Wojsko wydało komunikat z ostatniej chwili
Polska poderwała myśliwce. Wojsko wydało komunikat

Ze względu na zmniejszenie poziomu zagrożenia uderzeniami rakietowymi rosyjskiego lotnictwa na terytorium Ukrainy, operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa w polskiej przestrzeni powietrznej zostało zakończone – poinformowało w sobotę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Ostatni zakonspirowany Żołnierz Niezłomny zmarł w stanie wojennym tylko u nas
Ostatni zakonspirowany Żołnierz Niezłomny zmarł w stanie wojennym

Antoni Dołęga ps. „Kulawy Antek”, urodzony 1 maja 1915 r. w Farfaku – części Łukowa na Lubelszczyźnie, chorąży Wojska Polskiego, to najdłużej ukrywający się żołnierz podziemia antykomunistycznego. Z dotychczasowych badań wynika, że korzystał z siatki konspiracyjnej złożonej co najmniej z dwustu osób. Szczątki zmarłego w tajemnicy przed światem w 1982 r. w Popławach-Rogalach konspiratora wydobyli pracownicy IPN w połowie czerwca 2017 r.

Jest zawiadomienie do prokuratury na Tuska z ostatniej chwili
Jest zawiadomienie do prokuratury na Tuska

Klub parlamentarny PiS poinformował w piątek o skierowaniu do stołecznej prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa m.in. przez premiera Donalda Tuska w związku z dodaniem adnotacji do uchwały Sądu Najwyższego stwierdzającej ważność wyboru prezydenta Karola Nawrockiego.

REKLAMA

Ryszard Czarnecki: Język polski – kapitał za granicą

Język polski – kapitał za granicą.
 Ryszard Czarnecki: Język polski – kapitał za granicą
/ Ryszard Czarnecki / fot. Flickr / CC BY-SA 2.0

Złość mnie bierze, gdy widzę, jak moi rodacy, których spotykam poza granicami kraju (głównie w Europie i Ameryce), nie starają się o to, aby ich dzieci (wnuki) mówiły po polsku. Tak, wiem, że jest to niełatwe. Tak, wiem, że same dzieciaki, zwłaszcza tam już urodzone lub które wyjechały z Polski, mając parę czy kilka lat, wolą porozumiewać się nawet z własnym rodzeństwem, mówiąc w języku obowiązującym w kraju osiedlenia rodziców, który dla dzieci jest często krajem urodzenia. To jasne, że utrzymanie polskości, a zwłaszcza języka polskiego, jest zadaniem trudnym, a nawet bardzo trudnym, jeżeli dana rodzina nie mieszka w skupisku, w którym funkcjonują inni rodacy. W dużych miastach wielką rolę odgrywają polskie szkoły sobotnie, a także polskie harcerstwo. Ale nie wszyscy mieszkają w wielkich aglomeracjach. A co do szkół, to nie zawsze dzieciaki, a zwłaszcza nastolatkowie chcą do nich chodzić, bo w tym czasie ich rówieśnicy mają wolne, mogą spać do południa albo oddawać się różnym przyjemnościom, a nie uczyć się o polskiej literaturze, kulturze, historii i geografii. A jednak naprawdę warto!

Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o pewien obowiązek narodowy, bo skoro urodziliśmy się Polakami, to mamy też, mówiąc klasykiem, „obowiązki polskie”, w tym przekazanie polskości następnym pokoleniom, tak jak i nam została ona przekazana. Doprawdy jednak nie chodzi tylko o powinność patriotyczną i polską „sztafetę pokoleń”. Chodzi o… zwykły pragmatyzm! Zaprawdę powiadam Wam: znajomość języka polskiego, nawet jeśli nie została poparta oficjalnym egzaminem państwowym, jest czymś bardzo przydatnym w życiu, nie tylko w sensie lepszego przyswajania kolejnych języków obcych – choć i to jest niebagatelnym argumentem. Poznanie dzięki dodatkowemu językowi kolejnej kultury, ale też ludzi w oczywisty sposób poszerza horyzonty – nie mówiąc już o potencjalnym „networkingu”. Znajomość języka polskiego wśród Polaków i osób polskiego pochodzenia żyjących za granicą to doprawdy wielki kapitał, gdy chodzi o potencjalny awans zawodowy, a także nawet awans społeczny. Pamiętam rozmowę z Polakiem urodzonym w Londynie, który wspominał, jak był zły na własnych rodziców, że ci zmuszali go do „zarywania” wolnych sobót, każąc iść do polskiej szkoły. Nie mógł w tym czasie grać w piłkę – co lubił – gdy grali jego koledzy z angielskiej klasy. Dziś na stanowisku kierowniczym w wielkiej międzynarodowej firmie, która ma swój oddział w Polsce, codziennie ciepło myśli o mamie i tacie, że nie odpuścili i kazali mu – wbrew jemu samemu – wkuwać polski.

Jakiś czas temu czytałem o badaniach, które pokazywały skalę „emigracji managerskiej” ze Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej do Rzeczpospolitej Polskiej, poczynając od roku 1990. W samej tylko Warszawie i jej najbliższych okolicach mieszkało blisko dwa tysiące Polaków urodzonych na Wyspach, głównie w Londynie. Byli to w olbrzymiej większości ludzie, którzy porobili kariery dlatego, że amerykańskie, brytyjskie czy międzynarodowe korporacje szukały ludzi mających obywatelstwo państw Zachodu, ale ze znajomością języka polskiego. Było to wtedy, gdy otworzył się jakże atrakcyjny, bo blisko 40-milionowy polski rynek. To, co dla głupków wydawało się balastem, czyli znajomość języka ojców i dziadków, stało się wielką trampoliną do karier zawodowych. Ludzie ci bardzo często nie przyjechali do Polski na kilka lat, tylko przeprowadzali się na stałe, żeniąc się z Polkami (czy w mniejszym stopniu wychodząc za mąż za Polaków) i w praktyce totalnie repolonizując.

Marian Hemar, znakomity polski poeta i dramaturg, Polak, polski Żyd, całym sercem Lwowiak i antykomunista, po II wojnie światowej emigrant polityczny z wyboru, który z polskiego Londynu przeniósł się do Izraela, aby po tym krótkotrwałym epizodzie wrócić do tej „Polski poza Polską”, jaką stanowił właśnie ów „Polski Londyn”, napisał kiedyś: „moją Ojczyzną jest polska mowa”. Charakterystyczne słowa dla człowieka, który mentalnie i sercem będąc w „polskim L” – „Polskim Londynie”, nigdy nie opuścił „polskiego L” – „polskiego Lwowa”.

A skąd to określenie „Polska poza Polską”? Jesienią zeszłego roku minęła 40. rocznica, gdy słowa te po raz pierwszy padły publicznie. Wypowiedział je polski papież Jan Paweł II w czasie spotkania z rodakami jesienią 1982 roku w Londynie, na nieistniejącym już stadionie Crystal Palace.

Jednak żeby było jasne : znajomość języka polskiego nie jest niezbędna do tego, aby czuć się Polakiem. Pamiętam z czasów, gdy mieszkałem w Wielkiej Brytanii, spotykanych przeze mnie wielu ludzi z polskich rodzin, którzy mowy ojczystej już nie znali, ale nie tylko czuli się Polakami, ale byli żarliwymi patriotami. Pamiętam Andrew Goltza, który doprawdy był lepszym Polakiem i bardziej przeżywał swoją polskość niż wielu tych, którzy biegle po polsku mówią, ale Polski nie mają w sercach. Można oczywiście podawać także przykład Irlandczyków, których olbrzymia większość nie mówi w swoim własnym języku „gaelic” – mówią za to językiem… dawnych okupantów, czyli Anglików. Można też pokazywać – sam to widziałem i słyszałem na własne uszy – ukraińskich patriotów – żołnierzy, którzy między sobą mówią po rosyjsku. Zatem można wyobrazić sobie Polaków, którzy nie z własnej winy nie mówią po polsku, ale czują się naszymi rodakami. Jedenaście razy w życiu byłem w Kazachstanie i doskonale wiem, że olbrzymia większość tamtejszych, zwłaszcza młodszych Polaków nie była w stanie mówić językiem ojczystym swoich rodziców i dziadków, bo za czasów sowieckich po prostu nie było polskich szkół (w odróżnieniu od – uwaga – szkół niemieckich, na które Związek Sowiecki zezwolił!).

Mimo tych przykładów jednak warto jest za wszelką cenę inwestować w język polski u swoich dzieci i wnuków. Nawet wtedy, jeśli żyją w tzw. małżeństwach mieszanych, gdzie tylko matka (to łatwiej) lub ojciec (trudniej) są Polakami.

Warto, bo może ułatwić im to życie. Warto, bo „warto być Polakiem”.

 

*tekst ukazał się na portalu idmn.pl (17.01.2023)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe