Dlaczego Niemcy nie rozumieją Polski?

Dlatego wolę w tym miejscu podzielić się swoimi przemyśleniami. I nie chodzi mi o to, co sądzę o wyborach, tylko o to, dlaczego niemieckie elity polityczno-medialne nadal nie rozumieją Polski pod rządami PiS-u. Moim zdaniem nie rozumieją, bo tych rządów po prostu nie miało być. Pamiętam szok, gdy PiS wygrał wybory w 2005 r., przez niemieckie media przeszła wówczas fala zdziwienia i niedowierzania. Po przyspieszonych wyborach w 2007 r. wszystko wróciło do normy i elitom za Odrą wydawało się niepojęte, że partia braci Kaczyńskich może kiedykolwiek ponownie wrócić do władzy. Nie wróciła po katastrofie smoleńskiej, ale wygrała wybory w 2015 r. i wszystko wskazuje na to, że wygra je również 15 października. I znów niemieckie media będą zszokowane, zdziwione, znów nad Wisłą zniknie demokracja i państwo prawa, znów PiS wyprowadzi Polskę z UE.
Kordon sanitarny
Skąd takie opinie za zachodnią granicą? A jakie mają być? Niemieckie elity stworzyły istny kordon sanitarny wokół PiS-u. Przyklejono mu łatkę „faszyści”, a z faszystami po prostu się nie rozmawia. Ilu polityków PiS-u i ilu konserwatywnych komentatorów zostało w ostatnich latach zaproszonych do niemieckich programów publicystycznych? Pamiętam prof. Zdzisława Krasnodębskiego, Marka Cichockiego i Szymona Szynkowskiego vel Sęka. Ci pierwsi bodaj w latach 2005–2006, ten ostatni po napaści Rosji na Ukrainę. Oczywiście dyskusja odbyła się w formacie pięciu na jednego, w przypadku pana ministra była rozmowa prowadzącej przez połączenie wideo, a po niej przewodniczący SPD stwierdził, że stosunek jego partii do PiS-u każdy zna. Koniec dyskusji. Wracając do prof. Krasnodębskiego. Miałem okazję rozmawiać z panem profesorem krótko po jego udziale w programie bodaj w ZDF. Nie był wówczas jeszcze europosłem, wykładał na uniwersytecie w Bremie. Pan profesor był wyraźnie zdziwiony falą hejtu, która się na niego wylała. Pokazał mi maile pełne nienawiści, które otrzymał od swoich studentów. Jeszcze raz, dwa w dyskusji publicystycznej pojawiła się Aleksandra Rybińska i to by było na tyle.
Nie rozmawiają z nami
Skąd więc niemieckie elity czerpią wiedzę na temat Polski, z kim rozmawiają? Zacznijmy od tego, że są przyzwyczajone do tego, że w większości nie rozmawiają z nami, tylko o nas. Znamy ten moralizatorski przekaz niemieckich ekspertów, a w roli polskich przedstawicieli występują zazwyczaj pracownicy niemieckich fundacji, mediów, świata kultury i NGOsów. Często są to ludzie, którzy opuścili Polskę w latach 80. jako tzw. Aussiedlerzy, czyli de facto Polacy niemieckiego pochodzenia. Większość niemieckich mediów sączy swoją wiedzę wyłącznie z lewicowo-liberalnych mediów znad Wisły i powtarza praktycznie bezkrytycznie każde głupstwo, jak chociażby te o 300 tys. sprzedanych wiz, o milionie uczestników w Marszu Miliona Serc czy o całkowitym zakazie aborcji. Uderza również asymetria w ocenie chociażby tak oczywistej kwestii jak wsparcie rodzin. Niemiecki dodatek na dzieci nie podlega praktycznie żadnej dyskusji, 800 plus jest zaś „drogim prezentem socjalnym”.
Kolejne lata cierpienia
Reasumując, można odnieść wrażenie, że niemieckie elity czekają na koniec koszmarnych rządów PiS i nie chcą dopuścić do myśli, że czekają je kolejne cztery lata cierpienia. Jest to postawa kompletnie niezrozumiała, wszak podejmując dialog, partnerzy z Berlina mogliby lepiej zrozumieć polską prawicę, biorąc pod uwagę fakt, że w wielu sprawach (stosunek do Rosji, polityka migracyjna i klimatyczna) okazało się, że to Polska miała rację.