[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Franciszek, Wenezuela, dyplomacja

Papież Franciszek stwierdził, że „boi się rozlewu krwi w Wenezueli”. Jednocześnie odmówił zajęcia jednoznacznego stanowiska w sprawie kryzysu w tym kraju. Kryzys już od pewnego czasu wybucha przemocą, giną ludzie, głównie po stronie opozycji antysystemowej. Jest ona szeroką koalicją wobec skrajnie lewicowego rządu.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Franciszek, Wenezuela, dyplomacja
/ screen YT
Przypomnijmy, w Caracas rządy sprawują populistyczni socjaliści pod wodzą prezydenta Nicolasa Maduro. Ten przejął schedę po charyzmatycznym lewicowym ekstremiście, byłym oficerze wojska Hugo Chavezie. To Chavez wprowadził w Wenezueli system społeczno-polityczno-gospodarczy, który nazwał „boliwaryzmem”.  

Rzekomo miał  jemu i jego zwolennikom przyświecać Simon Bolivar (1783-1830), liberalny rewolucjonista i wyzwoliciel Ameryki Łacińskiej spod kolonialnej dominacji Hiszpanii. W rzeczywistości na kilometr czuć od obecnie panującego systemu wenezuelskiego mieszankę tropikalnego socjalizmu opartego o Marksa, Lenina i Fidela Castro. Co więcej, chawizm jest też podlany sosem rasistowskich resentymentów długo prześladowanych Indian, czyli ludów autochtonicznych, wobec białych i osób pochodzenia mieszanego. Te dwie kategorie bowiem do niedawna rządziły w Wenezueli (i zresztą gdzie indziej w Ameryce Łacińskiej też).

Rezultatem tropikalnego socjalizmu i populizmu jest niemal totalna zapaść gospodarki. Brakuje najbardziej podstawowych artykułów, a w tym już i przysłowiowego papieru toaletowego – uniwersalny znak panowania socjalizmu, obok kolejek po chleb. Straszą puste sklepy. Kobiety ze wszystkich grup społecznych – a w tym z inteligencji, e.g. lekarki – prostytuują się, aby zdobyć najbardziej podstawowe środki do życia. 

Rozpadło się też do dużego stopnia społeczeństwo obywatelskie ze względu na prześladowania policyjne. Wojsko i policja rutynowo rozpraszają demonstracje niezadowolonych. Władze starają się brutalnie miażdżyć wszelkie oznaki opozycji. Najbardziej gniewni naturalnie są młodzi, ale antyrządowe resentymenty są niemal powszechne. Ostoją legalną opozycji pozostaje parlament – Zgromadzenie Narodowe. Przeciwnicy populistyczno-socjalistycznego rządu stanowią tam większość. Na jej czele właśnie stanął młody gniewny (i fotogeniczny) Juan Guaido. Wybrano go na marszałka („prezydenta”) Zgromadzenia Narodowego. A on ogłosił się prezydentem pro tempore [na razie] Wenezueli. Bezsprzecznie jego wybór nie był sfałszowany. 

Co więcej, od dłuższego czasu buntują się też najbiedniejsi, którym chawizm ma rzekomo służyć. Stale podkreśla to prezydent Maduro, który ostatnio nazwał mieszkańców slumsu Puerta Caracas „faszystowskimi kryminalistami” (Mariana Zuniga and Anthony Faiola: „Maduro pummels Venezuelan slums as his power comes under attack”, The Sydney Morning Herald, 30 stycznia 2019, https://www.smh.com.au/world/south-america/maduro-pummels-venezuelan-slums-as-his-power-comes-under-attack-20190130-p50ujg.html). Ludzie spalili miejscowe centrum rządowej propagandy, za co tej samej nocy reżim przedsięwziął masowe aresztowania wśród młodzieży.

Maduro sprawuje swój urząd na podstawie sfałszowanych wyborów. Pod jego rządami ma się dobrze jedynie nomenklatura, w tym i wojskowa. Socjalistyczni bonzowie militarni ciągną wielkie zyski z eksploatacji wenezuelskich zasobów energetycznych, najważniejszego dobra narodowego. A gospodarka, jak wspominaliśmy, po prostu implodowała. 

Miliony Wenezuelczyków zagłosowały stopami, uciekając z „boliwarowskiego” raju. Spowodowali kryzys w sąsiednich krajach, a szczególnie w Kolumbii. Podobna destabilizacja falą uchodźców z socjalizmów ma miejsce też i w Brazylii. Właściwie prawie wszystkie państwa Ameryki Łacińskiej przychylają się do postulatu usunięcia reżimu Maduro. Wyjątkiem jest populistyczno-socjalistyczna Boliwia, która otwarcie popiera towarzyszy. Wspierają taki postulat Rosja i Chiny oraz inne podobne im państwa. 

UE chce wolnych wyborów. USA również. Administracja Donalda Trumpa nałożyła sankcje na rząd Maduro, a szczególnie na państwową firmę eksploatacji zasobów energetycznych. Na dodatek jeszcze wsparła szefa parlamentarnej opozycji Juana Guaidó. Waszyngton uznał go jako prezydenta kraju. I wspiera opozycję aktywnie. Nie tylko zamroził fundusze płynące z eksploatacji czarnego złota, ale dostęp do tego przekazał przeciwnikom populistycznych socjalistów.   

Jasne jest, że w Wenezueli następuje eskalacja przemocy. Czy będzie wybuch i rzeź? Czy też obca interwencja (byle nie USA)? Albo czy uda się kryzys zażegnać, uzyskać kompromis? 

Historia znów przyśpieszyła. Tymczasem Papież Franciszek odmawia otwartego zajęcia jednoznacznej postawy wspierającej stronę antydyktatorską. Prawi komunały o poparciu dla „narodu Wenezueli”. Ale nie potępia Maduro i jego ekipy ani nie wspiera jednoznacznie opozycji. Wygląda na to, że jednocześnie wsiada na konia i zsiada z konia. To dość typowa, naturalnie boleśnie niejednoznaczna cecha dobrego dyplomaty. Ale czy też i pasterza Kościoła katolickiego, który teraz jak nigdy (od herezji ariańskiej ¬– od III do VI w., która w pewnym momencie zdominowała wyznanie łacińskie) potrzebuje przywództwa i jednoznaczności?

Po części odzwierciedla to własne predylekcje ideowe i przeszłość Franciszka. Jorge Mario Bergoglio jest specjalistą od niejednoznaczności. Gdy był purpuratem w Argentynie, utrzymywał dobre stosunki zarówno z juntą wojskową, jak też i z podziemiem marksistowskim w latach siedemdziesiątych  i osiemdziesiątych.  Nie ma zahamowań, by przyjaźnić się z każdym, a szczególnie iść z laickim duchem czasu. Teologia wyzwolenia – si! General Pinochet – no! Co nie znaczy, że nie można się z nim spotkać jak jest u władzy. Dzisiaj bliżej jest Bergoglio do Maduro niż do choćby prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Stąd poklask lewicowych mediów i gremiów.

Zresztą – gwoli sprawiedliwości – taka niejednoznaczność jest cechą papieskiej dyplomacji od dłuższego czasu. To modus operandi Sekretariatu Stanu. Zakulisowo jednak zwykle realizowało się interesy Kościoła, Matki naszej. Co nie znaczy, że zawsze odnoszono w tym sukces.

To papież Pius XI dyskretnie negocjował amnestię i kapitulację katolicko-konserwatywnych Cristeros w Meksyku w latach trzydziestych. W rezultacie po złożeniu broni zostali wyrżnięci przez lewicowo-liberalny rząd. Ten sam papież zachowywał raczej dyskrecję w czasie wojny domowej w Hiszpanii (1936-1939). Bynajmniej nie artykułował swych uczuć jako mocarny krzyżowiec. Przyznać trzeba jednak, że generalnie był twardo antykomunistyczny. Uznał, że bolszewicy to gorszy wróg ludzkości niż niemieccy narodowi socjaliści.  

Jego następca, Pius XII, z jednym czy dwoma wyjątkami zachowywał publicznie ciszę na temat zbrodni niemieckich, w tym i w Polsce. Jedno z niewielu jego wystąpień, które w zawoalowany sposób odnosiło się do cierpień Polaków, spowodowało jeszcze większe prześladowania. Pontifex Maximus publicznie siedział cicho, ale starał się pomagać za kulisami. 

Niewątpliwie jednak osobiste predylekcje papieskie miały wpływ na dyplomację Watykanu. Tak było z niesławną Ostpolitik Jana XXIII w latach sześćdziesiątych. Odzwierciedlała ona papieski liberalizm, progresywizm, jak również filosowietyzm. W Vaticanum II zabrakło potępienia komunizmu, a wręcz zupełnie nie odniesiono się do niego oficjalnie. Encyklika „Pacem in Terris” głaskała Moskwę jako rzekomo sposób na zapobieżenie wojnie nuklearnej – tak jakby Kreml wtedy zwracał uwagę na papieża, który przecież nie posiadał żadnych „dewizji”, jak powiadał jeszcze sam Stalin.  Meandry Jana XXIII inspirowały – pośrednio i bezpośrednio – zarówno niemiecką Ostpolitik, jak również późniejszą amerykańską détente.  

To nie było Realpolitik. To był appeasement oraz katolicka wersja konwergencji. Kontynuował podobną politykę Paweł VI, a zerwał z nią dopiero Jan Paweł II. I dzięki Bogu.

Papież Franciszek bezsprzecznie ma miękkie serce dla wszystkiego rodzaju liberałów i lewicowców, a w tym szczególnie chyba w Ameryce Łacińskiej. Choćby dla zmarłego niedawno Fidela Castro. Można sobie co najwyżej życzyć, aby watykańska dyplomacja działała zakulisowo na rzecz pokojowego usunięcia dyktatury socjalistycznej z Wenezueli. Bo inaczej będzie jeszcze więcej krwi.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 5 lutego 2019
www.iwp.edu 

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (07/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

 

POLECANE
Kiedy Sąd Najwyższy zajmie się protestami wyborczymi? Podano datę Wiadomości
Kiedy Sąd Najwyższy zajmie się protestami wyborczymi? Podano datę

27 czerwca odbędą się dwa posiedzenia jawne Sądu Najwyższego, podczas których sprawdzane będą protesty wyborcze.

Komunikat dla mieszkańców Poznania Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 23 czerwca w Poznaniu zmieni się organizacja ruchu na Naramowicach i Radojewie – będą utrudnienia, ruch wahadłowy i remonty.

Bruksela uderza w pornobiznes Wiadomości
Bruksela uderza w pornobiznes

Parlament Europejski przyjął 17 czerwca nową dyrektywę dotyczącą walki z seksualnym wykorzystywaniem dzieci. Kluczowa poprawka zaproponowana przez eurodeputowanego François‑Xaviera Bellamy (EPP) przewiduje kary więzienia – co najmniej rok – za publikowanie pornografii bez skutecznej weryfikacji wieku użytkowników.

Zaprzysiężenie Nawrockiego zostanie opóźnione? Szczerba: Nie wiem, czy 6 sierpnia nie będzie zagrożony Wiadomości
Zaprzysiężenie Nawrockiego zostanie opóźnione? Szczerba: Nie wiem, czy 6 sierpnia nie będzie zagrożony

– Nie wiem osobiście, czy termin 6 sierpnia nie będzie zagrożony – powiedział europoseł Michał Szczerba, komentując kwestię zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na prezydenta RP.

Rząd będzie miał rzecznika. Padło nazwisko pilne
Rząd będzie miał rzecznika. Padło nazwisko

Po ponad półtora roku urzędowania rząd Donalda Tuska postanowił powołać rzecznika prasowego. To stanowisko – jak zapowiadał premier – ma objąć osoba o dużym politycznym autorytecie i komunikacyjnych kompetencjach. Oficjalnej decyzji jeszcze nie ogłoszono, ale – jak donosi Polsat News – wybór został już dokonany.

Potężny wyciek danych. Chodzi o 16 mld haseł Wiadomości
Potężny wyciek danych. Chodzi o 16 mld haseł

W 2025 roku wykryto rekordowy wyciek – aż 16 miliardów danych logowania. To efekt działania złośliwego oprogramowania typu infostealer.

Nie ma środków na pomoc ofiarom przestępstw. Rząd sparaliżował działanie Funduszu Sprawiedliwości pilne
Nie ma środków na pomoc ofiarom przestępstw. Rząd sparaliżował działanie Funduszu Sprawiedliwości

Jak donosi WP.pl, na koncie Funduszu Sprawiedliwości, administrowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości, znajduje się obecnie ponad 425 milionów złotych. Placówki, które miały korzystać z tych środków, muszą borykać się z ogromnymi finansowymi problemami, ponieważ trwające "rozliczenia" z PiS-em skłoniły rząd do zamrożenia pieniędzy na pomoc ofiarom przestępstw.

Paweł Szefernaker: Nie pozwolimy, by sfrustrowani politycy podważali wolę narodu Wiadomości
Paweł Szefernaker: Nie pozwolimy, by sfrustrowani politycy podważali wolę narodu

– Nie pozwolimy, by sfrustrowani politycy, lecząc swoje kompleksy, niszczyli państwo i podważali wolę narodu – zaznaczył poseł Paweł Szefernaker.

Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej z ostatniej chwili
Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego.

Teheran spodziewał się wojny z Izraelem? Jest oświadczenie irańskiego generała Wiadomości
Teheran spodziewał się wojny z Izraelem? Jest oświadczenie irańskiego generała

– Wszystkie materiały są teraz w naszych rękach – podkreślił irański gen. Mohsen Rezai, twierdząc, że Teheran spodziewał się ataku ze strony Izraela.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Franciszek, Wenezuela, dyplomacja

Papież Franciszek stwierdził, że „boi się rozlewu krwi w Wenezueli”. Jednocześnie odmówił zajęcia jednoznacznego stanowiska w sprawie kryzysu w tym kraju. Kryzys już od pewnego czasu wybucha przemocą, giną ludzie, głównie po stronie opozycji antysystemowej. Jest ona szeroką koalicją wobec skrajnie lewicowego rządu.
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Franciszek, Wenezuela, dyplomacja
/ screen YT
Przypomnijmy, w Caracas rządy sprawują populistyczni socjaliści pod wodzą prezydenta Nicolasa Maduro. Ten przejął schedę po charyzmatycznym lewicowym ekstremiście, byłym oficerze wojska Hugo Chavezie. To Chavez wprowadził w Wenezueli system społeczno-polityczno-gospodarczy, który nazwał „boliwaryzmem”.  

Rzekomo miał  jemu i jego zwolennikom przyświecać Simon Bolivar (1783-1830), liberalny rewolucjonista i wyzwoliciel Ameryki Łacińskiej spod kolonialnej dominacji Hiszpanii. W rzeczywistości na kilometr czuć od obecnie panującego systemu wenezuelskiego mieszankę tropikalnego socjalizmu opartego o Marksa, Lenina i Fidela Castro. Co więcej, chawizm jest też podlany sosem rasistowskich resentymentów długo prześladowanych Indian, czyli ludów autochtonicznych, wobec białych i osób pochodzenia mieszanego. Te dwie kategorie bowiem do niedawna rządziły w Wenezueli (i zresztą gdzie indziej w Ameryce Łacińskiej też).

Rezultatem tropikalnego socjalizmu i populizmu jest niemal totalna zapaść gospodarki. Brakuje najbardziej podstawowych artykułów, a w tym już i przysłowiowego papieru toaletowego – uniwersalny znak panowania socjalizmu, obok kolejek po chleb. Straszą puste sklepy. Kobiety ze wszystkich grup społecznych – a w tym z inteligencji, e.g. lekarki – prostytuują się, aby zdobyć najbardziej podstawowe środki do życia. 

Rozpadło się też do dużego stopnia społeczeństwo obywatelskie ze względu na prześladowania policyjne. Wojsko i policja rutynowo rozpraszają demonstracje niezadowolonych. Władze starają się brutalnie miażdżyć wszelkie oznaki opozycji. Najbardziej gniewni naturalnie są młodzi, ale antyrządowe resentymenty są niemal powszechne. Ostoją legalną opozycji pozostaje parlament – Zgromadzenie Narodowe. Przeciwnicy populistyczno-socjalistycznego rządu stanowią tam większość. Na jej czele właśnie stanął młody gniewny (i fotogeniczny) Juan Guaido. Wybrano go na marszałka („prezydenta”) Zgromadzenia Narodowego. A on ogłosił się prezydentem pro tempore [na razie] Wenezueli. Bezsprzecznie jego wybór nie był sfałszowany. 

Co więcej, od dłuższego czasu buntują się też najbiedniejsi, którym chawizm ma rzekomo służyć. Stale podkreśla to prezydent Maduro, który ostatnio nazwał mieszkańców slumsu Puerta Caracas „faszystowskimi kryminalistami” (Mariana Zuniga and Anthony Faiola: „Maduro pummels Venezuelan slums as his power comes under attack”, The Sydney Morning Herald, 30 stycznia 2019, https://www.smh.com.au/world/south-america/maduro-pummels-venezuelan-slums-as-his-power-comes-under-attack-20190130-p50ujg.html). Ludzie spalili miejscowe centrum rządowej propagandy, za co tej samej nocy reżim przedsięwziął masowe aresztowania wśród młodzieży.

Maduro sprawuje swój urząd na podstawie sfałszowanych wyborów. Pod jego rządami ma się dobrze jedynie nomenklatura, w tym i wojskowa. Socjalistyczni bonzowie militarni ciągną wielkie zyski z eksploatacji wenezuelskich zasobów energetycznych, najważniejszego dobra narodowego. A gospodarka, jak wspominaliśmy, po prostu implodowała. 

Miliony Wenezuelczyków zagłosowały stopami, uciekając z „boliwarowskiego” raju. Spowodowali kryzys w sąsiednich krajach, a szczególnie w Kolumbii. Podobna destabilizacja falą uchodźców z socjalizmów ma miejsce też i w Brazylii. Właściwie prawie wszystkie państwa Ameryki Łacińskiej przychylają się do postulatu usunięcia reżimu Maduro. Wyjątkiem jest populistyczno-socjalistyczna Boliwia, która otwarcie popiera towarzyszy. Wspierają taki postulat Rosja i Chiny oraz inne podobne im państwa. 

UE chce wolnych wyborów. USA również. Administracja Donalda Trumpa nałożyła sankcje na rząd Maduro, a szczególnie na państwową firmę eksploatacji zasobów energetycznych. Na dodatek jeszcze wsparła szefa parlamentarnej opozycji Juana Guaidó. Waszyngton uznał go jako prezydenta kraju. I wspiera opozycję aktywnie. Nie tylko zamroził fundusze płynące z eksploatacji czarnego złota, ale dostęp do tego przekazał przeciwnikom populistycznych socjalistów.   

Jasne jest, że w Wenezueli następuje eskalacja przemocy. Czy będzie wybuch i rzeź? Czy też obca interwencja (byle nie USA)? Albo czy uda się kryzys zażegnać, uzyskać kompromis? 

Historia znów przyśpieszyła. Tymczasem Papież Franciszek odmawia otwartego zajęcia jednoznacznej postawy wspierającej stronę antydyktatorską. Prawi komunały o poparciu dla „narodu Wenezueli”. Ale nie potępia Maduro i jego ekipy ani nie wspiera jednoznacznie opozycji. Wygląda na to, że jednocześnie wsiada na konia i zsiada z konia. To dość typowa, naturalnie boleśnie niejednoznaczna cecha dobrego dyplomaty. Ale czy też i pasterza Kościoła katolickiego, który teraz jak nigdy (od herezji ariańskiej ¬– od III do VI w., która w pewnym momencie zdominowała wyznanie łacińskie) potrzebuje przywództwa i jednoznaczności?

Po części odzwierciedla to własne predylekcje ideowe i przeszłość Franciszka. Jorge Mario Bergoglio jest specjalistą od niejednoznaczności. Gdy był purpuratem w Argentynie, utrzymywał dobre stosunki zarówno z juntą wojskową, jak też i z podziemiem marksistowskim w latach siedemdziesiątych  i osiemdziesiątych.  Nie ma zahamowań, by przyjaźnić się z każdym, a szczególnie iść z laickim duchem czasu. Teologia wyzwolenia – si! General Pinochet – no! Co nie znaczy, że nie można się z nim spotkać jak jest u władzy. Dzisiaj bliżej jest Bergoglio do Maduro niż do choćby prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Stąd poklask lewicowych mediów i gremiów.

Zresztą – gwoli sprawiedliwości – taka niejednoznaczność jest cechą papieskiej dyplomacji od dłuższego czasu. To modus operandi Sekretariatu Stanu. Zakulisowo jednak zwykle realizowało się interesy Kościoła, Matki naszej. Co nie znaczy, że zawsze odnoszono w tym sukces.

To papież Pius XI dyskretnie negocjował amnestię i kapitulację katolicko-konserwatywnych Cristeros w Meksyku w latach trzydziestych. W rezultacie po złożeniu broni zostali wyrżnięci przez lewicowo-liberalny rząd. Ten sam papież zachowywał raczej dyskrecję w czasie wojny domowej w Hiszpanii (1936-1939). Bynajmniej nie artykułował swych uczuć jako mocarny krzyżowiec. Przyznać trzeba jednak, że generalnie był twardo antykomunistyczny. Uznał, że bolszewicy to gorszy wróg ludzkości niż niemieccy narodowi socjaliści.  

Jego następca, Pius XII, z jednym czy dwoma wyjątkami zachowywał publicznie ciszę na temat zbrodni niemieckich, w tym i w Polsce. Jedno z niewielu jego wystąpień, które w zawoalowany sposób odnosiło się do cierpień Polaków, spowodowało jeszcze większe prześladowania. Pontifex Maximus publicznie siedział cicho, ale starał się pomagać za kulisami. 

Niewątpliwie jednak osobiste predylekcje papieskie miały wpływ na dyplomację Watykanu. Tak było z niesławną Ostpolitik Jana XXIII w latach sześćdziesiątych. Odzwierciedlała ona papieski liberalizm, progresywizm, jak również filosowietyzm. W Vaticanum II zabrakło potępienia komunizmu, a wręcz zupełnie nie odniesiono się do niego oficjalnie. Encyklika „Pacem in Terris” głaskała Moskwę jako rzekomo sposób na zapobieżenie wojnie nuklearnej – tak jakby Kreml wtedy zwracał uwagę na papieża, który przecież nie posiadał żadnych „dewizji”, jak powiadał jeszcze sam Stalin.  Meandry Jana XXIII inspirowały – pośrednio i bezpośrednio – zarówno niemiecką Ostpolitik, jak również późniejszą amerykańską détente.  

To nie było Realpolitik. To był appeasement oraz katolicka wersja konwergencji. Kontynuował podobną politykę Paweł VI, a zerwał z nią dopiero Jan Paweł II. I dzięki Bogu.

Papież Franciszek bezsprzecznie ma miękkie serce dla wszystkiego rodzaju liberałów i lewicowców, a w tym szczególnie chyba w Ameryce Łacińskiej. Choćby dla zmarłego niedawno Fidela Castro. Można sobie co najwyżej życzyć, aby watykańska dyplomacja działała zakulisowo na rzecz pokojowego usunięcia dyktatury socjalistycznej z Wenezueli. Bo inaczej będzie jeszcze więcej krwi.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 5 lutego 2019
www.iwp.edu 

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (07/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


 

Polecane
Emerytury
Stażowe