Jan Szrzedziński. Cichy bohater. To on uratował relikwie ks. Jerzego

– Ks. Jerzy leżał na stole sekcyjnym, ale jeszcze ubrany. Sutanna zabłocona, cała twarz zabłocona, a na szyi miał założoną pętlę, w taki sposób, który kryminolodzy nazywają lejcami – przez plecy pętla była połączona z podkurczonymi nogami. Gdy chciał wyprostować trochę nogi, pętla zaciskała mu się na szyi. Do nóg przytwierdzono worek z kamieniami. Wszystko zabłocone w mule rzecznym. (…) Badania prowadziłem kilka dni. Ani mocz, ani krew nie zawierały alkoholu, w innych wycinkach też nie stwierdziłem żadnych substancji chemicznych, np. narkotyków czy leków psychotropowych. Cierpienia księdza nic nie zmniejszyło
– relacjonował później wstrząsające szczegóły.
Relikwie ks. Jerzego
Dr Szrzedziński, będąc pracownikiem Zakładu Medycyny Sądowej, przeprowadzał badania chemiczno-toksykologiczne ciała ks. Jerzego. Po wydaniu opinii dla prokuratury miał obowiązek przechowywać pobrany materiał w stanie zamrożonym przez 4 tygodnie. Nikt nie zapytał, co zrobił z nim później. On zaś przetrzymywał go przez pół roku. Po tym czasie zwrócił się do ks. Jerzego Gisztarowicza z parafii św. Rocha w Białymstoku. Została powołana komisja kościelna. Toksykolog rozmroził cząstki ciała i przygotował relikwie do przechowywania. Wycinki wątroby, nerek i śledziony zostały zalane mieszaniną spirytusu 96-proc. bezwodnego z 10-proc. formaliną w stosunku 1:1.
– Krwi zostało ok. 400 cm sześciennych. Wylałem ją na chemicznie czystą, szklaną taflę i umieściłem w ciemni fotograficznej naszego zakładu. Po wyschnięciu żyletką zeskrobałem piękne kryształki hemoglobiny i umieściłem w dwóch szklanych ampułkach
– opowiadał po latach dr Szrzedziński. Potem, kiedy szukano miejsca na przechowanie relikwii, zdecydował, by w jednej ze ścian budowanego domu zakonnego Sióstr Misjonarek zamurować ampułki z krwią i słoik z zabezpieczonymi fragmentami ciała męczennika. Dokonano tego komisyjnie i w ścisłej tajemnicy 22 maja 1986 roku. Tylko dzięki odwadze Jana Szrzedzińskiego Kościół jest w posiadaniu relikwii ks. Jerzego Popiełuszki. Za swą bohaterską postawę w 2014 roku został uhonorowany tytułem Człowieka Roku „Tygodnika Solidarność”.
„Nie zrobiłem niczego nadzwyczajnego”
– Jestem ogromnie zaskoczony. I bardzo szczęśliwy
– dziękował podczas odbierania nagrody laureat.
– Nie zrobiłem niczego nadzwyczajnego. Jestem katolikiem. Wiedziałem, że ksiądz Jerzy umarł śmiercią męczeńską. Zabezpieczyłem więc relikwie
– tłumaczył bardzo wzruszony. Później przyznał, że to, co zrobił, było bardzo ryzykowne.
– Nikomu, nawet najbliższej rodzinie nie powiedziałem o tym, że zabezpieczyłem doczesne szczątki księdza Jerzego. Jeśli sprawa wyszłaby na jaw, wyrzucono by mnie z pracy z wilczym biletem. To w najlepszej sytuacji, bo zapewne poszedłbym też do więzienia
– powiedział.
– Dokonał czynu niezwykłego i bardzo odważnego. Jako toksykolog Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku zabezpieczył doczesne szczątki księdza Jerzego i przekazał je Kościołowi. W ten sposób miał ogromny wkład w szerzenie się kultu księdza Jerzego Popiełuszki, patrona i kapelana Solidarności
– mówił podczas wręczania nagrody redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” Jerzy Kłosiński.
Uroczystości pogrzebowe dr. Jana Szrzedzińskiego odbyły się w środę 13 lutego w Turośni Kościelnej. Mszy przewodniczył ks. bp pomocniczy białostocki Henryk Ciereszko, obecny był także kustosz relikwii bł. ks. Jerzego Popiełuszki – ks. dr. Andrzej Kakareko. W nabożeństwie wzięły udział poczty sztandarowe NSZZ Solidarność. Komisję Krajową reprezentował zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej Bogdan Biś, a Region Podlaski jej Przewodniczący Józef Mozolewski.
Robert Wąsik