[Tylko u nas] Marek Budzisz: Rosjanie to potrafią zjednywać sobie przyjaciół...
I oto ten „prorosyjski” prezydent Zeman, który zdążył już przyjąć zaproszenie Putina na moskiewskie uroczystości z okazji 75 rocznicy zakończenia II wojny światowej mówi w miniony piątek miejscowej gazecie, iż poważnie „rozważa możliwość odwołania swej wizyty”, a jeśli pojedzie to tylko po to, aby zrobić w Moskwie publiczną awanturę. Co się stało?
Otóż 18 grudnia, a zatem w przeddzień konferencji prasowej Władimira Putina, która tak silnie zapisała się w naszej pamięci, rosyjski MSZ wydał oficjalny komunikat w którym krytykował władze Czech za to, że te ustanowiły 21 sierpnia dniem pamięci wtargnięcia wojsk układu warszawskiego do Czechosłowacji w 1968 roku. Zdaniem rosyjskiej dyplomacji tego rodzaju działanie Pragi szkodzi „dobrosąsiedzkiej współpracy”. Zdaniem Moskwy Czesi powinni „zamknąć tę stronicę historii”, zapomnieć o tym co działo się przed ponad 50 laty, w żadnym wypadku nie czcić ofiar, nie rozpamiętywać straconych historycznych szans, a już zupełnie nikogo o nic nie oskarżać. Wszystko to w ramach koncepcji „wybierzmy przyszłość”, po to aby koncentrować się na perspektywach współpracy, a nie rozdrapywać stare rany.
Tego nawet Zeman, który wielokrotnie wzywał do zniesienia sankcji przeciw Rosji, rozmawiał na Kremlu z Putinem za zamkniętymi drzwiami, nawet bez udziału czeskiego ambasadora, mianował swym doradcą jednego z managerów Łukoilu, nie mógł zdzierżyć. Tym bardziej, że ta historyczna powściągliwość, zalecana przez Moskwę jest najwyraźniej jednostronna, bo jeszcze latem tego roku Federacja Rosyjska przyznała oficjalnie uprawnienia kombatanckie swym żołnierzom biorącym udział w inwazji 1968 roku. Co więcej, w stosownej, uchwalonej przez Dumę ustawie znalazło się uzasadnienia takiego kroku, które wprawiło Czechów w osłupienie. Mogli oni bowiem przeczytać, że inwazja wojsk Układu Warszawskiego spowodowana była „próbą przewrotu państwowego w Czechosłowacji oraz dążeniem do stabilizowania sytuacji.” A trzeba pamiętać, że tak właśnie Breżniew uzasadniał wtargnięcie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji. Tomasz Petrziczek, czeski minister spraw zagranicznych, po świadczeniu Moskwy zwrócił uwagę na to, że to Federacja Rosyjska nawet wbrew wcześniej podpisanym oświadczeniom w których uznawała oficjalnie inwazję 1968 roku za niedopuszczalny akt agresji dziś chce pisać historię na nowo i zmieniać, to co już raz w cywilizowanym świecie oceniono. Co więcej, zaapelował do Rosjan, aby ci umożliwili czeskim historykom korzystanie z tamtejszych archiwów, bo rzetelna wiedza jest najlepszym fundamentem budowania dobrych relacji w przyszłości. Jak widać, po tym jak rosyjski zasób archiwalny podporządkowany został bezpośrednio Kremlowi, nie tylko polscy historycy mają problem z dostępem do materiałów dyplomatycznych.
Czescy komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że „dzień pamięci” nie jest świętem państwowym, a zatem i tak ten sposób upamiętnienia wydarzeń 1968 roku należy uznać za powściągliwy, mimo, że pamięć tego jak Sowieci stłumili Praską Wiosnę jest nad Wełtawą nadal bolesna. Premier Andrej Babiš powiedział nawet w czasie oficjalnych uroczystości, że wówczas Rosja „ukradła” wszystkim Czechom 21 lat życia. Ta świadomość straconego czasu jest w przypadku naszych sąsiadów silniejsza niźli możemy sobie uzmysławiać, bo trzeba pamiętać, że przed II wojną Republika Czeska była państwem bogatszym niźli Szwajcaria i gdyby po 68 roku rozwijała się tak jak po upadku komunizmu, to dziś zapewne Czesi żyliby tak jak ich sąsiedzi z Niemiec czy Austrii.
Oficjalne stanowisko rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych zostało odczytane w Pradze nie jako niefortunna próba wyrażenia swych ocen historycznych, ale dążenie do ingerowania, pod przykryciem historycznej argumentacji, w wewnętrzne sprawy Republiki Czeskiej, w to jakie święta winno się obchodzić i jak interpretować własną historię. A tego, nawet sympatyzującemu z Rosją, prezydentowi Zemanowi było za wiele. Rosjanie to umieją zjednywać sobie przyjaciół.
Marek Budzisz