80. rocznica masowej deportacji Polaków w głąb ZSRS

80 lat temu, w nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r., w tym samym czasie, gdy NKWD mordowało polskich jeńców wojennych i więźniów, ich rodziny stały się ofiarami drugiej masowej deportacji w głąb ZSRS. Zesłano łącznie ok. 61 tys. obywateli polskich, głównie do Kazachstanu.
/ wikipedia/public domain

Pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich z ziem wschodnich RP, zaanektowanych przez ZSRS w wyniku rozbioru państwa polskiego, władze sowieckie przeprowadziły 10 lutego 1940 r. Według danych NKWD do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię wywieziono wówczas ok. 140 tys. ludzi. Wcześniej, bo już późną jesienią 1939 r., deportacje objęły uchodźców ze środkowej i z zachodniej Polski, którzy na skutek działań wojennych znaleźli się na terenach okupowanych przez ZSRS. Większość z nich została zesłana do wschodnich obwodów sowieckiej Ukrainy i Białorusi. Skierowano ich głównie do pracy w kołchozach, przemyśle i górnictwie. Operacja z jesieni 1939 r. objęła ok. 55 tys. osób.
 

Doświadczenia tych akcji deportacyjnych, szczególnie lutowej, skłoniły władze na Kremlu do podjęcia decyzji o kolejnej wielkiej wywózce. Formalną decyzję podjęła Rada Komisarzy Ludowych 2 marca 1940 r., a więc niemal dokładnie w tym samym czasie, gdy to samo gremium wydało formalny wyrok śmierci na polskich oficerów. Zgodnie z przyjętymi założeniami deportacja miała objąć przedstawicieli polskich elit: rodziny urzędników państwowych i samorządowych, sędziów, prokuratorów, profesorów uczelni, wyższych funkcjonariuszy więziennictwa oraz policji, kupców i przedsiębiorców. Do tej listy dołączono rodziny jeńców wojennych z Kozielska, Ostaszkowa i ze Starobielska. Wysiedleni mieli być również wszyscy zamieszkali w liczącym 800 metrów pasie granicznym. Władze sowieckie postanowiły także wykorzystać tę sytuację do rozprawy z innymi potencjalnie niebezpiecznymi grupami – nacjonalistami białoruskimi i ukraińskimi. Ostatecznie deportacje miały objąć 25 tys. rodzin, czyli według maksymalnych szacunków blisko 100 tys. osób. Wśród nich Polacy stanowili 68 proc., Białorusini 13,4 proc., Ukraińcy 12,3 proc., Żydzi 4,3 proc.
 

W kolejnych tygodniach sprecyzowano też kierunki deportacji. Celem miało być sześć obwodów kazachskich. Kilka tysięcy zesłańców trafiło do Obwodu Czelabińskiego na Uralu. Ich władzom nakazano wyznaczenie miejsc osiedlenia. Deportację poprzedzały rozpoczęte 4 kwietnia serie aresztowań „podejrzanych o działalność kontrrewolucyjną”, m.in. polskich żołnierzy i oficerów.
 

Sowieci dążyli więc do „rozwiązania” kilku zasadniczych problemów. Zniszczenie polskich elit ograniczało możliwości funkcjonowania polskiego podziemia niepodległościowego. Zesłanie rodzin ofiar zbrodni katyńskiej sprawiało, że na stepach Kazachstanu trudniej było im zabiegać o wyjaśnienie losów mężów i ojców. Oczyszczenie pasa granicznego ułatwiało zaś uszczelnienie granicy i dawało również większe możliwości przygotowania pasa nadgranicznego do ewentualnego konfliktu z Niemcami.
 

7 marca szef NKWD Ławrientij Beria wydał rozkaz formowania „trójek” odpowiedzialnych za wywózki. Kolejne rozkazy dotyczyły sporządzania list deportacyjnych. Podobnie jak w przypadku deportacji lutowej, rodzinom pozwalano na zabranie 100 kg dobytku. Cała reszta majątku przechodziła we władanie miejscowych władz. Mieszkania w pierwszej kolejności przekazywano oficerom Armii Czerwonej oraz działaczom partyjnym, a więc przedstawicielom „nowej elity” rządzącej polskimi Kresami.
 

Akcję wysiedlania władze sowieckie rozpoczęły w nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r. Przebieg deportacji tak przedstawiała wywieziona wówczas z Białegostoku polska nauczycielka: „Dom otaczały jednostki o wyglądzie zbirów, komunistyczny element polski, z miejskiego proletariatu, do wnętrza wchodzili funkcjonariusze NKWD. Po stwierdzeniu tożsamości (mocno podkreślano narodowość, obawiano się brać Niemców) kierujący branką odczytywał decyzję [...] skazującą daną jednostkę na przesiedlenie. Robiono ścisłą rewizję [...]. Do pakowania pozostawiano godzinę lub 30, a nawet 15 minut. Nie zwracano uwagi na ciężko, nawet obłożnie chorych, małe dzieci, które matki pragnęły zostawić u swoich lub znajomych, kobiety w ostatnim stadium ciąży, starców. Wszystkich zabierano pomimo łez, rozpaczy i oświadczeń lekarzy o niemożliwości zniesienia podróży”.
 

Wspominając niezwykle ciężkie warunki panujące w czasie transportu, kilkunastoletni chłopiec deportowany ze Lwowa wraz z matką pisał: „Załadowano nas do wagonów po 30 osób i więcej do jednego. Od razu wagony zostały zamknięte i zadrutowane. [...] Dwa dni staliśmy na dworcu., oglądając przez zakratowane okienka nieszczęśników zwożonych bezustannie autami. W wagonach były straszne warunki bytu. Kobiety razem z mężczyznami, ubikacja w kształcie rury drewnianej, wystawiona na zewnątrz wagonu. Ścisk, brak chleba, wody i gorąco doprowadzały ludzi do szału, już w drugim dniu jazdy zwariowały dwie kobiety i zostały umieszczone w specjalnym wagonie. Przejeżdżając przez granicę polsko-rosyjską [granicę sprzed września 1939 r. – przyp. red.], zapanował smutek i płacz. Wiedzieliśmy, że wjeżdżamy w kraj biedy, nędzy i głodu, mając małe nadzieje na wydostanie się stąd. Jazda ta trwała 17 dni, po drodze zostawialiśmy trupy starców i dzieci, którzy nie przetrzymali tej jazdy”.
 

Warunki deportacji wydawały się koszmarem, ale i tak były nieporównywalnie lepsze niż podczas wywózek z lutego 1940 r. Wiosna sprzyjała przetrwaniu wielodniowej podróży. Mimo to wielu wysiedlonych zapadało na choroby zakaźne. Inny był też status deportowanych. Zostali zesłani w trybie administracyjnym na dziesięć lat. Oznaczało to, że zamieszkiwali w sowchozach i kołchozach i za pracę otrzymywali wynagrodzenie. Największym ograniczeniem ich swobody był brak możliwości wyjazdu poza obwód administracyjny. Około 8 tys. zostało skierowanych do budowy linii kolejowych, dróg i kopalń złota. Wśród tej grupy panowała największa śmiertelność.
 

Dwunastoletnia dziewczynka wywieziona w kwietniu 1940 r. ze Lwowa do Obwodu Kustanajskiego tak opisywała swoje doświadczenia z Kazachstanu: „W kołchozie pracowaliśmy razem z bratem bo mamusia moja chorowała i choć pędzili nie szła do roboty. W naszym kołchozie był tzw. predsidatiel od jego humoru zależało nasze życie, gdy chciał dać mąkę, to dał a jak nie to nic nie można było zrobić. Niedał i koniec. Gdy musiałam pójść do szkoły niedługo chodziłam, bo niedawano mi chodzić nazywano nas bandytami i jeszcze inaczej więc nie mogłam tego słuchać i znieść wolałam się nie uczyć i niejeść chleba, a nie słyszeć. [...] Gdy przyszły Święta Bożego Narodzenia u nas nic nie było ani nawet okruszynki chleba. Choć nie wiedziałam jak to się żebrze ale spróbowałam. Poszłam po chatach i śpiewałam no i coś przyniosłam do domu upokarzałam sie bardzo ale trudno iść trzeba bo tam w biednej kibitce zgłodu umiera mamuśa i brat. Gdy przyszła wiosna pracowałam wszędzie, [...] miałam wtedy 12 lat byłam jeszcze bardzo mała siły moje niepozwalały mi na taki wysiłek ale trudno trzeba. Nazywali nas jak mogli najgorzej wogole teraz nie mamy słów do opisania tego co przeszliśmy” [zachowano oryginalną pisownię tekstu – przyp. red.].
 

Celem sowieckich deportacji była eksterminacja elit oraz ogółu świadomej narodowo polskiej ludności; miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowieckiemu imperium siłę roboczą.
 

Prof. Andrzej Paczkowski opisując dzieje zesłań w „Czarnej księdze komunizmu”, stwierdził: „Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach – od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę wpół przymusową – ponad 1 mln osób, a więc co dziesiątego obywatela Rzeczypospolitej, który mieszkał lub znalazł się na tym terytorium. Nie mniej niż 30 tys. osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8–10 proc., czyli zmarło zapewne 90–100 tys. osób”.
 

Kolejne deportacje zostały przeprowadzone przez władze sowieckie w czerwcu 1940 i pod koniec maja 1941 r. Łącznie według danych NKWD we wszystkich czterech wywózkach zesłano 330–400 tys. osób.


Michał Szukała

źródło: PAP/szuk / skp /


 

POLECANE
Jelenia Góra w szoku po znalezieniu martwej 12-latki. Jest zatrzymanie i nowe ustalenia w sprawie z ostatniej chwili
Jelenia Góra w szoku po znalezieniu martwej 12-latki. Jest zatrzymanie i nowe ustalenia w sprawie

Tragiczne wydarzenia wstrząsnęły Jelenią Górą. Przy ul. Wyspiańskiego znaleziono ciało 12-letniej dziewczynki. Policja potwierdziła, że do śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie, a w toku śledztwa ustalono osobę nieletnią, która może mieć związek z tą sprawą.

Paweł Jędrzejewski: Czym jest Chanuka? tylko u nas
Paweł Jędrzejewski: Czym jest Chanuka?

Decyzja Prezydenta RP o niezapaleniu świateł chanukowych w Pałacu Prezydenckim wywołuje zadowolenie i satysfakcję wśród ludzi, którzy nie mają pojęcia, czym jest to święto. Niestety, wierzą w kłamstwa Grzegorza Brauna, że to jakiś "satanistyczny, rasistowski, triumfalistyczny, talmudyczny kult". I całą swoją niechęć do Żydów kierują przeciw temu świętu.

Trump: Jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej rozwiązania ws. Ukrainy z ostatniej chwili
Trump: Jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej rozwiązania ws. Ukrainy

Prezydent USA Donald Trump poinformował w poniedziałek, że przeprowadził długie i dobre rozmowy z przywódcami Ukrainy, krajów europejskich i NATO. – Jesteśmy bliżej rozwiązania w sprawie Ukrainy niż kiedykolwiek wcześniej – dodał.

Europa i USA uzgodniły gwarancje dla Ukrainy. W planach europejska misja wojskowa z ostatniej chwili
Europa i USA uzgodniły gwarancje dla Ukrainy. W planach europejska misja wojskowa

Europejscy przywódcy i Stany Zjednoczone uzgodnili w Berlinie pakiet gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, który zakłada m.in. utworzenie europejskiej misji wojskowej działającej na jej terytorium. W deklaracji podkreślono, że decyzje dotyczące zmian granic może podejmować wyłącznie Ukraina, a wsparcie ma zapewnić jej zdolność utrzymania silnej armii w długiej perspektywie.

Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos z ostatniej chwili
Konflikt z Morawieckim w PiS. Jarosław Kaczyński zabiera głos

– Ten spór w partii ma jednocześnie odbicie medialne znacznie większe, niż on sam jest – powiedział na antenie programu "Kanał TAK" prezes PiS Jarosław Kaczyński, komentując medialne doniesienia o rosnącym konflikcie pomiędzy byłym premierem Mateuszem Morawieckim a innymi czołowymi politykami PiS.

Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same” z ostatniej chwili
Prezydent reaguje po publikacji o Cenckiewiczu. „Nowa rzeczywistość, a metody wciąż te same”

Prezydent Karol Nawrocki krótko i dosadnie skomentował na platformie X poniedziałkową publikację „Gazety Wyborczej” ws. Sławomira Cenckiewicza. Dziennik ujawnił wrażliwe dane medyczne szefa BBN, a prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
Cyberatak na ważne polskie instytucje. Minister cyfryzacji wydał pilny komunikat

Cyberatak sparaliżował część infrastruktury informatycznej Urzędu Zamówień Publicznych. Hakerzy uzyskali dostęp do służbowej poczty elektronicznej pracowników UZP oraz Krajowej Izby Odwoławczej — poinformował wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Sprawą zajmują się już służby odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo.

Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Tak Polacy oceniają działalność prezydenta Nawrockiego. Zobacz najnowszy sondaż

Najnowszy sondaż CBOS przynosi dobre informacje dla prezydenta Karola Nawrockiego. Ponad połowa badanych Polaków pozytywnie ocenia jego działalność. Zupełnie inaczej ankietowani patrzą na pracę Sejmu – tu dominują wyraźnie krytyczne opinie.

Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka” Wiadomości
Ukraińskie drony zaatakowały port w Noworosyjsku. Zniszczyli okręt podwodny „Warszawianka”

Ukraińskie siły specjalne przeprowadziły ataki na strategiczne cele Rosji — uszkadzając okręt podwodny w porcie w Noworosyjsku oraz po raz kolejny paraliżując rosyjską platformę naftowo-gazową na Morzu Kaspijskim. Obie operacje miały na celu osłabienie zdolności militarnych i finansowych Kremla.

Biały Dom ostrzega Ukrainę. Gwarancje bezpieczeństwa nie będą wiecznie na stole z ostatniej chwili
Biały Dom ostrzega Ukrainę. "Gwarancje bezpieczeństwa nie będą wiecznie na stole"

– Pracujemy nad silnymi gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy, ale one nie będą na stole wiecznie, one są na stole teraz – oświadczył w poniedziałek wysoki rangą przedstawiciel administracji Donalda Trumpa po rozmowach pokojowych w Berlinie. Zaznaczył, że gwarancje będą wzorowane na artykule 5 NATO.

REKLAMA

80. rocznica masowej deportacji Polaków w głąb ZSRS

80 lat temu, w nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r., w tym samym czasie, gdy NKWD mordowało polskich jeńców wojennych i więźniów, ich rodziny stały się ofiarami drugiej masowej deportacji w głąb ZSRS. Zesłano łącznie ok. 61 tys. obywateli polskich, głównie do Kazachstanu.
/ wikipedia/public domain

Pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich z ziem wschodnich RP, zaanektowanych przez ZSRS w wyniku rozbioru państwa polskiego, władze sowieckie przeprowadziły 10 lutego 1940 r. Według danych NKWD do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię wywieziono wówczas ok. 140 tys. ludzi. Wcześniej, bo już późną jesienią 1939 r., deportacje objęły uchodźców ze środkowej i z zachodniej Polski, którzy na skutek działań wojennych znaleźli się na terenach okupowanych przez ZSRS. Większość z nich została zesłana do wschodnich obwodów sowieckiej Ukrainy i Białorusi. Skierowano ich głównie do pracy w kołchozach, przemyśle i górnictwie. Operacja z jesieni 1939 r. objęła ok. 55 tys. osób.
 

Doświadczenia tych akcji deportacyjnych, szczególnie lutowej, skłoniły władze na Kremlu do podjęcia decyzji o kolejnej wielkiej wywózce. Formalną decyzję podjęła Rada Komisarzy Ludowych 2 marca 1940 r., a więc niemal dokładnie w tym samym czasie, gdy to samo gremium wydało formalny wyrok śmierci na polskich oficerów. Zgodnie z przyjętymi założeniami deportacja miała objąć przedstawicieli polskich elit: rodziny urzędników państwowych i samorządowych, sędziów, prokuratorów, profesorów uczelni, wyższych funkcjonariuszy więziennictwa oraz policji, kupców i przedsiębiorców. Do tej listy dołączono rodziny jeńców wojennych z Kozielska, Ostaszkowa i ze Starobielska. Wysiedleni mieli być również wszyscy zamieszkali w liczącym 800 metrów pasie granicznym. Władze sowieckie postanowiły także wykorzystać tę sytuację do rozprawy z innymi potencjalnie niebezpiecznymi grupami – nacjonalistami białoruskimi i ukraińskimi. Ostatecznie deportacje miały objąć 25 tys. rodzin, czyli według maksymalnych szacunków blisko 100 tys. osób. Wśród nich Polacy stanowili 68 proc., Białorusini 13,4 proc., Ukraińcy 12,3 proc., Żydzi 4,3 proc.
 

W kolejnych tygodniach sprecyzowano też kierunki deportacji. Celem miało być sześć obwodów kazachskich. Kilka tysięcy zesłańców trafiło do Obwodu Czelabińskiego na Uralu. Ich władzom nakazano wyznaczenie miejsc osiedlenia. Deportację poprzedzały rozpoczęte 4 kwietnia serie aresztowań „podejrzanych o działalność kontrrewolucyjną”, m.in. polskich żołnierzy i oficerów.
 

Sowieci dążyli więc do „rozwiązania” kilku zasadniczych problemów. Zniszczenie polskich elit ograniczało możliwości funkcjonowania polskiego podziemia niepodległościowego. Zesłanie rodzin ofiar zbrodni katyńskiej sprawiało, że na stepach Kazachstanu trudniej było im zabiegać o wyjaśnienie losów mężów i ojców. Oczyszczenie pasa granicznego ułatwiało zaś uszczelnienie granicy i dawało również większe możliwości przygotowania pasa nadgranicznego do ewentualnego konfliktu z Niemcami.
 

7 marca szef NKWD Ławrientij Beria wydał rozkaz formowania „trójek” odpowiedzialnych za wywózki. Kolejne rozkazy dotyczyły sporządzania list deportacyjnych. Podobnie jak w przypadku deportacji lutowej, rodzinom pozwalano na zabranie 100 kg dobytku. Cała reszta majątku przechodziła we władanie miejscowych władz. Mieszkania w pierwszej kolejności przekazywano oficerom Armii Czerwonej oraz działaczom partyjnym, a więc przedstawicielom „nowej elity” rządzącej polskimi Kresami.
 

Akcję wysiedlania władze sowieckie rozpoczęły w nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r. Przebieg deportacji tak przedstawiała wywieziona wówczas z Białegostoku polska nauczycielka: „Dom otaczały jednostki o wyglądzie zbirów, komunistyczny element polski, z miejskiego proletariatu, do wnętrza wchodzili funkcjonariusze NKWD. Po stwierdzeniu tożsamości (mocno podkreślano narodowość, obawiano się brać Niemców) kierujący branką odczytywał decyzję [...] skazującą daną jednostkę na przesiedlenie. Robiono ścisłą rewizję [...]. Do pakowania pozostawiano godzinę lub 30, a nawet 15 minut. Nie zwracano uwagi na ciężko, nawet obłożnie chorych, małe dzieci, które matki pragnęły zostawić u swoich lub znajomych, kobiety w ostatnim stadium ciąży, starców. Wszystkich zabierano pomimo łez, rozpaczy i oświadczeń lekarzy o niemożliwości zniesienia podróży”.
 

Wspominając niezwykle ciężkie warunki panujące w czasie transportu, kilkunastoletni chłopiec deportowany ze Lwowa wraz z matką pisał: „Załadowano nas do wagonów po 30 osób i więcej do jednego. Od razu wagony zostały zamknięte i zadrutowane. [...] Dwa dni staliśmy na dworcu., oglądając przez zakratowane okienka nieszczęśników zwożonych bezustannie autami. W wagonach były straszne warunki bytu. Kobiety razem z mężczyznami, ubikacja w kształcie rury drewnianej, wystawiona na zewnątrz wagonu. Ścisk, brak chleba, wody i gorąco doprowadzały ludzi do szału, już w drugim dniu jazdy zwariowały dwie kobiety i zostały umieszczone w specjalnym wagonie. Przejeżdżając przez granicę polsko-rosyjską [granicę sprzed września 1939 r. – przyp. red.], zapanował smutek i płacz. Wiedzieliśmy, że wjeżdżamy w kraj biedy, nędzy i głodu, mając małe nadzieje na wydostanie się stąd. Jazda ta trwała 17 dni, po drodze zostawialiśmy trupy starców i dzieci, którzy nie przetrzymali tej jazdy”.
 

Warunki deportacji wydawały się koszmarem, ale i tak były nieporównywalnie lepsze niż podczas wywózek z lutego 1940 r. Wiosna sprzyjała przetrwaniu wielodniowej podróży. Mimo to wielu wysiedlonych zapadało na choroby zakaźne. Inny był też status deportowanych. Zostali zesłani w trybie administracyjnym na dziesięć lat. Oznaczało to, że zamieszkiwali w sowchozach i kołchozach i za pracę otrzymywali wynagrodzenie. Największym ograniczeniem ich swobody był brak możliwości wyjazdu poza obwód administracyjny. Około 8 tys. zostało skierowanych do budowy linii kolejowych, dróg i kopalń złota. Wśród tej grupy panowała największa śmiertelność.
 

Dwunastoletnia dziewczynka wywieziona w kwietniu 1940 r. ze Lwowa do Obwodu Kustanajskiego tak opisywała swoje doświadczenia z Kazachstanu: „W kołchozie pracowaliśmy razem z bratem bo mamusia moja chorowała i choć pędzili nie szła do roboty. W naszym kołchozie był tzw. predsidatiel od jego humoru zależało nasze życie, gdy chciał dać mąkę, to dał a jak nie to nic nie można było zrobić. Niedał i koniec. Gdy musiałam pójść do szkoły niedługo chodziłam, bo niedawano mi chodzić nazywano nas bandytami i jeszcze inaczej więc nie mogłam tego słuchać i znieść wolałam się nie uczyć i niejeść chleba, a nie słyszeć. [...] Gdy przyszły Święta Bożego Narodzenia u nas nic nie było ani nawet okruszynki chleba. Choć nie wiedziałam jak to się żebrze ale spróbowałam. Poszłam po chatach i śpiewałam no i coś przyniosłam do domu upokarzałam sie bardzo ale trudno iść trzeba bo tam w biednej kibitce zgłodu umiera mamuśa i brat. Gdy przyszła wiosna pracowałam wszędzie, [...] miałam wtedy 12 lat byłam jeszcze bardzo mała siły moje niepozwalały mi na taki wysiłek ale trudno trzeba. Nazywali nas jak mogli najgorzej wogole teraz nie mamy słów do opisania tego co przeszliśmy” [zachowano oryginalną pisownię tekstu – przyp. red.].
 

Celem sowieckich deportacji była eksterminacja elit oraz ogółu świadomej narodowo polskiej ludności; miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowieckiemu imperium siłę roboczą.
 

Prof. Andrzej Paczkowski opisując dzieje zesłań w „Czarnej księdze komunizmu”, stwierdził: „Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach – od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę wpół przymusową – ponad 1 mln osób, a więc co dziesiątego obywatela Rzeczypospolitej, który mieszkał lub znalazł się na tym terytorium. Nie mniej niż 30 tys. osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8–10 proc., czyli zmarło zapewne 90–100 tys. osób”.
 

Kolejne deportacje zostały przeprowadzone przez władze sowieckie w czerwcu 1940 i pod koniec maja 1941 r. Łącznie według danych NKWD we wszystkich czterech wywózkach zesłano 330–400 tys. osób.


Michał Szukała

źródło: PAP/szuk / skp /



 

Polecane