[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Masowa imigracja. Koronawirus. Wzrost przemocy domowej w Niemczech

W czasie pandemii koronawirusa coraz więcej kobiet w Niemczech pada ofiarą przemocy domowej. Do bezkarnego wykorzystywania przewagi siły, godzącej w fizyczne zdrowie młodych dziewczyn, dochodzi najczęściej w domach, gdzie dominuje pozaeuropejskie myślenie. Natomiast reakcje niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, im bardziej pełne mocnych słów, tym bardziej zdradzają jego bezradność.
/ Pixabay.com
Niemieckie media od kilku tygodni alarmują, jakoby w czasie pandemii znów narastała fala przemocy domowej. Niemal cały zachodni świat zmaga się z tym problemem, choć związana z Covid-19 przymusowa izolacja niewątpliwie nasiliła to zjawisko. A jednak każdy kraj ma swoje własne kulturowe uwarunkowania i tradycje. W nieodległych Niemczech problem ów zdaje się wyglądać nieco inaczej niż u nas.
 

"W czasach zarazy sprawcy czują się coraz bardziej bezkarni, a niemiecka policja jest bezradna, bo większość upokorzonych kobiet milczy. Tymczasem w wielu niemieckich mieszkaniach młode kobiety i nieletnie dziewczynki przeżywają pod osłoną 'tradycji' prawdziwe piekło. I to się dzieje w samym sercu Europy!"

 
- oburza się Ismail Tipi, publicysta i poseł heskiego landtagu z ramienia CDU.
 
W wielu przypadkach mamy do czynienia z 'klasycznymi' aktami bezpośredniej agresji fizycznej lub psychicznej, której towarzyszy pragnienie celowego wywołania cierpienia u drugiej osoby. W tym kontekście niebagatelną rolę odgrywa nadużywanie alkoholu oraz innych substancji psychoaktywnych. Choć w dzisiejszych Niemczech znacznie częściej dochodzi do tzw. 'przemocy chłodnej', kiedy to za rodzinną fasadą złudnego spokoju i religijnych 'obowiązków' kryją się ogromne cierpienia.
 

"Sprawca realizuje specyficzny scenariusz zapisany w jego umyśle, a czasem również w obyczajach i środowiskowej kulturze. Zmierzając do jakiegoś celu, jest gotowy do szkodliwego wtargnięcia na wewnętrzne terytorium psychiczne swojego dziecka lub współmałżonka. Znajduje dla tego usprawiedliwienie nawet wtedy, gdy staje się świadomy cierpienia, które spowodował. Przemoc chłodna bywa oddziaływaniem zmierzającym nieraz do wzniosłych celów, które zdaniem sprawcy uzasadniają bolesne dla bliskiej osoby środki"

 
- pisze psycholog Jerzy Mellibruda.
 
Formułując niegdyś tę teorię, znany krakowski specjalista pewnie nie myśłał wcale o Niemczech. Niemniej pasuje ona doskonale do społeczeństwa, które szczególnie w ostatnich latach znalazło się w szponach ideologii 'multi-kulti'. Przy czym niemieccy neosocjaliści i obrońcy masowej imigracji, którzy nadal prowadzą swoje krucjaty za pomocą abstraktów tak pojemnych, że nic nie znaczących, co rusz dają kolejne przykłady swojego zidiocenia i mijania się z rzeczywistością. A idące w ślad za nimi feministki nie chcą absolutnie przyjąć do wiadomości, jak muzułmańskie kobiety są w RFN traktowane przez swoich męskich dręczycieli.
 
Jednym z licznych powodów do zmartwień w czasie pandemii jest także tradycja tzw. 'rytualnego' okaleczania żeńskich narządów płciowych. Według informacji organizacji humanitarnej UNICEF na świecie żyje ponad 200 mln obrzezanych dziewczynek i kobiet, głównie w Afryce, gdzie ten barbarzyński rytuał jest rozpowszechniony w ok. 30 krajach. Podobne praktyki stosowane są na Bliskim Wschodzie i w niektórych państwach azjatyckich. Codziennie obrzezanych zostaje 6 tys. dziewczynek, większość w Somalii, Tanzanii i Kenii. W Kenii obowiązuje wprawdzie od 2011 r. zakaz okaleczania narządów płciowych, lecz wciąż co piąta kobieta albo dziewczynka pada ofiarą tej tradycji.
 
Te przeraźliwe rzeczy dzieją się także w Niemczech. Tylko nielicznym kobietom udaje się uciec z domowego piekła i stanąć na własnych nogach. Kiedy się jednak już otworzą, słyszymy zatrważające historie. Niektóre z nich czekają na operacje w klinice Waldfriede w berlińskiej dzielnicy Steglitz-Zehlendorf, gdzie od kilku lat udziela się chirurgicznej i psychologicznej pomocy obrzezanym kobietom. Dotychczas nie ma żadnych oficjalnych informacji, ile kobiet przebywających w RFN jest okaleczonych. Według pierwszych obliczeń organizacji praw kobiet Terre des Femmes mieszka ich tu ok. 70 tys., w tym ok. 20 tys. niepełnoletnich. Jest to znaczny wzrost w porównaniu z czasem sprzed 2015 r., co wynika głównie z kryzysu migracyjnego, wskutek którego przybyło do Niemiec tysiące kobiet z Afryki oraz Bliskiego Wschodu.
 

"Klitoridektomia stała się bardzo konkretnym problemem pięć lat temu, kiedy napłynęła do Niemiec fala uchodźców. Spotykają się z nim przede wszystkim lekarze z klinik i gabinetów znajdujących się w pobliżu schronisk dla imigrantów"

 
- mówi Doris Scharrel, ginekolożka z Kronshagen.
 
Okaleczanie kobiecych genitaliów wiąże się nie tylko z cierpieniem, lecz także z poważnymi zagrożeniami dla zdrowia matki i dziecka podczas porodu, gdy niemowlę musi się przecisnąć przez zawężony kanał rodny. Mimo że berliński szpital Waldfriede był kilka lat temu jednym z pierwszych miejsc w Europie, gdzie pomagano obrzezanym kobietom, po roku 2015 okazało się, że nawet nowoczesna niemiecka ginekologia nie była przygotowana do udzielenia pomocy licznie napływającym imigrantkom.
 

"Przez jakiś czas prawie codziennie dzwonili do nas działacze społeczni z ośrodków dla imigrantów, którzy zauważali, że dziewczyny mają stany zapalne i silne bóle miesiączkowe"

 
- opowiada Roland Scherer, chirurg w szpitalu Waldfriede.
 
Lista schorzeń związanych z klitoridektomią jest długa - począwszy od niemożności utrzymania moczu, a na tworzeniu się cyst oraz bezpłodności skończywszy. Nie mówiąc już o traumie psychicznej, która często pozostaje do końca życia. W berlińskiej klinice zoperowano już kilkaset obrzezanych kobiet, a ponad 1000 udzielono pomocy psychologicznej. Koszty tych rekonstrukcji narządowych pokrywają z reguły urzędy ds. socjalnych.
 
Rytuałów obrzezania dziewczynek jest tyle, ilu tradycjonalistów próbujących je objaśnić. Przeprowadzane są one często w fatalnych warunkach higienicznych, przy czym w najgorszym przypadku kobieta może być narażona na całkowite usunięcie genitaliów. Dla w ten sposób okaleczonej osoby powrót do 'normalnego' życia wydaje się już niemożliwy. W niektórych krajach owe rytuały bywają praktykowane już na pięciolatkach - bez żadnego znieczulenia. Ojcowie i bracia próbują przekonać dziewczynki argumentem, że bez 'tradycyjnego' zabiegu będą wiecznie 'nieczyste'. W rzeczywistości chodzi wszelako o zupełną kontrolę nad życiem seksualnym dziewcząt w rodzinach, w których nadal dominuje patriarchalne myślenie.
 
Odkąd w niektórych krajach Bliskiego Wschodu i Afryki obrzezanie stało się karalne, tradycyjne rodziny coraz częściej sięgają po rozmaite 'sztuczki', np. okaleczając córki już w wieku niemowlęcym. Dzieci w tym wieku i tak często płaczą, a zatem łatwiej ojcom ukryć okaleczenie przed policją. Matki pozostają w większości bierne i akceptują narzucone tradycje. Pomoc medyczna brana jest pod uwagę dopiero wtedy, gdy komplikacje po zabiegu zagrażają życiu dziecka. A jednak ostatnie słowo i tak mają pozbawieni skrupułów ojcowie i bracia, co nieraz sprawiło, że na pomoc było już za późno.
 
Co niepokojące, pobyt w Europie Zachodniej i obowiązujące tam prawo nie zawsze chronią młode imigrantki przed krwawymi rytuałami. W Niemczech obrzezanie jest wprawdzie karalne, ale lekarze z berlińskiej kliniki Waldfriede coraz częściej słyszą też o nielegalnych zabiegach. Są organizowane jak uroczystość, a przybyłe do Niemiec rodziny sprowadzają z krajów swojego pochodzenia osoby, które je wykonują.
 

"Tego rodzaju zabiegi są dokonywane przeważnie w weekendy, gdzieś w ukrytych miejsach. Ale często też w prywatnych mieszkaniach"

 
- tłumaczy Scherer.
 
Tymczasem reakcje niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, im pełniejsze mocnych słów, tym bardziej zdradzają jego bezradność. Jako że rytuały obrzezania są skrupulatnie zaplanowane i okryte zmową milczenia, często brakuje konkretnych dowodów. Dlatego dotychczas nie było w Niemczech prawie żadnych doniesień na policję. Zresztą aby uniknąć kary, osiadłe w RFN rodziny imigrantów dokonują obrzezania córek niekiedy też w krajach pochodzenia. W ten sposób pierwszy pobyt dziewczynek w ojczyźnie rodziców przeradza się w istotny koszmar. Okazuje się, że migracja do Europy wcale nie kładzie kresu tym praktykom.
 
Od 2015 r. klitodirektomia jest wprawdzie zakazana w Niemczech również wtedy, gdy przeprowadza się ją za granicą, ale sprawcy nie mają większych trudności z ukryciem przed niemieckimi służbami powodu wyjazdu. Zresztą nawet niemieccy pediatrzy wzdragają się przed informowaniem policji, acz oglądając dziecko, natychmiast dostrzegają zmiany w jego genitaliach. Głównym powodem takiego postępowania jest dochowanie tajemnicy lekarskiej lub zwyczajna obawa przed rodzinami pacjentów, które wyćwiczonymi groźbami ustawiają medyków 'do pionu'.
 

"Lekarze dziecięcy rzadko donoszą na policję, próbują raczej delikatnie uświadomić rodziców, aby zapobiec obrzezaniu młodszego rodzeństwa. Nie możemy bowiem wykluczyć tego, że zdrowe dziewczynki, urodzone i żyjące w Niemczech, zostaną trwale okaleczone"

 
- martwi się Hermann Josef Kahl, pediatra z Düsseldorfu i rzecznik niemieckiego Związku Zawodowego Pediatrów (BVKJ).
 
Organizacja Terre des Femmes apeluje tymczasem do wszystkich niemieckich lekarzy, a także do pracowników społecznych i nauczycieli, aby byli bardziej wyczuleni na intymne problemy młodych imigrantek, szczególnie w czasie pandemii, kiedy wprowadzone restrykcje paradoksalnie tworzą dla tego rodzaju praktyk pewien klimat bezkarności. Niemieccy stróże prawa mogą bowiem wkroczyć jedynie wtedy, gdy zostanie złożone doniesienie o przestępstwie. Same ofiary niestety tylko rzadko mają odwagę pozwać kogoś z własnej rodziny. Istnieją jednak też w Europie Zachodniej przykłady dające powód do ostrożnego optymizmu. Przykładowo w Wielkiej Brytanii za nielegalną klitoridektomię wytoczono już kilku arabskim rodzinom procesy sądowe. W Niemczech nie było dotąd ani jednego.
 
Wojciech Osiński

 

POLECANE
Świąteczne ceny w górach szokują Wiadomości
Świąteczne ceny w górach szokują

Z porównania przygotowanego przez Telewizję wPolsce24 wynika, że ceny ceny noclegów w polskich kurortach górskich poszły gwałtownie w górę. Procentowo koszt pobytu w okresie świąteczno-noworocznym w Zakopanem i Szczyrku zdrożał bardziej niż w Livigno.

Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci Wiadomości
Ryzykowny spacer po Morskim Oku. Wśród turystów były dzieci

W sieci znów zawrzało po opublikowaniu nagrania z Tatr. Na profilu „tatry_official” na Instagramie pokazano turystów spacerujących po zamarzniętym Morskim Oku. Największe poruszenie wywołał fakt, że na lodzie znajdowały się także małe dzieci.

Zrobiliśmy to co do nas należało. O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu z ostatniej chwili
"Zrobiliśmy to co do nas należało". O Solidarności w Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu

„Od protestu do wolności – Toruń w historii Solidarności” – wernisaż wystawy o bohaterach opozycji antykomunistycznej na Pomorzu i Kujawach odbył się w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia w Muzeum Pamięć i Tożsamość im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Fundację Promocji Solidarności podczas wydarzenia reprezentował dr Adam Chmielecki.

 Zdemolował sklep, upił się i zasnął w łazience. Szop recydywista stał się celebrytą z ostatniej chwili
Zdemolował sklep, upił się i zasnął w łazience. Szop recydywista stał się celebrytą

Historia z niewielkiego miasteczka w Wirginii w USA szybko stała się globalną sensacją. Szop pracz, który upił się alkoholem w sklepie monopolowym, dziś podejrzewany jest o serię włamań.

Udane kwalifikacje Polaków w Klingenthal. Komplet w niedzielnych zawodach z ostatniej chwili
Udane kwalifikacje Polaków w Klingenthal. Komplet w niedzielnych zawodach

Sześciu Polaków awansowało do niedzielnego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich w niemieckim Klingenthal. Kwalifikacje wygrał Norweg Marius Lindvik. Piotr Żyła był 12., Maciej Kot - 26., Kamil Stoch - 33., Dawid Kubacki - 39., Paweł Wąsek - 43., a Kacper Tomasiak - 47.

Czarzasty podczas kongresu Lewicy: Będę walczył z Nawrockim. Wet za wet z ostatniej chwili
Czarzasty podczas kongresu Lewicy: Będę walczył z Nawrockim. Wet za wet

Podczas Kongresu Krajowego Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty nie tylko umocnił swoją pozycję w partii, ale także zapowiedział otwarty konflikt z prezydentem Karolem Nawrockim

Odkryto części obiektu przypominające drona. Pilny komunikat służb z ostatniej chwili
Odkryto "części obiektu przypominające drona". Pilny komunikat służb

W miejscowości Żelizna w powiecie radzyńskim (woj. lubelskie) odkryto fragmenty obiektu przypominającego drona – poinformowała lubelska policja.

Brytyjskie media alarmują. Coraz mniej Polaków na Wyspach Wiadomości
Brytyjskie media alarmują. Coraz mniej Polaków na Wyspach

Według najnowszych danych liczba Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii systematycznie maleje. Zjawisko to zauważyły brytyjskie media, a szczególnie dziennik „Daily Mail”, który poświęcił temu tematowi obszerny artykuł.

Do kogo należy złoto Włoch? Giorgia Meloni na wojnie z Europejskim Bankiem Centralnym tylko u nas
Do kogo należy złoto Włoch? Giorgia Meloni na wojnie z Europejskim Bankiem Centralnym

Plany potwierdzenia włoskiej władzy nad włoskim złotem wywołały burzę. Propozycja, by w budżecie na 2026 rok zapisać, że ponad 2,4 tys. ton złota należy do „włoskiego narodu”, wywołała ostry sprzeciw Europejskiego Banku Centralnego i napięcie między Rzymem a Frankfurtem. Spór o rezerwy warte setki miliardów euro staje się testem granic suwerenności państw w UE.

Wypadek w centrum Warszawy. Są utrudnienia z ostatniej chwili
Wypadek w centrum Warszawy. Są utrudnienia

W niedzielę w Warszawie w alei Armii Ludowej doszło do wypadku. Zderzyło się pięć samochodów – informuje TVN24. Są utrudnienia.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Osiński: Masowa imigracja. Koronawirus. Wzrost przemocy domowej w Niemczech

W czasie pandemii koronawirusa coraz więcej kobiet w Niemczech pada ofiarą przemocy domowej. Do bezkarnego wykorzystywania przewagi siły, godzącej w fizyczne zdrowie młodych dziewczyn, dochodzi najczęściej w domach, gdzie dominuje pozaeuropejskie myślenie. Natomiast reakcje niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, im bardziej pełne mocnych słów, tym bardziej zdradzają jego bezradność.
/ Pixabay.com
Niemieckie media od kilku tygodni alarmują, jakoby w czasie pandemii znów narastała fala przemocy domowej. Niemal cały zachodni świat zmaga się z tym problemem, choć związana z Covid-19 przymusowa izolacja niewątpliwie nasiliła to zjawisko. A jednak każdy kraj ma swoje własne kulturowe uwarunkowania i tradycje. W nieodległych Niemczech problem ów zdaje się wyglądać nieco inaczej niż u nas.
 

"W czasach zarazy sprawcy czują się coraz bardziej bezkarni, a niemiecka policja jest bezradna, bo większość upokorzonych kobiet milczy. Tymczasem w wielu niemieckich mieszkaniach młode kobiety i nieletnie dziewczynki przeżywają pod osłoną 'tradycji' prawdziwe piekło. I to się dzieje w samym sercu Europy!"

 
- oburza się Ismail Tipi, publicysta i poseł heskiego landtagu z ramienia CDU.
 
W wielu przypadkach mamy do czynienia z 'klasycznymi' aktami bezpośredniej agresji fizycznej lub psychicznej, której towarzyszy pragnienie celowego wywołania cierpienia u drugiej osoby. W tym kontekście niebagatelną rolę odgrywa nadużywanie alkoholu oraz innych substancji psychoaktywnych. Choć w dzisiejszych Niemczech znacznie częściej dochodzi do tzw. 'przemocy chłodnej', kiedy to za rodzinną fasadą złudnego spokoju i religijnych 'obowiązków' kryją się ogromne cierpienia.
 

"Sprawca realizuje specyficzny scenariusz zapisany w jego umyśle, a czasem również w obyczajach i środowiskowej kulturze. Zmierzając do jakiegoś celu, jest gotowy do szkodliwego wtargnięcia na wewnętrzne terytorium psychiczne swojego dziecka lub współmałżonka. Znajduje dla tego usprawiedliwienie nawet wtedy, gdy staje się świadomy cierpienia, które spowodował. Przemoc chłodna bywa oddziaływaniem zmierzającym nieraz do wzniosłych celów, które zdaniem sprawcy uzasadniają bolesne dla bliskiej osoby środki"

 
- pisze psycholog Jerzy Mellibruda.
 
Formułując niegdyś tę teorię, znany krakowski specjalista pewnie nie myśłał wcale o Niemczech. Niemniej pasuje ona doskonale do społeczeństwa, które szczególnie w ostatnich latach znalazło się w szponach ideologii 'multi-kulti'. Przy czym niemieccy neosocjaliści i obrońcy masowej imigracji, którzy nadal prowadzą swoje krucjaty za pomocą abstraktów tak pojemnych, że nic nie znaczących, co rusz dają kolejne przykłady swojego zidiocenia i mijania się z rzeczywistością. A idące w ślad za nimi feministki nie chcą absolutnie przyjąć do wiadomości, jak muzułmańskie kobiety są w RFN traktowane przez swoich męskich dręczycieli.
 
Jednym z licznych powodów do zmartwień w czasie pandemii jest także tradycja tzw. 'rytualnego' okaleczania żeńskich narządów płciowych. Według informacji organizacji humanitarnej UNICEF na świecie żyje ponad 200 mln obrzezanych dziewczynek i kobiet, głównie w Afryce, gdzie ten barbarzyński rytuał jest rozpowszechniony w ok. 30 krajach. Podobne praktyki stosowane są na Bliskim Wschodzie i w niektórych państwach azjatyckich. Codziennie obrzezanych zostaje 6 tys. dziewczynek, większość w Somalii, Tanzanii i Kenii. W Kenii obowiązuje wprawdzie od 2011 r. zakaz okaleczania narządów płciowych, lecz wciąż co piąta kobieta albo dziewczynka pada ofiarą tej tradycji.
 
Te przeraźliwe rzeczy dzieją się także w Niemczech. Tylko nielicznym kobietom udaje się uciec z domowego piekła i stanąć na własnych nogach. Kiedy się jednak już otworzą, słyszymy zatrważające historie. Niektóre z nich czekają na operacje w klinice Waldfriede w berlińskiej dzielnicy Steglitz-Zehlendorf, gdzie od kilku lat udziela się chirurgicznej i psychologicznej pomocy obrzezanym kobietom. Dotychczas nie ma żadnych oficjalnych informacji, ile kobiet przebywających w RFN jest okaleczonych. Według pierwszych obliczeń organizacji praw kobiet Terre des Femmes mieszka ich tu ok. 70 tys., w tym ok. 20 tys. niepełnoletnich. Jest to znaczny wzrost w porównaniu z czasem sprzed 2015 r., co wynika głównie z kryzysu migracyjnego, wskutek którego przybyło do Niemiec tysiące kobiet z Afryki oraz Bliskiego Wschodu.
 

"Klitoridektomia stała się bardzo konkretnym problemem pięć lat temu, kiedy napłynęła do Niemiec fala uchodźców. Spotykają się z nim przede wszystkim lekarze z klinik i gabinetów znajdujących się w pobliżu schronisk dla imigrantów"

 
- mówi Doris Scharrel, ginekolożka z Kronshagen.
 
Okaleczanie kobiecych genitaliów wiąże się nie tylko z cierpieniem, lecz także z poważnymi zagrożeniami dla zdrowia matki i dziecka podczas porodu, gdy niemowlę musi się przecisnąć przez zawężony kanał rodny. Mimo że berliński szpital Waldfriede był kilka lat temu jednym z pierwszych miejsc w Europie, gdzie pomagano obrzezanym kobietom, po roku 2015 okazało się, że nawet nowoczesna niemiecka ginekologia nie była przygotowana do udzielenia pomocy licznie napływającym imigrantkom.
 

"Przez jakiś czas prawie codziennie dzwonili do nas działacze społeczni z ośrodków dla imigrantów, którzy zauważali, że dziewczyny mają stany zapalne i silne bóle miesiączkowe"

 
- opowiada Roland Scherer, chirurg w szpitalu Waldfriede.
 
Lista schorzeń związanych z klitoridektomią jest długa - począwszy od niemożności utrzymania moczu, a na tworzeniu się cyst oraz bezpłodności skończywszy. Nie mówiąc już o traumie psychicznej, która często pozostaje do końca życia. W berlińskiej klinice zoperowano już kilkaset obrzezanych kobiet, a ponad 1000 udzielono pomocy psychologicznej. Koszty tych rekonstrukcji narządowych pokrywają z reguły urzędy ds. socjalnych.
 
Rytuałów obrzezania dziewczynek jest tyle, ilu tradycjonalistów próbujących je objaśnić. Przeprowadzane są one często w fatalnych warunkach higienicznych, przy czym w najgorszym przypadku kobieta może być narażona na całkowite usunięcie genitaliów. Dla w ten sposób okaleczonej osoby powrót do 'normalnego' życia wydaje się już niemożliwy. W niektórych krajach owe rytuały bywają praktykowane już na pięciolatkach - bez żadnego znieczulenia. Ojcowie i bracia próbują przekonać dziewczynki argumentem, że bez 'tradycyjnego' zabiegu będą wiecznie 'nieczyste'. W rzeczywistości chodzi wszelako o zupełną kontrolę nad życiem seksualnym dziewcząt w rodzinach, w których nadal dominuje patriarchalne myślenie.
 
Odkąd w niektórych krajach Bliskiego Wschodu i Afryki obrzezanie stało się karalne, tradycyjne rodziny coraz częściej sięgają po rozmaite 'sztuczki', np. okaleczając córki już w wieku niemowlęcym. Dzieci w tym wieku i tak często płaczą, a zatem łatwiej ojcom ukryć okaleczenie przed policją. Matki pozostają w większości bierne i akceptują narzucone tradycje. Pomoc medyczna brana jest pod uwagę dopiero wtedy, gdy komplikacje po zabiegu zagrażają życiu dziecka. A jednak ostatnie słowo i tak mają pozbawieni skrupułów ojcowie i bracia, co nieraz sprawiło, że na pomoc było już za późno.
 
Co niepokojące, pobyt w Europie Zachodniej i obowiązujące tam prawo nie zawsze chronią młode imigrantki przed krwawymi rytuałami. W Niemczech obrzezanie jest wprawdzie karalne, ale lekarze z berlińskiej kliniki Waldfriede coraz częściej słyszą też o nielegalnych zabiegach. Są organizowane jak uroczystość, a przybyłe do Niemiec rodziny sprowadzają z krajów swojego pochodzenia osoby, które je wykonują.
 

"Tego rodzaju zabiegi są dokonywane przeważnie w weekendy, gdzieś w ukrytych miejsach. Ale często też w prywatnych mieszkaniach"

 
- tłumaczy Scherer.
 
Tymczasem reakcje niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, im pełniejsze mocnych słów, tym bardziej zdradzają jego bezradność. Jako że rytuały obrzezania są skrupulatnie zaplanowane i okryte zmową milczenia, często brakuje konkretnych dowodów. Dlatego dotychczas nie było w Niemczech prawie żadnych doniesień na policję. Zresztą aby uniknąć kary, osiadłe w RFN rodziny imigrantów dokonują obrzezania córek niekiedy też w krajach pochodzenia. W ten sposób pierwszy pobyt dziewczynek w ojczyźnie rodziców przeradza się w istotny koszmar. Okazuje się, że migracja do Europy wcale nie kładzie kresu tym praktykom.
 
Od 2015 r. klitodirektomia jest wprawdzie zakazana w Niemczech również wtedy, gdy przeprowadza się ją za granicą, ale sprawcy nie mają większych trudności z ukryciem przed niemieckimi służbami powodu wyjazdu. Zresztą nawet niemieccy pediatrzy wzdragają się przed informowaniem policji, acz oglądając dziecko, natychmiast dostrzegają zmiany w jego genitaliach. Głównym powodem takiego postępowania jest dochowanie tajemnicy lekarskiej lub zwyczajna obawa przed rodzinami pacjentów, które wyćwiczonymi groźbami ustawiają medyków 'do pionu'.
 

"Lekarze dziecięcy rzadko donoszą na policję, próbują raczej delikatnie uświadomić rodziców, aby zapobiec obrzezaniu młodszego rodzeństwa. Nie możemy bowiem wykluczyć tego, że zdrowe dziewczynki, urodzone i żyjące w Niemczech, zostaną trwale okaleczone"

 
- martwi się Hermann Josef Kahl, pediatra z Düsseldorfu i rzecznik niemieckiego Związku Zawodowego Pediatrów (BVKJ).
 
Organizacja Terre des Femmes apeluje tymczasem do wszystkich niemieckich lekarzy, a także do pracowników społecznych i nauczycieli, aby byli bardziej wyczuleni na intymne problemy młodych imigrantek, szczególnie w czasie pandemii, kiedy wprowadzone restrykcje paradoksalnie tworzą dla tego rodzaju praktyk pewien klimat bezkarności. Niemieccy stróże prawa mogą bowiem wkroczyć jedynie wtedy, gdy zostanie złożone doniesienie o przestępstwie. Same ofiary niestety tylko rzadko mają odwagę pozwać kogoś z własnej rodziny. Istnieją jednak też w Europie Zachodniej przykłady dające powód do ostrożnego optymizmu. Przykładowo w Wielkiej Brytanii za nielegalną klitoridektomię wytoczono już kilku arabskim rodzinom procesy sądowe. W Niemczech nie było dotąd ani jednego.
 
Wojciech Osiński


 

Polecane