Mniej Rosji w Mołdawii

Co musisz wiedzieć:
- W wyborach w Mołdawii zwyciężyła proeuropejska partia PAS prezydent Mai Sandu, co oznacza odsunięcie od wpływów prorosyjskich sił politycznych.
- Historia Mołdawii jest złożona – kraj był przez wieki areną walk między Turcją, Rosją i Rumunią, a jego współczesna tożsamość wynika z tych sprzecznych dziedzictw.
- Konflikt w Naddniestrzu z 1992 roku pozostaje nierozwiązany i wciąż wpływa na wewnętrzną sytuację polityczną i społeczną Mołdawii.
- Społeczeństwo mołdawskie jest głęboko podzielone językowo i kulturowo między rosyjskojęzycznych a rumuńskojęzycznych obywateli, choć przewagę stopniowo zyskuje język rumuński.
- Emigracja i posiadanie rumuńskich paszportów pozwalają Mołdawianom korzystać z przywilejów Unii Europejskiej, a głosy diaspory odgrywają kluczową rolę w wyborach.
- Zmiana proeuropejska w Mołdawii ma charakter nie tylko polityczny, ale też kulturowy i pokoleniowy – młodzi ludzie odwracają się od Rosji, choć często kosztem własnej tożsamości.
Nowa i stara Mołdawia
Europa i liberalne media odetchnęły z ulgą, podobnie jak prawie wszyscy obawiający się odzyskania przez Rosję wpływów w tym niewielkim, ale położonym w dość niebezpiecznym miejscu kontynentu państwie. Sondaże pokazywały, że może być różnie, Rosjanie nie próżnowali i pompowali potężne pieniądze w kampanię zorientowanych na współpracę z Moskwą opozycjonistów, ostatecznie jednak proeuropejska partia PAS prezydent Mai Sandu wybory wygrała, zdobywając bezpieczną, samodzielną większość. Trudny moment w geopolityce naszego regionu sprawia, że o Mołdawii słychać częściej niż kiedyś, jednak nie zawsze pamiętamy (czy tym bardziej rozumiemy) o specyficznej sytuacji tego kraju.
Rys historyczny
Tereny historycznie nazywane Besarabią przez stulecia były areną walki o wpływy między Turcją, Rosją i Rumunią. Również Polską, czego ślady znajdziemy w Trylogii, w polskich wsiach i kościołach w Naddniestrzu i skupiskach Polaków w kilku mołdawskich miastach. Od końca XV wieku panowali tu Turcy, od 1812 roku – Rosjanie, prowadzący dość intensywną politykę rusyfikacyjną. Na fali targających Europą wstrząsów Besarabia ogłosiła w 1917 roku niepodległość pod nazwą Mołdawska Republika Demokratyczna, a po roku większość jej terenów zostało zajętych przez Rumunię.
W trakcie II wojny światowej ziemie przechodziły z rąk do rąk, by finalnie wejść do ZSRS. Część terytoriów zostało przyznanych Ukraińskiej SRR, z reszty stworzono Mołdawską SRR. Aby historię skomplikować jeszcze bardziej, dodajmy, że w granicach Rumunii znajduje się czteromilionowa Mołdawia Zachodnia (Mołdawia liczy tymczasem niecałe 2,5 mln obywateli, z których olbrzymia część pozostaje na emigracji), której największym ośrodkiem są Jassy.
Sowiecka część tej historii nie interesowałaby nas aż do końca lat 80., gdyby nie jeden szczegół. Leonid Breżniew, który przez chwilę na początku lat 50. kierował lokalnym oddziałem partii komunistycznej, faworyzował Mołdawię w czasach swoich rządów. W krótszej perspektywie zapewniało to małej sowieckiej republice przydziały dóbr, takich jak samochody, w liczbie takiej samej jak ta, która docierała na dużo większą Ukrainę. Po latach spowodowało to mocniejszą i bardziej niż gdzie indziej ekonomicznie uzasadnioną nostalgię za ZSRS.
Postęp, wolność i wojna
Paradoksalnie to radziecki postęp stał się bombą podłożoną pod rusyfikację. Poprzez osadnictwo i nakazy pracy miasta zaludniała ludność napływowa z sowieckiej Rosji i Ukrainy, najczęściej posługująca się językiem rosyjskim, wieś i mniejsze miejscowości pozostawały natomiast bastionem kultury mołdawskiej, mniej lub bardziej tożsamej z dziedzictwem rumuńskim. Polityka awansu społecznego wypchnęła młodsze pokolenia z prowincji do szkół wyższych, w efekcie czego pod koniec istnienia Związku Radzieckiego ukształtowała się już nowa, czasem mówiąca, a częściej myśląca, po rumuńsku elita. Z kolei ludność pochodząca z Rosji i Ukrainy zaczęła dominować w Naddniestrzu, co wkrótce stało się przyczyną pogłębiającego się sporu i wojny domowej.
Wraz z rozpadem ZSRS narasta nacisk na przywrócenie mołdawskiej tożsamości i zacieśnienie więzów z Rumunią.
Kraj ogłasza niepodległość 27 sierpnia 1991 roku, ale równocześnie buntują się przeciw temu dwa rejony, w których większość stanowi ludność niemołdawska – Naddniestrze i Gagauzja. Ta druga prowincja pozostanie jednak autonomią w granicach Mołdawii, losy Naddniestrza będą bardziej skomplikowane. Jeszcze w 1990 roku Naddniestrze ogłosiło powstanie Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej. Uznawało zwierzchnictwo Moskwy, ale chciało być niezależne od Kiszyniowa. Po rozpadzie ZSRR, w 1991 roku, republika ta faktycznie się odłączyła. Moskwa poparła Naddniestrze, a dodatkowo w jego obronie lobbowała Ukraina, która sama ogłosiła niepodległość trzy dni wcześniej. W Naddniestrzu stacjonowała 14. Armia Radziecka pod dowództwem generała Aleksandra Lebiedzia. Po rozpadzie ZSRR część garnizonów została wycofana z Mołdawii, ale jednostki na Wschodzie pozostały. Mołdawia nieposiadająca regularnej armii próbowała przywrócić kontrolę nad Naddniestrzem przy pomocy policji i oddziałów ochotniczych. Doszło do krwawych walk w Benderach, Dubosarach i na tzw. Przyczółku Kosznickim. Walki trwały od wiosny do lata 1992 roku i pochłonęły ok. 2–3 tys. ofiar. Po zawieszeniu broni w lipcu 1992 roku Mołdawia próbowała rozwiązać konflikt dyplomatycznie, lecz bez skutku. Doszło również do ograniczonej migracji ludności, w wyniku której Naddniestrze stało się jeszcze bardziej rosyjskie, a Mołdawia – rumuńska. Wojna pozostaje w świadomości Mołdawian jako „niezaleczona rana” – corocznie 1 marca organizowane są uroczystości upamiętniające jej ofiary w kiszyniowskim memoriale.
Podział społeczny
Po 1992 roku inteligencja rosyjskojęzyczna została częściowo zmarginalizowana i przeniosła się do biznesu, dominując w wielu dziedzinach gospodarki, zwłaszcza w handlu i gastronomii. Jednak rozczarowanie zubożeniem i brakiem zmian na lepsze spowodowało powrót do władzy dawnych komunistów, co z kolei do pewnego momentu spowalniało uwalnianie się kraju spod wpływów rosyjskiej kultury. Na początku lat dwutysięcznych próbowano nawet przywrócić rosyjski jako drugi język urzędowy, spotkało się to jednak z masowym sprzeciwem. Czas demonstracji uświadomił mi, jak głębokie są podziały w tamtejszym społeczeństwie. Miałem wówczas okazję przebywać przez kilka tygodni w Kiszyniowie, na którego ulicach wciąż jeszcze częściej słyszało się język rosyjski.
Gdy jednak spodziewano się potężnej rumuńskojęzycznej demonstracji, mówiący po rosyjsku woleli zostać w domu. Moja mołdawska przyjaciółka, z którą spacerowałem wówczas po centrum, dosłownie błagała mnie, bym tego dnia nawet w żartach nie odezwał się do niej w jej języku, ponieważ obawiała się, że może spotkać się z jakimiś nieprzyjemnościami, a nawet przemocą.
Później jednak partie wywodzące się z dawnego establishmentu zaczęły lawirować między współpracą z Rosją a Zachodem, czerpiąc korzyści z obu stron. Gdy Rumunia znalazła się w strefie Schengen, bardzo wielu Mołdawian wyrobiło sobie rumuńskie paszporty. To szczegół często pomijany w analizach: Mołdawia, nie będąc w Unii, korzysta z wielu przywilejów należnych tylko jej członkom, ponieważ jej obywatele wchodzą na europejski rynek pracy z paszportami stemplowanymi w Bukareszcie. Emigracja zaczęła łatać sytuację ekonomiczną kraju.
Nauczanie języków
Jednocześnie rosła liczba szkół z wykładowym językiem mołdawskim (rumuńskim), choć w szkołach rosyjskich nauczanie tego języka traktowano z lekceważeniem. Prowadziło to do zaskakujących sytuacji. O jednej z nich opowiada mi Jerzy Stankiewicz, w 2014 roku pełniący funkcję chargé d’affaires w ambasadzie polskiej w Kiszyniowie.
– W czasie wakacji zgodziłem się przyjąć młodzież ze szkoły letniej – opowiada Stankiewicz. – Uprzedzono mnie, że są dwie grupy: jedna rumuńskojęzyczna, druga rosyjskojęzyczna. Okazało się, że ani grupa rosyjskojęzyczna nie zna rumuńskiego, ani rumuńskojęzyczna rosyjskiego, ponieważ w międzyczasie ze szkół rumuńskojęzycznych rosyjski był stopniowo eliminowany. Doszło do tego, że musiałem spotkanie przeprowadzić po angielsku, bo był to język znany obydwu grupom.
Zmiana
Przez lata bowiem po cichu, niezależnie od tego, w którą stronę patrzyły władze, dokonywała się jednak zmiana. Politycy, zorientowani mniej europejsko, często kładli nacisk już nie na Rosję, a na lokalną, mołdawską suwerenność.
Rosyjski bywał obecny jako tolerowany język komunikacji między przedstawicielami różnych grup etnicznych, tracił jednak swój status w szkołach, urzędach i miastach.
Jeszcze na początku XXI wieku chyba najbardziej znani przedstawiciele mołdawskiej sceny muzycznej – zespół O-Zone (znany z hitu „Dragostea din tei”) – musieli szukać szczęścia w Rumunii, ponieważ na lokalnym rynku śpiewanie po rumuńsku było przeszkodą w karierze.
Gdy po kilkunastu latach wróciłem do Kiszyniowa w 2018 roku, uderzyła mnie wszechobecność rumuńskiego: na szyldach, w reklamach i w rozmowach ludzi. Ten trend potwierdza Olga, czterdziestolatka z rosyjskojęzycznej rodziny, na co dzień pracująca z dziećmi. – Język rosyjski zanika. Kiedyś zdarzało się to od czasu do czasu, ale teraz dzieje się nieustannie: pracownik służb publicznych zwróci się do ciebie po rumuńsku, nawet jeśli ty przywitasz się po rosyjsku. Dzieci już nie znają rosyjskiego. Wiele rosyjskich szkół zamknięto – zostało ich zaledwie kilka. Nawet w rodzinach rosyjskojęzycznych rodzice starają się posyłać dzieci do szkół rumuńskich.
Romanizacja
Według Olgi część Rosjan decyduje się na „romanizację”, inni wręcz przeciwnie – zasklepiają się mentalnie w związku z Matką Rosją, równocześnie obawiając się Europy i kojarzących się z nią przemian obyczajowych. Pamiętajmy przy tym, że wybór języka nie jest równoznaczny z ciążeniem ku którejś z zagranicznych stolic, pozostaje bowiem jeszcze wciąż popularna opcja suwerennościowa, oparta na odrębności Mołdawii, w której dominuje kultura rumuńska, jednak zachowany zostaje jej indywidualny charakter, w tym jakaś forma łączności z Rosją.
Nie tacy dobrzy?
Analizując zmiany polityczne w Mołdawii, trzeba pamiętać o specyfice struktury głosujących. Bardzo wielu Mołdawian wyemigrowało czasowo lub na stałe z kraju. Często na Zachód, z rumuńskimi paszportami w kieszeni, czasem też jednak, jeśli pochodzili z kręgów rosyjskojęzycznych, do Rosji. Tym drugim władza bardzo utrudnia głosowanie (dla ok. 300 tys. Mołdawian z Rosji przygotowano tylko dwie komisje wyborcze), tym pierwszym stara się je maksymalnie ułatwić. Jest to działanie mocno dwuznaczne, które można uznać za międzynarodową formę gerrymanderingu, czyli manipulacji strukturą okręgów wyborczych. Skuteczną, ponieważ bez głosów z zagranicy Maia Sandu przegrałaby drugą turę wyborów prezydenckich, a jej partia PAS nie byłaby pewna samodzielnej większości.
Mołdawianie, którzy zostali w kraju, nie zawsze są zadowoleni z polityki władz, ponieważ cierpiąc przez ograniczenie kontaktów gospodarczych z Rosją (gospodarka Mołdawii opierała się wcześniej na rosyjskiej ropie, sprowadzanej przez Naddniestrze, gdzie znajduje się również kluczowa dla zaopatrzenia kraju w prąd elektrownia, korzystająca z tego paliwa), nie odczuwają na razie poprawy wynikającej z przygotowywanej integracji z UE. Partia Sandu skupia się na prounijnej retoryce, lecz nie zawsze zdaje się mieć pomysł na codzienne zarządzanie państwem i rozwiązywanie problemów obywateli.
Wybory
Sondaże przeprowadzane w kraju nie zawsze dawały PAS zwycięstwo, nie uwzględniały jednak sympatii diaspory. Pozostałe partie wypadły ostatecznie słabiej. Blok prorosyjski zdobył ok. 1/4 głosów, a 14% przypadło dwóm partiom obrotowym, które dążyłyby zapewne do większego niuansowania polityki zagranicznej Kiszyniowa. Zaskoczyło wejście do parlamentu słabej w sondażach partii Demokracja w Domu opowiadającej się za zjednoczeniem z Rumunią i współpracującej blisko z rumuńską AUR, współtworzącą wraz z PiS frakcję EKR w Parlamencie Europejskim. Pozycję sił jednoznacznie prorosyjskich osłabia strach, że mogłyby one dać wciągnąć swój kraj do wojny.
Zakończenie
W tym tekście z braku miejsca pominąć musiałem kilka istotnych wątków, takich jak status i przyszłość Naddniestrza czy aferalny wymiar mołdawskiej polityki, który również wpłynął na zniechęcenie do tradycyjnych, wyrastających z dawnych układów partii i pozwolił dojść do władzy nieskompromitowanym siłom proeuropejskim.
Jednak zmiana dokonała się przede wszystkim w samej mentalności. Młodzi zobaczyli inny świat i zapragnęli choć trochę mieć go u siebie.
Równocześnie agresywna polityka Rosji wobec sąsiadów wpłynęła na odczarowanie tego kraju w myśleniu wielu mających związki z rosyjską kulturą Mołdawian. Budzi to również niezbyt optymistyczne myśli.
Na koniec ponownie oddaję głos Oldze:
– Obrzydzenie wobec rosyjskiej polityki niewątpliwie doprowadziło do upadku rosyjskiej kultury. Nie ma prześladowań, ale osobiście wstydzę się mówić po rosyjsku. To mój ból. Ich działania sprawiły, że zostałam bez kultury, nawet bez intelektu – nie potrafię już nawet dobrze zażartować po rumuńsku. Czuję się jak trzecioklasistka, która potrafi tylko przytakiwać i się uśmiechać.
[Sekcje "Co musisz wiedzieć" oraz lead i niektóre śródtytuły od Redakcji]