[Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Górski Karabach. Papierowy rozejm, czyli kaukaski kłopot Rosji
![Górski Karabach [Tylko u nas] Grzegorz Kuczyński: Górski Karabach. Papierowy rozejm, czyli kaukaski kłopot Rosji](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16026126931d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37282684ebfc82a62308556227efc040b2f.jpg)
Porozumienie o zawieszeniu broni szefowie dyplomacji Armenii i Azerbejdżanu podpisali w obecności Siergieja Ławrowa w nocy z piątku na sobotę. Dokument przewiduje umożliwienie etnicznym ormiańskim siłom (a więc zarówno regularna armia Armenii, jak i siły zbrojne separatystów w Karabachu) i Azerbejdżanowi na wymianę jeńców oraz ciał setek żołnierzy i cywilów poległych w pierwszych kilkunastu dniach wojny. Strony zgodziły się także na rozpoczęcie zasadniczych negocjacji w sprawie rozwiązania konfliktu.
Przez pierwszą dobę zawieszenie broni było zasadniczo przestrzegane. Ciężki walki wygasły, dochodziło tylko do sporadycznej wymiany ognia i to z użyciem broni lekkiej. Ale w nocy z soboty na niedzielę na Gandżę, drugie co do wielkości miasto Azerbejdżanu, spadły armeńskie rakiety. Erywań odrzucił te oskarżenia, sam oskarżając Azerów o ostrzelanie z moździerzy licznych miejscowości na terenach Karabachu. Wymiana ognia znów z godziny na godzinę się nasilała i w niecałe dwie doby od podpisania dokumentu właściwie nikt go już nie przestrzegał. Władze Górskiego Karabachu podały w poniedziałek, że kolejnych jego 51 żołnierzy zginęło w walkach z siłami azerbejdżańskimi. We wtorek 13 października siły obu armii nadal wzajemnie się ostrzeliwały w Karabachu mimo międzynarodowych apeli o wprowadzenie w życie i przestrzeganie zawartego przy mediacji rosyjskiej zawieszenia broni. Międzynarodowy Czerwony Krzyż poinformował, że Armenia i Azerbejdżan nadal nie sfinalizowały szczegółów wymiany jeńców i ciał poległych. Rozmowy w tej sprawie wciąż są prowadzone.
Dzień wcześniej, 12 października Ławrow przyjął w Moskwie szefa MSZ Armenii Zohraba Mnacakaniana. Rosyjski minister ma powody do niezadowolenia, bo odtrąbiony parę dni wcześniej sukces okazał się porażką Moskwy (i jego osobistą). Wydaje się, że nieporównanie większe znaczenie od rozmowy ministrów spraw zagranicznych Rosji i Armenii miała inna rozmowa, która zresztą odbyła się tego samego dnia. Tyle że przez telefon. Rozmowa ministrów obrony Rosji i Turcji. Siergiej Szojgu pośrednio dał do zrozumienia, że Moskwa nie akceptuje militarnego angażowania się Turcji w konflikt. Zaznaczył to rosyjski resort obrony w wydanym komunikacie, pisząc, że Szojgu wyraził obawy „dotyczące nadchodzących informacji o rozmieszczaniu terrorystycznych bojowników z Bliskiego Wschodu w strefie konfliktu w Górskim Karabachu”. Sądząc z kolei po komunikacie ministerstwa obrony Turcji, odpowiedź była krótka i zdecydowana: Hulusi Akar stwierdził, że Ankara popiera ofensywę Azerbejdżanu mającą na celu „odbicie jego okupowanych terytoriów”. Akar powiedział, że armeńskie siły muszą zostać natychmiast usunięte z „okupowanych ziem Azerbejdżanu” - Baku nie będzie czekać kolejne 30 lat na rozwiązanie – stwierdził turecki minister.
Tego samego dnia prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew po raz kolejny wezwał, by Ankarę zaangażować w międzynarodową mediację w tym konflikcie. To właśnie wydaje się być celem Turków i Azerów. Odebranie faktycznego monopolu Rosji na pośredniczenie między Baku a Erywaniem, posiadanego od trzech dekad, poprzez wprowadzenie na tę platformę Turcji, może być usprawiedliwione tym, że Moskwa nie potrafi zmusić dwóch byłych republik postsowieckich do realnego rozejmu. Wydaje się, że Kreml traci wpływy i kontrolę nad sytuacją wokół Karabachu. W obliczu ekspansji tureckiej i, jak się okazuje, dość słabych możliwości nacisku na Baku i Erywań, Rosjanie szukają sposobów na utrwalenie swych obecnych wpływów i kluczowej roli mediacyjnej w konflikcie. Podczas rozmowy z Ormianinem, Ławrow wspomniał o ustaleniu mechanizmów monitoringu przestrzegania zawieszenia broni. Mnacakanian przytakiwał że Armenia chce rozejmu i chce też mechanizmów weryfikacji przestrzegania rozejmu. To wskazywać może na jakieś pomysły wprowadzenia w rejon konfliktu „sił pokojowych”, lub przynajmniej wojskowych obserwatorów. Oczywiście w pierwszej kolejności z Rosji. Wątpliwe jednak, by zgodził się na to Azerbejdżan. Wpuszczenie tam raz rosyjskich mirotworców będzie równoznaczne z pozostaniem ich tam na zawsze. A wtedy koniec marzeń o odbiciu Karabachu. Niewątpliwie obecnie górą jest – mniej w aspekcie czysto militarnym, bardziej na polu politycznym – tandem Azerbejdżanu i Turcji. Zapewne także dlatego, że więzi sojusznicze między obu tymi krajami są dziś zdecydowanie silniejsze niż sojusz Rosji z Armenią.