[Tylko u nas] „Patrzajcie pierony, jak Ślązaki idą na śmierć za Polskę”. Tak Ślązacy szli pod Ścianę Śmierci
![Ściana Śmierci, Auschwitz [Tylko u nas] „Patrzajcie pierony, jak Ślązaki idą na śmierć za Polskę”. Tak Ślązacy szli pod Ścianę Śmierci](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16169648561d3a3fff9e90f37a15a1de260cc0b37275848c3e0e4178c284f2aad909dae5f8.jpg)
Poniżej są i kolejne relacje – także wzruszające postawą patriotycznych zachowań w obliczu nieuchronnej śmierci.
Moje intencje przypominania tych Ofiar hitlerowskiego barbarzyństwa podyktowana jest koniecznością przypominania – przypominania o autentycznych patriotach, którzy w walce o wolność Ojczyzny oddali życie, przelewali krew – a nie zhańbili się kolaboracją z okupantem. Czy jednak ta Ich ofiara jest właściwie doceniana?
Poniżej polecam te wstrząsające relacje, by pamięć o Nich trwała wiecznie!
„Przyjechało gestapo chorzowskie i oświadczyło tym Ślązakom, że od dziś nie mogą pełnić żadnej funkcji. Odesłano ich do Kiesgrube w Brzezince, do pracy przy regulacji Soły czy do innych ciężkich robót. Ale chłopaki zahartowani w obozowym bycie radzili sobie dalej. Ponownie więc zjawiło się gestapo z Chorzowa i wszystkich Ślązaków wywołali. (…) Całą grupę umieścili w bloku nr 11. (…) Skazani na śmierć koledzy odśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”, „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród” i wszyscy kolejno poszli pod Ścianę Śmierci. Był tam m.in. Czajor, Pniok, Teofil Krawczyk i jeszcze wielu innych moich kolegów”.
APMA-B. Zespół Oświadczenia t. 100, k. 105, relacja b. więźnia Józefa Paczyńskiego.
„Nigdy nie zapomnę sceny, gdy w czasie jednego z porannych apeli wywołano kilkudziesięciu więźniów pochodzących ze Śląska. Komanda wyszły już do pracy poza obozem, a oni zostali na placu obozowym. Wszyscy wiedzieli, że takie wyczytywanie numerów przez Rapportführera to wyrok śmierci. (…) Ślązacy szli zwartą kolumną w kierunku bloku nr 11. Otaczali ich esesmani z pistoletami maszynowymi. Szli miarowym krokiem, wyprostowani, w równych szeregach. (…) Patrzyłem na nich. Znałem prawie wszystkich. Byli wśród nich bracia Czajorowie z Chorzowa, był Edek Wieczorek, student Uniwersytetu Jagiellońskiego, pochodzący, o ile pamiętam, z Lipin Śląskich. (…) Teraz szli wszyscy do bloku nr 11. Ktoś nieśmiało podniósł w pozdrowieniu rękę do przechodzących, ktoś zawołał głośno „O Boże”. Kiedy kolumna skręcała w lewo, przy bloku nr 20, jeden z więźniów z ostatnich szeregów zawołał głośno: „Patrzajcie pierony, jak Ślązaki idą na śmierć za Polskę”. Wszyscy zostali rozstrzelani”.
APMA-B. Zespół Wspomnienia t. t. 154, k. 72-73, wspomnienia b. więźnia Zenona Ławskiego.
„Szła miarowym krokiem większa grupa więźniów. Wśród nich jeden przewyższał wzrostem wszystkich, poznałem to Antoni Kawka. Gdy się zbliżyli zacząłem poznawać, to sami chorzowianie. (…) Gdy grupa chorzowian, robiąca na ziemi ostatnią wędrówkę, zrównała się ze mną, Antek (…) odwrócił głowę i zobaczył mnie stojącego. Twarz jego na pewien moment rozjaśniła się, zasalutował mi i rękami pokazał, że idzie do św. Piotra. Parę razy jeszcze się oglądnął, dając mi jakby znać, że chce mi coś powiedzieć. (…) Brama za idącymi zamknęła się. Po chwili „Leichenträgerzy” przyciągnęli wóz, który ustawili na podwórzu masowych straceń. (…) Czekamy godzinę, dwie i trzy, a „rozwałki” jakoś nie ma. Dopiero, gdzieś między godziną dwunastą a trzynastą idzie „Rapportführer” z uśmiechem na ustach, niosąc karabinek małokalibrowy. Pobiegłem szybko na strych bloku nr 21, skąd z okienka można było patrzeć na plac egzekucyjny. Widziałem tylko same głowy skazańców, wprowadzano ich po pięciu, stawali twarzami do „czarnej ścianki”. Lekki odgłos strzału i głowa znikała. Następni przychodzili, patrzą na to, co ich ma spotkać. Padające jeszcze ciepłe ciała, „Leichenträgerzy” odnosili na bok. (…), by wóz załadowany zwłokami naszych kolegów i ociekający krwią, wywieźć do krematorium. Po powrocie z krematorium zbliża się jeden z nich do mnie, przyjaciel Antka i zaczyna mi powtarzać rozmowę z nim. Ostatnie jego życzenia: „Pozdrów wszystkich kolegów, niech mi przebaczą, zapomną wszystkie przykrości, o ile im je wyrządziłem. Gdy wróci ktoś z was do domu, niech powie rodzicom moim, że nie żal mi umierać, niech przebaczą wszystko (…). Chciałem zostać księdzem, lecz Bóg pokierował inaczej moim losem. Nie zapominajcie o mnie w modlitwach. Niech żyje Polska (…) do zobaczenia u Wszechmogącego (…) trzymaj się zdrowo bracie (…)”. Przeżegnał się i z podniesioną głową sam wyszedł przed „czarną ściankę”. Tu świadek „rozwałki” zamilkł, po chwili odzywa się do mnie, ale jakimś innym głosem, weselszym i radosnym. „Wiesz - powiada mi - gdybyś widział ich dumne twarze, ich zachowanie się, to by ci wcale nie było smutno. Dużo już widziałem „rozwałek”, ale tą zapamiętam do końca życia. I gdybym ja miał też kiedyś stanąć tam pod „czarną ścianką” to tylko tak jak Antek i Jego Koledzy. Pokazali mi bowiem, że są dumni, że umierają za świętą sprawę i że odchodzą z tego świata, spełniwszy swój obowiązek”.
APMA-B. Zespół Wspomnienia t. 91, k. 113-114, wspomnienia b. więźnia spisane przez Marię Fojcik.
„Zastraszająco działało na nas wywożenie rozstrzelanych spod Ściany Śmierci na dziedzińcu bloku nr 11. (…) Czerwone od krwi furgony ciągnęli i pchali więźniowie pouczepiani do nich, gdzie tylko było można. (…) Trasa wiodła od bramy na dziedzińcu bloku nr 11, wzdłuż nowej pralni do bloku nr 28 i główną ulicą obok kuchni do bloku nr 24, a następnie przez główną bramę obozową do krematorium nr 1. Był to okropny widok, prawie codziennie ciągnęła karawana tych wozów, dłuższa lub krótsza w zależności od ilości pomordowanych. Ciała bezwładnie powrzucane na wozy, z wierzchu nakryte kocami. To tu, to tam zwisała spod koca ręka lub głowa, lub wystawała noga, a na wpół skrzepła krew opadała całymi płatami z tych wozów na drogę, zabarwiając ją na czerwono na całej długości trasy. Stawaliśmy wtedy w postawie zasadniczej twarzami do furgonów i zdejmując czapki, oddawaliśmy ostatni hołd ofiarom zbrodni hitlerowskiej. Po przejściu całej karawany wjeżdżał na trasę samochód lub fura z piachem, którym zasypywano rozlaną krew na całej trasie. Ten prawie codzienny makabryczny widok sprawiał nam bardzo przygnębiająco wrażenie i wpływał deprymująco. Ale Niemcy robili to celowo, by nas psychicznie załamać, osłabić, dobijać, bo mogli wywozić ciała pomordowanych trasą mało uczęszczaną i przed powrotem więźniów z pracy lub po gongu do spania, gdy więźniowie byli w blokach, a nie w czasie, gdy wszyscy więźniowie byli w obozie i podczas największego ruchu po apelu wieczornym (…)”.
APMA-B. Zespól Oświadczenia t. 108, k. 139, relacja b. więźnia Pawła Kulczaka.
„Widziałem często Aumeiera w towarzystwie Grabnera, Palitzscha, Lachmanna, Kirschnera, Bogera wchodzącego na blok 11. Po wyjściu całej świty esesmańskiej z bloku 11, w niespełna pół godziny, Rollwaga ciągniona przez więźniów wywoziła z bloku 11 trupy, a droga cała była znaczona strugami krwi. Najwięcej krwi było zawsze przy bramie, przy której wóz musiał się zatrzymać i sprawdzano ilość więźniów, ciągnących Rollwagę. Trupy te wywożono do krematorium obozu głównego”.
APMA-B. Proces Załogi t. 54 a, k. 174, zeznanie b. więźnia Czesława Jaszczyńskiego.