Myrosława Keryk dla "TS": Ukraińcy mają duże obawy, żeby np. pójść do sądu z polskim pracodawcą

- Sytuacja wygląda różnie. Ci, którzy przyjeżdżają czasowo, żeby dorobić do życia na Ukrainie, często dają się wykorzystywać. Pracują za niższą płacę, żyją w gorszych warunkach. To oni najczęściej spotykają się ze zwłoką w wypłacie, zatrudnieniem znacznie poniżej kwalifikacji. Dla tych niżej wykwalifikowanych sytuacja np. jest znacznie gorsza zimą, gdy często nie mogą znaleźć pracy i są zdezorientowani. Trzeba im pomóc przeczekać do wiosny, lata, kiedy to zaczną być bardzo poszukiwani w rolnictwie czy budownictwie.
- I fundacja takiego wsparcia udziela?
- W fundacji prowadzimy punkt konsultacyjny, który pomaga naszym rodakom w bezrobociu, ale także wtedy, gdy przychodzą ze skargą, że nie otrzymali przyrzeczonego wynagrodzenia.
- Mogą państwo korzystać wówczas ze wsparcia Państwowej Inspekcji Pracy, a może też związków zawodowych?
- Niestety, ochrona ich praw jest ograniczona. Wielu pracuje na zlecenie, a inspekcja pracy może skutecznie kontrolować pracowników. Sami zachowujemy się więc trochę jak związek zawodowy, dzwonimy, próbujemy pertraktować z pracodawcą. Czasem się udaje, ale sami Ukraińcy mają duże obawy, żeby np. pójść do sądu z polskim pracodawcą. Zdarzają się już takie przypadki, ale zbyt rzadko.
- Nieuczciwi pracodawcy czują się bezkarni?
- Niestety tak. Często uważają, że Ukrainiec nie zna polskiego prawa i można go oszukać. Oszuści, bo tak należy ich nazwać, wykorzystują np. to, że obcokrajowiec musi w pewnym momencie wyjechać, bo kończy mu się prawo pobytu, i wówczas nie płaci mu za ostatnie kilka miesięcy, oszczędzając w ten sposób na kosztach pracy. Zdarza się też, że pracownik jest obciążany np. całym ubezpieczeniem na ZUS, kosztami mieszkania i inymi, choć niby otrzymuje stawkę minimalną.
Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (16/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej tutaj
#REKLAMA_POZIOMA#