[Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Ktoś nas pcha do wojny? Historia (nie)zawodnych sojuszy
![[Tylko u nas] Agnieszka Żurek: Ktoś nas pcha do wojny? Historia (nie)zawodnych sojuszy](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/80316/1646764483cab76449516af90821a6ab.jpg)
"Będę wspierał Polaków niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonają" - stwierdził brytyjski minister obrony Ben Wallace w rozmowie ze Sky News. Dodał, że Wielka Brytania nie może zaoferować samolotów, z których mogliby korzystać Ukraińcy.
"Będziemy chronić Polskę, pomożemy jej we wszystkim, czego potrzebuje" – podkreślił Wallace, zaznaczając zarazem, że pomoc Ukrainie jest dobra, ale może wystawić nasz kraj na "bezpośrednią linię ognia z krajów takich jak Rosja czy Białoruś".
„Polska ma kluczową rolę w naszym zbiorowym, europejskim bezpieczeństwie” – podkreślił kilka tygodni temu brytyjski premier Boris Johnson po spotkaniu z Mateuszem Morawieckim. „Kiedy Polska jest zagrożona, Wielka Brytania zawsze jest gotowa pomóc” – dodał.
„Sto ostatnich lat pokazało nam, że jeżeli Polsce coś grozi, grozi agresja, zagrożone są polskie granice lub jej stabilność, to tak naprawdę groźba dotyczy nas wszystkich” – stwierdził szef brytyjskiego rządu.
„Wybrałbym Was – Polaków”
W ostatnim czasie 350 brytyjskich żołnierzy dołączyło do stu żołnierzy z tego kraju wysłanych zimą do Polski w związku z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej. Jak podkreślił Boris Johnson, żołnierze ci dołączają „do innych żołnierzy sił międzynarodowych NATO, którzy ramię w ramię z polskimi żołnierzami pragną nieść nie tylko Polsce, ale Europie i całemu światu pokój i stabilność”.
„Owocne rozmowy z premierem Mateuszem Morawieckim. Nasze narody są długoletnimi przyjaciółmi, których łączą głębokie więzi. Zgodziliśmy się, że ważne jest kontynuowanie dialogu dyplomatycznego z Rosją i zagwarantowanie, że skoordynowany pakiet sankcji jest gotowy do użycia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Solidarność” - napisał na Twitterze Boris Johnson po wizycie w Warszawie.„Pozostajemy zjednoczeni i niezachwiani w naszym zaangażowaniu na rzecz bezpieczeństwa Europy przeciwko tym, którzy chcieliby je podważyć” – dodał.
Chcemy wierzyć, że tym razem zapewnienia o wsparciu ze strony naszych zachodnich sojuszników są czymś więcej niż dyplomatyczną kurtuazją, jednak odwołanie się do doświadczeń ostatnich stu lat i zapewnienie przy tym o niezawodnej pomocy Wielkiej Brytanii w sytuacji zagrożenia Polski, brzmią – delikatnie mówiąc – niefortunnie.
To właśnie ostatnie sto lat pokazało, że w sytuacji realnego zagrożenia, Polska została – cytując słowa św. Jana Pawła II – „opuszczona przez sprzymierzone potęgi” i skazana na samotną walkę przeciwko dwóm okupantom.
„Żołnierze 2 Polskiego Korpusu! Jeżeliby mi dano do wyboru między którymikolwiek żołnierzami, których bym chciał mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym Was – Polaków” – powiedział po zwycięskim szturmie Polaków na Monte Cassino jeden z najsłynniejszych brytyjskich dowódców wojskowych Harold Alexander.
„Polacy byli naprawdę wspaniałymi ludźmi, ale bardzo chcieli zabijać Niemców. I tak też robili. (…) Zobaczyłem hurricane’y, których piloci strzelali do Niemców na spadochronach. Dobrze wiedziałem, kto to był. To byli chłopcy z 303 Dywizjonu – Polacy. Żywili przekonanie, że «dobry Niemiec, to martwy Niemiec»” – wspominał Peter Matthews, pilot z 1 Dywizjonu z Northolt w okresie Bitwy o Anglię.
„Nie było wątpliwości, że Polacy traktują tę rozgrywkę o wiele bardziej serio niż my” – stwierdził szef eskadry pilotów John A. Kent. Była to trafna diagnoza. Jak wskazał w rozmowie z PAP dr hab. Michał Leśniewski, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego „Dla polskich lotników walka o Anglię była także walką o Polskę. Jasne było, że jeżeli Wielka Brytania ulegnie pod naporem niemieckiej inwazji lub zawrze z Hitlerem porozumienie, to tak naprawdę kończą się jakiekolwiek szanse dla Polski”.
„Może Pan swoje dywizje zabrać”
Bohaterstwo bojowe Polaków zostało docenione przez ich frontowych dowódców, kolegów, a także międzynarodową opinię publiczną. Politycy reprezentujący państwa sojusznicze także cenili polską odwagę i zdolność do poświęceń, jednak podobnie jak u początków II wojny światowej nie zamierzali „umierać za Gdańsk”, tak i po jej zakończeniu nie chcieli narażać się przywódcy ZSRS, rzucając Polskę „na pożarcie” Stalinowi podczas konferencji w Teheranie i Jałcie.
„Wobec tragicznego komunikatu ostatniej konferencji trzech w Jałcie, melduję, że II Korpus nie może uznać jednostronnej decyzji, oddającej Polskę i Naród na łup bolszewikom. Zwróciłem się do władz sojuszniczych o wycofanie oddziałów Korpusu z odcinków bojowych. Nie mam sumienia żądać w obecnej chwili od żołnierza ofiary krwi” – napisał gen. Władysław Anders do prezydenta Władysława Raczkiewicza.
Alianci nie przewidzieli jednak możliwości wycofania polskich żołnierzy z linii frontu, chcąc nadal korzystać z ich bojowego poświęcenia. 21 lutego 1945 r. gen. Anders spotkał się z Winstonem Churchillem, który zapytał: „Nie jest Pan zadowolony z konferencji jałtańskiej?”. „Mało powiedzieć, że nie jestem zadowolony. Uważam że stało się wielkie nieszczęście. Na takie załatwienie sprawy naród polski nie zasłużył i my walczący tutaj nie mogliśmy tego oczekiwać. Polska pierwsza krwawiła w tej wojnie i poniosła ogromne straty. Była sojuszniczką Wielkiej Brytanii od początku i w najcięższych dla niej chwilach. Na obczyźnie zdobyliśmy się na największy wysiłek, na jaki stać było żołnierza, w powietrzu, na morzu i lądzie. W Kraju zorganizowaliśmy największy ruch oporu przeciwko Niemcom. Żołnierz walczył o Polskę, walczył o wolność swojego Narodu. Co dzisiaj, my dowódcy, mamy powiedzieć żołnierzowi? Rosja sowiecka, która do roku 1941 była w ścisłym sojuszu z Niemcami, zabiera nam obecnie połowę naszego terytorium, a w pozostałej części chce ustanowić swoje rządy. Wiemy z doświadczenia, do czego to zmierza” – odpowiedział wzburzony Anders.
„Wy sami jesteście temu winni. Już od dawna namawiałem was do załatwienia sprawy granic z Rosją sowiecką i oddania jej ziem na wschód od linii Curzona. Gdybyście mnie posłuchali, dzisiaj cała sprawa wyglądałaby inaczej. Myśmy wschodnich granic Polski nigdy nie gwarantowali. Mamy dzisiaj dosyć wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może Pan swoje dywizje zabrać. Obejdziemy się bez nich” – odparł cynicznie Churchill, na dodatek mijając się z prawdą w kwestii gwarancji polskich granic.
„Jeżeli chodzi o gwarancję wschodnich granic Polski, to – jak zresztą zauważył podczas obrad w Izbie Gmin przychylny Polakom deputowany Alan Graham, [było to – przyp. red.] złamanie przez jego ojczyznę polsko – brytyjskiego układu sojuszniczego z 21 sierpnia 1939 roku. Trzeci artykuł tajnego protokołu do tego aktu głosił: «jeśli jeden z sygnatariuszy wejdzie w porozumienie z państwem trzecim, to nie może ono naruszać suwerenności ani integralności terytorialnej drugiego partnera»” – przypomniał historyk Maciej Rosalak w „Kalendarzu historycznym” prowadzonym przez red. Ryszarda Gromadzkiego na antenie Telewizji Republika.
Wnioski z historii
Cynizm sojuszników z końca wojny nie odbiegał zresztą od ich stosunku do Polski z roku 1939. „Z wojskowego punktu widzenia zachodnie mocarstwa nie uczyniły absolutnie nic dla ratowania Polski” – stwierdził Ian Kershaw, brytyjski historyk i pisarz specjalizujący się w badaniu historii III Rzeszy odnosząc się do okresu pomiędzy październikiem 1939 roku a majem 1940 roku nazywanym po francusku la Drôle de Guerre („śmieszną wojną”) po angielsku phony/phoney war („udawaną wojną), a po niemiecku Sitzkrieg („wojną na siedząco”).
W efekcie jałtańskiej zdrady „aliantów” Polska znalazła się na kilkadziesiąt lat w sowieckiej strefie wpływów, tracąc nie tylko ok. 20% swojego terytorium, ale przede wszystkim wielu wybitnych obywateli zamordowanych w kazamatach komunistycznej bezpieki. Rzeczpospolita na długie lata pogrążyła się w kryzysie politycznym i gospodarczym, którego skutki odczuwane są do tej pory. Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie zaproszono nawet do wzięcia udziału w uroczystej paradzie wojskowej zorganizowanej w Londynie w czerwcu 1946 roku. Polacy, którzy bili się na wszystkich frontach II wojny światowej od pierwszego jej dnia do samego jej końca, zostali pominięci na rzecz żołnierzy USA, Francji, Belgii, Brazylii, Czechosłowacji, Danii, Egiptu, Etiopii, Grecji, Iranu, Iraku, Luksemburga, Meksyku, Nepalu, Holandii, Norwegii oraz Transjordanii.
Ta sytuacja zawstydziła nawet Winstona Churchilla. Nie był on jednak już wówczas premierem, toteż jego oświadczenie wygłoszone w Izbie Gmin miało wymiar raczej symboliczny. „Wyrażam głęboki żal, że żaden z oddziałów polskich, które walczyły u naszego boku w tylu bitwach i które przelały swoją krew dla wspólnej sprawy, nie zostały dopuszczone do udziału w Paradzie Zwycięstwa. Będziemy w tym dniu myśleli o tym wojsku. Nigdy nie zapomnimy o ich dzielności ani o ich bojowych wyczynach, które związane są z naszą własną sławą pod Tobrukiem, Cassino i Arnhem” – zapewnił Churchill.
Dobrze byłoby, abyśmy my, Polacy, także o tym nie zapomnieli. Patrząc w przyszłość z nadzieją i budując korzystne dla naszego kraju sojusze międzynarodowe, wyciągajmy wnioski z historii i pamiętajmy o słowach św. Pawła z 1 Listu do Koryntian: „Bądźcie dziećmi w sercu, ale nie w umyśle”.
Agnieszka Żurek