[Tylko u nas] Jan Krzysztof Ardanowski: W sprawie bezpieczeństwa żywnościowego na UE bym nie liczył
![[Tylko u nas] Jan Krzysztof Ardanowski: W sprawie bezpieczeństwa żywnościowego na UE bym nie liczył](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/88490/16592663969c981125c5bdd56fda5903.jpg)
– My w Polsce, a pewnie i w Europie bezpieczeństwo żywnościowe traktujemy trochę jak bajkę o żelaznym wilku, może się to zmienić?
– W ostatnich dziesięcioleciach Polska i Europa były bezpieczne jeżeli chodzi o dostęp do żywności. Polska jest nawet jej dużym eksporterem. Nasze produkty docierają do prawie 80 krajów świata. Niestety ten dobrobyt żywnościowy zarówno w Polsce jak i Europie może się skończyć. Polityka tzw. Zielonego Ładu, okraszona ładnymi hasłami ochrony przyrody i zrównoważonego rozwoju, prowadzi do zmniejszenia produkcji rolnej w Europie i Komisja Europejska nawet tego nie ukrywa. Tak więc z jednej strony mam głód na świecie, zerwanie łańcucha dostaw przez wojnę na Ukrainie, z drugiej działania instytucji unijnych dążą do zwijania produkcji rolnej w imię utopijnych haseł.
– Na ważną rzecz zwraca Pan uwagę, rolę ideologii w kształtowani polityki żywnościowej Europy. Ostatnio pojawiła się nawet inicjatywa „End The Slaughter Age”.
– Ta ideologia pseudoekologów zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Europy w sposób bardzo poważny. W pierwszej kolejności ma być zlikwidowana produkcja mięsna. Pod inicjatywę, o której Pan mówi, zbierane są podpisy w Europie i zapewne milion tych podpisów w okresie wakacyjnym zostanie zebrane. To otwarcie furtki nie tylko likwidującej produkcję mięsną, ale i np. do produkcji mleka, bo jest wiele głosów, że krowy również bardzo cierpią przy produkcji mleka, a aktywistki prozwierzęce wręcz twierdzą, że krowy są gwałcone. Miód także może zniknąć z naszego menu, bo podobno jest on kradziony pszczołom. Tyle tylko, że ograniczenie produkcji w Europie spowoduje zwiększenie produkcji w innych rejonach świata, gdzie te zwierzęta będą miały o wiele gorsze warunki. Tak jest np. ze zwierzętami futerkowymi, wypchnięcie ich hodowli z Europy nie spowoduje, że popyt na nie się zmniejszy. One będą hodowane w gorszych warunkach poza Europą. Zresztą zjadanie mięsnych odpadów poubojowych przez norki jest najbardziej ekologicznym sposobem ich utylizacji, bo alternatywą jest spalanie odpadów w piecach, głównie przez niemiecką firmę, która weszła do Polski, licząc na wielkie zyski po zakazie hodowli norek. Zakazy hodowli różnych gatunków zwierząt, które mają uspokoić sumienia Europejczyków są podszyte ogromną hipokryzją. Pozbawianie się produkcji rolnej powoduje, że Europa uzależni się już nie tylko od rosyjskiego gazu i ropy, ale i żywności.
– Dzieci rewolucji 68. roku rządzące Unią słuchają innych rewolucjonistów.
– To jest najgorsze. Dopóki jakieś radykalne grupki wykrzykują swoje hasła i na tym się kończy, to nie ma się czym martwić. Niestety chore pomysły szaleńców nie mających pojęcia o rolnictwie są wdrażane w życie. Nikt nie daje temu odporu, nawet prawicowy ponoć komisarz rolnictwa Janusz Wojciechowski z Polski, który nie potrafi się w sposób jednoznaczny odciąć od szalonych pomysłów forsowanych w unijnych instytucjach.
– Zielony Ład w obliczu kryzysu żywnościowego jest jeszcze aktualny?
– Krytyka Zielonego Ładu zaczęła się znacznie wcześniej niż wojna na Ukrainie. Szereg ekspertów i naukowców przestrzega przed wprowadzeniem go w życie m.in., Uniwersytet w Niemczech i Holandii, IUNG w Puławach, Uniwersytet Rolniczy w Poznaniu czy nawet departament rolnictwa w USA. Copa-Cogeca - zjednoczony głos organizacji rolniczych w Europie - wyraziła się jednoznacznie negatywnie o Zielonym Ładzie twierdząc, że jest on niebezpieczny i zniszczy bezpieczeństwo żywnościowe Europy. To było jeszcze przed wojną.
– Nie wierzę, że UE nie widzi gry Putina obliczonej na wywołanie kryzysu żywnościowego i uzależnianie się od dostaw żywności z Rosji.
– Uważam, że kryzys żywnościowy towarzyszący wojnie na Ukrainie jest wywołany przez Rosjan świadomie. Przy zerwaniu łańcucha dostaw i brakach żywności „matuszka Rasija” wszystkim wyjdzie naprzeciw z pomocą, będzie taniej sprzedawać zboże, również to skradzione Ukrainie i uzależniać od siebie Europę także pod względem żywnościowym. Rosjanie sami potrafią głodować, jak było „za komuny”, ale wysyłać żywność tam, gdzie ktoś poddaje się jej wpływom.
– Budżet Planu Strategicznego dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027 to 25 mld euro środków, wystarczy?
– W normalnych czasach ten budżet może i by wytrzymał. Niestety jeżeli chcemy utrzymać w miarę dobrze funkcjonującą produkcję rolną w Europie, musimy postawić na modernizację naukowo-technologiczną, na wielkie inwestycje w rolnictwie, na rolnictwo precyzyjne. To są potężne pieniądze. Gospodarstwa do 50 ha mogą zapomnieć o tak wielkich nakładach na inwestycje, a takie gospodarstwa w Polsce dominują. To małe gospodarstwa w pierwszej kolejności skazane będą na upadek, bo nie będą w stanie konkurować z tymi wielkimi.
– Tymczasem Zielony Ład wchodzi za pół roku.
– Jeżeli nie nastąpi żadna refleksja w Komisji Europejskiej, która na siłę chce narzucić wszystkim rolnikom szkodliwe rozwiązania, to będzie bardzo trudny czas dla wszystkich konsumentów na naszym kontynencie. Niestety czas taniej żywności się skończył.
– Jak poprawiać wydajność produkcji rolnej w sytuacji wprowadzania fit for 55 czy szukania wszędzie śladu węglowego?
– Bardzo dobre pytanie, na które nikt nie potrafi udzielić żadnej odpowiedzi. Z jednej strony słyszymy oczekiwania agend ONZ walczących z głodem, że należy zwiększyć produkcję żywności, zwiększyć plony, powierzchnie upraw. Z drugiej strony Zielony Ład mówi, że trzeba zmniejszyć nawożenie, odchodzić od ochrony roślin. Niektórym się wydaje, że ochrona roślin to coś strasznego i szkodliwego. Tymczasem ochrona roślin dotyczy m.in., eliminowania w roślinach chorób grzybowych i wytwarzanych przez grzyby trujących mykotoksyn. Pytanie jak zwiększać produkcję żywności w Europie przy głupocie europejskich decydentów, którzy ograniczają działalność plonotwórczą pozostaje bez odpowiedzi.
– Z drugiej strony rolnictwo ekologiczne nie zaspokoi wszystkich wszystkich potrzeb żywieniowych Europejczyków.
– Zaskoczę Pana, ale jestem zwolennikiem rolnictwa ekologicznego, tylko zawsze musimy pamiętać, że stawiając na ten rodzaj rolnictwa trzeba się liczyć ze spadkiem plonów. Koszty takich upraw są dużo wyższe. Jeżeli na świecie są konsumenci gotowi płacić więcej za żywność ekologiczną, to proszę bardzo, ale tym rolnictwem nie zaspokoimy wszystkich potrzeb żywnościowych. Pojawiają się nawet oczekiwania, by to państwo dopłacało do produkcji ekologicznej, by ludzie, generalnie bogaci, życzący sobie takiej żywności mogli kopić ją taniej. Przecież to jakiś absurd. Tego nie da się zrobić. To zawsze będzie droga nisza konsumencka.
– Rezygnacja z rosyjskich surowców energetycznych też generuje wzrost kosztów produkcji jedzenia.
– Tak, to też są świadome działania Moskwy. Ceny nawozów oszalały, paliwo, koszty energii elektrycznej i gazu wzrosły, a działalność rolnicza jest wysoce energochłonna. Ba, nawet ceny węgla będą dla gospodarstw domowych rolników szokiem, a należy wiedzieć, że polska wieś opalana jest węglem. Ceny węgla to ogromne wyzwanie np. dla rolnictwa szklarniowego, ponieważ szklarnie ogrzewane są energią z węgla lub gazu. Wcale nie wykluczam, że za jakiś czas ciężko będzie kupić polskie ogórki czy pomidory , bo ich hodowla będzie nieopłacalna. Pewnie można importować np. z Hiszpanii czy Maroka, tylko co ze smakiem i jakością takich płodów? To też będzie uderzenie w część rolnictwa pod osłonami.
– Ostrzega Pan, że import zboża z Ukrainy psuje polski rynek.
– Zboże z Ukrainy mocno obniża ceny polskich zbóż, ponieważ firmy zajmujące się handlem tym towarem lub producenci pasz wolą zaopatrywać się w tańsze produkty z Ukrainy. To skazuje naszych producentów na obniżanie i tak już niewysokich cen.
– Niektóre kraje Europy, które dzierżawiły ziemię pod uprawę tulipanów czy roślin na perfumy w Afryce przechodzą tam na uprawy podstawowych produktów spożywczych, Europę czeka come back rolnictwa?
– To bardzo ważne pytanie, kto i w jaki sposób ziemię na świecie uprawia. To powinna być absolutnie domena rodzin rolniczych współpracujących ze sobą, a nie międzynarodowych koncernów. Przecież uprawa pól na Ukrainie to patologia. Zwykli rolnicy nie mają nic do powiedzenia, bo rządzą tam agroholdingi, holenderskie, chińskie, amerykańskie czy niemieckie, które mają w uprawie około 10 mln ha czarnoziemów ukraińskich. Te holdingi prowadzą taką politykę rolną jaką chcą, korumpują polityków i nie płacą na Ukrainie praktycznie żadnych podatków. Zwykły rolnik nie ma w zderzeniu z ich polityką żadnych szans.
– Na ile UE zabezpiecza swoich obywateli przed spadkiem rezerw żywnościowych?
– Ja bym na UE za bardzo nie liczył. Oczekiwanie na szybkie decyzje KE graniczy z cudem. Dla przykładu, Polska złożyła wniosek, by z własnego budżetu rząd mógł dopłacać do nawozów. Trwało to kilka miesięcy, ze strony UE było kluczenie, odsyłanie w celu uzupełnienia ponoć źle wypełnionego wniosku, a czas na nawożenie gleby mijał. My powinniśmy prowadzić własną politykę narodową dotyczącą bezpieczeństwa żywnościowego.
– Europie raczej nie zagraża brak fizycznej dostępności do żywności, ale co z dostępnością ekonomiczną?
– Bardzo dziękuję za to pytanie. Bezpieczeństwo żywnościowe ma kilka aspektów, jednym z nich jest powszechność dostaw żywności. Boję się, że o dostępie ekonomicznym do żywności UE zapomniała. Europie bezpośrednio nie zagraża brak dostępności, ale czeka to rejony Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej. Skutki głodu w Afryce będą też opłakane dla nas, ponieważ to doprowadzi do emigracji do Europy. Szacuje się w tej chwili, że około 50 mln ludzi gotowych jest szturmować Europę, bo będą zagrożeni śmiercią głodową. Europa nie wytrzyma kolejnych milionów imigrantów. To będzie koniec Europy.
– Czy wskutek kryzysu żywnościowego na świecie społeczeństwa europejskie będą ulegać coraz większej pauperyzacji?
– Pewnie nastąpi wielkie rozwarstwienie Europejczyków. Zamożnych będzie stać na kupno wszelkiego rodzaju żywności, reszta na jedzenie będzie wydawała procentowo coraz więcej ze swoich zarobków.
– W wywiadzie dla portalu tysol.pl twierdzi Pan, że kryzys żywnościowy może stać się szansą dla polskiego rolnictwa.
– Cudze nieszczęście nas nie cieszy i wspieranie Ukrainy jest naszą historyczną racją stanu. Jednak z wielu rynków spożywczych ustąpiły Ukraina i Rosja. My, w przeciwieństwie np. do Holandii czy Belgii, gdzie produkcji rolnej nie da się już zwiększać, mamy takie możliwości i teraz jest czas, by te produkcję zwiększać.