[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Referendum 2003: Kiełbasy na wierzbach

Czy pamiętacie państwo referendum do Unii Europejskiej z 2003 r.? Na początku o generalnej sytuacji, a potem szczegółowo o plebiscycie.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Referendum 2003: Kiełbasy na wierzbach
/ Foto T. Gutry

Komuna, postkomuna i liberałowie byli u władzy. Rządziła więc strona postpolska. Patrioci, czyli nacjonaliści, byli zupełnie odsunięci od sterów państwa. Właściwie zgodni od 1989 r. czerwoni i różowi, przedtem kurczowo trzymający się Sowdepii, przerzucili się na Brukselę, a więc na Berlin. Niewiele się zmieniło do dziś. Ale miało to szczególny wydźwięk w 2003 r., gdy decydowało się członkostwo Polski w UE.

Pamiętacie Państwo obietnice? Że kiełbasy będą na drzewach rosły, subsydia z UE stworzą w Polsce samych krezusów, a poziom zamożności wystrzeli natychmiast do niebotycznego poziomu. W takie bajki ludzie wierzyli, tak jakby zapomnieli, że właściwie zawsze i wszystko jest wynikiem własnej ciężkiej pracy, a nie podarunków z zewnątrz, a o własne interesy trzeba dbać samemu, bowiem obcy, nawet jak pomogą, to nie będą przecież za Polaków nad Wisłą mieszkać i za nich życia tam sobie układać. Chyba że oczywiście zlikwidujemy Polskę, wrócimy do zaborów i okupacji, gdzie obcy w Polsce przez niemal 200 lat się panoszyli, najpierw jako trzej zaborcy (Rosja, Prusy i Austria), a potem jako narodowi socjaliści z III Rzeszy i międzynarodowa komuna ze Związku Sowieckiego.

Ja byłem za tym, aby Polska maksymalnie mogła wyzyskać swój potencjał i położenie, ale w 2003 r. byłem przekonany, że na wchodzenie do Unii Europejskiej nie była gotowa. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego że wejście do Unii oznacza utratę suwerenności. Za bardzo byłem do niej emocjonalnie przyzwyczajony. Wolność RP odzyskała po 1989 r. i miałaby ją znów komuś oddawać? I tym razem dobrowolnie? Pewne rzeczy nie podlegają negocjacji. Zrzekanie się suwerenności było po prostu „out of the question”. Zaiste, były inne opcje. Nie! Grzmiano do nas, że poza Unią nie ma życia, a w Polsce tylko nieliczne środowiska argumentowały, że jest. Tylko niewielu prezentowało jakieś alternatywy. Lewacy wyśmiewali się, że to mrzonki, że to trzecia droga do trzeciego świata.
To nieprawda. Po wtóre więc trzecia droga była. Na przykład totalna „debiurokratyzacja”, maksymalne „odurzędniczenie” i wielka deregulacja: wprowadzenie takiego systemu, przynajmniej w części, jaki ma Singapur. Wolne rynki i maksymalne otwarcie na świat, przy minimalnej praktyce liberalizmu poniżej pasa: marksizmu-lesbianizmu i innych libertyńskich wynalazków rewolucji obyczajowej. Samorządność z silną egzekutywą, która powstrzymałaby zewnętrzne zakusy na kontrolę i podbój Polski.

Pamiętam taki pomysł mojego bankiera Zdzicha Zakrzewskiego z Kalifornii, że liberalizować można by prawo bankowe, aby wszyscy – łącznie z zachodnimi Europejczykami ‒ trzymali swoje kapitały w Polsce. Wtedy byłoby na inwestycje. Kontrolowane przez Polskę i godnie wynagradzane zyskami oraz zabezpieczane przed fiskusami UE, czego naturalnie nie można robić, gdy jest się częścią tego klubu. Czyli, po trzecie, alternatywą była Polska narodowa i solidarna, a jednocześnie skonstruowana jako przeciwwaga dla UE. Europa obecnie popiera samobójstwo z nieograniczoną islamską emigracją, zielono-czerwoną rewolucją antyenergetyczną i postantynacjonalizmem, jak również wojującym ateizmem. Polska miała szansę ustawić się odwrotnie. Przecież pamiętajmy, że śp. Vladimir Bukovsky ostrzegał, że UE zmienia się w Związek Europejskich Republik Sowieckich. Że nowa Eurosowdepia staje się coraz bardziej utopijna i rewolucyjna. Że wyskakuje z pomysłami contra natura, pomysłami inżynierii społecznej, o czym Polacy przekonują się dopiero teraz – w państwie węgla w domach ma być zimno ze względu na zielone fanaberie wyćwiczonej przez Berlin Brukseli.

Dlaczego jeszcze trzeba było w 2003 r. głosować „nie!” w referendum? Po trzecie więc, dlatego że Polska dopiero podnosiła się z komunizmu. Bieda szalała, elity postkomunistyczne nie potrafiły wdrożyć reform, które RP wprowadziłyby na drogę prosperity. Zamiast tego szalała wyprzedaż państwa i jego zasobów w ramach tzw. prywatyzacji. Ale przecież wszystko powinno zaczynać się od restytucji mienia, czyli zwrócenia elitom przedwojennym i ich potomkom skradzionych im zasobów, majątków, przedsiębiorstw i nieruchomości, aby stanowiły przeciwwagę dla uwłaszczającej się komunistycznej nomenklatury, której orgii złodziejstwa elity postkomunistyczne nie chciały i nie potrafiły ukrócić. Czyli błąd 2003 r. leżał w grzechu okrągłostołowym 1989 r. Głos na „nie” w referendum akcesyjnym do UE kupiłby czas Polsce na wejście na właściwe tory przed podjęciem (o ile chciałaby to robić) takiego kroku jak podporządkowanie się Brukseli. Znamy bowiem w stosunkach gospodarczych i finansowych dwa typy transakcji: mergers i aquisitions (zespolenie się i przejęcie). Jeśli nasze przedsiębiorstwo jest zdrowe gospodarczo, jeśli wspaniale się rozwija, to chce z nami się zespolić (zjednoczyć) firma większa – zakładamy, że również gospodarczo kwitnąca – i mamy wtedy do czynienia z merger (zespoleniem się). Wygrywają na tym wszyscy: zarząd i załoga. Następuje równy podział środków, aby połączone przedsiębiorstwa wystrzeliły w górę i ciągnęły gospodarkę. Jeśli natomiast nasza jednostka gospodarcza jest chora, jeśli kuleje, jeśli jest niewydolna i podupadła, to wtedy, gdy nadchodzi większy, kwitnący podmiot gospodarczy i rzuca na nas pożądliwym okiem, to mamy do czynienia z przejęciem przedsiębiorstwa. W takim wypadku zarząd kulawego biznesu dostaje złote parasole – deszcz kasy, a załoga, pracownicy – dostają kopa. Tak się stało w Polsce. Na tzw. transformacji zyskała komuna i jej sprzymierzeńcy, a kopa dostała Solidarność, czyli naród. W pewnym sensie decyzja z 2003 r. kontynuowała proces, który zaczął się przy okrągłym stole. Referendum w 2003 r. było tego przypieczętowaniem. Z Moskwy, przez sieroce bezkrólewie ‒ do Brukseli. Biedna Polska.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 17 listopada 2022
Intel z DC


 

 

 

 

 


 

POLECANE
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada z ostatniej chwili
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował w niedzielę, że z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą.

Niemcy: odparliśmy atak polskiego drona z ostatniej chwili
Niemcy: "odparliśmy atak polskiego drona"

Niemiecka policja federalna przekazała, że powstrzymała drona nadlatującego z Polski. Policja rozważa postępowanie karne i administracyjne wobec operatora drona.

Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje z ostatniej chwili
Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje

W Kędzierzynie-Koźlu pali się hurtownia ze sprzętem elektrycznym. Na miejscu pracuje już ponad stu strażaków. Dwóch ratowników jest poszkodowanych. Ogłoszono alert RCB z apelem, by w promieniu kilometra od pożaru zamykać okna.

Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami z ostatniej chwili
Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami

Podczas konferencji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego w Rosówku na granicy polsko-niemieckiej doszło do incydentu – policja wyprowadziła jednego z prowokatorów.

Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski z ostatniej chwili
Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski – informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 7 lipca kolejne zwężenia i objazdy na S11 pod Poznaniem – sprawdź, gdzie zwolnić i jak ominąć remont.

Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu Wiadomości
Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu

W niedzielę, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu wybuchły dwa pożary. Strażacy najpierw gasili las, potem halę z rowerami i hulajnogami.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak poinformował Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Europa Wschodnia, Południowa oraz zachodnie krańce będą pod wpływem wyżów, a pozostała część kontynentu - pod wpływem niżów znad Skandynawii oraz północnych Włoch z pofalowanym frontem atmosferycznym.

Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska? z ostatniej chwili
Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska?

Grupa „bodnarowców” ma już gotową ustawę bezkarnościową! Miałaby ona zapewnić bezkarność środowisku związanym z obecną władzą w związku z ich bezprawnymi działaniami po 15 października 2023 roku – przekazał dziennikarz Michał Karnowski na antenie Telewizji wPolsce24.

Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka Wiadomości
Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka

Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór, 5 lipca, nad jeziorem Długie w Rzepinie. Służby otrzymały zgłoszenie o zaginięciu 12-letniej dziewczynki po godzinie 18. Na miejsce natychmiast skierowano duże siły ratownicze – w tym strażaków, ratowników medycznych i policję.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Referendum 2003: Kiełbasy na wierzbach

Czy pamiętacie państwo referendum do Unii Europejskiej z 2003 r.? Na początku o generalnej sytuacji, a potem szczegółowo o plebiscycie.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Referendum 2003: Kiełbasy na wierzbach
/ Foto T. Gutry

Komuna, postkomuna i liberałowie byli u władzy. Rządziła więc strona postpolska. Patrioci, czyli nacjonaliści, byli zupełnie odsunięci od sterów państwa. Właściwie zgodni od 1989 r. czerwoni i różowi, przedtem kurczowo trzymający się Sowdepii, przerzucili się na Brukselę, a więc na Berlin. Niewiele się zmieniło do dziś. Ale miało to szczególny wydźwięk w 2003 r., gdy decydowało się członkostwo Polski w UE.

Pamiętacie Państwo obietnice? Że kiełbasy będą na drzewach rosły, subsydia z UE stworzą w Polsce samych krezusów, a poziom zamożności wystrzeli natychmiast do niebotycznego poziomu. W takie bajki ludzie wierzyli, tak jakby zapomnieli, że właściwie zawsze i wszystko jest wynikiem własnej ciężkiej pracy, a nie podarunków z zewnątrz, a o własne interesy trzeba dbać samemu, bowiem obcy, nawet jak pomogą, to nie będą przecież za Polaków nad Wisłą mieszkać i za nich życia tam sobie układać. Chyba że oczywiście zlikwidujemy Polskę, wrócimy do zaborów i okupacji, gdzie obcy w Polsce przez niemal 200 lat się panoszyli, najpierw jako trzej zaborcy (Rosja, Prusy i Austria), a potem jako narodowi socjaliści z III Rzeszy i międzynarodowa komuna ze Związku Sowieckiego.

Ja byłem za tym, aby Polska maksymalnie mogła wyzyskać swój potencjał i położenie, ale w 2003 r. byłem przekonany, że na wchodzenie do Unii Europejskiej nie była gotowa. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego że wejście do Unii oznacza utratę suwerenności. Za bardzo byłem do niej emocjonalnie przyzwyczajony. Wolność RP odzyskała po 1989 r. i miałaby ją znów komuś oddawać? I tym razem dobrowolnie? Pewne rzeczy nie podlegają negocjacji. Zrzekanie się suwerenności było po prostu „out of the question”. Zaiste, były inne opcje. Nie! Grzmiano do nas, że poza Unią nie ma życia, a w Polsce tylko nieliczne środowiska argumentowały, że jest. Tylko niewielu prezentowało jakieś alternatywy. Lewacy wyśmiewali się, że to mrzonki, że to trzecia droga do trzeciego świata.
To nieprawda. Po wtóre więc trzecia droga była. Na przykład totalna „debiurokratyzacja”, maksymalne „odurzędniczenie” i wielka deregulacja: wprowadzenie takiego systemu, przynajmniej w części, jaki ma Singapur. Wolne rynki i maksymalne otwarcie na świat, przy minimalnej praktyce liberalizmu poniżej pasa: marksizmu-lesbianizmu i innych libertyńskich wynalazków rewolucji obyczajowej. Samorządność z silną egzekutywą, która powstrzymałaby zewnętrzne zakusy na kontrolę i podbój Polski.

Pamiętam taki pomysł mojego bankiera Zdzicha Zakrzewskiego z Kalifornii, że liberalizować można by prawo bankowe, aby wszyscy – łącznie z zachodnimi Europejczykami ‒ trzymali swoje kapitały w Polsce. Wtedy byłoby na inwestycje. Kontrolowane przez Polskę i godnie wynagradzane zyskami oraz zabezpieczane przed fiskusami UE, czego naturalnie nie można robić, gdy jest się częścią tego klubu. Czyli, po trzecie, alternatywą była Polska narodowa i solidarna, a jednocześnie skonstruowana jako przeciwwaga dla UE. Europa obecnie popiera samobójstwo z nieograniczoną islamską emigracją, zielono-czerwoną rewolucją antyenergetyczną i postantynacjonalizmem, jak również wojującym ateizmem. Polska miała szansę ustawić się odwrotnie. Przecież pamiętajmy, że śp. Vladimir Bukovsky ostrzegał, że UE zmienia się w Związek Europejskich Republik Sowieckich. Że nowa Eurosowdepia staje się coraz bardziej utopijna i rewolucyjna. Że wyskakuje z pomysłami contra natura, pomysłami inżynierii społecznej, o czym Polacy przekonują się dopiero teraz – w państwie węgla w domach ma być zimno ze względu na zielone fanaberie wyćwiczonej przez Berlin Brukseli.

Dlaczego jeszcze trzeba było w 2003 r. głosować „nie!” w referendum? Po trzecie więc, dlatego że Polska dopiero podnosiła się z komunizmu. Bieda szalała, elity postkomunistyczne nie potrafiły wdrożyć reform, które RP wprowadziłyby na drogę prosperity. Zamiast tego szalała wyprzedaż państwa i jego zasobów w ramach tzw. prywatyzacji. Ale przecież wszystko powinno zaczynać się od restytucji mienia, czyli zwrócenia elitom przedwojennym i ich potomkom skradzionych im zasobów, majątków, przedsiębiorstw i nieruchomości, aby stanowiły przeciwwagę dla uwłaszczającej się komunistycznej nomenklatury, której orgii złodziejstwa elity postkomunistyczne nie chciały i nie potrafiły ukrócić. Czyli błąd 2003 r. leżał w grzechu okrągłostołowym 1989 r. Głos na „nie” w referendum akcesyjnym do UE kupiłby czas Polsce na wejście na właściwe tory przed podjęciem (o ile chciałaby to robić) takiego kroku jak podporządkowanie się Brukseli. Znamy bowiem w stosunkach gospodarczych i finansowych dwa typy transakcji: mergers i aquisitions (zespolenie się i przejęcie). Jeśli nasze przedsiębiorstwo jest zdrowe gospodarczo, jeśli wspaniale się rozwija, to chce z nami się zespolić (zjednoczyć) firma większa – zakładamy, że również gospodarczo kwitnąca – i mamy wtedy do czynienia z merger (zespoleniem się). Wygrywają na tym wszyscy: zarząd i załoga. Następuje równy podział środków, aby połączone przedsiębiorstwa wystrzeliły w górę i ciągnęły gospodarkę. Jeśli natomiast nasza jednostka gospodarcza jest chora, jeśli kuleje, jeśli jest niewydolna i podupadła, to wtedy, gdy nadchodzi większy, kwitnący podmiot gospodarczy i rzuca na nas pożądliwym okiem, to mamy do czynienia z przejęciem przedsiębiorstwa. W takim wypadku zarząd kulawego biznesu dostaje złote parasole – deszcz kasy, a załoga, pracownicy – dostają kopa. Tak się stało w Polsce. Na tzw. transformacji zyskała komuna i jej sprzymierzeńcy, a kopa dostała Solidarność, czyli naród. W pewnym sensie decyzja z 2003 r. kontynuowała proces, który zaczął się przy okrągłym stole. Referendum w 2003 r. było tego przypieczętowaniem. Z Moskwy, przez sieroce bezkrólewie ‒ do Brukseli. Biedna Polska.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 17 listopada 2022
Intel z DC


 

 

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe