Cezary Krysztopa dla "TS": Co za ludzie!

Tym razem Żona zabrała Młodszego na tak zwaną „rwącą rzekę” (czyli taki basen w kształcie dużego koła, w którym dysze wodne wprawiają wodę w ruch), a ja i nasz świeżo upieczony nastolatek zostaliśmy na wodnym placu zabaw. Od czasu, kiedy urodził się Młodszy, z natury rzeczy mam dla niego trochę mniej czasu, dlatego cieszymy się z każdej chwili, którą możemy spędzić tylko we dwóch, jak kiedyś. W całym tym dzikiem tłumie, „tylko we dwóch” jest oczywiście stwierdzeniem czysto umownym.
Rzecz jasna Starszy chciał głównie zjeżdżać ze zjeżdżalni na pirackim statku. Mnie w to graj, bo nie muszę go pilnować jak młodszego, mogę sobie usiąść w wodzie i choć przez chwilę kontemplować ten nieludzki chaos wokół. Siadam sobie, ciepła woda mnie usypia, a Starszy zjeżdża. Z tej słodkiej zadumy wyrywa mnie jakiś podniesiony głos, który okazuje się być skierowany do Starszego. – Nie widzisz, że wokół jest mnóstwo małych dzieci i możesz któreś potrącić?
Podnoszę się ze swojego słodkiego niebytu i mówię: – Proszę pana, to też jest dziecko i również ma prawo korzystać z placu zabaw, wiadomo, że nie kontroluje tego, jak wyjeżdża ze zjeżdżalni, im będziecie dalej przechodzili od wylotu, tym będzie mniej prawdopodobne, że komuś coś się stanie – powiedziałem już bardziej do pleców, bo zdążył się z dzieckiem przemieścić. A w duchu dodałem – Co za ludzie!
Cezary Krysztopa
Ten feieton i inne teksty znajdziesz w najnowszym numerze Tygodnika Solidarność i jego wersji cyfrowej dostepnej za pośrednictwem aplikacji
#RELKAMA_POZIOMA#