Bunt Prigożyna putinowskiej Rosji nie zatopił. Ale

Niewiele wiadomo na temat spotkania Putina i Prigożyna, do którego miało dojść na Kremlu kilka dni po buncie wagnerowców. Biorąc pod uwagę dostępne informacje, rzeczywiście wygląda na to, że Kreml nie może obejść się bez Wagnera. I nadal pozostaje tajemnicą, co uzgodniono z Łukaszenką, ponieważ żaden z warunków porozumienia wymieniany 24 czerwca nie został jak dotąd spełniony. Nawet NATO nie widzi żadnych oznak, że wagnerowcy trafili na Białoruś. Może być tak, że wcale tam nie trafią tak naprawdę. Jeszcze 27 czerwca Łukaszenka powiedział, że Prigożyn przybył na Białoruś, ale 6 lipca - prawie dwa tygodnie po zamieszkach - białoruski prezydent powiedział, że Prigożyna nie ma w kraju. - O ile mi wiadomo, bojownicy są w swoich obozach. Jeśli chodzi o Prigożyna, jest on w Petersburgu. Nie ma go na terytorium Białorusi - powiedział. - Nie dostrzegliśmy obecności najemników z Grupy Wagnera na Białorusi - powiedział we wtorek w Wilnie sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.
Wagnerowcy w Afryce
Prigożyn przebywał w Rosji przez większość czasu po buncie, przemieszczając się między Moskwą a Petersburgiem, między Moskwą a Rostowem. I negocjował z Kremlem. Przede wszystkim jako atut mógł wykorzystać tysiące wagnerowców stacjonujących w różnych afrykańskich krajach. Prigożyn przerzucił w poniedziałek kilkuset najemników ze swojej Grupy Wagnera z Republiki Środkowoafrykańskiej do Rosji - informował portal The Africa Report. Powołując się na bliżej niesprecyzowane źródła, portal poinformował, że w poniedziałek z lotniska w Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej około 500-600 zdemobilizowanych najemników Grupy Wagnera odleciało trzema samolotami do Moskwy.
Tyle że jednocześnie władze w Bangi zapewniają, że wylot wagnerowców to jedynie rotacja, a nie definitywne opuszczenie RŚA w związku z odmową podpisania umów z resortem obrony.
Putin nie może się go tak po prostu pozbyć, co oczywiście pokazuje słabość przywódcy. Są zbyt powiązani finansowo i militarnie
- zaznaczyła Theresa Fallon, dyrektor brukselskiego think tanku Centre for Russia Europe Asia Studies. Najemnicy nadal przebywają w obozach na terytorium samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej, czyli w okupowanej przez Rosję części ukraińskiego obwodu ługańskiego.
Kreml skazany na wagnerowców?
Wnioski? Kreml nie chce (nie może?) zdekapitować politycznie/siłowo Prigożyna i wagnerowców. Jeśli nawet na froncie ukraińskim nie są tak niezbędni w obronie pozycji przed kontrofensywą ukraińską, to w Syrii i Afryce są dla Rosji aktywami niezbędnymi. Chodzi o zbyt duże źródła finansowania wojny z Ukrainą (choćby z kopalni złota i diamentów w Sudanie i Republice Środkowoafrykańskiej) i zarazem polityczną współpracę z lokalnymi afrykańskimi kacykami. Moskwa po 24 czerwca starała się uspokajać junty w Mali i Sudanie, czy prezydenta RŚA, że nawet zmiana patronów wagnerowców nic nie zmieni, ale jednak widać nerwowość po stronie Bangi, Chartumu czy Bamako.
Dwa i pół tygodnia po nieudanym buncie Prigożyna widać, że Kreml wciąż na pewnych odcinkach jest skazany na wagnerowców. Układy lokalne ludzi Prigożyna z afrykańskimi liderami są ważniejsze, niż polityczne deklaracje Moskwy. A to oznacza, że Putin wciąż musi w swej grze, nie tylko na Ukrainie, ale przede wszystkim w Syrii i w Afryce, brać pod uwagę graczy wystawionych przez szefa Grupy Wagnera. Co oznacza tak naprawdę do stanu sprzed buntu. Wszystkie figury na szachownicy pozostają, od Putina, przez Szojgu, po Prigożyna.