Populizm jest dziś królem polityki

Co zrobić, by zdobyć jak najwięcej głosów i jednocześnie nie wejść w populistyczną retorykę? Czy polityk ma komunikować tylko dla oświeconej elity, czy jednak nie obrażać się na wyborców i przyjmować wszystkich z dobrodziejstwem inwentarza za cenę bezwstydnej demagogii? Populizm jest dziś królem polityki.
Karykatura Donalda Tuska  Populizm jest dziś królem polityki
Karykatura Donalda Tuska / fot. Wikimedia Commons/DonkeyHotey

Populizm – słowo, które bardzo ewoluowało w ostatnich dekadach. W różnych krajach populizm ma swoje endemiczne formy życia. W Polsce jeszcze do niedawna licencję na używanie tego słowa miały liberalno-lewicowe elity kształtowane po 1989 roku w znacznej mierze przez środowisko „Gazety Wyborczej” i „Polityki”. Kiedy się weźmie do ręki podręczniki akademickie tamtego czasu, to w przypisach cytujących publicystykę nieraz 80 proc. z nich stanowią właśnie „Wyborcza” i „Polityka”. Ci sami naukowcy wykładali swoim studentom jedną jedyną w ich percepcji wizję populizmu, który oznaczał niewykształconych prawicowych, roszczeniowych wyborców o ciasnych, ksenofobicznych, katolickich horyzontach. I adekwatnie do tych oczekiwań populistycznymi politykami mieli być ci, którzy te prostackie i niebezpieczne dla demokracji oczekiwania wyrażają wprost w swoich postulatach wyborczych. Dyktat lewicowej wizji populizmu trwał właściwie całą pierwszą dekadę wolnej Polski.

Populizm? A fe!

Nasze elity, wzorem lewicy europejskiej, sprawiły, że słowo populizm zostało nasączone lękiem i obrzydzeniem. Stało się pejoratywne, negatywne, stygmatyzujące i wykluczające, cechą rozpoznawczą populisty miała być pogarda dla intelektu.

Ale populizm niejedno ma imię. „Populizm to taka polityka, która wiele obiecuje bez pokazania, skąd się weźmie pieniądze. Trudno nie uznać, że obietnice kolejnych prezentów dla ludzi, z ich własnych pieniędzy, podpadają pod definicję populizmu” – tak Leszek Balcerowicz w rozmowie w Radiu ZET zareagował na pytanie o obietnice Donalda Tuska dotyczące „babciowego”. Donald Tusk nazwany populistą, i to wprost, przez Leszka Balcerowicza! Do czego to doszło?! A przecież kiedyś obaj byli w antypopulistycznej Unii Wolności, Balcerowicz nawet jej przewodził.

Tusk został okrzyknięty populistą także przez populistycznego w jego opinii przedstawiciela PiS wiceministra edukacji i nauki Tomasza Rzymkowskiego, który mówił w Polskim Radiu 24: „Uczciwy wyborca PO, który słyszy Donalda Tuska: «800+ tu i teraz», powinien mieć świadomość, że były premier ordynarnie go okłamuje. Jestem nawet w stanie sobie wyobrazić szybkie posiedzenie Sejmu i Senatu w tej sprawie. Przede wszystkim jednak odpowiednią kwotę trzeba zagwarantować w budżecie państwa. Tusk jest skrajnym populistą, jeśli mówi o 1 czerwca poważnie. Jeśli sobie żartuje, to wszyscy to źle rozumieją”.

Widać, jak łatwo przykleić komuś dzisiaj łatkę populisty. Populizm w porównaniu z innymi formami dobijania się do władzy nie posiada sztywnego kanonu wartości. Może być lewicowy i prawicowy, zmienia się w zależności od kontekstu. Fachowcy zawodowo zajmujący się zjawiskiem populizmu nie mają łatwo. W naukach społecznych zagadnienie populizmu prowadzi badaczy w prawdziwy gąszcz teorii, manowców i sprzecznych idei. Dlaczego? Bo w demokracji przedstawicielskiej każdy polityk i partia muszą się nieustannie przypochlebiać swoim wyborcom.

Co zrobić, by zdobyć jak najwięcej głosów i jednocześnie nie wejść za bardzo w populistyczną retorykę? Czy polityk ma się obrażać na wyborców i kierować komunikację partyjną tylko do oświeconej elity, czy jednak się nie obrażać na wyborców i przyjmować wszystkich z dobrodziejstwem inwentarza za cenę bezwstydnej demagogii? Z jednej strony elity chcą kształtować postawy ludu i zrobić z niego Politikon zoon, z drugiej gdy ten człowiek polityczny rozumie swoje obywatelskie obowiązki na swoją modłę, wtedy hasło „vos populi, vox Dei” traci dla elit znaczenie, jest przez nie z pogardą odrzucane.

Starożytny populista

Dlatego już w 63. p.n.e. Kwintus Tulliusz Cyceron w pierwszym poradniku wyborczym pisał, że lepiej jest coś ludowi obiecać i potem obietnicy nie spełnić, niż oczekiwania od razu odrzucić. Lud lubi obietnice i mniej go boli obietnica niespełniona niż natychmiastowa odmowa. Kwintus proponował też, by kampania była miła ludowi, a rywalom przyniosła niesławę. Tak marketing polityczny działa do dziś.

Wśród wielu teoretyków demokracji panuje przekonanie, że właśnie ta jej cecha powoduje, że wcześniej czy później demokracja prowadzi do karykatury samej siebie i różnych form zwyrodnienia. „Demokracja rzymska zaczęła umierać wtedy, kiedy jej politycy zrozumieli, iż nie trzeba brać serio programów wyborczych, tylko należy troszczyć się o to, aby zyskać sympatię swoich (jak tu powiedzieć?) telewidzów” – pisał Umberto Eco.

Oryginalność polskiego populizmu wyrastała ze szlacheckiej wolności wyrażanej aż do przesady. „Populizm także nie zrodził się we współczesności. Co prawda część teoretyków kultury masowej uważa, że kształtował się wraz z rozwojem wielkiego przemysłu i kultury masowej, wydaje się jednak, że bardzo łatwo znaleźć jego początek w zachowaniu polityków szlacheckich w czasie sejmów i sejmików. Obietnice dotyczyły głównie praw braci szlacheckiej, ale w czasie zdobywania głosów nie szczędzono także obietnic bardziej prozaicznych, nie mówiąc o prymitywnych libacjach i brataniach się z «hołotą» szlachecka. Stosunkowo łatwiej było przekonać tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu byli lub mogli być zależni ekonomicznie od przywódców określonych grup lokalnych […]. Dawniejszy populizm koncentruje uwagę na sprawach ekonomicznych i trosce o realizację idei sprawiedliwości społecznej, która stała się rodzajem wytrychu dla niemal wszystkich polityków, od ugrupowań politycznych o wyraźnych deklaracjach lewicowych, po partie skrajnie konserwatywne” – pisze prof. Stanisław Siekierski w „Reliktach szlacheckiej kultury politycznej we współczesnej Polsce” (w: „Kultura polityczna Polaków”).

Populizm wzbudza wśród elit niezgodę na rzeczywistość, obrażanie się i w efekcie odrzucanie tej rzeczywistości. O ile intelektualiści mogą zamykać się w swoich ekskluzywnych kręgach i tam narzekać na niewdzięczność ludu nierozumiejącego, że błądzi, o tyle w polityce takie odrzucenie rzeczywistości oznacza w praktyce niewejście do Sejmu.

I tak już w Polsce było i zakończyło się w dwojaki sposób, kiedy z jednej strony Unia Wolności postanowiła jednak walczyć z populizmem i samoograniczać się do elitarnych wyborców, z drugiej SLD z czasów swoich triumfów.

Partia schodzi ze sceny

Unia Wolności, „partia profesorska” stale narzekająca na niedojrzałość Polaków, licząca tylko na „głosy rozsądku” i poparcie, a może nawet schronienie u elit, przez brak elastyczności przestała istnieć. Mało kto dzisiaj pamięta, ale i Aleksander Kwaśniewski miał wielką ochotę na odcinanie się od postkomunistycznej przeszłości i wejście na europejskie salony w aliansie z ludźmi UW właśnie, kusił go tym w latach 90. Adam Michnik. Wtedy jednak Leszek Miller symbolizujący interesy komunistycznego przaśnego betonu, sierot po PRL i „wojskowych osiedli” udowodnił Kwaśniewskiemu, że może on nazywać jego działania tak, jak chce, ale to on, Miller, jest skuteczny i okazało się, że to właśnie jego koncepcja przyniosła postkomunistom sukces kilka lat po upadku PRL. Po sukcesach wyborczych Sojuszu w tamtych latach Kwaśniewski przekonał się, że populizm to stały element demokratycznej gry i nie ma się co obrażać na wyborców. Zresztą skutecznie połączył swój taniec disco polo z własnej kampanii prezydenckiej z rolą mentora polskiej lewicy zapraszanego na poważne panele dyskusyjne jako ekspert.

Toteż Tusk dobrze odrobił tę lekcję, dokonał partyjnego ojcobójstwa na profesorach w UW i otworzył się szeroką ławą na różne segmenty wyborców, także tych z Unią niekojarzonych. W pewnych momentach Tusk nawet lekceważył demonstracyjnie środowiska opiniotwórcze, które widziały w nim pogrobowca „profesorskiego etosu” dawnej Unii Wolności.

Nie można mówić o populizmie w III RP bez Andrzeja Leppera. W środowisku naszych elit syreny alarmowe zawyły w momencie, kiedy w polityce zaczęła się tzw. Lepperiada, gdy z sejmowej mównicy nagle zaczęli przemawiać posłowie Samoobrony swoim językiem, językiem ulicy wprawdzie, ale jak bardzo prawdziwym. Wtedy nastąpiło apogeum traumy u wszystkich, którzy karmili się postępowymi przesądami. Wielu z nich odgrażało się, że czas wyjeżdżać z Polski.

Andrzej Lepper i Samoobrona stanowili oczywiście polityczną egzotykę, jednak z punktu widzenia demokracji ta odsłona folkloru politycznego potrzebna była choćby dlatego, że duża część Polaków brutalnie wyrzucona poza nawias nowej Polski, pozostawiona bez żadnego prawa głosu mogła wreszcie wykrzyczeć, że istnieje i też ma jakieś prawa. Wtedy do naszych elit zaczynało docierać, że z ludzi pokroju Leppera i jego wyborców można wprawdzie żartować lub straszyć nimi dzieci, jednak dłużej nie można nie wsłuchiwać się w ich głosy i potrzeby, ponieważ obywatele decydujący się powierzyć swój los radykałom dają znać, że ta Polska nie jest znowu taka kolorowa. I ten właśnie niepokój z czasem stał się tematem poważnej debaty. Poczucie wyższości i pogarda wobec „gorszych” Polaków oczywiście zostały, ale pojawiła się również świadomość, że nad ich losem też trzeba się pochylić.

Na długo przed okresem „Lepperiady”, a po tym okresie tym bardziej, w Polsce na skutek brutalnej walki partyjnej populizm spowodował, że w przestrzeni politycznej staliśmy się społeczeństwem bezwstydu. „Mamy gdzieś wasze inteligenckie fochy i co nam zrobicie?” – mówili kolejni liderzy partyjni na wiecach. Ta postawa dotyczy wszystkich uczestników życia publicznego. Edukacja obywatelska jest i funkcjonuje, ale nie jest ona dialogowa, w bipolarnym sporze odbywa się w bańkach medialnych i środowiskowych. Podział na dwa wrogie plemiona wymusza specyficzną mobilizację populistyczną, gdzie jedność grupy wskazuje się poprzez wskazanie „obcego”, wspólnego wroga.

Cechą polskiego populizmu jest to, że choć każdy się nim posługuje, to nikt się do niego nie przyznaje. Populizm jest polityczną sierotą, wstydliwym narzędziem prawomocnego konstruowania polityki, niechcianym najemnikiem, po którego się jednak sięga i korzysta z jego usług, bo jest skuteczny.


 

POLECANE
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową Wiadomości
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową

Prezydent elekt Karol Nawrocki zapowiedział w poniedziałek, że po zaprzysiężeniu na prezydenta, czyli po 6 sierpnia, zwoła Radę Gabinetową w sprawie sytuacji na zachodniej granicy z Niemcami. Podkreślił, że będzie chciał poznać wszelkie dane statystyczne dot. nielegalnych migrantów.

Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą Wiadomości
Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej doszło do starcia między Donaldem Tuskiem z Samuelem Pereirą. Dziennikarz wPolsce24 zapytał się szefa rządu na temat nagrań udostępnionych przez jego stację. Chodzi o taśmy z udziałem Romana Giertycha.

Pokojowe cuda Trumpa tylko u nas
Pokojowe cuda Trumpa

Nie wiemy, ilu ludziom ocalił życie w ostatnich tygodniach Donald Trump. Nie da się tego policzyć. Jednak jest pewne, że wielu mieszkańcom Afryki i Azji.

Nie dam się zastraszyć. Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic Wiadomości
"Nie dam się zastraszyć". Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic

Lider Ruchu Obrony Granic Robert Bąkiewicz zamieścił oświadczenie ws. wypowiedzi premiera Donalda Tuska na temat sytuacji na granicy z Niemcami.

Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko polityka
Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko

Prezydent elekt Karol Nawrocki w rozmowie na antenie Polsat News poinformował, kto w jego kancelarii będzie odpowiadał za sprawy międzynarodowe.

Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera polityka
Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera

– Nie zmienia się zwycięskiego lidera w czasie wyścigu wyborczego, a my jesteśmy na początku drogi – podkreślił Jacek Sasin, komentując kongres PiS oraz wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezesa ugrupowania.

Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu Wiadomości
Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu

Ambasador Iranu przy ONZ Amir Said Irawani zadeklarował, że jego kraj "nigdy nie przestanie wzbogacać uranu". Dyplomata argumentował w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS, że Teheran ma do tego "niezbywalne prawo" jako państwo-strona traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT).

Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy Wiadomości
Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy

Prezydent Andrzej Duda podziękował wszystkim, którzy działają na granicy z Niemcami, m.in. tym osobom, które zaangażowały się w Ruch Obrony Granic.

Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część protestów wyborczych Wiadomości
Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część "protestów wyborczych"

Sąd Najwyższy opublikował dokumenty, którymi nie zajmie się w ramach protestów wyborczych. W komunikacie podkreśla, że otrzymał na przykład wydruki wiadomości mailowej od Romana Giertycha, w której znajdowała się instrukcja składania protestu wyborczego.

Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie z ostatniej chwili
Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie

Tadeusz Duda, 57-latek ze Starej Wsi pod Limanową, zabił swoją córkę i zięcia, a także ciężko ranił teściową. Choć dramatyczne wydarzenia rozegrały się w piątek 27 czerwca, z każdym dniem na jaw wychodzą kolejne szczegóły. Mieszkańcy Starej Wsi, Zalesia i Młyńczysk opowiadają o tym, kim był Duda i jak doszło do koszmaru, którym od kilku dni żyje cała Polska.

REKLAMA

Populizm jest dziś królem polityki

Co zrobić, by zdobyć jak najwięcej głosów i jednocześnie nie wejść w populistyczną retorykę? Czy polityk ma komunikować tylko dla oświeconej elity, czy jednak nie obrażać się na wyborców i przyjmować wszystkich z dobrodziejstwem inwentarza za cenę bezwstydnej demagogii? Populizm jest dziś królem polityki.
Karykatura Donalda Tuska  Populizm jest dziś królem polityki
Karykatura Donalda Tuska / fot. Wikimedia Commons/DonkeyHotey

Populizm – słowo, które bardzo ewoluowało w ostatnich dekadach. W różnych krajach populizm ma swoje endemiczne formy życia. W Polsce jeszcze do niedawna licencję na używanie tego słowa miały liberalno-lewicowe elity kształtowane po 1989 roku w znacznej mierze przez środowisko „Gazety Wyborczej” i „Polityki”. Kiedy się weźmie do ręki podręczniki akademickie tamtego czasu, to w przypisach cytujących publicystykę nieraz 80 proc. z nich stanowią właśnie „Wyborcza” i „Polityka”. Ci sami naukowcy wykładali swoim studentom jedną jedyną w ich percepcji wizję populizmu, który oznaczał niewykształconych prawicowych, roszczeniowych wyborców o ciasnych, ksenofobicznych, katolickich horyzontach. I adekwatnie do tych oczekiwań populistycznymi politykami mieli być ci, którzy te prostackie i niebezpieczne dla demokracji oczekiwania wyrażają wprost w swoich postulatach wyborczych. Dyktat lewicowej wizji populizmu trwał właściwie całą pierwszą dekadę wolnej Polski.

Populizm? A fe!

Nasze elity, wzorem lewicy europejskiej, sprawiły, że słowo populizm zostało nasączone lękiem i obrzydzeniem. Stało się pejoratywne, negatywne, stygmatyzujące i wykluczające, cechą rozpoznawczą populisty miała być pogarda dla intelektu.

Ale populizm niejedno ma imię. „Populizm to taka polityka, która wiele obiecuje bez pokazania, skąd się weźmie pieniądze. Trudno nie uznać, że obietnice kolejnych prezentów dla ludzi, z ich własnych pieniędzy, podpadają pod definicję populizmu” – tak Leszek Balcerowicz w rozmowie w Radiu ZET zareagował na pytanie o obietnice Donalda Tuska dotyczące „babciowego”. Donald Tusk nazwany populistą, i to wprost, przez Leszka Balcerowicza! Do czego to doszło?! A przecież kiedyś obaj byli w antypopulistycznej Unii Wolności, Balcerowicz nawet jej przewodził.

Tusk został okrzyknięty populistą także przez populistycznego w jego opinii przedstawiciela PiS wiceministra edukacji i nauki Tomasza Rzymkowskiego, który mówił w Polskim Radiu 24: „Uczciwy wyborca PO, który słyszy Donalda Tuska: «800+ tu i teraz», powinien mieć świadomość, że były premier ordynarnie go okłamuje. Jestem nawet w stanie sobie wyobrazić szybkie posiedzenie Sejmu i Senatu w tej sprawie. Przede wszystkim jednak odpowiednią kwotę trzeba zagwarantować w budżecie państwa. Tusk jest skrajnym populistą, jeśli mówi o 1 czerwca poważnie. Jeśli sobie żartuje, to wszyscy to źle rozumieją”.

Widać, jak łatwo przykleić komuś dzisiaj łatkę populisty. Populizm w porównaniu z innymi formami dobijania się do władzy nie posiada sztywnego kanonu wartości. Może być lewicowy i prawicowy, zmienia się w zależności od kontekstu. Fachowcy zawodowo zajmujący się zjawiskiem populizmu nie mają łatwo. W naukach społecznych zagadnienie populizmu prowadzi badaczy w prawdziwy gąszcz teorii, manowców i sprzecznych idei. Dlaczego? Bo w demokracji przedstawicielskiej każdy polityk i partia muszą się nieustannie przypochlebiać swoim wyborcom.

Co zrobić, by zdobyć jak najwięcej głosów i jednocześnie nie wejść za bardzo w populistyczną retorykę? Czy polityk ma się obrażać na wyborców i kierować komunikację partyjną tylko do oświeconej elity, czy jednak się nie obrażać na wyborców i przyjmować wszystkich z dobrodziejstwem inwentarza za cenę bezwstydnej demagogii? Z jednej strony elity chcą kształtować postawy ludu i zrobić z niego Politikon zoon, z drugiej gdy ten człowiek polityczny rozumie swoje obywatelskie obowiązki na swoją modłę, wtedy hasło „vos populi, vox Dei” traci dla elit znaczenie, jest przez nie z pogardą odrzucane.

Starożytny populista

Dlatego już w 63. p.n.e. Kwintus Tulliusz Cyceron w pierwszym poradniku wyborczym pisał, że lepiej jest coś ludowi obiecać i potem obietnicy nie spełnić, niż oczekiwania od razu odrzucić. Lud lubi obietnice i mniej go boli obietnica niespełniona niż natychmiastowa odmowa. Kwintus proponował też, by kampania była miła ludowi, a rywalom przyniosła niesławę. Tak marketing polityczny działa do dziś.

Wśród wielu teoretyków demokracji panuje przekonanie, że właśnie ta jej cecha powoduje, że wcześniej czy później demokracja prowadzi do karykatury samej siebie i różnych form zwyrodnienia. „Demokracja rzymska zaczęła umierać wtedy, kiedy jej politycy zrozumieli, iż nie trzeba brać serio programów wyborczych, tylko należy troszczyć się o to, aby zyskać sympatię swoich (jak tu powiedzieć?) telewidzów” – pisał Umberto Eco.

Oryginalność polskiego populizmu wyrastała ze szlacheckiej wolności wyrażanej aż do przesady. „Populizm także nie zrodził się we współczesności. Co prawda część teoretyków kultury masowej uważa, że kształtował się wraz z rozwojem wielkiego przemysłu i kultury masowej, wydaje się jednak, że bardzo łatwo znaleźć jego początek w zachowaniu polityków szlacheckich w czasie sejmów i sejmików. Obietnice dotyczyły głównie praw braci szlacheckiej, ale w czasie zdobywania głosów nie szczędzono także obietnic bardziej prozaicznych, nie mówiąc o prymitywnych libacjach i brataniach się z «hołotą» szlachecka. Stosunkowo łatwiej było przekonać tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu byli lub mogli być zależni ekonomicznie od przywódców określonych grup lokalnych […]. Dawniejszy populizm koncentruje uwagę na sprawach ekonomicznych i trosce o realizację idei sprawiedliwości społecznej, która stała się rodzajem wytrychu dla niemal wszystkich polityków, od ugrupowań politycznych o wyraźnych deklaracjach lewicowych, po partie skrajnie konserwatywne” – pisze prof. Stanisław Siekierski w „Reliktach szlacheckiej kultury politycznej we współczesnej Polsce” (w: „Kultura polityczna Polaków”).

Populizm wzbudza wśród elit niezgodę na rzeczywistość, obrażanie się i w efekcie odrzucanie tej rzeczywistości. O ile intelektualiści mogą zamykać się w swoich ekskluzywnych kręgach i tam narzekać na niewdzięczność ludu nierozumiejącego, że błądzi, o tyle w polityce takie odrzucenie rzeczywistości oznacza w praktyce niewejście do Sejmu.

I tak już w Polsce było i zakończyło się w dwojaki sposób, kiedy z jednej strony Unia Wolności postanowiła jednak walczyć z populizmem i samoograniczać się do elitarnych wyborców, z drugiej SLD z czasów swoich triumfów.

Partia schodzi ze sceny

Unia Wolności, „partia profesorska” stale narzekająca na niedojrzałość Polaków, licząca tylko na „głosy rozsądku” i poparcie, a może nawet schronienie u elit, przez brak elastyczności przestała istnieć. Mało kto dzisiaj pamięta, ale i Aleksander Kwaśniewski miał wielką ochotę na odcinanie się od postkomunistycznej przeszłości i wejście na europejskie salony w aliansie z ludźmi UW właśnie, kusił go tym w latach 90. Adam Michnik. Wtedy jednak Leszek Miller symbolizujący interesy komunistycznego przaśnego betonu, sierot po PRL i „wojskowych osiedli” udowodnił Kwaśniewskiemu, że może on nazywać jego działania tak, jak chce, ale to on, Miller, jest skuteczny i okazało się, że to właśnie jego koncepcja przyniosła postkomunistom sukces kilka lat po upadku PRL. Po sukcesach wyborczych Sojuszu w tamtych latach Kwaśniewski przekonał się, że populizm to stały element demokratycznej gry i nie ma się co obrażać na wyborców. Zresztą skutecznie połączył swój taniec disco polo z własnej kampanii prezydenckiej z rolą mentora polskiej lewicy zapraszanego na poważne panele dyskusyjne jako ekspert.

Toteż Tusk dobrze odrobił tę lekcję, dokonał partyjnego ojcobójstwa na profesorach w UW i otworzył się szeroką ławą na różne segmenty wyborców, także tych z Unią niekojarzonych. W pewnych momentach Tusk nawet lekceważył demonstracyjnie środowiska opiniotwórcze, które widziały w nim pogrobowca „profesorskiego etosu” dawnej Unii Wolności.

Nie można mówić o populizmie w III RP bez Andrzeja Leppera. W środowisku naszych elit syreny alarmowe zawyły w momencie, kiedy w polityce zaczęła się tzw. Lepperiada, gdy z sejmowej mównicy nagle zaczęli przemawiać posłowie Samoobrony swoim językiem, językiem ulicy wprawdzie, ale jak bardzo prawdziwym. Wtedy nastąpiło apogeum traumy u wszystkich, którzy karmili się postępowymi przesądami. Wielu z nich odgrażało się, że czas wyjeżdżać z Polski.

Andrzej Lepper i Samoobrona stanowili oczywiście polityczną egzotykę, jednak z punktu widzenia demokracji ta odsłona folkloru politycznego potrzebna była choćby dlatego, że duża część Polaków brutalnie wyrzucona poza nawias nowej Polski, pozostawiona bez żadnego prawa głosu mogła wreszcie wykrzyczeć, że istnieje i też ma jakieś prawa. Wtedy do naszych elit zaczynało docierać, że z ludzi pokroju Leppera i jego wyborców można wprawdzie żartować lub straszyć nimi dzieci, jednak dłużej nie można nie wsłuchiwać się w ich głosy i potrzeby, ponieważ obywatele decydujący się powierzyć swój los radykałom dają znać, że ta Polska nie jest znowu taka kolorowa. I ten właśnie niepokój z czasem stał się tematem poważnej debaty. Poczucie wyższości i pogarda wobec „gorszych” Polaków oczywiście zostały, ale pojawiła się również świadomość, że nad ich losem też trzeba się pochylić.

Na długo przed okresem „Lepperiady”, a po tym okresie tym bardziej, w Polsce na skutek brutalnej walki partyjnej populizm spowodował, że w przestrzeni politycznej staliśmy się społeczeństwem bezwstydu. „Mamy gdzieś wasze inteligenckie fochy i co nam zrobicie?” – mówili kolejni liderzy partyjni na wiecach. Ta postawa dotyczy wszystkich uczestników życia publicznego. Edukacja obywatelska jest i funkcjonuje, ale nie jest ona dialogowa, w bipolarnym sporze odbywa się w bańkach medialnych i środowiskowych. Podział na dwa wrogie plemiona wymusza specyficzną mobilizację populistyczną, gdzie jedność grupy wskazuje się poprzez wskazanie „obcego”, wspólnego wroga.

Cechą polskiego populizmu jest to, że choć każdy się nim posługuje, to nikt się do niego nie przyznaje. Populizm jest polityczną sierotą, wstydliwym narzędziem prawomocnego konstruowania polityki, niechcianym najemnikiem, po którego się jednak sięga i korzysta z jego usług, bo jest skuteczny.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe