Narasta fala protestów w Niemczech. Nadciąga wsparcie z innych krajów, w tym z Polski

W ubiegłą niedzielę w Berlinie odbyła się potężna demonstracja rolników sprzeciwiających się rządowej polityce klimatycznej. Do niemieckiej stolicy przyjechało kilka tysięcy ciągników, a w protestach - popieranych według sondaży przez prawie 3/4 obywateli - wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób. Z demonstrantami solidaryzują się przedstawiciele innych grup zawodowych - kolejarze, służba zdrowia, a także rolnicy z innych krajów europejskich, w tym z Polski. Niemieckie media usiłują dyskredytować protestujących nazywając ich "ekstremistami" i sugerując nawiązania do nazizmu. Rolnicy protestują również we Francji i Rumunii.
Protest francuskich rolników Narasta fala protestów w Niemczech. Nadciąga wsparcie z innych krajów, w tym z Polski
Protest francuskich rolników / EPA/GUILLAUME HORCAJUELO Dostawca: PAP/EPA

Oprócz dużej demonstracji w Berlinie, rolnicy zorganizowali także blokady w kilku krajach związkowych. W powiecie Harburg w Dolnej Saksonii blokowali przepływ towarów, podobnie było w magazynie Amazona w Winsen (Luhe) i w magazynie Aldi w Stelle. Blokady traktorami przeprowadzono także w Turyngii i Saksonii. Do protestów wezwały Niemiecki Związek Rolników oraz Federalny Związek Transportu Drogowego, Logistyki i Utylizacji (BGL).

Czytaj również: Burza po nagraniu z Sienkiewiczem. Jest apel, by przeszedł badania krwi

Niemieckie media zachwycone tunelem w Świnoujściu

 

Scholz bezradny

Z uwagi na strajk kolejarzy domagających się m.in. skrócenia czasu pracy z 38 do 35 godzin tygodniowo nastąpiły także utrudnienia w kursowaniu pociągów. Niedawno przeciwko polityce ministra zdrowia Karla Lauterbacha protestowali również niemieccy lekarze. Niemiecki rząd wydaje się nie mieć pomysłu na rozwiązanie wewnętrznego kryzysu. Kanclerz Olaf Scholz poza apelami o "umiar" i określaniem części demonstrujących mianem "ekstremistów", ma im niewiele do zaproponowania. 

Czy wszystkie obecne protesty rzeczywiście dotyczą wyłącznie rolniczego oleju napędowego lub ograniczenia dotacji? Myślę, że kryzysy i konflikty powodują ogólną niepewność. Wiele osób niepokoi się o przyszłość. Wszystko to sprawia, że niektórzy wyrażają to głośno Niezadowolenie jest celowo podsycane. Dzięki swoim gigantycznym zasięgom ekstremiści wykorzystują media społecznościowe, aby pogardzać kompromisami i zatruwać każdą demokratyczną debatę. To toksyczna mieszanina, która jest powodem do zmartwienia i bardzo mnie niepokoi. Szczególnie w tak niespokojnym czasie jak obecnie, ważne jest zachowanie umiaru i równowagi

- stwierdził. Na niedzielnym wiecu protestacyjnym wystąpił federalny minister finansów Christian Lindner (FDP) próbując bronić zasadności cięć w rolnictwie. Został on przez strajkujących wygwizdany.

Niemieckiemu kanclerzowi trudno będzie próbować sprowadzać problem do traktowania go niczym zamieszek wywoływanych przez grupę ekstremistów. Antyrządowe demonstracje mają bowiem szerokie poparcie obywateli.

Gniew chłopów jest gniewem całego kraju. Protesty popiera ponad 70 proc. obywateli. Choć konwoje traktorów paraliżują całe miasta, przechodnie wiwatują im na chodnikach. Czy większość z nich dotyczy oleju napędowego z rolnictwa czy zwolnienia z podatku od pojazdów? Nie, chodzi o coś bardziej fundamentalnego i wielu obywateli cieszy się, że rolnicy ośmielają się wyrażać to złowrogie uczucie, że zostali oszukani przez rząd. Owszem, rolnicy pozornie wychodzą na ulice przeciwko obciążeniom podatkowym, ale w rzeczywistości demonstrują przeciwko systemowi, który oszczędza na nich pieniądze – a poza tym wyrzuca pieniądze przez okno

- pisze na łamach Berliner Zeitung niemiecki dziennikarz Moritz Eichhorn.

Jak wskazuje komentator, od czasów Angeli Merkel w Niemczech obowiązywało niepisane prawo: "wy tam na górze możecie przeprowadzać swoje eksperymenty, o ile nie kosztuje nas to nic tutaj, na dole. Nie zgadzamy się z wieloma z tego, co robisz, ale tak długo, jak nie ma to na nas wpływu, w porządku".

Na przykład odejście od energetyki jądrowej ("nasze dostawy energii są bezpieczne i pozostaną tanie") lub otwarcie granic w 2015 r. ("Nikomu nic nie zostanie odebrane") lub transformacja energetyczna ("kosztuje tyle, co gałka lodów") lub dodatek obywatelski ("praca nadal się opłaca"). Wszystkie te obietnice zostały w końcu złamane, niektóre z nich były kłamstwami od samego początku. Konsekwencje można by trzymać z dala od obywatela za pomocą dużej ilości pieniędzy

- tłumaczy Eichhorn dodając, że wraz z cięciami dla rolników, rząd po raz pierwszy od prawie 20 lat odbiera coś bezpośrednio ludziom pracy, chociaż Scholz jeszcze niedawno twierdził coś przeciwnego. Zdaniem niemieckiego dziennikarza niezadowolenie z powodu oszustw ostatnich lat sięga zenitu.

Teraz wszystkie szalone wydatki rządu leżą na stole, a obywatele pytają: dlaczego nakłada się na nas kolejne obciążenia, skoro 47 procent odbiorców pieniędzy obywateli to obcokrajowcy, dlaczego płacimy miliony za zielone lodówki w Kolumbii, szkolenia w zakresie płci w Azji Zachodniej oraz przyjazny dla klimatu i środowiska rozwój miast w Republice Środkowoafrykańskiej? Dlaczego kanclerz chce kupić trzy nowe śmigłowce dla VIP-ów o wartości 200 mln euro? 

- wylicza komentator Berliner Zeitung.

 

Poparcie w kraju i za granicą

Niemieccy demonstranci zapewniają, że nie zaakceptują planowanych podwyżek podatków dla rolnictwa.

Nie ustąpimy, dopóki nie znikną

- podkreślił w wywiadzie dla magazynu "Stern" Przewodniczący Niemieckiego Związku Rolników, Joachim Rukwied.

Protesty niemieckich rolników sprzeciwiających się nierealistycznej i restrykcyjnej polityce klimatycznej mają szerokie poparcie społeczne w kraju i za granicą. Z zachodnimi sąsiadami solidaryzują się m.in. Polacy, Francuzi, Holendrzy i Belgowie. Alarmują oni, że obecna polityka unijna jest de facto antyrolnicza i zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Europy. W ubiegły weekend w Berlinie protestowało kilkadziesiąt tysięcy rolników, a to nie koniec ich działań. Zapowiadają oni "Wiosnę Ludów" w Europie.

Rząd federalny Niemiec jest ofiarą własnej polityki. Niemcy nie tylko forsowały „zieloną politykę” w całej Unii Europejskiej, ale także ochoczo wdrażały ją u siebie. To, co teraz obserwujemy, jest właśnie jej efektem. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że w związku ze wszystkimi działaniami, które u siebie  zrealizowali, ceny energii elektrycznej mocno poszybowały w górę. Z budżetu państwa częściowo finansowano tarcze osłonowe, których celem było to, żeby „przeciętny Kowalski” nie odczuł tak drastycznego wzrostu ceny energii. Ale już na innych odbiorców, czyli na małe i średnie przedsiębiorstwa, oddziaływanie tych wzrostów cen energii było naprawdę ogromne. W związku z tym wiele firm się zamykało i generalnie borykało się z mnóstwem problemów. To wszystko doprowadziło do braku pieniędzy w budżecie. Rząd federalny został postawiony przed dwoma wyzwaniami – spiąć jakoś budżet i jeszcze zrealizować narzuconą sobie politykę klimatyczną. Niemieckie władze próbowały w „kreatywnej księgowości” przy spinaniu budżetu, co zakwestionował nawet tamtejszy Trybunał Konstytucyjny

- tłumaczy w rozmowie z portalem Tysol.pl Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.

Jakie zatem znaleziono rozwiązanie? Takie, jakie jest tradycyjnie stosowane w każdym państwie europejskim – sięgnięto do kieszeni podatnika. A konkretnie - do kieszeni niemieckiego rolnika. I od tego się wszystko się zaczęło. 

Rolnicy dostali całą listę wykluczeń czy nowych obciążeń. Rząd jasno zadeklarował, że rezygnuje z dopłat do paliwa rolniczego. Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że aby prowadzić w jakimkolwiek państwie produkcję rolną, trzeba zużyć naprawdę dużo paliwa. W związku z tym w każdym kraju dopłata do paliwa jest ważnym punktem w utrzymywaniu jakiejkolwiek opłacalności i ciągłości gospodarstw. No i tutaj pojawiła się jednoznaczna zapowiedź, że tych dopłat nie będzie. Okazało się, że pieniędzy w budżecie jest wciąż za mało, toteż rządzący zaczęli mówić także o tym, że trzeba opodatkować ciągniki. Próbowali wprowadzić opłaty za przejazd ciągników po drogach. Do tej pory było tak, że ciągniki miały zielone tablice rejestracyjne, dzięki czemu były zwolnione z opłat za to poruszanie się po drogach. Teraz okazało się, że mają zmienić rejestracje na standardowe, co będzie generowało kolejne koszty w prowadzeniu gospodarstw

- wylicza Przeworska.

 

Unia Europejska kontra europejscy rolnicy

Rolnicy w całej Europie zaczęli patrzeć coraz krytyczniej na to, co się dzieje i na to, że Unia Europejska nakłada na nich coraz to nowe obostrzenia i coraz to nowe wymagania, na dodatek często  abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości. Wymagania te wiążą się z koniecznością poświęcenia ogromnych środków finansowych, wielkich kwot na modernizację gospodarstw, na inwestycje czy na zmianę systemu uprawy roli etc. Jednocześnie pieniędzy na modernizację i generalnie na dofinansowanie czy wsparcie rolnictwa jego takiego na ogół nie ma, bo nie ma ich skąd wziąć.

Niemieccy rolnicy w pewnym momencie stwierdzili, że znaleźli się w newralgicznym momencie, doszli do wniosku, że wsparcia ze strony rządu już nie będzie i że stosuje on raczej  politykę ograniczania rolnictwa niż jego rozwijania. Poza tym patrzą oni na to, co Unia Europejska nam wszystkim w Europie proponuje, czyli na rosnące wymagania i coraz mniejsze finansowanie rolnictwa jako takiego, a jednocześnie otwieranie rynków na żywność produkowaną w zupełnie innych warunkach, jak np. na produkty pochodzące z Ukrainy. Trudno porównywać koszty produkcji przy gospodarstwach o powierzchni np. 5 ha z potężnym oligopolem o powierzchni np. 500000 ha. A o takich gospodarstwach śmiało możemy mówić na terytorium Ukrainy. Na dobrą sprawę nie są one zresztą ukraińskie tylko położone na ziemi ukraińskiej. Spółki, które zarządzają tą ziemią, są natomiast zlokalizowane w zupełnie innych częściach Europy

- wskazuje nasza rozmówczyni. Podkreśla ona zarazem, że zupełnie czym innym jest solidarność z Ukrainą wobec rosyjskiej agresji, a czym innym chęć zadbania o własne interesy w kwestiach dotyczących rynków żywności.

Słaby ratownik to żaden ratownik. Okazaliśmy ukraińskim uchodźcom wielkie serce. Nasi zachodni sąsiedzi przyjeżdżając do Polski i pytając o obozy dla uchodźców nie mogli się nadziwić, że ich po prostu nie mamy, bo przyjęliśmy tych ludzi do swoich domów. Czym innym jednak jest dbanie o własne - a w perspektywie także i wspólne - bezpieczeństwo żywnościowe

- stwierdza Przeworska. W opinii naszej rozmówczyni bezrefleksyjne otwieranie unijnych rynków dla ukraińskich produktów rolnych nie prowadzi zresztą do bogacenia się samego narodu ukraińskiego, ale wielkich, międzynarodowych koncernów spożywczych. Wyliczając unijne absurdy narzucane rolnikom dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej wskazuje m.in. na obowiązek ugorowania ziemi.

Jest  to dla rolników jakąś totalną abstrakcją. Europejski rolnik jest zmuszany do tego, żeby wyłączyć z funkcjonowania rocznie 4% swoich gruntów. Unia Europejska przyjmuje na przykład prawo odtwarzania natury, gdzie jest jasno napisane, że grunty organiczne, czyli na przykład torfowiska, powinny zostać przywrócone do naturalnego stanu. Oznacza to, że rolnicy, którzy przez ostatnie dziesiątki lat pracowali nad tym, żeby osuszyć tę ziemię, nagle dowiadują się, że mają ją z powrotem zalać i przestać z niej korzystać. A to jest przecież ich ziemia. I zainwestowali oni własny czas i własne pieniądze, żeby móc z niej korzystać, po czym dowiedzieli się, że Unia Europejska wiele lepiej, co mają z nią zrobić

- tłumaczy.

Irytacja rolników niemieckich była już tak duża, że stwierdzili oni, iż mają serdecznie dość bycia na każdym kroku kopalnymi i uderzanymi. Stwierdzili, że zaczną protestować, że wyjdą na ulicę. Zainspirował ich także przykład Holendrów. W Holandii grupa rolników pokazała, że jeśli chcą ich wszystko odebrać, to nie mogą oni siedzieć w domach i biernie się temu przyglądać. Zorganizowali oni ogromny bunt, który na dodatek miał wielkie, bo sięgające 83% poparcie społeczne. W Niemczech poparcie dla protestu rolników sięga ok. 70% i w mojej opinii będzie rosło, ponieważ ludziom w Europie żyje się coraz gorzej. I nie wynika to z tego, że mniej pracujemy, bo pracujemy tyle samo, jeśli nie więcej. To polityka, którą nam się oferuje i którą się wdraża bez naszej wiedzy i akceptacji prowadzi do takich wzrostów cen żywności, kosztów do produkcji etc.

- dodaje.

 

Polacy wspierają protesty

W opinii naszej rozmówczyni, jeżeli Europa się nie przebudzi i nie zacznie manifestować swojego niezadowolenia, to łatwo nie będzie. 

W Polsce po raz pierwszy od wielu lat Lewica weszła do koalicji rządzącej. I już jedna pani wiceminister reprezentując cały kraj, jedzie na forum unijne i mówi o tym, że Fit for 55 to dla nas mało, że my chcemy 90% redukcji emisji. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, że dzwonili do nas do Instytutu ludzie z krajów, z którymi współpracujemy i pytali, czy miejsce, z którego spadaliśmy na głowę, znajdowało się bardzo wysoko

- wspomina Przeworska.

W jej opinii nadzieją napawa fakt, że europejscy rolnicy zyskują coraz większą samoświadomość oraz mocniej się ze sobą solidaryzują. Polacy chętnie wspierają protesty swoich niemieckich kolegów i zapowiadają kolejne.

Z rolnikami nie jest tak łatwo sobie poradzić. Manifestację można łatwo rozpędzić polewaczkami, natomiast ciągnik przypomina czołg 

- śmieje się nasza rozmówczyni.

A co najważniejsze - poznajemy się, lubimy, rozumiemy, spotykamy. My ze sobą rozmawiamy, nie piszemy do siebie pism. Mam nadzieję, że to też pokaże, że my faktycznie współpracujemy i że nie damy się już więcej rozgrywać. Mam nadzieję, że to też sprawi, że jednak politycy w Polsce będą mieli jeszcze większy mandat, żeby walczyć o interesy europejskiego rolnika na forum Unii Europejskiej, bo to pokazuje, że oni nie bronią wyłącznie Polaków, tylko całej integralności i tego rynku wspólnotowego

- puentuje.


 

POLECANE
Trans. Antifa. Charlie Kirk nie żyje tylko u nas
Trans. Antifa. Charlie Kirk nie żyje

Charlie Kirk nie żyje. FBI już opublikowało wizerunek mężczyzny podejrzanego o morderstwo prawicowego działacza. W ostatnich godzinach do sieci przedostała się też informacja, że na broni zamachowca znaleziono hasła charakterystyczne dla tzn. Trantify, czyli aktywistów gender działających w szeregach „antyfaszystów”. Co dokładnie morderca naniósł na swoją broń?

Woś do Tuska i Kierwińskiego: „Dręczycie moją rodzinę, jestem w Sejmie, a szukacie mnie na Śląsku” pilne
Woś do Tuska i Kierwińskiego: „Dręczycie moją rodzinę, jestem w Sejmie, a szukacie mnie na Śląsku”

Poseł PiS Michał Woś w mocnych słowach uderzył w premiera Donalda Tuska i szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. Polityk nie kryje oburzenia po tym, jak funkcjonariusze policji nachodzili jego rodzinę, gdy on sam był na obradach Sejmu w Warszawie.

Awantura w Europarlamencie. Ostro między Śmiszkiem a Zajączkowską-Hernik: „Zabieraj partnera i idź na front!” Wiadomości
Awantura w Europarlamencie. Ostro między Śmiszkiem a Zajączkowską-Hernik: „Zabieraj partnera i idź na front!”

W Parlamencie Europejskim w Strasburgu doszło do ostrego starcia między Krzysztofem Śmiszkiem z Lewicy a Ewą Zajączkowską-Hernik z Konfederacji. Dyskusja o bezpieczeństwie Polski i rosyjskich dronach przerodziła się w personalny atak i mocną ripostę.

Polska zirytowała Rosję. Moskwa żąda cofnięcia decyzji o zamknięciu granicy z Białorusią z ostatniej chwili
Polska zirytowała Rosję. Moskwa żąda cofnięcia decyzji o zamknięciu granicy z Białorusią

Rosja zaatakowała decyzję rządu Donalda Tuska o zamknięciu wszystkich przejść granicznych z Białorusią. Kreml w oficjalnym komunikacie wezwał Polskę do zmiany stanowiska, nazywając działania Warszawy „krokiem destrukcyjnym”.

Szokujące fakty po zabójstwie Charliego Kirka. Na amunicji hasła transpłciowe i antyfaszystowskie z ostatniej chwili
Szokujące fakty po zabójstwie Charliego Kirka. Na amunicji hasła transpłciowe i "antyfaszystowskie"

Nowe ustalenia po zamachu na Charliego Kirka ujawniają makabryczne szczegóły. Na nabojach w karabinie zabójcy znaleziono napisy związane ze środowiskiem transpłciowym i ruchem "antyfaszystowskim" – podał „Wall Street Journal”.

Niemcy wracają do węgla i wyhamowują OZE pilne
Niemcy wracają do węgla i wyhamowują OZE

Niemcy, które latami forsowały zieloną transformację, dziś same cofają się o krok. Kanclerz Friedrich Merz przyznał, że kraj nie nadąża z budową alternatywnych źródeł energii. W efekcie Berlin rozważa utrzymanie elektrowni węglowych dłużej, niż wcześniej zapowiadano.

Trwa posiedzenie RBN. Prezydent ostrzega przed kłamstwami Kremla z ostatniej chwili
Trwa posiedzenie RBN. Prezydent ostrzega przed kłamstwami Kremla

To było bezprecedensowe wtargnięcie w polską przestrzeń powietrzną. Kilkanaście rosyjskich dronów przeleciało nad terytorium Polski w nocy z wtorku na środę. W czwartek prezydent Karol Nawrocki przewodniczył pierwszemu posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęconemu tej sytuacji.

Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocławscy radni podjęli decyzję, która dotyczy wszystkich mieszkańców i właścicieli sklepów. Po wejściu uchwalonych przepisów w całym mieście będzie obowiązywał nocny zakaz sprzedaży alkoholu – zarówno w sklepach, jak i na stacjach benzynowych. Zakaz obejmuje godziny od 22:00 do 6:00 rano.

Łukaszenka atakuje Polskę. „Jak dzikusy podsycają napięcie” polityka
Łukaszenka atakuje Polskę. „Jak dzikusy podsycają napięcie”

Aleksandr Łukaszenka znów uderza w Polskę. W czasie spotkania z przedstawicielem Białorusi przy ONZ Walentinem Rybakowem białoruski dyktator pozwolił sobie na bezprecedensowe ataki. Tym razem padły skandaliczne słowa o Polakach.

Woda niezdatna do picia. Pilny komunikat dla Warmińsko-Mazurskiego z ostatniej chwili
Woda niezdatna do picia. Pilny komunikat dla Warmińsko-Mazurskiego

Warmińsko-Mazurski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny wydał pilny komunikat. W kilku powiatach regionu stwierdzono zanieczyszczenie wody bakteriami z grupy coli i enterokokami. Woda w części miejscowości jest niezdatna do spożycia, a mieszkańcy muszą korzystać z alternatywnych źródeł zaopatrzenia.

REKLAMA

Narasta fala protestów w Niemczech. Nadciąga wsparcie z innych krajów, w tym z Polski

W ubiegłą niedzielę w Berlinie odbyła się potężna demonstracja rolników sprzeciwiających się rządowej polityce klimatycznej. Do niemieckiej stolicy przyjechało kilka tysięcy ciągników, a w protestach - popieranych według sondaży przez prawie 3/4 obywateli - wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób. Z demonstrantami solidaryzują się przedstawiciele innych grup zawodowych - kolejarze, służba zdrowia, a także rolnicy z innych krajów europejskich, w tym z Polski. Niemieckie media usiłują dyskredytować protestujących nazywając ich "ekstremistami" i sugerując nawiązania do nazizmu. Rolnicy protestują również we Francji i Rumunii.
Protest francuskich rolników Narasta fala protestów w Niemczech. Nadciąga wsparcie z innych krajów, w tym z Polski
Protest francuskich rolników / EPA/GUILLAUME HORCAJUELO Dostawca: PAP/EPA

Oprócz dużej demonstracji w Berlinie, rolnicy zorganizowali także blokady w kilku krajach związkowych. W powiecie Harburg w Dolnej Saksonii blokowali przepływ towarów, podobnie było w magazynie Amazona w Winsen (Luhe) i w magazynie Aldi w Stelle. Blokady traktorami przeprowadzono także w Turyngii i Saksonii. Do protestów wezwały Niemiecki Związek Rolników oraz Federalny Związek Transportu Drogowego, Logistyki i Utylizacji (BGL).

Czytaj również: Burza po nagraniu z Sienkiewiczem. Jest apel, by przeszedł badania krwi

Niemieckie media zachwycone tunelem w Świnoujściu

 

Scholz bezradny

Z uwagi na strajk kolejarzy domagających się m.in. skrócenia czasu pracy z 38 do 35 godzin tygodniowo nastąpiły także utrudnienia w kursowaniu pociągów. Niedawno przeciwko polityce ministra zdrowia Karla Lauterbacha protestowali również niemieccy lekarze. Niemiecki rząd wydaje się nie mieć pomysłu na rozwiązanie wewnętrznego kryzysu. Kanclerz Olaf Scholz poza apelami o "umiar" i określaniem części demonstrujących mianem "ekstremistów", ma im niewiele do zaproponowania. 

Czy wszystkie obecne protesty rzeczywiście dotyczą wyłącznie rolniczego oleju napędowego lub ograniczenia dotacji? Myślę, że kryzysy i konflikty powodują ogólną niepewność. Wiele osób niepokoi się o przyszłość. Wszystko to sprawia, że niektórzy wyrażają to głośno Niezadowolenie jest celowo podsycane. Dzięki swoim gigantycznym zasięgom ekstremiści wykorzystują media społecznościowe, aby pogardzać kompromisami i zatruwać każdą demokratyczną debatę. To toksyczna mieszanina, która jest powodem do zmartwienia i bardzo mnie niepokoi. Szczególnie w tak niespokojnym czasie jak obecnie, ważne jest zachowanie umiaru i równowagi

- stwierdził. Na niedzielnym wiecu protestacyjnym wystąpił federalny minister finansów Christian Lindner (FDP) próbując bronić zasadności cięć w rolnictwie. Został on przez strajkujących wygwizdany.

Niemieckiemu kanclerzowi trudno będzie próbować sprowadzać problem do traktowania go niczym zamieszek wywoływanych przez grupę ekstremistów. Antyrządowe demonstracje mają bowiem szerokie poparcie obywateli.

Gniew chłopów jest gniewem całego kraju. Protesty popiera ponad 70 proc. obywateli. Choć konwoje traktorów paraliżują całe miasta, przechodnie wiwatują im na chodnikach. Czy większość z nich dotyczy oleju napędowego z rolnictwa czy zwolnienia z podatku od pojazdów? Nie, chodzi o coś bardziej fundamentalnego i wielu obywateli cieszy się, że rolnicy ośmielają się wyrażać to złowrogie uczucie, że zostali oszukani przez rząd. Owszem, rolnicy pozornie wychodzą na ulice przeciwko obciążeniom podatkowym, ale w rzeczywistości demonstrują przeciwko systemowi, który oszczędza na nich pieniądze – a poza tym wyrzuca pieniądze przez okno

- pisze na łamach Berliner Zeitung niemiecki dziennikarz Moritz Eichhorn.

Jak wskazuje komentator, od czasów Angeli Merkel w Niemczech obowiązywało niepisane prawo: "wy tam na górze możecie przeprowadzać swoje eksperymenty, o ile nie kosztuje nas to nic tutaj, na dole. Nie zgadzamy się z wieloma z tego, co robisz, ale tak długo, jak nie ma to na nas wpływu, w porządku".

Na przykład odejście od energetyki jądrowej ("nasze dostawy energii są bezpieczne i pozostaną tanie") lub otwarcie granic w 2015 r. ("Nikomu nic nie zostanie odebrane") lub transformacja energetyczna ("kosztuje tyle, co gałka lodów") lub dodatek obywatelski ("praca nadal się opłaca"). Wszystkie te obietnice zostały w końcu złamane, niektóre z nich były kłamstwami od samego początku. Konsekwencje można by trzymać z dala od obywatela za pomocą dużej ilości pieniędzy

- tłumaczy Eichhorn dodając, że wraz z cięciami dla rolników, rząd po raz pierwszy od prawie 20 lat odbiera coś bezpośrednio ludziom pracy, chociaż Scholz jeszcze niedawno twierdził coś przeciwnego. Zdaniem niemieckiego dziennikarza niezadowolenie z powodu oszustw ostatnich lat sięga zenitu.

Teraz wszystkie szalone wydatki rządu leżą na stole, a obywatele pytają: dlaczego nakłada się na nas kolejne obciążenia, skoro 47 procent odbiorców pieniędzy obywateli to obcokrajowcy, dlaczego płacimy miliony za zielone lodówki w Kolumbii, szkolenia w zakresie płci w Azji Zachodniej oraz przyjazny dla klimatu i środowiska rozwój miast w Republice Środkowoafrykańskiej? Dlaczego kanclerz chce kupić trzy nowe śmigłowce dla VIP-ów o wartości 200 mln euro? 

- wylicza komentator Berliner Zeitung.

 

Poparcie w kraju i za granicą

Niemieccy demonstranci zapewniają, że nie zaakceptują planowanych podwyżek podatków dla rolnictwa.

Nie ustąpimy, dopóki nie znikną

- podkreślił w wywiadzie dla magazynu "Stern" Przewodniczący Niemieckiego Związku Rolników, Joachim Rukwied.

Protesty niemieckich rolników sprzeciwiających się nierealistycznej i restrykcyjnej polityce klimatycznej mają szerokie poparcie społeczne w kraju i za granicą. Z zachodnimi sąsiadami solidaryzują się m.in. Polacy, Francuzi, Holendrzy i Belgowie. Alarmują oni, że obecna polityka unijna jest de facto antyrolnicza i zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Europy. W ubiegły weekend w Berlinie protestowało kilkadziesiąt tysięcy rolników, a to nie koniec ich działań. Zapowiadają oni "Wiosnę Ludów" w Europie.

Rząd federalny Niemiec jest ofiarą własnej polityki. Niemcy nie tylko forsowały „zieloną politykę” w całej Unii Europejskiej, ale także ochoczo wdrażały ją u siebie. To, co teraz obserwujemy, jest właśnie jej efektem. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że w związku ze wszystkimi działaniami, które u siebie  zrealizowali, ceny energii elektrycznej mocno poszybowały w górę. Z budżetu państwa częściowo finansowano tarcze osłonowe, których celem było to, żeby „przeciętny Kowalski” nie odczuł tak drastycznego wzrostu ceny energii. Ale już na innych odbiorców, czyli na małe i średnie przedsiębiorstwa, oddziaływanie tych wzrostów cen energii było naprawdę ogromne. W związku z tym wiele firm się zamykało i generalnie borykało się z mnóstwem problemów. To wszystko doprowadziło do braku pieniędzy w budżecie. Rząd federalny został postawiony przed dwoma wyzwaniami – spiąć jakoś budżet i jeszcze zrealizować narzuconą sobie politykę klimatyczną. Niemieckie władze próbowały w „kreatywnej księgowości” przy spinaniu budżetu, co zakwestionował nawet tamtejszy Trybunał Konstytucyjny

- tłumaczy w rozmowie z portalem Tysol.pl Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.

Jakie zatem znaleziono rozwiązanie? Takie, jakie jest tradycyjnie stosowane w każdym państwie europejskim – sięgnięto do kieszeni podatnika. A konkretnie - do kieszeni niemieckiego rolnika. I od tego się wszystko się zaczęło. 

Rolnicy dostali całą listę wykluczeń czy nowych obciążeń. Rząd jasno zadeklarował, że rezygnuje z dopłat do paliwa rolniczego. Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że aby prowadzić w jakimkolwiek państwie produkcję rolną, trzeba zużyć naprawdę dużo paliwa. W związku z tym w każdym kraju dopłata do paliwa jest ważnym punktem w utrzymywaniu jakiejkolwiek opłacalności i ciągłości gospodarstw. No i tutaj pojawiła się jednoznaczna zapowiedź, że tych dopłat nie będzie. Okazało się, że pieniędzy w budżecie jest wciąż za mało, toteż rządzący zaczęli mówić także o tym, że trzeba opodatkować ciągniki. Próbowali wprowadzić opłaty za przejazd ciągników po drogach. Do tej pory było tak, że ciągniki miały zielone tablice rejestracyjne, dzięki czemu były zwolnione z opłat za to poruszanie się po drogach. Teraz okazało się, że mają zmienić rejestracje na standardowe, co będzie generowało kolejne koszty w prowadzeniu gospodarstw

- wylicza Przeworska.

 

Unia Europejska kontra europejscy rolnicy

Rolnicy w całej Europie zaczęli patrzeć coraz krytyczniej na to, co się dzieje i na to, że Unia Europejska nakłada na nich coraz to nowe obostrzenia i coraz to nowe wymagania, na dodatek często  abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości. Wymagania te wiążą się z koniecznością poświęcenia ogromnych środków finansowych, wielkich kwot na modernizację gospodarstw, na inwestycje czy na zmianę systemu uprawy roli etc. Jednocześnie pieniędzy na modernizację i generalnie na dofinansowanie czy wsparcie rolnictwa jego takiego na ogół nie ma, bo nie ma ich skąd wziąć.

Niemieccy rolnicy w pewnym momencie stwierdzili, że znaleźli się w newralgicznym momencie, doszli do wniosku, że wsparcia ze strony rządu już nie będzie i że stosuje on raczej  politykę ograniczania rolnictwa niż jego rozwijania. Poza tym patrzą oni na to, co Unia Europejska nam wszystkim w Europie proponuje, czyli na rosnące wymagania i coraz mniejsze finansowanie rolnictwa jako takiego, a jednocześnie otwieranie rynków na żywność produkowaną w zupełnie innych warunkach, jak np. na produkty pochodzące z Ukrainy. Trudno porównywać koszty produkcji przy gospodarstwach o powierzchni np. 5 ha z potężnym oligopolem o powierzchni np. 500000 ha. A o takich gospodarstwach śmiało możemy mówić na terytorium Ukrainy. Na dobrą sprawę nie są one zresztą ukraińskie tylko położone na ziemi ukraińskiej. Spółki, które zarządzają tą ziemią, są natomiast zlokalizowane w zupełnie innych częściach Europy

- wskazuje nasza rozmówczyni. Podkreśla ona zarazem, że zupełnie czym innym jest solidarność z Ukrainą wobec rosyjskiej agresji, a czym innym chęć zadbania o własne interesy w kwestiach dotyczących rynków żywności.

Słaby ratownik to żaden ratownik. Okazaliśmy ukraińskim uchodźcom wielkie serce. Nasi zachodni sąsiedzi przyjeżdżając do Polski i pytając o obozy dla uchodźców nie mogli się nadziwić, że ich po prostu nie mamy, bo przyjęliśmy tych ludzi do swoich domów. Czym innym jednak jest dbanie o własne - a w perspektywie także i wspólne - bezpieczeństwo żywnościowe

- stwierdza Przeworska. W opinii naszej rozmówczyni bezrefleksyjne otwieranie unijnych rynków dla ukraińskich produktów rolnych nie prowadzi zresztą do bogacenia się samego narodu ukraińskiego, ale wielkich, międzynarodowych koncernów spożywczych. Wyliczając unijne absurdy narzucane rolnikom dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej wskazuje m.in. na obowiązek ugorowania ziemi.

Jest  to dla rolników jakąś totalną abstrakcją. Europejski rolnik jest zmuszany do tego, żeby wyłączyć z funkcjonowania rocznie 4% swoich gruntów. Unia Europejska przyjmuje na przykład prawo odtwarzania natury, gdzie jest jasno napisane, że grunty organiczne, czyli na przykład torfowiska, powinny zostać przywrócone do naturalnego stanu. Oznacza to, że rolnicy, którzy przez ostatnie dziesiątki lat pracowali nad tym, żeby osuszyć tę ziemię, nagle dowiadują się, że mają ją z powrotem zalać i przestać z niej korzystać. A to jest przecież ich ziemia. I zainwestowali oni własny czas i własne pieniądze, żeby móc z niej korzystać, po czym dowiedzieli się, że Unia Europejska wiele lepiej, co mają z nią zrobić

- tłumaczy.

Irytacja rolników niemieckich była już tak duża, że stwierdzili oni, iż mają serdecznie dość bycia na każdym kroku kopalnymi i uderzanymi. Stwierdzili, że zaczną protestować, że wyjdą na ulicę. Zainspirował ich także przykład Holendrów. W Holandii grupa rolników pokazała, że jeśli chcą ich wszystko odebrać, to nie mogą oni siedzieć w domach i biernie się temu przyglądać. Zorganizowali oni ogromny bunt, który na dodatek miał wielkie, bo sięgające 83% poparcie społeczne. W Niemczech poparcie dla protestu rolników sięga ok. 70% i w mojej opinii będzie rosło, ponieważ ludziom w Europie żyje się coraz gorzej. I nie wynika to z tego, że mniej pracujemy, bo pracujemy tyle samo, jeśli nie więcej. To polityka, którą nam się oferuje i którą się wdraża bez naszej wiedzy i akceptacji prowadzi do takich wzrostów cen żywności, kosztów do produkcji etc.

- dodaje.

 

Polacy wspierają protesty

W opinii naszej rozmówczyni, jeżeli Europa się nie przebudzi i nie zacznie manifestować swojego niezadowolenia, to łatwo nie będzie. 

W Polsce po raz pierwszy od wielu lat Lewica weszła do koalicji rządzącej. I już jedna pani wiceminister reprezentując cały kraj, jedzie na forum unijne i mówi o tym, że Fit for 55 to dla nas mało, że my chcemy 90% redukcji emisji. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, że dzwonili do nas do Instytutu ludzie z krajów, z którymi współpracujemy i pytali, czy miejsce, z którego spadaliśmy na głowę, znajdowało się bardzo wysoko

- wspomina Przeworska.

W jej opinii nadzieją napawa fakt, że europejscy rolnicy zyskują coraz większą samoświadomość oraz mocniej się ze sobą solidaryzują. Polacy chętnie wspierają protesty swoich niemieckich kolegów i zapowiadają kolejne.

Z rolnikami nie jest tak łatwo sobie poradzić. Manifestację można łatwo rozpędzić polewaczkami, natomiast ciągnik przypomina czołg 

- śmieje się nasza rozmówczyni.

A co najważniejsze - poznajemy się, lubimy, rozumiemy, spotykamy. My ze sobą rozmawiamy, nie piszemy do siebie pism. Mam nadzieję, że to też pokaże, że my faktycznie współpracujemy i że nie damy się już więcej rozgrywać. Mam nadzieję, że to też sprawi, że jednak politycy w Polsce będą mieli jeszcze większy mandat, żeby walczyć o interesy europejskiego rolnika na forum Unii Europejskiej, bo to pokazuje, że oni nie bronią wyłącznie Polaków, tylko całej integralności i tego rynku wspólnotowego

- puentuje.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe