Rok 1968 - w Niemczech i Francji rok lewackiego terroru

56 lat temu „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka zostały zdjęte z afisza. Decyzja władz PRL skutkowała politycznym tąpnięciem, uruchamiającym marcową lawinę studenckich protestów. O ile jednak w Polsce bunt studentów w 1968 r. był wymierzony w komunistycznych ciemniaków, o tyle w Niemczech i Francji miał utorować lewakom drogę na salony.
Barykady na ulicy Bordeaux
Barykady na ulicy Bordeaux / Wikipedia domena publiczna

Tumult, jaki podnieśli studenci na Zachodzie, różnił się zasadniczo od polskiego Marca. Nad Wisłą zarzewiem była walka z cenzurą i państwem opresyjnym. Studenci mieli rzadką odwagę stanąć pod pomnikiem Adama Mickiewicza i pośród wycia i obelg partyjnej tłuszczy zaprotestować przeciwko rozpędzaniu pałami domagających się wolności słowa Polaków. Nawiasem mówiąc, analogie ze współczesnymi reakcjami na przejęcie mediów państwowych przez pstrokatą ideologicznie koalicję KO-PSL-PL2050-SLD aż biją po oczach. Niestety w 1968 r. nie zdążyło się ukształtować i okrzepnąć nowe, nieprzetrącone pokolenie, które odzyskałoby wolną Polskę. Niektórzy ówcześni studenci, którzy po 1989 r. przejęli władzę, nie byli zdolni wykrztusić ani słowa o zbrodniach, które dotyczyły sfer wykraczających poza ich wąski światek akademicki. Apologeci Okrągłego Stołu z dnia na dzień potrafili zdjąć z komunistów całe odium podłości.

Czytaj również: Policja użyła gazu przeciwko rolnikom [WIDEO]

Burza w Pałacu Buckingham. Książę Harry zignorowany

 

Zatracenie politycznego węchu

Na Zachodzie sytuacja wyglądała jeszcze inaczej. W Stanach Zjednoczonych gniew młodych buntowników rozpaliły wojna w Wietnamie i „archaiczne” struktury państwowe. W Niemczech Zachodnich i we Francji młodzi ludzie walczyli z kapitalizmem i o bliżej niezdefiniowaną „wolność”. Rozruchy w Paryżu, kwaśno komentowane przez światowe elity, wzbudziły zainteresowanie i wyobraźnię Nowej Lewicy w Berlinie Zachodnim. Rosnąca popularność francuskich komunistów otworzyła po obu stronach Renu drogę do ukształtowania się wśród młodych poczucia odrębności, napędzającego żywioły rewolucyjne. Ale poza tym zaistniały różne powody pójścia pod prąd. W Niemczech młode pokolenie zmagało się przede wszystkim z przeszłością rodziców.

Po słynnym przemówieniu Nikity Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR w lutym 1956 r., uruchomił się na Zachodzie stopniowy proces starań o – mówiąc żargonem lewackich studentów – „ludzki socjalizm”. Akty ikonoklazmu były wtem na porządku dziennym, a w Berlinie Zachodnim młodzi domagali się wznowienia „zdrowej rewolucji”, bliskiej ideałom marksizmu-leninizmu-trockizmu. W RFN pomysły rebeliantów z Sozialistischer Deutscher Studentenbund (SDS) pączkowały pod wpływem takich filozofów jak Theodor Adorno i Max Horkheimer.

SDS powstał już w 1946 r. w Hamburgu jako przybudówka SPD. Pod koniec lat 50. nastąpił jednak konflikt między młodzieżówką a kierownictwem socjaldemokratów, który zakończył się wyłączeniem jej ze struktur partyjnych. Młodzi kontestatorzy z Hamburga nie chcieli płynąć głównym nurtem i przesuwali się coraz bardziej na lewo. Pozbawieni dofinansowania przenieśli się w połowie lat 60. do jednego z budynków na zachodnioberlińskim Kurfürstendammie. Zachodnia prasa zarzucała liderom SDS zatracenie „politycznego węchu”. Przeprowadzka do Berlina oznaczała dla Nowej Lewicy w istocie dalszą radykalizację i sięganie po coraz ostrzejsze (i nielegalne) metody szukania posłuchu. Sympatii dla SDS nie ukrywał po latach obecny kanclerz Niemiec Olaf Scholz.

Młodzi lewacy z Zachodu angażowali się w ponawiane bez przerwy akcje i domagali się od władz RFN coraz dalej idących reform i ustępstw. Żądali między innymi zmian w szkolnictwie wyższym i zaniechania planów wprowadzenia ustaw dotyczących stanu wyjątkowego (Notstandsgesetze). Aktywiści SDS nawoływali ponadto do bojkotu koncernu prasowego Axel Springer, głównie tabloidu „Bild”, który ośmielił się skrytykować działania „rozwydrzonych i długowłosych hipisów”. Springer był zaś dla młodych Niemców medialną emanacją „zachodniego kapitalizmu”. Jednym z kamyczków wywołujących studencką lawinę była pierwsza w historii RFN wielka koalicja pod przewodnictwem Kurta Georga Kiesingera, zawarta w grudniu 1966 r.

Politykę jego rządu zwalczała tak zwana „Opozycja Pozaparlamentarna” (APO), którą zasiliło wielu członków SDS. Oburzenie budził także fakt, że Kiesinger był w czasie wojny w NSDAP. Wymownym symbolem niedoszłej denazyfikacji w RFN było publiczne spoliczkowanie kanclerza przez dziennikarkę Beate Klarsfeld w listopadzie 1968 r. Pewne impulsy, owocujące błyskawicznym rozrostem protestów, miały jednak miejsce już półtora roku wcześniej. Podczas berlińskiej manifestacji przeciwko goszczącemu w Berlinie Zachodnim szachowi Iranu w czerwcu 1967 r. został zastrzelony 27-letni student Benno Ohnesorg. W ciągu zaledwie kilku dni przez całą RFN przetoczyła się fala protestu. Wśród zbuntowanych studentów nie brakowało wszelako zwykłych czerwonych radykałów, którzy próbowali upowszechnić wśród Niemców przekonanie, że NRD oraz republiki ZSRR były krajami „dostatnimi”.

 

W trampkach i bez matury

Majową erupcję w 1968 r. przyśpieszyło kolejne tragiczne wydarzenie: W kwietniu 1968 r. został postrzelony Rudi Dutschke, przywódca ruchów studenckich. Był on jednym z głównych pomysłodawców „długiego marszu przez instytucje”. Według niego rewolucja miała polegać na budowie nowego i zwartego ze społeczeństwem systemu, począwszy od domu rodzinnego, poprzez szkołę, na najważniejszych organach państwowych kończąc. Brzmi znajomo, prawda? Nie bez kozery wielu działaczy ówczesnej lewicy po zakończeniu rozruchów z dnia na dzień stali się politykami „bez matury”, którzy „w trampkach” i z zielonymi hasłami wkroczyli do Bundestagu.

Po zamachu na Dutschkego przez kraj przelały się kolejne fale protestów, które tym razem nie ominęły zakładów poligraficznych Springera. Zdaniem studentów do jego śmierci przyczyniły się właśnie dzienniki „Bild” i „Die Welt”, na łamach których drukowano o nim zgryźliwe teksty. Wkrótce jednak zapowiedziana rewolucja się skończyła. Zamach na Dutschkego wzniecił chwilowe protesty, ale brak wyrazistego lidera zniweczył plany, które przywróciłyby ruchowi utraconą świeżość. Ale to niejedyny powód. Władze RFN były wytrwałe i nie dały się sprowokować. Poza tym fakt, że w 1969 r. kanclerzem został socjaldemokrata Willy Brandt, który poniekąd sam był wyznawcą głoszonych przez lewackich studentów tez, złagodził nastroje.

Niemieccy studenci coraz liczniej rezygnowali z wchodzenia na barykady, szukając życiowej stabilności. Ci zaś, którzy dalej uporczywie wymachiwali sowieckimi flagami, szybko się zradykalizowali. Powstawały grupy terrorystyczne, np. Ruch 2 Czerwca (data śmierci Ohnesorga) i Frakcja Czerwonej Armii (RAF), które jeszcze przez dekadę trzymały zachodnioniemieckie władze w napięciu. Jak wiadomo, rewolucja czasami się nie udaje, a w każdym razie nie może trwać wiecznie. Naturalną koleją rzeczy ruch studencki zaczął się przekształcać w byty polityczne, co zawsze oznacza zastępowanie radykałów lojalnymi nominatami. Odsuwani działacze zaczynali wynosić na zewnątrz organizacyjne brudy, zarzucając liderom lewackiego ruchu nadużycia.

 

Wszyscy do rad!

Majowe manifestacje w Niemczech Zachodnich zbiegły się czasowo z protestami studenckimi we Francji. Jeśli porównamy hasła wznoszone przez studentów w Dzielnicy Łacińskiej i na Kurfürstendammie, uderza przede wszystkim większa inwencja po stronie francuskiej. „Jest zakazane zakazywać”, „Bądźcie realistami, żądajcie tego, co niemożliwe” czy „Mówić NIE to myśleć” kontrastowało z suchymi nieco imperatywami typu „Wszyscy do rad!”, stosowanymi przez niemiecką APO. Warto dodać, że nad Sekwaną doszło do symbiozy ruchów studentów i robotników. W Niemczech z kolei, mimo usilnych starań zbuntowanych, nic z tego nie wyszło.

Staliśmy od rana przed niemieckimi fabrykami i rozdawaliśmy robotnikom ulotki, ale oni nie chcieli nas słuchać. Nasze żądania były im obojętne

– mówi Tysol.pl niemiecki filozof i uczestnik wydarzeń z 1968 r. Peter Sloterdijk.

Według niego w Paryżu było „znacznie goręcej”, gdyż rozruch w 1968 r. kazały młodzieży sięgnąć po inne analogie z obfitującej w rewolucyjne wydarzenia historii Francji, wpisujących się w „logiczny ciąg”. Co ciekawe, o ile w Berlinie Zachodnim już po zabójstwie Ohnesorga w 1967 r. miesiącami gulgotało pod pokrywką lewackiego garnka, o tyle we Francji jeszcze na początku 1968 r. było spokojnie i nic nie wskazywało zbliżania się „stanu wyjątkowego”. Poza poszczególnymi spokojnymi strajkami we francuskich fabrykach nie działo się tam zbyt wiele. Dopiero w marcu niedaleko stolicy, w Nanterre, doszło do protestu studentów. Gdy władze uczelni zareagowały na manifestację zamknięciem wydziału filologicznego, iskra przeskoczyła na Sorbonę. Te wydarzenia w Paryżu zbiegły się z rosnącym niezadowoleniem we francuskich fabrykach. Tydzień później związki zawodowe zapowiedziały strajk generalny.

 

Zakłócanie ładu państwa

Podczas gdy we Francji w protestach wzięło udział ok. 10 mln ludzi, w niemieckich manifestacjach uczestniczyło zaledwie kilka tysięcy studentów. O ile w Niemczech protesty trwały miesiącami i państwo pozostawało wobec studentów nieugięte, o tyle we Francji nastąpiła tylko jedna wielka majowa erupcja, która sparaliżowała establishment polityczny i wymusiła ustępstwa ze strony władz. Aby załagodzić sytuację, rząd zapowiedział przedterminowe wybory i referendum w sprawie reform.

Rewolucja nad Sekwaną tak szybko jak się rozpaliła, tak i wygasła. Związki zawodowe skoncentrowały się na prawach robotników, podwyżkach itd. Już 27 maja pracodawcy, związki oraz przedstawiciele rządu Georges’a Pompidou podpisali umowę, nazwaną „Accords de Grenelle”, przewidującą m.in. podwyżkę płacy minimalnej, skrócenie czasu pracy oraz inne przywileje dla pracujących. W czerwcu ruchy studenckie i strajki dobiegły końca. Być może dlatego, że w krótkim czasie francuscy obywatele osiągnęli swoje cele.

Z drugiej strony rozruchy studenckie budziły w konserwatywnych środowiskach sprzeciw, taki sam jak ten, który zawsze kazał Francuzom traktować sceptycznie wszelkie przejawy zakłócania ładu państwa. Zmarły w 2020 r. pisarz Bernard Pingaud zanotował w pamiętniku: „Wielka wiosenna rewolucja trwała tylko kilka tygodni. Już latem można było odnieść wrażenie, że majowe wydarzenia to odległa przeszłość.” 

Niewątpliwie jednak francuski Maj ‘68 miał wpływ na przebudowanie wartości i pejzażu partyjnego Piątej Republiki. Niektórzy politycy zbudowali na micie Maja swoje kariery. Z drugiej strony Francuzi są dumni, że ich rewolucja była tak krótka i skuteczna, podczas gdy w Niemczech powstały z niej radykalne grupy terrorystyczne w rodzaju RAF. „W Niemczech paryskie rozruchy pobudziły zarówno pacyfistów, jak i przestępców”, wspomina Sloterdijk.

 

Polscy spadkobiercy

Jest jeszcze jedna różnica między niemieckimi i francuskimi rozruchami. Francja de Gaulle’a tkwiła wówczas w marazmie gospodarczym, podczas gdy Niemcy Zachodnie przeżywały swój „cud gospodarczy”. Francuska symbioza studentów i robotników bazowała na interesach ekonomicznych całego społeczeństwa, w RFN zaś miała przede wszystkim charakter ideologiczny, kultywowany przez lewicowych ekstremistów. Majowe protesty w Paryżu w wymierny sposób wpłynęły na późniejszą sytuację ekonomiczną młodych ludzi.

Ale istnieje oczywiście też sporo analogii między protestami w Niemczech i we Francji w 1968 r. W obu przypadkach konserwatyści dostrzegają dziś zarodek kryzysu zachodniej oświaty i etyki. W RFN protesty skutkowały powstaniem organizacji przestępczych, a niektórych ich członków politycy niemieckiej lewicy do dziś wystawiają na piedestał. Tymczasem złowroga koncepcja „marszu przez instytucje” umożliwiła zachodnim marksistom niemal całkowite opanowanie kluczowych instytucji międzynarodowych. Niestety zdążyli oni również „zabezpieczyć” swoich spadkobierców w Polsce.
 


 

POLECANE
Komunikat dla mieszkańców woj. mazowieckiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. mazowieckiego

Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski poinformował, że od 15 do 18 grudnia w godzinach 8.00 – 15.00 na Mazowszu będą wyły syreny alarmowe. To testy w ramach ćwiczeń Syrena-25.

Koniec wojny na Ukrainie? Polacy są pesymistami z ostatniej chwili
Koniec wojny na Ukrainie? Polacy są pesymistami

96 proc. Polaków nie wierzy w zakończenie konfliktu w Ukrainie w tym roku – wynika z sondażu przeprowadzonego dla "Super Expressu".

Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar z ostatniej chwili
Strzelanina na uczelni w USA. Wiele ofiar

Na Uniwersytecie Browna w Providence w stanie Rhode Island doszło w niedzielę wieczorem do strzelaniny. Zginęły co najmniej dwie osoby. Ośmioro ciężko rannych trafiło do szpitala. Jak poinformowała agencja AP, policja wciąż poszukuje sprawcy.

Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

REKLAMA

Rok 1968 - w Niemczech i Francji rok lewackiego terroru

56 lat temu „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka zostały zdjęte z afisza. Decyzja władz PRL skutkowała politycznym tąpnięciem, uruchamiającym marcową lawinę studenckich protestów. O ile jednak w Polsce bunt studentów w 1968 r. był wymierzony w komunistycznych ciemniaków, o tyle w Niemczech i Francji miał utorować lewakom drogę na salony.
Barykady na ulicy Bordeaux
Barykady na ulicy Bordeaux / Wikipedia domena publiczna

Tumult, jaki podnieśli studenci na Zachodzie, różnił się zasadniczo od polskiego Marca. Nad Wisłą zarzewiem była walka z cenzurą i państwem opresyjnym. Studenci mieli rzadką odwagę stanąć pod pomnikiem Adama Mickiewicza i pośród wycia i obelg partyjnej tłuszczy zaprotestować przeciwko rozpędzaniu pałami domagających się wolności słowa Polaków. Nawiasem mówiąc, analogie ze współczesnymi reakcjami na przejęcie mediów państwowych przez pstrokatą ideologicznie koalicję KO-PSL-PL2050-SLD aż biją po oczach. Niestety w 1968 r. nie zdążyło się ukształtować i okrzepnąć nowe, nieprzetrącone pokolenie, które odzyskałoby wolną Polskę. Niektórzy ówcześni studenci, którzy po 1989 r. przejęli władzę, nie byli zdolni wykrztusić ani słowa o zbrodniach, które dotyczyły sfer wykraczających poza ich wąski światek akademicki. Apologeci Okrągłego Stołu z dnia na dzień potrafili zdjąć z komunistów całe odium podłości.

Czytaj również: Policja użyła gazu przeciwko rolnikom [WIDEO]

Burza w Pałacu Buckingham. Książę Harry zignorowany

 

Zatracenie politycznego węchu

Na Zachodzie sytuacja wyglądała jeszcze inaczej. W Stanach Zjednoczonych gniew młodych buntowników rozpaliły wojna w Wietnamie i „archaiczne” struktury państwowe. W Niemczech Zachodnich i we Francji młodzi ludzie walczyli z kapitalizmem i o bliżej niezdefiniowaną „wolność”. Rozruchy w Paryżu, kwaśno komentowane przez światowe elity, wzbudziły zainteresowanie i wyobraźnię Nowej Lewicy w Berlinie Zachodnim. Rosnąca popularność francuskich komunistów otworzyła po obu stronach Renu drogę do ukształtowania się wśród młodych poczucia odrębności, napędzającego żywioły rewolucyjne. Ale poza tym zaistniały różne powody pójścia pod prąd. W Niemczech młode pokolenie zmagało się przede wszystkim z przeszłością rodziców.

Po słynnym przemówieniu Nikity Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR w lutym 1956 r., uruchomił się na Zachodzie stopniowy proces starań o – mówiąc żargonem lewackich studentów – „ludzki socjalizm”. Akty ikonoklazmu były wtem na porządku dziennym, a w Berlinie Zachodnim młodzi domagali się wznowienia „zdrowej rewolucji”, bliskiej ideałom marksizmu-leninizmu-trockizmu. W RFN pomysły rebeliantów z Sozialistischer Deutscher Studentenbund (SDS) pączkowały pod wpływem takich filozofów jak Theodor Adorno i Max Horkheimer.

SDS powstał już w 1946 r. w Hamburgu jako przybudówka SPD. Pod koniec lat 50. nastąpił jednak konflikt między młodzieżówką a kierownictwem socjaldemokratów, który zakończył się wyłączeniem jej ze struktur partyjnych. Młodzi kontestatorzy z Hamburga nie chcieli płynąć głównym nurtem i przesuwali się coraz bardziej na lewo. Pozbawieni dofinansowania przenieśli się w połowie lat 60. do jednego z budynków na zachodnioberlińskim Kurfürstendammie. Zachodnia prasa zarzucała liderom SDS zatracenie „politycznego węchu”. Przeprowadzka do Berlina oznaczała dla Nowej Lewicy w istocie dalszą radykalizację i sięganie po coraz ostrzejsze (i nielegalne) metody szukania posłuchu. Sympatii dla SDS nie ukrywał po latach obecny kanclerz Niemiec Olaf Scholz.

Młodzi lewacy z Zachodu angażowali się w ponawiane bez przerwy akcje i domagali się od władz RFN coraz dalej idących reform i ustępstw. Żądali między innymi zmian w szkolnictwie wyższym i zaniechania planów wprowadzenia ustaw dotyczących stanu wyjątkowego (Notstandsgesetze). Aktywiści SDS nawoływali ponadto do bojkotu koncernu prasowego Axel Springer, głównie tabloidu „Bild”, który ośmielił się skrytykować działania „rozwydrzonych i długowłosych hipisów”. Springer był zaś dla młodych Niemców medialną emanacją „zachodniego kapitalizmu”. Jednym z kamyczków wywołujących studencką lawinę była pierwsza w historii RFN wielka koalicja pod przewodnictwem Kurta Georga Kiesingera, zawarta w grudniu 1966 r.

Politykę jego rządu zwalczała tak zwana „Opozycja Pozaparlamentarna” (APO), którą zasiliło wielu członków SDS. Oburzenie budził także fakt, że Kiesinger był w czasie wojny w NSDAP. Wymownym symbolem niedoszłej denazyfikacji w RFN było publiczne spoliczkowanie kanclerza przez dziennikarkę Beate Klarsfeld w listopadzie 1968 r. Pewne impulsy, owocujące błyskawicznym rozrostem protestów, miały jednak miejsce już półtora roku wcześniej. Podczas berlińskiej manifestacji przeciwko goszczącemu w Berlinie Zachodnim szachowi Iranu w czerwcu 1967 r. został zastrzelony 27-letni student Benno Ohnesorg. W ciągu zaledwie kilku dni przez całą RFN przetoczyła się fala protestu. Wśród zbuntowanych studentów nie brakowało wszelako zwykłych czerwonych radykałów, którzy próbowali upowszechnić wśród Niemców przekonanie, że NRD oraz republiki ZSRR były krajami „dostatnimi”.

 

W trampkach i bez matury

Majową erupcję w 1968 r. przyśpieszyło kolejne tragiczne wydarzenie: W kwietniu 1968 r. został postrzelony Rudi Dutschke, przywódca ruchów studenckich. Był on jednym z głównych pomysłodawców „długiego marszu przez instytucje”. Według niego rewolucja miała polegać na budowie nowego i zwartego ze społeczeństwem systemu, począwszy od domu rodzinnego, poprzez szkołę, na najważniejszych organach państwowych kończąc. Brzmi znajomo, prawda? Nie bez kozery wielu działaczy ówczesnej lewicy po zakończeniu rozruchów z dnia na dzień stali się politykami „bez matury”, którzy „w trampkach” i z zielonymi hasłami wkroczyli do Bundestagu.

Po zamachu na Dutschkego przez kraj przelały się kolejne fale protestów, które tym razem nie ominęły zakładów poligraficznych Springera. Zdaniem studentów do jego śmierci przyczyniły się właśnie dzienniki „Bild” i „Die Welt”, na łamach których drukowano o nim zgryźliwe teksty. Wkrótce jednak zapowiedziana rewolucja się skończyła. Zamach na Dutschkego wzniecił chwilowe protesty, ale brak wyrazistego lidera zniweczył plany, które przywróciłyby ruchowi utraconą świeżość. Ale to niejedyny powód. Władze RFN były wytrwałe i nie dały się sprowokować. Poza tym fakt, że w 1969 r. kanclerzem został socjaldemokrata Willy Brandt, który poniekąd sam był wyznawcą głoszonych przez lewackich studentów tez, złagodził nastroje.

Niemieccy studenci coraz liczniej rezygnowali z wchodzenia na barykady, szukając życiowej stabilności. Ci zaś, którzy dalej uporczywie wymachiwali sowieckimi flagami, szybko się zradykalizowali. Powstawały grupy terrorystyczne, np. Ruch 2 Czerwca (data śmierci Ohnesorga) i Frakcja Czerwonej Armii (RAF), które jeszcze przez dekadę trzymały zachodnioniemieckie władze w napięciu. Jak wiadomo, rewolucja czasami się nie udaje, a w każdym razie nie może trwać wiecznie. Naturalną koleją rzeczy ruch studencki zaczął się przekształcać w byty polityczne, co zawsze oznacza zastępowanie radykałów lojalnymi nominatami. Odsuwani działacze zaczynali wynosić na zewnątrz organizacyjne brudy, zarzucając liderom lewackiego ruchu nadużycia.

 

Wszyscy do rad!

Majowe manifestacje w Niemczech Zachodnich zbiegły się czasowo z protestami studenckimi we Francji. Jeśli porównamy hasła wznoszone przez studentów w Dzielnicy Łacińskiej i na Kurfürstendammie, uderza przede wszystkim większa inwencja po stronie francuskiej. „Jest zakazane zakazywać”, „Bądźcie realistami, żądajcie tego, co niemożliwe” czy „Mówić NIE to myśleć” kontrastowało z suchymi nieco imperatywami typu „Wszyscy do rad!”, stosowanymi przez niemiecką APO. Warto dodać, że nad Sekwaną doszło do symbiozy ruchów studentów i robotników. W Niemczech z kolei, mimo usilnych starań zbuntowanych, nic z tego nie wyszło.

Staliśmy od rana przed niemieckimi fabrykami i rozdawaliśmy robotnikom ulotki, ale oni nie chcieli nas słuchać. Nasze żądania były im obojętne

– mówi Tysol.pl niemiecki filozof i uczestnik wydarzeń z 1968 r. Peter Sloterdijk.

Według niego w Paryżu było „znacznie goręcej”, gdyż rozruch w 1968 r. kazały młodzieży sięgnąć po inne analogie z obfitującej w rewolucyjne wydarzenia historii Francji, wpisujących się w „logiczny ciąg”. Co ciekawe, o ile w Berlinie Zachodnim już po zabójstwie Ohnesorga w 1967 r. miesiącami gulgotało pod pokrywką lewackiego garnka, o tyle we Francji jeszcze na początku 1968 r. było spokojnie i nic nie wskazywało zbliżania się „stanu wyjątkowego”. Poza poszczególnymi spokojnymi strajkami we francuskich fabrykach nie działo się tam zbyt wiele. Dopiero w marcu niedaleko stolicy, w Nanterre, doszło do protestu studentów. Gdy władze uczelni zareagowały na manifestację zamknięciem wydziału filologicznego, iskra przeskoczyła na Sorbonę. Te wydarzenia w Paryżu zbiegły się z rosnącym niezadowoleniem we francuskich fabrykach. Tydzień później związki zawodowe zapowiedziały strajk generalny.

 

Zakłócanie ładu państwa

Podczas gdy we Francji w protestach wzięło udział ok. 10 mln ludzi, w niemieckich manifestacjach uczestniczyło zaledwie kilka tysięcy studentów. O ile w Niemczech protesty trwały miesiącami i państwo pozostawało wobec studentów nieugięte, o tyle we Francji nastąpiła tylko jedna wielka majowa erupcja, która sparaliżowała establishment polityczny i wymusiła ustępstwa ze strony władz. Aby załagodzić sytuację, rząd zapowiedział przedterminowe wybory i referendum w sprawie reform.

Rewolucja nad Sekwaną tak szybko jak się rozpaliła, tak i wygasła. Związki zawodowe skoncentrowały się na prawach robotników, podwyżkach itd. Już 27 maja pracodawcy, związki oraz przedstawiciele rządu Georges’a Pompidou podpisali umowę, nazwaną „Accords de Grenelle”, przewidującą m.in. podwyżkę płacy minimalnej, skrócenie czasu pracy oraz inne przywileje dla pracujących. W czerwcu ruchy studenckie i strajki dobiegły końca. Być może dlatego, że w krótkim czasie francuscy obywatele osiągnęli swoje cele.

Z drugiej strony rozruchy studenckie budziły w konserwatywnych środowiskach sprzeciw, taki sam jak ten, który zawsze kazał Francuzom traktować sceptycznie wszelkie przejawy zakłócania ładu państwa. Zmarły w 2020 r. pisarz Bernard Pingaud zanotował w pamiętniku: „Wielka wiosenna rewolucja trwała tylko kilka tygodni. Już latem można było odnieść wrażenie, że majowe wydarzenia to odległa przeszłość.” 

Niewątpliwie jednak francuski Maj ‘68 miał wpływ na przebudowanie wartości i pejzażu partyjnego Piątej Republiki. Niektórzy politycy zbudowali na micie Maja swoje kariery. Z drugiej strony Francuzi są dumni, że ich rewolucja była tak krótka i skuteczna, podczas gdy w Niemczech powstały z niej radykalne grupy terrorystyczne w rodzaju RAF. „W Niemczech paryskie rozruchy pobudziły zarówno pacyfistów, jak i przestępców”, wspomina Sloterdijk.

 

Polscy spadkobiercy

Jest jeszcze jedna różnica między niemieckimi i francuskimi rozruchami. Francja de Gaulle’a tkwiła wówczas w marazmie gospodarczym, podczas gdy Niemcy Zachodnie przeżywały swój „cud gospodarczy”. Francuska symbioza studentów i robotników bazowała na interesach ekonomicznych całego społeczeństwa, w RFN zaś miała przede wszystkim charakter ideologiczny, kultywowany przez lewicowych ekstremistów. Majowe protesty w Paryżu w wymierny sposób wpłynęły na późniejszą sytuację ekonomiczną młodych ludzi.

Ale istnieje oczywiście też sporo analogii między protestami w Niemczech i we Francji w 1968 r. W obu przypadkach konserwatyści dostrzegają dziś zarodek kryzysu zachodniej oświaty i etyki. W RFN protesty skutkowały powstaniem organizacji przestępczych, a niektórych ich członków politycy niemieckiej lewicy do dziś wystawiają na piedestał. Tymczasem złowroga koncepcja „marszu przez instytucje” umożliwiła zachodnim marksistom niemal całkowite opanowanie kluczowych instytucji międzynarodowych. Niestety zdążyli oni również „zabezpieczyć” swoich spadkobierców w Polsce.
 



 

Polecane