Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika

Po katastrofie, jaką było w amerykańskiej polityce zeszłotygodniowe wystąpienie Bidena podczas debaty z Trumpem, do milionów ludzi dociera fakt, że byli okłamywani i oszukiwani.
Joe Biden Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika
Joe Biden / EPA/STAN GILLILAND Dostawca: PAP/EPA

Współpracownicy prezydenta w Białym Domu, jego żona i syn, politycy partii demokratycznej, a także media głównego nurtu oszukiwały Amerykanów na temat Joe Bidena przez lata. Kłamały, prezentując Bidena jako doświadczonego polityka, który mimo swojego zaawansowanego wieku (81 lat) świetnie daje sobie radę, ma wiedzę na wszystkie istotne tematy, jest sprawny intelektualnie i zdolny do podejmowania świadomie mądrych decyzji. Ci wszyscy ludzie, z mediami na czele, ukrywali prawdę o nim. Ta prawda dotarła do milionów wyborców amerykańskich nagle, jak uderzenie pioruna, już po kilkunastu minutach czwartkowej debaty Joe Bidena z Donaldem Trumpem, gdy Biden zaczął mówić bez sensu. Obraz Bidena, budowany przez media i aktywistów partii demokratycznej, rozsypał się w mgnieniu oka.

Czytaj również: Tusk szykuje zmiany w 800 Plus?

Dziś rusza warszawska Strefa Czystego Transportu. Dantejskie sceny pod ZDM

 

Szok, jakiego jeszcze nigdy nie było

W czwartek przed mikrofonem i kamerami CNN stanął zniedołężniały starzec, zdezorientowany, mający kłopoty z formułowaniem zdań, nawet momentami po prostu bełkoczący, mamroczący, mylący miliony z miliardami i biliony z trylionami, wypowiadający zdania kompletnie pozbawione logiki, zacinający się, dukający, sprawiający wrażenie zagubionego i całkowicie bezradnego. I to jest prezydent mocarstwa, przywódca wolnego świata? Dla milionów Amerykanów był to potężny, nieporównywalny z niczym wstrząs, wręcz szok, trzęsienie ziemi, zderzenie z górą lodową gigantycznego kłamstwa, bo na własne oczy i uszy przekonali się, że Bidenowi można współczuć konsekwencji starości, ale absolutnie nie można dać mu prezydenckiej władzy na następne cztery lata. A nawet więcej: że ktoś w takim stanie jak Biden nie powinien być już teraz, natychmiast prezydentem USA, zwłaszcza, że na horyzoncie kłębią się chmury zwiastujące prawdopodobną III wojnę światową. Każdy rozsądny człowiek miałby uzasadnione obawy, czy zostawiać samochód na strzeżonym parkingu, na którym na Biden byłby stróżem na nocnej zmianie. Dlaczego więc powierzać mu najbardziej odpowiedzialne i najtrudniejsze stanowisko polityczne na kuli ziemskiej? Dlaczego dawać mu dostęp do podejmowania decyzji literalnie decydujących o losach świata, łącznie z użyciem broni atomowej?

 

Panika w partii demokratycznej

Ta czwartkowa debata natychmiast przeszła do historii. Zmieniła dosłownie wszystko. Szansy Bidena na prezydenturę na kolejne cztery lata spadły praktycznie do zera. Gdyby Amerykanie wybrali na prezydenta na następną kadencję kogoś takiego jak Biden, znaczyłoby to, że naród oszalał. Demokraci, zdając sobie z tego sprawę, wpadli w bezprecedensową panikę. Jak powiedział któryś z czołowych komentatorów politycznych, na skali oceniającej natężenie paniki od zera do dziesięciu, wskaźnik wykazuje piętnaście. 

Natychmiast pojawiły się pomysły zastąpienia Bidena innym kandydatem. Jednak to nie jest wcale takie proste. Nie da się łatwo zastąpić kimś innym aktualnego prezydenta, który stara się o reelekcję i ma już jednoznaczne poparcie milionów wyborców swojej partii w prawyborach, które odbyły się we wszystkich 50 stanach. Biden wygrał prawybory uzyskując 95% głosów. Tego nie da się unieważnić ani zlekceważyć. Media ukryły prawdę o Bidenie, dlatego żaden poważny polityk z partii demokratycznej nawet nie próbował się z nim zmierzyć w prawyborach. Teraz demokraci obudzili się ze snu z ręką w nocniku. Przede wszystkim, do zmiany kandydata potrzebna jest zgoda Bidena. Bez tego każdy inny kandydat będzie uznany za uzurpatora. I powinna to być zgoda entuzjastyczna, a nie wynikająca z przymusu i zewnętrznych nacisków. A Biden wcale nie sprawia wrażenia, że dałby się namówić na rezygnację. Mogłyby na niego wpłynąć jedynie dwie osoby: jego dawny szef, czyli Barack Obama i żona Bidena - Jill Biden. Jednak Obama już ogłosił, że co prawda zgadza się, że debata poszła Bidenowi marnie, to jednak nadal go popiera. Z kolei żona Bidena jest nim i jego odpowiedziami podczas debaty zachwycona. Viralem stało się wideo, na którym Jill Biden gratuluje mężowi z okrzykiem "wykonałeś świetną robotę! Odpowiedziałeś na każde pytanie". Być może ten zachwyt wynika z faktu, że Biden jest na co dzień w stanie mentalnym, w którym  nieczęsto odpowiada na pytania żony.

A przecież mogło być inaczej

Biden miał szansę na odejście z politycznej areny z godnością i z pożytkiem dla Partii Demokratycznej. Jednak, najwyraźniej, narkotyk władzy jest silniejszy niż heroina i fentanyl. Biden nie ma zamiaru rezygnować z kandydowania. W 2020 roku obiecywał podczas kampanii wyborczej, że nie będzie ubiegał się o drugą kadencję. Jednak, gdy tylko objął urząd prezydenta, zapomniał o tej obietnicy, wręcz udawał, że nigdy jej nie składał. I teraz stwarza demokratom gigantyczny kłopot. Rozwala partię. Kto jest winowajcą? Otoczenie Bidena. Ludzie, którzy musieli doskonale wiedzieć o jego demencji, ale starannie i cynicznie ukrywali to przed wyborcami.

 

Uwierzyli w fikcję

Ludzie wokół Bidena najwyraźniej sami uwierzyli we własne kłamstwa i dlatego zgodzili się na debatę. Media głównego nurtu przekazywały mnóstwo wypowiedzi współpracowników Bidena, którzy zachwycali się sprawnością intelektualną swojego szefa. Jest tak energiczny - mówili - że nie możemy za nim nadążyć, nie wytrzymujemy jego tempa. Była to oczywista fikcja. Najwyraźniej chcieli uwiarygodnić swoje kłamstwa o Bidenie jego występem w debacie. Dlatego zamknęli prezydenta z kilkunastoma "coachami" na cały tydzień w Camp David i szlifowali go dniami i nocami, żeby podczas debaty jaśniał pełnym blaskiem. To, jak wiemy od czwartku, zakończyło się totalnym, kompromitującym niepowodzeniem. Przyczyna tej klęski jest niepokonalna, bo biologiczna: są to poważne, rozległe zmiany demencyjne wynikające naturalnie z podeszłego wieku. Jest to proces jednokierunkowy: może być - z upływem czasu - jedynie gorzej.

 

Biden został "wystawiony"?

Fakt, że telewizyjna debata prezydencka odbyła się nie - jak to było regułą od zawsze - we wrześniu lub październiku, ale już w czerwcu, sugeruje, że komuś zależało bardzo na tak wczesnym terminie. Co ciekawe, można przypuszczać, że Biden i jego ekipa wyborcza zostali "wystawieni" przez CNN. CNN jest zagorzałym wrogiem Trumpa, więc można zakładać, że stacja telewizyjna, pełna obaw, że Biden jest słaby, że Trump może wygrać, chciała odpowiednio wcześnie ujawnić złą prawdę o Bidenie po to, żeby jeszcze był czas na desperacką decyzję: zmianę kandydata za zgodą Bidena. Gdyby prawda o mentalnym i fizycznym stanie Bidena wyszła na jaw dopiero w październiku, byłoby już zdecydowanie za późno.

Trump zastosował sprytną taktykę

Trump, godząc się na tak wczesną debatę, z pewnością obstawiał, że Biden się skompromituje. Dlatego zastosował rozsądnie zaskakującą taktykę: nie szydził z potknięć oponenta, nie robił ironicznych min, był opanowany, prawie zupełnie nie komentował jego niedołęstwa i pogubienia, przez co wyglądał "prezydencko" - poważnie, nawet dystyngowanie. Sprzyjały temu zaaprobowane przez obie strony reguły debaty, czyli przede wszystkim wyłączanie mikrofonu Trumpa, gdy mówił Biden i odwrotnie. Gdyby Trumpowi wyrwały się nawet jakieś komentarze i tak nie byłyby słyszane.

 

Obiektywni dziennikarze CNN

Zaskakiwał obiektywizm prowadzących debatę dziennikarzy CNN - Jake'a Tappera and Dany Bash. Zazwyczaj ci dziennikarze podchodzili życzliwie do demokratów i nieżyczliwie do republikanów. Tym razem było niespodziewanie inaczej. Nie faworyzowali żadnego z uczestników debaty. Fakt, że zadający pytania nie "pomagali" Bidenowi, byłby argumentem, że chcieli go rzucić z premedytacją na głęboką wodę. Po to, żeby albo pokazał, że potrafi pływać, albo zatonął już teraz, a nie tuż przed wyborami. Zatopił się sam, otwierając drogę Donaldowi Trumpowi do prezydentury i stawiając partię demokratyczną w koszmarnej sytuacji, jakiej nie było dotąd w amerykańskiej historii.

 

Co dalej?

Trudno wyobrazić sobie, że demokraci znajdą jakieś wyjście z tej pułapki, w którą sami się zapędzili własnymi kłamstwami na temat Bidena. Ich okręt tonie, wszystko wskazuje na to, że 5 listopada, w dniu wyborów, sięgnie dna.

Jednak nie oznacza to wcale, że Trump będzie następnym prezydentem. Do wyborów pozostały aż cztery miesiące, a to na tyle długi czas, że wszystko może się jeszcze wydarzyć. Świat przekonał się przecież w ostatni czwartek, że pojedyncze zdarzenie może radykalnie zmienić sytuację na politycznej szachownicy.


 

POLECANE
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada z ostatniej chwili
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował w niedzielę, że z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą.

Niemcy: odparliśmy atak polskiego drona z ostatniej chwili
Niemcy: "odparliśmy atak polskiego drona"

Niemiecka policja federalna przekazała, że powstrzymała drona nadlatującego z Polski. Policja rozważa postępowanie karne i administracyjne wobec operatora drona.

Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje z ostatniej chwili
Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje

W Kędzierzynie-Koźlu pali się hurtownia ze sprzętem elektrycznym. Na miejscu pracuje już ponad stu strażaków. Dwóch ratowników jest poszkodowanych. Ogłoszono alert RCB z apelem, by w promieniu kilometra od pożaru zamykać okna.

Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami z ostatniej chwili
Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami

Podczas konferencji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego w Rosówku na granicy polsko-niemieckiej doszło do incydentu – policja wyprowadziła jednego z prowokatorów.

Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski z ostatniej chwili
Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski – informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 7 lipca kolejne zwężenia i objazdy na S11 pod Poznaniem – sprawdź, gdzie zwolnić i jak ominąć remont.

Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu Wiadomości
Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu

W niedzielę, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu wybuchły dwa pożary. Strażacy najpierw gasili las, potem halę z rowerami i hulajnogami.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak poinformował Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Europa Wschodnia, Południowa oraz zachodnie krańce będą pod wpływem wyżów, a pozostała część kontynentu - pod wpływem niżów znad Skandynawii oraz północnych Włoch z pofalowanym frontem atmosferycznym.

Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska? z ostatniej chwili
Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska?

Grupa „bodnarowców” ma już gotową ustawę bezkarnościową! Miałaby ona zapewnić bezkarność środowisku związanym z obecną władzą w związku z ich bezprawnymi działaniami po 15 października 2023 roku – przekazał dziennikarz Michał Karnowski na antenie Telewizji wPolsce24.

Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka Wiadomości
Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka

Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór, 5 lipca, nad jeziorem Długie w Rzepinie. Służby otrzymały zgłoszenie o zaginięciu 12-letniej dziewczynki po godzinie 18. Na miejsce natychmiast skierowano duże siły ratownicze – w tym strażaków, ratowników medycznych i policję.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika

Po katastrofie, jaką było w amerykańskiej polityce zeszłotygodniowe wystąpienie Bidena podczas debaty z Trumpem, do milionów ludzi dociera fakt, że byli okłamywani i oszukiwani.
Joe Biden Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika
Joe Biden / EPA/STAN GILLILAND Dostawca: PAP/EPA

Współpracownicy prezydenta w Białym Domu, jego żona i syn, politycy partii demokratycznej, a także media głównego nurtu oszukiwały Amerykanów na temat Joe Bidena przez lata. Kłamały, prezentując Bidena jako doświadczonego polityka, który mimo swojego zaawansowanego wieku (81 lat) świetnie daje sobie radę, ma wiedzę na wszystkie istotne tematy, jest sprawny intelektualnie i zdolny do podejmowania świadomie mądrych decyzji. Ci wszyscy ludzie, z mediami na czele, ukrywali prawdę o nim. Ta prawda dotarła do milionów wyborców amerykańskich nagle, jak uderzenie pioruna, już po kilkunastu minutach czwartkowej debaty Joe Bidena z Donaldem Trumpem, gdy Biden zaczął mówić bez sensu. Obraz Bidena, budowany przez media i aktywistów partii demokratycznej, rozsypał się w mgnieniu oka.

Czytaj również: Tusk szykuje zmiany w 800 Plus?

Dziś rusza warszawska Strefa Czystego Transportu. Dantejskie sceny pod ZDM

 

Szok, jakiego jeszcze nigdy nie było

W czwartek przed mikrofonem i kamerami CNN stanął zniedołężniały starzec, zdezorientowany, mający kłopoty z formułowaniem zdań, nawet momentami po prostu bełkoczący, mamroczący, mylący miliony z miliardami i biliony z trylionami, wypowiadający zdania kompletnie pozbawione logiki, zacinający się, dukający, sprawiający wrażenie zagubionego i całkowicie bezradnego. I to jest prezydent mocarstwa, przywódca wolnego świata? Dla milionów Amerykanów był to potężny, nieporównywalny z niczym wstrząs, wręcz szok, trzęsienie ziemi, zderzenie z górą lodową gigantycznego kłamstwa, bo na własne oczy i uszy przekonali się, że Bidenowi można współczuć konsekwencji starości, ale absolutnie nie można dać mu prezydenckiej władzy na następne cztery lata. A nawet więcej: że ktoś w takim stanie jak Biden nie powinien być już teraz, natychmiast prezydentem USA, zwłaszcza, że na horyzoncie kłębią się chmury zwiastujące prawdopodobną III wojnę światową. Każdy rozsądny człowiek miałby uzasadnione obawy, czy zostawiać samochód na strzeżonym parkingu, na którym na Biden byłby stróżem na nocnej zmianie. Dlaczego więc powierzać mu najbardziej odpowiedzialne i najtrudniejsze stanowisko polityczne na kuli ziemskiej? Dlaczego dawać mu dostęp do podejmowania decyzji literalnie decydujących o losach świata, łącznie z użyciem broni atomowej?

 

Panika w partii demokratycznej

Ta czwartkowa debata natychmiast przeszła do historii. Zmieniła dosłownie wszystko. Szansy Bidena na prezydenturę na kolejne cztery lata spadły praktycznie do zera. Gdyby Amerykanie wybrali na prezydenta na następną kadencję kogoś takiego jak Biden, znaczyłoby to, że naród oszalał. Demokraci, zdając sobie z tego sprawę, wpadli w bezprecedensową panikę. Jak powiedział któryś z czołowych komentatorów politycznych, na skali oceniającej natężenie paniki od zera do dziesięciu, wskaźnik wykazuje piętnaście. 

Natychmiast pojawiły się pomysły zastąpienia Bidena innym kandydatem. Jednak to nie jest wcale takie proste. Nie da się łatwo zastąpić kimś innym aktualnego prezydenta, który stara się o reelekcję i ma już jednoznaczne poparcie milionów wyborców swojej partii w prawyborach, które odbyły się we wszystkich 50 stanach. Biden wygrał prawybory uzyskując 95% głosów. Tego nie da się unieważnić ani zlekceważyć. Media ukryły prawdę o Bidenie, dlatego żaden poważny polityk z partii demokratycznej nawet nie próbował się z nim zmierzyć w prawyborach. Teraz demokraci obudzili się ze snu z ręką w nocniku. Przede wszystkim, do zmiany kandydata potrzebna jest zgoda Bidena. Bez tego każdy inny kandydat będzie uznany za uzurpatora. I powinna to być zgoda entuzjastyczna, a nie wynikająca z przymusu i zewnętrznych nacisków. A Biden wcale nie sprawia wrażenia, że dałby się namówić na rezygnację. Mogłyby na niego wpłynąć jedynie dwie osoby: jego dawny szef, czyli Barack Obama i żona Bidena - Jill Biden. Jednak Obama już ogłosił, że co prawda zgadza się, że debata poszła Bidenowi marnie, to jednak nadal go popiera. Z kolei żona Bidena jest nim i jego odpowiedziami podczas debaty zachwycona. Viralem stało się wideo, na którym Jill Biden gratuluje mężowi z okrzykiem "wykonałeś świetną robotę! Odpowiedziałeś na każde pytanie". Być może ten zachwyt wynika z faktu, że Biden jest na co dzień w stanie mentalnym, w którym  nieczęsto odpowiada na pytania żony.

A przecież mogło być inaczej

Biden miał szansę na odejście z politycznej areny z godnością i z pożytkiem dla Partii Demokratycznej. Jednak, najwyraźniej, narkotyk władzy jest silniejszy niż heroina i fentanyl. Biden nie ma zamiaru rezygnować z kandydowania. W 2020 roku obiecywał podczas kampanii wyborczej, że nie będzie ubiegał się o drugą kadencję. Jednak, gdy tylko objął urząd prezydenta, zapomniał o tej obietnicy, wręcz udawał, że nigdy jej nie składał. I teraz stwarza demokratom gigantyczny kłopot. Rozwala partię. Kto jest winowajcą? Otoczenie Bidena. Ludzie, którzy musieli doskonale wiedzieć o jego demencji, ale starannie i cynicznie ukrywali to przed wyborcami.

 

Uwierzyli w fikcję

Ludzie wokół Bidena najwyraźniej sami uwierzyli we własne kłamstwa i dlatego zgodzili się na debatę. Media głównego nurtu przekazywały mnóstwo wypowiedzi współpracowników Bidena, którzy zachwycali się sprawnością intelektualną swojego szefa. Jest tak energiczny - mówili - że nie możemy za nim nadążyć, nie wytrzymujemy jego tempa. Była to oczywista fikcja. Najwyraźniej chcieli uwiarygodnić swoje kłamstwa o Bidenie jego występem w debacie. Dlatego zamknęli prezydenta z kilkunastoma "coachami" na cały tydzień w Camp David i szlifowali go dniami i nocami, żeby podczas debaty jaśniał pełnym blaskiem. To, jak wiemy od czwartku, zakończyło się totalnym, kompromitującym niepowodzeniem. Przyczyna tej klęski jest niepokonalna, bo biologiczna: są to poważne, rozległe zmiany demencyjne wynikające naturalnie z podeszłego wieku. Jest to proces jednokierunkowy: może być - z upływem czasu - jedynie gorzej.

 

Biden został "wystawiony"?

Fakt, że telewizyjna debata prezydencka odbyła się nie - jak to było regułą od zawsze - we wrześniu lub październiku, ale już w czerwcu, sugeruje, że komuś zależało bardzo na tak wczesnym terminie. Co ciekawe, można przypuszczać, że Biden i jego ekipa wyborcza zostali "wystawieni" przez CNN. CNN jest zagorzałym wrogiem Trumpa, więc można zakładać, że stacja telewizyjna, pełna obaw, że Biden jest słaby, że Trump może wygrać, chciała odpowiednio wcześnie ujawnić złą prawdę o Bidenie po to, żeby jeszcze był czas na desperacką decyzję: zmianę kandydata za zgodą Bidena. Gdyby prawda o mentalnym i fizycznym stanie Bidena wyszła na jaw dopiero w październiku, byłoby już zdecydowanie za późno.

Trump zastosował sprytną taktykę

Trump, godząc się na tak wczesną debatę, z pewnością obstawiał, że Biden się skompromituje. Dlatego zastosował rozsądnie zaskakującą taktykę: nie szydził z potknięć oponenta, nie robił ironicznych min, był opanowany, prawie zupełnie nie komentował jego niedołęstwa i pogubienia, przez co wyglądał "prezydencko" - poważnie, nawet dystyngowanie. Sprzyjały temu zaaprobowane przez obie strony reguły debaty, czyli przede wszystkim wyłączanie mikrofonu Trumpa, gdy mówił Biden i odwrotnie. Gdyby Trumpowi wyrwały się nawet jakieś komentarze i tak nie byłyby słyszane.

 

Obiektywni dziennikarze CNN

Zaskakiwał obiektywizm prowadzących debatę dziennikarzy CNN - Jake'a Tappera and Dany Bash. Zazwyczaj ci dziennikarze podchodzili życzliwie do demokratów i nieżyczliwie do republikanów. Tym razem było niespodziewanie inaczej. Nie faworyzowali żadnego z uczestników debaty. Fakt, że zadający pytania nie "pomagali" Bidenowi, byłby argumentem, że chcieli go rzucić z premedytacją na głęboką wodę. Po to, żeby albo pokazał, że potrafi pływać, albo zatonął już teraz, a nie tuż przed wyborami. Zatopił się sam, otwierając drogę Donaldowi Trumpowi do prezydentury i stawiając partię demokratyczną w koszmarnej sytuacji, jakiej nie było dotąd w amerykańskiej historii.

 

Co dalej?

Trudno wyobrazić sobie, że demokraci znajdą jakieś wyjście z tej pułapki, w którą sami się zapędzili własnymi kłamstwami na temat Bidena. Ich okręt tonie, wszystko wskazuje na to, że 5 listopada, w dniu wyborów, sięgnie dna.

Jednak nie oznacza to wcale, że Trump będzie następnym prezydentem. Do wyborów pozostały aż cztery miesiące, a to na tyle długi czas, że wszystko może się jeszcze wydarzyć. Świat przekonał się przecież w ostatni czwartek, że pojedyncze zdarzenie może radykalnie zmienić sytuację na politycznej szachownicy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe