Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika

Po katastrofie, jaką było w amerykańskiej polityce zeszłotygodniowe wystąpienie Bidena podczas debaty z Trumpem, do milionów ludzi dociera fakt, że byli okłamywani i oszukiwani.
Joe Biden Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika
Joe Biden / EPA/STAN GILLILAND Dostawca: PAP/EPA

Współpracownicy prezydenta w Białym Domu, jego żona i syn, politycy partii demokratycznej, a także media głównego nurtu oszukiwały Amerykanów na temat Joe Bidena przez lata. Kłamały, prezentując Bidena jako doświadczonego polityka, który mimo swojego zaawansowanego wieku (81 lat) świetnie daje sobie radę, ma wiedzę na wszystkie istotne tematy, jest sprawny intelektualnie i zdolny do podejmowania świadomie mądrych decyzji. Ci wszyscy ludzie, z mediami na czele, ukrywali prawdę o nim. Ta prawda dotarła do milionów wyborców amerykańskich nagle, jak uderzenie pioruna, już po kilkunastu minutach czwartkowej debaty Joe Bidena z Donaldem Trumpem, gdy Biden zaczął mówić bez sensu. Obraz Bidena, budowany przez media i aktywistów partii demokratycznej, rozsypał się w mgnieniu oka.

Czytaj również: Tusk szykuje zmiany w 800 Plus?

Dziś rusza warszawska Strefa Czystego Transportu. Dantejskie sceny pod ZDM

 

Szok, jakiego jeszcze nigdy nie było

W czwartek przed mikrofonem i kamerami CNN stanął zniedołężniały starzec, zdezorientowany, mający kłopoty z formułowaniem zdań, nawet momentami po prostu bełkoczący, mamroczący, mylący miliony z miliardami i biliony z trylionami, wypowiadający zdania kompletnie pozbawione logiki, zacinający się, dukający, sprawiający wrażenie zagubionego i całkowicie bezradnego. I to jest prezydent mocarstwa, przywódca wolnego świata? Dla milionów Amerykanów był to potężny, nieporównywalny z niczym wstrząs, wręcz szok, trzęsienie ziemi, zderzenie z górą lodową gigantycznego kłamstwa, bo na własne oczy i uszy przekonali się, że Bidenowi można współczuć konsekwencji starości, ale absolutnie nie można dać mu prezydenckiej władzy na następne cztery lata. A nawet więcej: że ktoś w takim stanie jak Biden nie powinien być już teraz, natychmiast prezydentem USA, zwłaszcza, że na horyzoncie kłębią się chmury zwiastujące prawdopodobną III wojnę światową. Każdy rozsądny człowiek miałby uzasadnione obawy, czy zostawiać samochód na strzeżonym parkingu, na którym na Biden byłby stróżem na nocnej zmianie. Dlaczego więc powierzać mu najbardziej odpowiedzialne i najtrudniejsze stanowisko polityczne na kuli ziemskiej? Dlaczego dawać mu dostęp do podejmowania decyzji literalnie decydujących o losach świata, łącznie z użyciem broni atomowej?

 

Panika w partii demokratycznej

Ta czwartkowa debata natychmiast przeszła do historii. Zmieniła dosłownie wszystko. Szansy Bidena na prezydenturę na kolejne cztery lata spadły praktycznie do zera. Gdyby Amerykanie wybrali na prezydenta na następną kadencję kogoś takiego jak Biden, znaczyłoby to, że naród oszalał. Demokraci, zdając sobie z tego sprawę, wpadli w bezprecedensową panikę. Jak powiedział któryś z czołowych komentatorów politycznych, na skali oceniającej natężenie paniki od zera do dziesięciu, wskaźnik wykazuje piętnaście. 

Natychmiast pojawiły się pomysły zastąpienia Bidena innym kandydatem. Jednak to nie jest wcale takie proste. Nie da się łatwo zastąpić kimś innym aktualnego prezydenta, który stara się o reelekcję i ma już jednoznaczne poparcie milionów wyborców swojej partii w prawyborach, które odbyły się we wszystkich 50 stanach. Biden wygrał prawybory uzyskując 95% głosów. Tego nie da się unieważnić ani zlekceważyć. Media ukryły prawdę o Bidenie, dlatego żaden poważny polityk z partii demokratycznej nawet nie próbował się z nim zmierzyć w prawyborach. Teraz demokraci obudzili się ze snu z ręką w nocniku. Przede wszystkim, do zmiany kandydata potrzebna jest zgoda Bidena. Bez tego każdy inny kandydat będzie uznany za uzurpatora. I powinna to być zgoda entuzjastyczna, a nie wynikająca z przymusu i zewnętrznych nacisków. A Biden wcale nie sprawia wrażenia, że dałby się namówić na rezygnację. Mogłyby na niego wpłynąć jedynie dwie osoby: jego dawny szef, czyli Barack Obama i żona Bidena - Jill Biden. Jednak Obama już ogłosił, że co prawda zgadza się, że debata poszła Bidenowi marnie, to jednak nadal go popiera. Z kolei żona Bidena jest nim i jego odpowiedziami podczas debaty zachwycona. Viralem stało się wideo, na którym Jill Biden gratuluje mężowi z okrzykiem "wykonałeś świetną robotę! Odpowiedziałeś na każde pytanie". Być może ten zachwyt wynika z faktu, że Biden jest na co dzień w stanie mentalnym, w którym  nieczęsto odpowiada na pytania żony.

A przecież mogło być inaczej

Biden miał szansę na odejście z politycznej areny z godnością i z pożytkiem dla Partii Demokratycznej. Jednak, najwyraźniej, narkotyk władzy jest silniejszy niż heroina i fentanyl. Biden nie ma zamiaru rezygnować z kandydowania. W 2020 roku obiecywał podczas kampanii wyborczej, że nie będzie ubiegał się o drugą kadencję. Jednak, gdy tylko objął urząd prezydenta, zapomniał o tej obietnicy, wręcz udawał, że nigdy jej nie składał. I teraz stwarza demokratom gigantyczny kłopot. Rozwala partię. Kto jest winowajcą? Otoczenie Bidena. Ludzie, którzy musieli doskonale wiedzieć o jego demencji, ale starannie i cynicznie ukrywali to przed wyborcami.

 

Uwierzyli w fikcję

Ludzie wokół Bidena najwyraźniej sami uwierzyli we własne kłamstwa i dlatego zgodzili się na debatę. Media głównego nurtu przekazywały mnóstwo wypowiedzi współpracowników Bidena, którzy zachwycali się sprawnością intelektualną swojego szefa. Jest tak energiczny - mówili - że nie możemy za nim nadążyć, nie wytrzymujemy jego tempa. Była to oczywista fikcja. Najwyraźniej chcieli uwiarygodnić swoje kłamstwa o Bidenie jego występem w debacie. Dlatego zamknęli prezydenta z kilkunastoma "coachami" na cały tydzień w Camp David i szlifowali go dniami i nocami, żeby podczas debaty jaśniał pełnym blaskiem. To, jak wiemy od czwartku, zakończyło się totalnym, kompromitującym niepowodzeniem. Przyczyna tej klęski jest niepokonalna, bo biologiczna: są to poważne, rozległe zmiany demencyjne wynikające naturalnie z podeszłego wieku. Jest to proces jednokierunkowy: może być - z upływem czasu - jedynie gorzej.

 

Biden został "wystawiony"?

Fakt, że telewizyjna debata prezydencka odbyła się nie - jak to było regułą od zawsze - we wrześniu lub październiku, ale już w czerwcu, sugeruje, że komuś zależało bardzo na tak wczesnym terminie. Co ciekawe, można przypuszczać, że Biden i jego ekipa wyborcza zostali "wystawieni" przez CNN. CNN jest zagorzałym wrogiem Trumpa, więc można zakładać, że stacja telewizyjna, pełna obaw, że Biden jest słaby, że Trump może wygrać, chciała odpowiednio wcześnie ujawnić złą prawdę o Bidenie po to, żeby jeszcze był czas na desperacką decyzję: zmianę kandydata za zgodą Bidena. Gdyby prawda o mentalnym i fizycznym stanie Bidena wyszła na jaw dopiero w październiku, byłoby już zdecydowanie za późno.

Trump zastosował sprytną taktykę

Trump, godząc się na tak wczesną debatę, z pewnością obstawiał, że Biden się skompromituje. Dlatego zastosował rozsądnie zaskakującą taktykę: nie szydził z potknięć oponenta, nie robił ironicznych min, był opanowany, prawie zupełnie nie komentował jego niedołęstwa i pogubienia, przez co wyglądał "prezydencko" - poważnie, nawet dystyngowanie. Sprzyjały temu zaaprobowane przez obie strony reguły debaty, czyli przede wszystkim wyłączanie mikrofonu Trumpa, gdy mówił Biden i odwrotnie. Gdyby Trumpowi wyrwały się nawet jakieś komentarze i tak nie byłyby słyszane.

 

Obiektywni dziennikarze CNN

Zaskakiwał obiektywizm prowadzących debatę dziennikarzy CNN - Jake'a Tappera and Dany Bash. Zazwyczaj ci dziennikarze podchodzili życzliwie do demokratów i nieżyczliwie do republikanów. Tym razem było niespodziewanie inaczej. Nie faworyzowali żadnego z uczestników debaty. Fakt, że zadający pytania nie "pomagali" Bidenowi, byłby argumentem, że chcieli go rzucić z premedytacją na głęboką wodę. Po to, żeby albo pokazał, że potrafi pływać, albo zatonął już teraz, a nie tuż przed wyborami. Zatopił się sam, otwierając drogę Donaldowi Trumpowi do prezydentury i stawiając partię demokratyczną w koszmarnej sytuacji, jakiej nie było dotąd w amerykańskiej historii.

 

Co dalej?

Trudno wyobrazić sobie, że demokraci znajdą jakieś wyjście z tej pułapki, w którą sami się zapędzili własnymi kłamstwami na temat Bidena. Ich okręt tonie, wszystko wskazuje na to, że 5 listopada, w dniu wyborów, sięgnie dna.

Jednak nie oznacza to wcale, że Trump będzie następnym prezydentem. Do wyborów pozostały aż cztery miesiące, a to na tyle długi czas, że wszystko może się jeszcze wydarzyć. Świat przekonał się przecież w ostatni czwartek, że pojedyncze zdarzenie może radykalnie zmienić sytuację na politycznej szachownicy.


 

POLECANE
Pobicie Adama Niedzielskiego. Nowe fakty ws. ujęcia sprawców z ostatniej chwili
Pobicie Adama Niedzielskiego. Nowe fakty ws. "ujęcia" sprawców

Prokuratura w Siedlcach zajmie się pobiciem byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Sprawcy zgłosili się na policję. Mężczyźni byli pijani – poinformowała w czwartek PAP mł. asp. Barbara Jastrzębska z siedleckiej policji.

Atak ukraińskich dronów. Płoną rosyjskie rafinerie z ostatniej chwili
Atak ukraińskich dronów. Płoną rosyjskie rafinerie

Po nocnym ataku ukraińskich dronów wybuchł pożar w rafinerii Afipski w Kraju Krasnodarskim na południowym zachodzie Rosji - poinformował w czwartek rosyjski portal Lenta, powołując się na władze lokalne. Obiekt był już wcześniej - w sierpniu oraz w ubiegłych latach - celem ataków bezzałogowców.

Nowy sondaż: Co Polacy myślą o wecie prezydenta ws. Ukraińców? Tuskowi to się nie spodoba z ostatniej chwili
Nowy sondaż: Co Polacy myślą o wecie prezydenta ws. Ukraińców? Tuskowi to się nie spodoba

Zdecydowana większość Polaków pozytywnie ocenia decyzję prezydenta Karola Nawrockiego o zawetowaniu ustawy dotyczącej pomocy obywatelom Ukrainy — wynika z sondażu przeprowadzonego przez pracownię SW Research dla Onetu.

Nawrocki zmienia reguły gry tylko u nas
Nawrocki zmienia reguły gry

Nawrocki gra w polityce rolę nietypową. Nie tylko krytykuje, ale też proponuje alternatywy, systematyzuje i przypomina. To nie jest już prezydent, który podpisuje albo wetuje. To nie jest też strażnik konstytucyjnego ognia, którego realny wpływ kończy się na groźbie zawetowania ustawy. Karol Nawrocki postawił sobie za cel coś znacznie ambitniejszego – stworzenie politycznego laboratorium, w którym to on rozdaje pytania do testu, a rządzący muszą odpowiadać.

Seria spotkań prezydenta Nawrockiego. Wiadomo, które państwa odwiedzi po powrocie z USA z ostatniej chwili
Seria spotkań prezydenta Nawrockiego. Wiadomo, które państwa odwiedzi po powrocie z USA

Prezydent Karol Nawrocki spotka się 3 września w Waszyngtonie z prezydentem USA Donaldem Trumpem, a w drodze powrotnej 5 września w Rzymie z premier Włoch Georgią Meloni i z papieżem Leonem XIV. To jednak nie wszystko.

Adam Niedzielski pobity. Opanujcie się! z ostatniej chwili
Adam Niedzielski pobity. "Opanujcie się!"

W środę były minister zdrowia Adam Niedzielski został pobity w centrum Siedlec. Napastnicy mieli głośno krytykować decyzje byłego ministra podczas pandemii COVID-19. Do sprawy odniósł się były premier Mateusz Morawiecki.

PGE wydała pilny komunikat dla klientów z ostatniej chwili
PGE wydała pilny komunikat dla klientów

PGE Obrót ostrzega przed kampanią phishingową "Zwrot nadpłaty". To nie są wiadomości spółki – uważaj na fałszywe linki i prośby o dane. Wydano specjalny komunikat w tej sprawie.

To kapitulacja. Niemcy mają problem z ostatniej chwili
"To kapitulacja". Niemcy mają problem

Projekt rządu Niemiec, wprowadzający nowy model służby wojskowej, to kapitulacja przed rzeczywistością – twierdzą niemieckie media.

tylko u nas
W hołdzie św. Janowi Pawłowi II – niezwykła wystawa w historycznej Sali BHP

W historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej, miejscu, gdzie rodziła się wolność, otwarto w sobotę 23 sierpnia wyjątkową wystawę filatelistyczną poświęconą św. Janowi Pawłowi II. Ekspozycja, będąca częścią obchodów 45. rocznicy powstania NSZZ „Solidarność”, przypomina o nierozerwalnych więzach łączących papieża Polaka z walką o niepodległość i godność człowieka.

Atak na kościół w USA. Wiele ofiar z ostatniej chwili
Atak na kościół w USA. Wiele ofiar

Policja w Minneapolis poinformowała, że w środę rano w ataku na kościół przy tamtejszej szkole katolickiej zginęło dwoje dzieci, a 17 osób, w tym 14 dzieci, zostało rannych. 20-letni napastnik strzelał do ludzi przez okna świątyni.

REKLAMA

Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika

Po katastrofie, jaką było w amerykańskiej polityce zeszłotygodniowe wystąpienie Bidena podczas debaty z Trumpem, do milionów ludzi dociera fakt, że byli okłamywani i oszukiwani.
Joe Biden Paweł Jędrzejewski: W Partii Demokratycznej panika
Joe Biden / EPA/STAN GILLILAND Dostawca: PAP/EPA

Współpracownicy prezydenta w Białym Domu, jego żona i syn, politycy partii demokratycznej, a także media głównego nurtu oszukiwały Amerykanów na temat Joe Bidena przez lata. Kłamały, prezentując Bidena jako doświadczonego polityka, który mimo swojego zaawansowanego wieku (81 lat) świetnie daje sobie radę, ma wiedzę na wszystkie istotne tematy, jest sprawny intelektualnie i zdolny do podejmowania świadomie mądrych decyzji. Ci wszyscy ludzie, z mediami na czele, ukrywali prawdę o nim. Ta prawda dotarła do milionów wyborców amerykańskich nagle, jak uderzenie pioruna, już po kilkunastu minutach czwartkowej debaty Joe Bidena z Donaldem Trumpem, gdy Biden zaczął mówić bez sensu. Obraz Bidena, budowany przez media i aktywistów partii demokratycznej, rozsypał się w mgnieniu oka.

Czytaj również: Tusk szykuje zmiany w 800 Plus?

Dziś rusza warszawska Strefa Czystego Transportu. Dantejskie sceny pod ZDM

 

Szok, jakiego jeszcze nigdy nie było

W czwartek przed mikrofonem i kamerami CNN stanął zniedołężniały starzec, zdezorientowany, mający kłopoty z formułowaniem zdań, nawet momentami po prostu bełkoczący, mamroczący, mylący miliony z miliardami i biliony z trylionami, wypowiadający zdania kompletnie pozbawione logiki, zacinający się, dukający, sprawiający wrażenie zagubionego i całkowicie bezradnego. I to jest prezydent mocarstwa, przywódca wolnego świata? Dla milionów Amerykanów był to potężny, nieporównywalny z niczym wstrząs, wręcz szok, trzęsienie ziemi, zderzenie z górą lodową gigantycznego kłamstwa, bo na własne oczy i uszy przekonali się, że Bidenowi można współczuć konsekwencji starości, ale absolutnie nie można dać mu prezydenckiej władzy na następne cztery lata. A nawet więcej: że ktoś w takim stanie jak Biden nie powinien być już teraz, natychmiast prezydentem USA, zwłaszcza, że na horyzoncie kłębią się chmury zwiastujące prawdopodobną III wojnę światową. Każdy rozsądny człowiek miałby uzasadnione obawy, czy zostawiać samochód na strzeżonym parkingu, na którym na Biden byłby stróżem na nocnej zmianie. Dlaczego więc powierzać mu najbardziej odpowiedzialne i najtrudniejsze stanowisko polityczne na kuli ziemskiej? Dlaczego dawać mu dostęp do podejmowania decyzji literalnie decydujących o losach świata, łącznie z użyciem broni atomowej?

 

Panika w partii demokratycznej

Ta czwartkowa debata natychmiast przeszła do historii. Zmieniła dosłownie wszystko. Szansy Bidena na prezydenturę na kolejne cztery lata spadły praktycznie do zera. Gdyby Amerykanie wybrali na prezydenta na następną kadencję kogoś takiego jak Biden, znaczyłoby to, że naród oszalał. Demokraci, zdając sobie z tego sprawę, wpadli w bezprecedensową panikę. Jak powiedział któryś z czołowych komentatorów politycznych, na skali oceniającej natężenie paniki od zera do dziesięciu, wskaźnik wykazuje piętnaście. 

Natychmiast pojawiły się pomysły zastąpienia Bidena innym kandydatem. Jednak to nie jest wcale takie proste. Nie da się łatwo zastąpić kimś innym aktualnego prezydenta, który stara się o reelekcję i ma już jednoznaczne poparcie milionów wyborców swojej partii w prawyborach, które odbyły się we wszystkich 50 stanach. Biden wygrał prawybory uzyskując 95% głosów. Tego nie da się unieważnić ani zlekceważyć. Media ukryły prawdę o Bidenie, dlatego żaden poważny polityk z partii demokratycznej nawet nie próbował się z nim zmierzyć w prawyborach. Teraz demokraci obudzili się ze snu z ręką w nocniku. Przede wszystkim, do zmiany kandydata potrzebna jest zgoda Bidena. Bez tego każdy inny kandydat będzie uznany za uzurpatora. I powinna to być zgoda entuzjastyczna, a nie wynikająca z przymusu i zewnętrznych nacisków. A Biden wcale nie sprawia wrażenia, że dałby się namówić na rezygnację. Mogłyby na niego wpłynąć jedynie dwie osoby: jego dawny szef, czyli Barack Obama i żona Bidena - Jill Biden. Jednak Obama już ogłosił, że co prawda zgadza się, że debata poszła Bidenowi marnie, to jednak nadal go popiera. Z kolei żona Bidena jest nim i jego odpowiedziami podczas debaty zachwycona. Viralem stało się wideo, na którym Jill Biden gratuluje mężowi z okrzykiem "wykonałeś świetną robotę! Odpowiedziałeś na każde pytanie". Być może ten zachwyt wynika z faktu, że Biden jest na co dzień w stanie mentalnym, w którym  nieczęsto odpowiada na pytania żony.

A przecież mogło być inaczej

Biden miał szansę na odejście z politycznej areny z godnością i z pożytkiem dla Partii Demokratycznej. Jednak, najwyraźniej, narkotyk władzy jest silniejszy niż heroina i fentanyl. Biden nie ma zamiaru rezygnować z kandydowania. W 2020 roku obiecywał podczas kampanii wyborczej, że nie będzie ubiegał się o drugą kadencję. Jednak, gdy tylko objął urząd prezydenta, zapomniał o tej obietnicy, wręcz udawał, że nigdy jej nie składał. I teraz stwarza demokratom gigantyczny kłopot. Rozwala partię. Kto jest winowajcą? Otoczenie Bidena. Ludzie, którzy musieli doskonale wiedzieć o jego demencji, ale starannie i cynicznie ukrywali to przed wyborcami.

 

Uwierzyli w fikcję

Ludzie wokół Bidena najwyraźniej sami uwierzyli we własne kłamstwa i dlatego zgodzili się na debatę. Media głównego nurtu przekazywały mnóstwo wypowiedzi współpracowników Bidena, którzy zachwycali się sprawnością intelektualną swojego szefa. Jest tak energiczny - mówili - że nie możemy za nim nadążyć, nie wytrzymujemy jego tempa. Była to oczywista fikcja. Najwyraźniej chcieli uwiarygodnić swoje kłamstwa o Bidenie jego występem w debacie. Dlatego zamknęli prezydenta z kilkunastoma "coachami" na cały tydzień w Camp David i szlifowali go dniami i nocami, żeby podczas debaty jaśniał pełnym blaskiem. To, jak wiemy od czwartku, zakończyło się totalnym, kompromitującym niepowodzeniem. Przyczyna tej klęski jest niepokonalna, bo biologiczna: są to poważne, rozległe zmiany demencyjne wynikające naturalnie z podeszłego wieku. Jest to proces jednokierunkowy: może być - z upływem czasu - jedynie gorzej.

 

Biden został "wystawiony"?

Fakt, że telewizyjna debata prezydencka odbyła się nie - jak to było regułą od zawsze - we wrześniu lub październiku, ale już w czerwcu, sugeruje, że komuś zależało bardzo na tak wczesnym terminie. Co ciekawe, można przypuszczać, że Biden i jego ekipa wyborcza zostali "wystawieni" przez CNN. CNN jest zagorzałym wrogiem Trumpa, więc można zakładać, że stacja telewizyjna, pełna obaw, że Biden jest słaby, że Trump może wygrać, chciała odpowiednio wcześnie ujawnić złą prawdę o Bidenie po to, żeby jeszcze był czas na desperacką decyzję: zmianę kandydata za zgodą Bidena. Gdyby prawda o mentalnym i fizycznym stanie Bidena wyszła na jaw dopiero w październiku, byłoby już zdecydowanie za późno.

Trump zastosował sprytną taktykę

Trump, godząc się na tak wczesną debatę, z pewnością obstawiał, że Biden się skompromituje. Dlatego zastosował rozsądnie zaskakującą taktykę: nie szydził z potknięć oponenta, nie robił ironicznych min, był opanowany, prawie zupełnie nie komentował jego niedołęstwa i pogubienia, przez co wyglądał "prezydencko" - poważnie, nawet dystyngowanie. Sprzyjały temu zaaprobowane przez obie strony reguły debaty, czyli przede wszystkim wyłączanie mikrofonu Trumpa, gdy mówił Biden i odwrotnie. Gdyby Trumpowi wyrwały się nawet jakieś komentarze i tak nie byłyby słyszane.

 

Obiektywni dziennikarze CNN

Zaskakiwał obiektywizm prowadzących debatę dziennikarzy CNN - Jake'a Tappera and Dany Bash. Zazwyczaj ci dziennikarze podchodzili życzliwie do demokratów i nieżyczliwie do republikanów. Tym razem było niespodziewanie inaczej. Nie faworyzowali żadnego z uczestników debaty. Fakt, że zadający pytania nie "pomagali" Bidenowi, byłby argumentem, że chcieli go rzucić z premedytacją na głęboką wodę. Po to, żeby albo pokazał, że potrafi pływać, albo zatonął już teraz, a nie tuż przed wyborami. Zatopił się sam, otwierając drogę Donaldowi Trumpowi do prezydentury i stawiając partię demokratyczną w koszmarnej sytuacji, jakiej nie było dotąd w amerykańskiej historii.

 

Co dalej?

Trudno wyobrazić sobie, że demokraci znajdą jakieś wyjście z tej pułapki, w którą sami się zapędzili własnymi kłamstwami na temat Bidena. Ich okręt tonie, wszystko wskazuje na to, że 5 listopada, w dniu wyborów, sięgnie dna.

Jednak nie oznacza to wcale, że Trump będzie następnym prezydentem. Do wyborów pozostały aż cztery miesiące, a to na tyle długi czas, że wszystko może się jeszcze wydarzyć. Świat przekonał się przecież w ostatni czwartek, że pojedyncze zdarzenie może radykalnie zmienić sytuację na politycznej szachownicy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe