Coraz więcej osób wybiera życie bez dzieci

Childfree – tak nazywa się strona internetowa, która wspiera i propaguje idee ruchu „No kid”. Na górnym pasku umieszczono tradycyjnie zakładki ułatwiające poruszanie się po witrynie: „aktualności” (głównie wydawnicze, lecz pojawiają się tu również informacje o spotkaniach kolektywów rozsianych po całej Europie), „świadectwa” (w formie blogów członków wspólnoty; zazwyczaj krótkie résumé, jak tyraniczna formacja społeczna „obliguje” poprzez swoje normy do posiadania dzieci), „sterylizacja” (praktyczne porady, jak dokonać trwałej sterylizacji, przydatne adresy oraz seksualne benefity wypływające z zabiegów) oraz „słowniczek”. Przy tej ostatniej zakładce warto się na chwilę zatrzymać i opisać charakterystyczną frazeologię ruchu „No kid”.
Dziecko, zdjęcie podglądowe Coraz więcej osób wybiera życie bez dzieci
Dziecko, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Zacznijmy od skrótu „GINK”, czyli „Green Inclination No Kids”. Osoby identyfikujące się jako GINK nie chcą posiadać dzieci, dlatego że chcą zmniejszyć swój „ślad ekologiczny”. Zwracają przy tym uwagę na globalne przeludnienie. Posiadanie dzieci zwiększa zapotrzebowanie na energię, prąd, wodę i gaz. Nasza planeta, tłumaczą piewcy ruchu „No kid”, z trudem wytrzymuje obecne zapotrzebowanie. Duże rodziny przyczyniają się do przyśpieszenia „ekologicznej zagłady”. W zwichniętym rozumieniu bezdzietnego ruchu Ziemia jawi się jako „wyższa” matka. Winniśmy my, jej krnąbrne dzieci, okazywać jej szacunek, oszczędzać ją i otaczać troską. 

Osoby GINK odznaczają się oszczędnym życiem oraz sprzyjają świadomym praktykom ekologicznym, takim jak redukcja odpadów, odpowiedzialna i „świadoma” konsumpcja oraz czynna ochrona środowiska. Uważają, że brak dzieci to jeden z istotniejszych sposobów na ograniczenie niszczenia planety Ziemi. Jak podkreślają, gargantuiczna konsumpcja związana z rodzicielstwem jest czynnikiem przyczyniającym się do straceńczej degradacji środowiska. Przystąpienie do GINK-ów jest formą zaangażowania w działania mające na celu ochronę planety, takie jak „recykling, korzystanie z pojazdów ekologicznych czy ograniczanie zużycia zasobów”.

 

Bezdzietne małżeństwa

DINK, czyli „Double Income No Kids”. Małżeństwa DINK, jak definiuje słowniczek, to takie, w których oboje partnerzy jednocześnie pracują i nie mają dzieci. Ten model życia często kojarzony jest z większą swobodą finansową i osobistą, gdyż łączne dochody obojga członków pary są na ogół wyższe, a jednocześnie nie są obciążone wydatkami związanymi z edukacją czy utrzymywaniem dzieci. Jak podkreślono, pary DINK mogą zainwestować swoje środki finansowe w inne aspekty swojego życia: podróże, rozwój zawodowy lub wypoczynek. Obliczono (doprawdy trudno orzec według jakiej buchalteryjnej logiki), że posiadanie jednego dziecka jest równe czterem psom. Przy piesku, jak pouczają redaktorzy witryny childfree, nie trzeba łożyć na bolesne finansowo korepetycje, zdrowe i zbilansowane kalorycznie pożywienie dla rozwijającego się dziecka czy drogie terapie medyczne. Jak pouczają twórcy dykcjonarza: „Model DINK odzwierciedla zmianę priorytetów społecznych i ekonomicznych, szczególnie we współczesnych społeczeństwach, w których zmieniają się normy rodzinne. Choć niektórzy doceniają ten styl życia, może on również być przedmiotem krytyki lub nieporozumień, szczególnie w kulturach, w których rodzicielstwo jest cenione jako istotna norma społeczna”.

Pozostałe definicje mają mniej społeczny i ekonomiczny charakter, a bardziej medyczny. Opisywane są różnego rodzaju techniki sterylizacyjne jak wazektomia czy podwiązanie jajowodów. Podkreślana jest mała inwazyjność chirurgicznej interwencji i stuprocentowa pewność bezpowrotnej utraty możliwości posiadania potomstwa. 

 

Ruch "No kid" 

Zastanawiające, do jakiego stopnia ruch „No kid” wyklucza z „indywidualnego szczęścia” posiadanie dziecka (bądź – o, zgrozo! – dzieci). Ekologia, ekonomia czy praca wydają się przy tym wymówkami. Istnieje bowiem argument istotniejszy. Wszak potomstwo jest reliktem opresyjnego modelu społecznego. Mowa o tym w eseju o wymownym tytule „Nikt nie powie do mnie «mamo»” autorstwa Caroline Jeanne. Piewczyni „indywidualnego rozwoju” detalicznie opisuje presję, z którą musiała się mierzyć od najmłodszych lat. Najpierw rodzicielskiej, gdy musiała opiekować się dziecięcym protoplastą, czyli młodszym bratem. Autorka przywołuje nieznośny ciężar oczekiwań rodzinnych i społecznych. Mama Caroline Jeanne postrzega nieobecność wnuka jako osobistą tragedię. Myślicielka oczekiwania matki uznaje za brzemię mające na celu społeczną stygmatyzację oraz wzbudzenie w niej poczucia winy. Poprzez swoją historię pokazuje, jak te presje mogą wpływać na wybory życiowe i rozregulowanie postrzegania własnej wartości. 

Jedna z głównych refleksji książki Caroline Jeanne dotyczy trudności całkowitego poświęcenia się dziecku, wyjścia z „siebie”, rezygnacji z własnych marzeń na rzecz ustawicznego poświęcania się. Jeanne wyraża wiele wątpliwości. Przede wszystkim co do możliwości rezygnacji z samorealizacji na rzecz „roli” matki. W tak postawionym, szekspirowskim niemal, dylemacie eseistka podkreśla prymat zachowania osobistej równowagi emocjonalnej. W tej logice dzieci mogłyby zburzyć mozolnie budowaną pewność siebie. Jeanne podkreśla bowiem przywiązanie do budowania zawodowej kariery i rozwoju osobistych pasji. Jak podkreśla, nawet w pojedynkę z trudem znajduje się czas na pogodzenie jednego i drugiego. 

Autorka powołuje się na doświadczenie macierzyństwa w rodzinie mieszanej. Jej życiowy partner posiada potomstwo, które na swój sposób darzy uczuciem. Niemniej obserwacje poświęcenia, gospodarki temporalnej i emocjonalnej związanej z dziećmi utwierdziły ją w przekonaniu, że dzieci stanowią hamulec kobiecych aspiracji. Tutaj czas na poparcie tezy stricte emocjonalnej materiałem statystycznym. Według badania poprowadzonego przez OpinionWay (luty – marzec 2025 roku) aż 53% rodziców odczuwa skrajne zmęczenie odprowadzaniem dzieci do szkoły, szykowaniem obiadów i praniem, płaczem progenitury, wymyślaniem zabaw oraz sprzątaniem. Dodatkowo 56% przyznaje, że regularnie traci cierpliwość do dzieci, 45% żałuje decyzji o stworzeniu rodziny i jednocześnie marzy o porzuceniu domowych obowiązków. Według belgijskich ankieterów z Uniwersytetu w Lowanium mamy do czynienia z powszechnym „parental burn-out”, czyli rodzicielskim załamaniem nerwowym. Skutkuje ono „mechanicznym spełnianiem oczekiwań” oraz „afektywnym dystansowaniem się” od dzieci. Co ciekawe, aż 62% kobiet czuje rodzicielskie wypalenie. Badacze tłumaczą to większym obciążeniem matek w gospodarstwach domowych. 

 

Analiza społecznej "presji" posiadania dzieci

W innym eseju wpisującym się w ruch „No Kid” autorstwa Antonia Melonio („Childfree are ungouvernable”) analizowane jest głębokie podglebie społecznej presji posiadania dzieci. Według włoskiego myśliciela rodzinami łatwiej zarządzać, zmuszać do respektowania norm społecznych i oczekiwań rządzących. Jak pisze: „Bardzo trudno jest protestować, organizować się, wywoływać zamieszki i podpalać policyjne radiowozy, gdy ma się usta do wykarmienia i kredyty hipoteczne do spłacenia; kobietom znacznie trudniej jest się rozwodzić i rozstawać, gdy w grę wchodzą małe dzieci, nawet jeśli funkcjonują w związkach przemocowych; trudniej jest nawet pragnąć jakiejkolwiek znaczącej zmiany politycznej, bez względu na to, jak niesprawiedliwy i pasożytniczy staje się system. Krótko mówiąc: dzieci – a nie dorastanie, jak się zwykle twierdzi – czynią cię bardziej konserwatywnym”. Melonio widzi rodzinę jako element legitymizujący i wzmacniający kapitalistyczny ład. Zamiast kontestować bezduszność systemu, zajmujemy się dziećmi. Taki jest cel polityk natalistycznych: zmuszać do bezczynności i milcząco akceptować status quo kapitalistycznej organizacji społecznej. 

Spośród długiego katalogu demokratycznych derywacji, który sporządził dwieście lat temu Alexis de Tocqueville, istnieje korelacja między dobrobytem a obywatelskim désinteressement. Rząd „potężny i opiekuńczy”, pouczał myśliciel, zapewniający „miłe doznania” tworzy nowego obywatela odznaczającego się obojętnością dla spraw wspólnoty. Tumult agor gaśnie wtedy bezpowrotnie. Szmerów rozpolitykowanej wspólnoty brak. Wspólnota wydaje się zadowolona z uzyskanego status quo. I, co gorsza, stopniowo staje się indyferentna na sprawy rzeczy wspólnej, przypominając rozwydrzone nastolatki. 

 

Kultywowanie dziecka w sobie

W ruchu „No Kid” jak w soczewce zaobserwować można ten mechanizm. Rodzicielstwo przyśpiesza wejście w dojrzałość, a świadome założenie rodziny jest troską o losy wspólnoty, zachowaniem ciągłości z antenatami. Współczesność odznacza się wyrzeczeniem: trosk, obowiązków i trudów. Dzisiejsza mądrość każe zajmować się ogródkiem, kontemplacją wschodów słońca albo medytacją. Szukamy sobie podobnych, bez zobowiązań i pętających więzów. Niczego, co będzie ograniczać nasze własne aspiracje albo – co gorsza – formułować oczekiwania idące w poprzek naszej własnej wygodzie. W spojrzeniu dziecka są bowiem nadzieje, oczekiwania, prośba o bezpieczeństwo; jest i przyszłość. Dziecko przypomina o nieuchronności przemijania.

Nie chodzi zatem piewcom ruchu „No Kid” o posiadanie dziecka, lecz o kultywowanie dziecka w sobie… 


 

POLECANE
Alex Soros przyjechał do Polski z ostatniej chwili
Alex Soros przyjechał do Polski

Kontrowersyjny miliarder, syn innego kontrowersyjnego miliardera George Sorosa, Alex Soros przyjechał do Polski. Jego wizyta jest znacząca w kontekście zbliżającej się I tury wyborów w Polsce.

Samuel Pereira: Czy 13 grudnia 2023 okaże się wypadkiem przy pracy tylko u nas
Samuel Pereira: Czy 13 grudnia 2023 okaże się wypadkiem przy pracy

„O czym są te wybory?” Gdyby za każdym razem gdy to pytanie pada w przestrzeni publicznej do kasy polskiego państwa wpływało 10 zł, to szybko wskoczylibyśmy wyżej na drabince najbogatszych krajów świata.

Ruch Kontroli Wyborów: Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów od 1989 r. Wiadomości
Ruch Kontroli Wyborów: Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów od 1989 r.

Polska stoi w obliczu prawdopodobnie najważniejszych wyborów co najmniej od 1989 roku. Stawką tych wyborów nie jest już to, o co w dramatycznym przemówieniu pytał śp. premier Jan Olszewski w czerwcu 1992 roku: „Czyja będzie Polska?”, ale „Czy będzie Polska?”

Merz chce żeby Niemcy miały najsilniejszą armię w Europie z ostatniej chwili
Merz chce żeby Niemcy miały najsilniejszą armię w Europie

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapowiedział, że zainwestuje w Bundeswehrę, by uczynić ją najpotężniejszą armią Europy.

Dariusz Matecki w szpitalu. Niepokojące zdjęcie posła PiS z ostatniej chwili
Dariusz Matecki w szpitalu. Niepokojące zdjęcie posła PiS

Poseł Dariusz Matecki zamieścił na platformie X zdjęcie z sali szpitalnej. Poinformował o operacji zaplanowanej na czwartek i poprosił o modlitwę.

Podejrzane reklamy przed wyborami. Jest komunikat właściciela Facebooka z ostatniej chwili
Podejrzane reklamy przed wyborami. Jest komunikat właściciela Facebooka

W ciągu ostatnich siedmiu dni na Facebooku pojawiły się reklamy polityczne finansowane, które – wydając więcej niż jakikolwiek oficjalny komitet wyborczy – wspierały Rafała Trzaskowskiego i dyskredytowały Karola Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena. Do sytuacji odniosła się Meta, właściciel Facebooka.

Dantejskie sceny przed sesją Rady Warszawy. Służby użyły siły z ostatniej chwili
Dantejskie sceny przed sesją Rady Warszawy. Służby użyły siły

W środę, 14 maja o godz. 18:30 odbyła się nadzwyczajna XIX sesja Rady m.st. Warszawy poświęcona kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 66. Obrady przerwano tuż po rozpoczęciu. Przed wejściem do sali doszło do przepychanek.

Polscy i wietnamscy kupcy bici przez czeczeńskich ochroniarzy w Warszawie. Cofnąłem się do lat 90 [Wideo] z ostatniej chwili
Polscy i wietnamscy kupcy bici przez "czeczeńskich ochroniarzy" w Warszawie. "Cofnąłem się do lat 90" [Wideo]

Do niepokojących scen doszło w środę przy ulicy Modlińskiej 6D w Warszawie. Kupcy w asyście komornika weszli do hali, którą zaadoptowali z własnych środków. Polacy i Wietnamczycy skarżą się, że od stycznia nękani są tam przez wynajętych "czeczeńskich ochroniarzy". I tym razem doszło do brutalnych scen, na które, jak wynika z nagrań, nie reagowała policja.

Koszmarny scenariusz dla Tuska. Jest nowy sondaż z ostatniej chwili
Koszmarny scenariusz dla Tuska. Jest nowy sondaż

Nowy sondaż CBOS. Dwa największe ugrupowania zaliczają spore spadki – KO notuje 29%, a PiS 28%. Trzecia Droga nie weszłaby do Sejmu.

Child alert. Zaginęła 11-letnia Patrycja z ostatniej chwili
Child alert. Zaginęła 11-letnia Patrycja

11-letnia Patrycja Głowania z Dziewkowic na Opolszczyźnie zaginęła po wizycie u dziadków – trwa akcja poszukiwawcza z użyciem Child Alert i psów tropiących.

REKLAMA

Coraz więcej osób wybiera życie bez dzieci

Childfree – tak nazywa się strona internetowa, która wspiera i propaguje idee ruchu „No kid”. Na górnym pasku umieszczono tradycyjnie zakładki ułatwiające poruszanie się po witrynie: „aktualności” (głównie wydawnicze, lecz pojawiają się tu również informacje o spotkaniach kolektywów rozsianych po całej Europie), „świadectwa” (w formie blogów członków wspólnoty; zazwyczaj krótkie résumé, jak tyraniczna formacja społeczna „obliguje” poprzez swoje normy do posiadania dzieci), „sterylizacja” (praktyczne porady, jak dokonać trwałej sterylizacji, przydatne adresy oraz seksualne benefity wypływające z zabiegów) oraz „słowniczek”. Przy tej ostatniej zakładce warto się na chwilę zatrzymać i opisać charakterystyczną frazeologię ruchu „No kid”.
Dziecko, zdjęcie podglądowe Coraz więcej osób wybiera życie bez dzieci
Dziecko, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Zacznijmy od skrótu „GINK”, czyli „Green Inclination No Kids”. Osoby identyfikujące się jako GINK nie chcą posiadać dzieci, dlatego że chcą zmniejszyć swój „ślad ekologiczny”. Zwracają przy tym uwagę na globalne przeludnienie. Posiadanie dzieci zwiększa zapotrzebowanie na energię, prąd, wodę i gaz. Nasza planeta, tłumaczą piewcy ruchu „No kid”, z trudem wytrzymuje obecne zapotrzebowanie. Duże rodziny przyczyniają się do przyśpieszenia „ekologicznej zagłady”. W zwichniętym rozumieniu bezdzietnego ruchu Ziemia jawi się jako „wyższa” matka. Winniśmy my, jej krnąbrne dzieci, okazywać jej szacunek, oszczędzać ją i otaczać troską. 

Osoby GINK odznaczają się oszczędnym życiem oraz sprzyjają świadomym praktykom ekologicznym, takim jak redukcja odpadów, odpowiedzialna i „świadoma” konsumpcja oraz czynna ochrona środowiska. Uważają, że brak dzieci to jeden z istotniejszych sposobów na ograniczenie niszczenia planety Ziemi. Jak podkreślają, gargantuiczna konsumpcja związana z rodzicielstwem jest czynnikiem przyczyniającym się do straceńczej degradacji środowiska. Przystąpienie do GINK-ów jest formą zaangażowania w działania mające na celu ochronę planety, takie jak „recykling, korzystanie z pojazdów ekologicznych czy ograniczanie zużycia zasobów”.

 

Bezdzietne małżeństwa

DINK, czyli „Double Income No Kids”. Małżeństwa DINK, jak definiuje słowniczek, to takie, w których oboje partnerzy jednocześnie pracują i nie mają dzieci. Ten model życia często kojarzony jest z większą swobodą finansową i osobistą, gdyż łączne dochody obojga członków pary są na ogół wyższe, a jednocześnie nie są obciążone wydatkami związanymi z edukacją czy utrzymywaniem dzieci. Jak podkreślono, pary DINK mogą zainwestować swoje środki finansowe w inne aspekty swojego życia: podróże, rozwój zawodowy lub wypoczynek. Obliczono (doprawdy trudno orzec według jakiej buchalteryjnej logiki), że posiadanie jednego dziecka jest równe czterem psom. Przy piesku, jak pouczają redaktorzy witryny childfree, nie trzeba łożyć na bolesne finansowo korepetycje, zdrowe i zbilansowane kalorycznie pożywienie dla rozwijającego się dziecka czy drogie terapie medyczne. Jak pouczają twórcy dykcjonarza: „Model DINK odzwierciedla zmianę priorytetów społecznych i ekonomicznych, szczególnie we współczesnych społeczeństwach, w których zmieniają się normy rodzinne. Choć niektórzy doceniają ten styl życia, może on również być przedmiotem krytyki lub nieporozumień, szczególnie w kulturach, w których rodzicielstwo jest cenione jako istotna norma społeczna”.

Pozostałe definicje mają mniej społeczny i ekonomiczny charakter, a bardziej medyczny. Opisywane są różnego rodzaju techniki sterylizacyjne jak wazektomia czy podwiązanie jajowodów. Podkreślana jest mała inwazyjność chirurgicznej interwencji i stuprocentowa pewność bezpowrotnej utraty możliwości posiadania potomstwa. 

 

Ruch "No kid" 

Zastanawiające, do jakiego stopnia ruch „No kid” wyklucza z „indywidualnego szczęścia” posiadanie dziecka (bądź – o, zgrozo! – dzieci). Ekologia, ekonomia czy praca wydają się przy tym wymówkami. Istnieje bowiem argument istotniejszy. Wszak potomstwo jest reliktem opresyjnego modelu społecznego. Mowa o tym w eseju o wymownym tytule „Nikt nie powie do mnie «mamo»” autorstwa Caroline Jeanne. Piewczyni „indywidualnego rozwoju” detalicznie opisuje presję, z którą musiała się mierzyć od najmłodszych lat. Najpierw rodzicielskiej, gdy musiała opiekować się dziecięcym protoplastą, czyli młodszym bratem. Autorka przywołuje nieznośny ciężar oczekiwań rodzinnych i społecznych. Mama Caroline Jeanne postrzega nieobecność wnuka jako osobistą tragedię. Myślicielka oczekiwania matki uznaje za brzemię mające na celu społeczną stygmatyzację oraz wzbudzenie w niej poczucia winy. Poprzez swoją historię pokazuje, jak te presje mogą wpływać na wybory życiowe i rozregulowanie postrzegania własnej wartości. 

Jedna z głównych refleksji książki Caroline Jeanne dotyczy trudności całkowitego poświęcenia się dziecku, wyjścia z „siebie”, rezygnacji z własnych marzeń na rzecz ustawicznego poświęcania się. Jeanne wyraża wiele wątpliwości. Przede wszystkim co do możliwości rezygnacji z samorealizacji na rzecz „roli” matki. W tak postawionym, szekspirowskim niemal, dylemacie eseistka podkreśla prymat zachowania osobistej równowagi emocjonalnej. W tej logice dzieci mogłyby zburzyć mozolnie budowaną pewność siebie. Jeanne podkreśla bowiem przywiązanie do budowania zawodowej kariery i rozwoju osobistych pasji. Jak podkreśla, nawet w pojedynkę z trudem znajduje się czas na pogodzenie jednego i drugiego. 

Autorka powołuje się na doświadczenie macierzyństwa w rodzinie mieszanej. Jej życiowy partner posiada potomstwo, które na swój sposób darzy uczuciem. Niemniej obserwacje poświęcenia, gospodarki temporalnej i emocjonalnej związanej z dziećmi utwierdziły ją w przekonaniu, że dzieci stanowią hamulec kobiecych aspiracji. Tutaj czas na poparcie tezy stricte emocjonalnej materiałem statystycznym. Według badania poprowadzonego przez OpinionWay (luty – marzec 2025 roku) aż 53% rodziców odczuwa skrajne zmęczenie odprowadzaniem dzieci do szkoły, szykowaniem obiadów i praniem, płaczem progenitury, wymyślaniem zabaw oraz sprzątaniem. Dodatkowo 56% przyznaje, że regularnie traci cierpliwość do dzieci, 45% żałuje decyzji o stworzeniu rodziny i jednocześnie marzy o porzuceniu domowych obowiązków. Według belgijskich ankieterów z Uniwersytetu w Lowanium mamy do czynienia z powszechnym „parental burn-out”, czyli rodzicielskim załamaniem nerwowym. Skutkuje ono „mechanicznym spełnianiem oczekiwań” oraz „afektywnym dystansowaniem się” od dzieci. Co ciekawe, aż 62% kobiet czuje rodzicielskie wypalenie. Badacze tłumaczą to większym obciążeniem matek w gospodarstwach domowych. 

 

Analiza społecznej "presji" posiadania dzieci

W innym eseju wpisującym się w ruch „No Kid” autorstwa Antonia Melonio („Childfree are ungouvernable”) analizowane jest głębokie podglebie społecznej presji posiadania dzieci. Według włoskiego myśliciela rodzinami łatwiej zarządzać, zmuszać do respektowania norm społecznych i oczekiwań rządzących. Jak pisze: „Bardzo trudno jest protestować, organizować się, wywoływać zamieszki i podpalać policyjne radiowozy, gdy ma się usta do wykarmienia i kredyty hipoteczne do spłacenia; kobietom znacznie trudniej jest się rozwodzić i rozstawać, gdy w grę wchodzą małe dzieci, nawet jeśli funkcjonują w związkach przemocowych; trudniej jest nawet pragnąć jakiejkolwiek znaczącej zmiany politycznej, bez względu na to, jak niesprawiedliwy i pasożytniczy staje się system. Krótko mówiąc: dzieci – a nie dorastanie, jak się zwykle twierdzi – czynią cię bardziej konserwatywnym”. Melonio widzi rodzinę jako element legitymizujący i wzmacniający kapitalistyczny ład. Zamiast kontestować bezduszność systemu, zajmujemy się dziećmi. Taki jest cel polityk natalistycznych: zmuszać do bezczynności i milcząco akceptować status quo kapitalistycznej organizacji społecznej. 

Spośród długiego katalogu demokratycznych derywacji, który sporządził dwieście lat temu Alexis de Tocqueville, istnieje korelacja między dobrobytem a obywatelskim désinteressement. Rząd „potężny i opiekuńczy”, pouczał myśliciel, zapewniający „miłe doznania” tworzy nowego obywatela odznaczającego się obojętnością dla spraw wspólnoty. Tumult agor gaśnie wtedy bezpowrotnie. Szmerów rozpolitykowanej wspólnoty brak. Wspólnota wydaje się zadowolona z uzyskanego status quo. I, co gorsza, stopniowo staje się indyferentna na sprawy rzeczy wspólnej, przypominając rozwydrzone nastolatki. 

 

Kultywowanie dziecka w sobie

W ruchu „No Kid” jak w soczewce zaobserwować można ten mechanizm. Rodzicielstwo przyśpiesza wejście w dojrzałość, a świadome założenie rodziny jest troską o losy wspólnoty, zachowaniem ciągłości z antenatami. Współczesność odznacza się wyrzeczeniem: trosk, obowiązków i trudów. Dzisiejsza mądrość każe zajmować się ogródkiem, kontemplacją wschodów słońca albo medytacją. Szukamy sobie podobnych, bez zobowiązań i pętających więzów. Niczego, co będzie ograniczać nasze własne aspiracje albo – co gorsza – formułować oczekiwania idące w poprzek naszej własnej wygodzie. W spojrzeniu dziecka są bowiem nadzieje, oczekiwania, prośba o bezpieczeństwo; jest i przyszłość. Dziecko przypomina o nieuchronności przemijania.

Nie chodzi zatem piewcom ruchu „No Kid” o posiadanie dziecka, lecz o kultywowanie dziecka w sobie… 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe