Joanna Kołaczkowska. Bisu nie będzie

Co musisz wiedzieć:
- Joanna Kołaczkowska była legendą polskiego kabaretu
- Najbardziej znana z występów z kabaretami Potem i Hrabi
- Joanna Kołaczkowska zmarła 17 lipca 2025 roku
Wiadomość spadła nagle, bez zapowiedzi, w nocy. Inaczej, niż zdążyła nas do siebie przyzwyczaić Joasia. Bez balonów, salw śmiechu, bólu mięśni twarzoczaszki, o których istnieniu nie miałam pojęcia, dopóki dawno temu, jeszcze na studiach nie obejrzałam pierwszego występu kabaretu Potem?
Taka była Joanna Kołaczkowska. Aśka
Ale to też była Aśka. Wspominała o tym w swoich wywiadach, bez drążenia, że poza sceną nie zawsze ma ochotę na kabaret, chociaż my uwierzyliśmy, że i tam i w zieleniaku ma obowiązek nas rozśmieszać. Zdawkowe informacje o życiu prywatnym, niełatwym, uważam za niezwykłą klasę i lekcję do odrobienia przez wszystkich celebrytów, opowiadających bez skrupułów o najintymniejszych szczegółach swojego życia. Aśka potrafiła to zostawić dla siebie i najbliższych. Ukryć to co cenne, nie epatować bólem, nawet w najtrudniejszym momencie choroby, w którą nikt nie chciał uwierzyć. Sama zniknęła, chociaż Hrabi zagrało od dawna przygotowywany program z piosenkami potemowymi, zapraszając do udziału innych artystów, zaprzyjaźnionych z zespołem.
Potem zaczęło moją miłość do tego jak można robić kabaret, bez odwoływania się do polityki, chyba, że chodziło o króla, księżniczkę i smoka albo luźną adaptację klasyki greckiej. Teksty, muzyka, interpretacja. Najwyższa klasa, chociaż udział w spektaklach „groził” wyrwaniem na scenę prosto z widowni w celu udziału wystraszonego widza w skeczu. Próby zachowania „twarzy” najczęściej kończyły się porażką, ku uciesze gawiedzi, oddychającej z ulgą, że to nie ona została wyciągnięta na scenę. Wiwisekcja ofiary zawsze kończyła się z klasą, a sam delikwent pewnie z dumą wspominał swój „zabieg”.
Dziś jest ten dzień, kiedy trzeba dziękować za wszystko co Aśka z chłopakami dali nam przez programy Potem, Hrabiego, Spadkobierców. Nie usłyszymy tam tanich podtekstów, od których kapią dziś teksty polskich kabaretów. I może dlatego po odejściu Asi słychać uwielbienie, które płynie od dwudziesto i siedemdziesięciolatków. Ich programy oglądało się rodzinami i delektowało po raz setny „kątem oka”, „niemożliwem”, „Dziubasem”, setkami skeczy, które zawsze wyśmiewały wady, ale nigdy człowieka.
Nie pchała się do polityki
Najważniejszą lekcję jaką dała nam Joasia to umiejętność połączenia tego co niepołączalne, ludzi z ich prawo czy lewobrzeżnymi przekonaniami, katolików z ateistami, do tego stopnia, że dziś ci gardzący Kościołem chętnie wynieśliby panią Joasię na swoje ołtarze. Niektórzy wprost nazywają ją Królową Polski, próbując nawet w takim momencie postawić w centrum swoje przekonania.
Wszędzie słyszę o pokorze, z jaką do siebie i do innych zwracała się Joasia Kołaczkowska. To świadectwa tych, którzy mieli okazję ją spotkać, porozmawiać, stanąć na scenie, słuchać rad. Siła świadectwa potwierdza zasłyszane gdzieś ploteczki.
Aśka, kapitan jedności. Nie pchała się do polityki. Ale gdyby Linda zapytał: A co ty wiesz o Solidarności?, nikt nie pokazałby jej lepiej niż Aśka i jej zespół. Mam nadzieję, że nie bluźnię twierdzeniem, że z Aśki talentu można zrobić dowód na istnienie Boga. Chociaż smutno, bo nie będzie nowych skeczy, dziś mamy dziękować za Joasię Kołaczkowską i jej życie, za dobro, którego była częścią i to, które wierzę, że dopiero się pojawi.
Czy przegrała walkę z chorobą, jak powtarzają niektóre portaliki? Na pewno nie. Żyła. Zachorowała. Walczyła najlepiej jak potrafiła. Popełniała błędy, ale chciała być lepsza, i nie wstydziła pytać młodszych kolegów, czy nie przesadziła, może mogła coś poprawić? Niech płacz nie trwa długo, a nadzieja na spotkanie w Niebie i odsłuchiwane po raz tysięczny skecze będą pocieszeniem dla wierzących i tych, którzy jeszcze nie spotkali Dawcy jednego z największych talentów kabaretowych naszych czasów.