[Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy

Niemieccy ekonomiści są przekonani, że polityczne perturbacje na linii Warszawa-Berlin nie mają żadnego znaczenia. Ich zdaniem chłodna analiza rzeczywistości gospodarczej wskazuje bowiem na to, że polsko-niemieckie relacje nigdy nie były tak dobre jak dziś. Czyżby?
 [Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy
/ web.de (sugestia)
W ubiegłą niedzielę berlińska Polonia miała po raz kolejny zaszczyt gościć w stolicy Niemiec profesora Andrzeja Zybertowicza, doradcę prezydenta RP i znakomitego socjologa, który wygłosił ciekawy wykład o przejawach "antypolonizmu" na Zachodzie.
 
Zdaniem naukowca z Torunia antypolonizm powinien być już od dawna przedmiotem nauk społecznych, a przypadki wrogich Polsce egzaltacji "muszą być ścigane z mocy prawa i nagłaśnianie". Przy czym ważne jest, aby odróżniać "antypolonizm" od "polonofobii".
 

"Przejawy antypolonizmu nie muszą być uświadomione ideologicznie lub zinstytucjonalizowane. Ktoś może nie być świadomy tego, że jest zwolennikiem jakiejś antypolskiej ideologii, że nasiąkł jakimiś antypolskimi teoriami, stereotypami i wizjami, choć w jego instynktownych reakcjach i schematach myślenia pojawia się niechęć do Polaków, do polskości, do naszej historii, do naszych postaw, ambicji w Unii Europejskiej itd."

 
- tłumaczył Zybertowicz.
 
Socjolog wyjaśniał, że antypolonizm przejawia się częstokroć w "agresywnym" języku służącym opisywaniu Polski i Polaków, aczkolwiek mogą to też być "rozwiązania instytucjonalne, jawne lub niejawne, gdy np. utrudnia się Polakom skuteczne realizowanie swoich wartości i interesów". Jako historyczne przykłady antypolonizmu Zybertowicz podał m.in. germanizację, zabory i wygnania.
 
Zgadzam się z profesorem co do tego, że przypadki antypolonizmu trzeba nazywać po imieniu oraz je "piętnować i zwalczać". Sam w przeszłości wiele o tym pisałem. Owszem, antypolonizm pojawia się jeszcze dziś wielokroć w niemieckich mediach, ich agresywny język wpływa zaś na emocje czytelników i tym samym na preferencje wyborcze. Nic więc dziwnego, że polska opozycja, poza celami personalnymi całkowicie bezprogramowa, dolewa oliwy do antypolskiego kotła, błagając zagłuszonych Niemców o strofowanie rządu Zjednoczonej Prawicy.
 
W ostatnich czterech latach opozycji nie interesowało nic poza odwołaniem rządu, choćby za cenę nieodwracalnych szkód dla państwa. Ze swojego "antypolonizmu" nie zrezygnowała nawet wtedy, gdy w Berlinie i Brukseli podejmowano korzystne dla Polski decyzje, jako że ataki "Timmermansów" są przecież zbyt kuszące, aby z nich zrezygnować z tak nieistotnego powodu jak dobro Polski. Antypolonizm na Zachodzie jest bez wątpienia zjawiskiem realnym, natomiast niemieccy redaktorzy mają niestety sporo materiału, z którego mogą nadal lepić kłamliwe teksty o "zagrożeniu demokracji" nad Wisłą.
 
Niemniej czasami się zastanawiam, na ile ten agresywny język w zachodnich mediach w istocie zagraża "realizowaniu wartości i ekonomicznych interesów Polaków", jak twierdzi prof. Zybertowicz. Kiedy politycy i komentatorzy polityczni nie są w stanie zasypywać podziałów opartych na emocjach wzajemnego wykluczenia, dojrzałością i uchwyceniem właściwego tonu wykazują się zwykle chłodni analitycy rzeczywistości gospodarczej.
 
Wszak w rozmowach z niemieckimi ekonomistami szybko można ulec przekonaniu, że w polsko-niemieckich stosunkach gospodarczych nie ma miejsca na antypolonizmy (i antygermanizmy). I nie chodzi tu bynajmniej o klasyczną niemiecką "kolonizację gospodarczą", wypalającą niegdyś Polskę niczym trawiący ściernisko pożar, ale raczej o swobodną wymianę handlową oraz intratne interesy, które ożywiają naszą gospodarkę oraz iście polskie przedsiębiorstwa.
 
W każdym razie takie odniosłem znów wrażenie, gdy rozmawiałem ostatnio z dr. Thilo Sarrazinem, niemieckim ekonomistą, byłym członkiem zarządu Bundesbanku i dość krytycznym recenzentem poczynań rządu federalnego. W swoich książkach, wspartych znakomitymi analizami procesów gospodarczych, objaśnianych w duchu wyznawanych idei, Sarrazin rozlicza się m.in. z polityką migracyjną Angeli Merkel oraz metodami Europejskiego Banku Centralnego.
 
W październikowym numerze "Gazety Bankowej" (zainteresowanych odsyłam do kiosków) Sarrazin utrzymuje, jakoby w "najistotniejszych" sprawach "polityczne walki kogutów" nie miały żadnego znaczenia.
 

"Na szczęście obecne polityczne napięcia między naszymi krajami nie mają znacznego wpływu na wymianę handlową. 95 proc. niemieckich firm, które zainwestowały w polską gospodarkę, uczyniłyby to ponownie"

 
- zauważa ekonomista, znalazłszy także sporo życzliwych słów pod adresem Warszawy. Były senator ds. finansów w lokalnym rządzie w Berlinie jest pod wrażeniem gospodarczego rozwoju Polski w ostatnich latach.
 

"Jeżeli Polska utrzyma obecny poziom wzrostu gospodarczego, to za dwadzieścia lat dogoni Niemcy"

 
- przekonuje Sarrazin.

 
"Po 1992 r. wzrost gospodarczy w Polsce pozostawał wyższy niż w Niemczech, oczywiście z wiadomych powodów. (...) Ale nawet w okresie koszmarnego dla Niemców kryzysu finansowego w latach 2008-2009 polska gospodarka dalej rosła"

 
- dodaje.
 
Zdaniem niemieckiego ekonomisty obecna siła polskiej gospodarki tkwi przede wszystkim w rosnącym znaczeniu drobnych przedsiębiorstw.
 

"Jest ich coraz więcej i za parę lat mogą doszlusować do światowej czołówki. Już teraz polski wkład w przemiany w Europie naprawdę imponuje"

 
- mówi Sarrazin, przypominając, że w Polsce od lat spada bezrobocie i wzrastają płace, przy czym "koszty utrzymania są wciąż niższe niż na Zachodzie".
 

"Między innymi właśnie te czynniki sprawiają, że polski rynek pozostaje atrakcyjny dla ponad 6500 niemieckich firm. Dlatego w przeciwieństwie do niemieckich mediów nikt z naszych przedsiębiorców nie mówi źle o obecnym polskim rządzie, który w kwestiach gospodarczych okazuje się zresztą niezwykle pragmatyczny i skuteczny. O tym świadczą plany inwestycyjne na kolejne lata, przewidujące także rozbudowę infrastruktury, która wzmocni naszą współpracę handlową"

 
- zapewnia Thilo Sarrazin.
 

"W każdym większym niemieckim mieście jeżdżą autobusy firmy Solaris, Niemcy zachwycają się oprogramowaniami z Asseco, a na europejskich lotniskach coraz częściej zauważam sklepy kosmetyczne Inglot"
 

- zauważa polityk SPD.
 
Prognozy Sarrazina zbiegają się z analizami polskich ekspertów. Na to, że Polska zbliża się do Niemiec pod względem poziomu PKB per capita, wskazywali także niedawno ekonomiści warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. W ostatnim raporcie stołecznej uczelni czytamy, że Polska już cztery lata temu dogoniła Grecję, pod koniec 2019 r. prawdopodobnie wyprzedzi Portugalię, a za 21 lat będzie na równi z RFN.
 
Co charakterystyczne, Thilo Sarrazin zaistniał w niemieckiej przestrzeni medialnej bynajmniej nie dlatego, że kapitalnie opisuje zjawiska ekonomiczne, lecz z powodu swojej walki z polityczną poprawnością, która jego zdaniem każe dzisiejszym elitom wypierać się oczywistych patologii związanych z kryzysem migracyjnym. Według niego właśnie owa bezrefleksyjność wciąż uniemożliwia im analizę przyczyn doznawanych klęsk wyborczych. Medialne echo na bezkompromisowe publikacje Sarrazina, podszyte istnym festiwalem oburzenia, zaowocowało wykluczeniem go z Banku Federalnego, a także próbami usunięcia go z SPD.
 
W książkach "Niemcy się zwijają" oraz "Wrogie przejęcie" ekonomista opisuje fatalne skutki dla niemieckiego systemu, które wynikają z masowej imigracji wyznawców islamu. I mimo że wszystkie swoje tezy autor poparł precyzyjnymi obliczeniami, zadziałała cenzura politycznej porpawności i spadły nań gromy.
 

"Nazwano mnie "rasistą", choć dotąd nikt nie zdołał mi tego udowodnić. Proszę mi pokazać tylko jeden fragment, w którym kogoś obrażam. (...) Nie dam się zaślepić wiarą w 'ubogacającą' siłę niekontrolowanego napływu islamskich imigrantów. (...) W berlińskim rządzie widziałem na własne oczy, w jaki sposób rosnąca liczba islamskich uchodźców wpłynęła na niemiecki system gospodarczy i edukacyjny"

 
- opowiada Sarrazin w aktualnym wydaniu "Gazety Bankowej".
 

"Jeżeli napływ muzułmanów oraz wysoka dzietność ich kobiet pozostaną na obecnym poziomie, to za 30 lat będą bez wątpienia stanowić większość na naszym kontynencie. Będą mogli na swój sposób zmieniać prawo i przekształcać Europę. W Niemczech już teraz to czynią. (...) Nie chciałbym, żeby mój kraj tak wyglądał"

 
- dorzuca.
 
Sarrazin nie zgadza się ze stwierdzeniami jego kolegów w SPD, jakoby masowy napływ muzułmanów bez wykształcenia był "kapitałem na przyszłość Europy".
 

"Niemiecka gospodarka funkcjonowała dotychczas doskonale bez 'wędrówek ludów' i doprawdy nie wiem, w jaki sposób miałyby one ją wzbogacić. Przeciwnie - fala uchodźców z arabskich krajów rozsadza nasz system socjalny i wpływa ujemnie na ogólny poziom nauczania w Niemczech"

 
- mówi bez ogródek Sarrazin, który dziwi się, że jego partyjni koledzy, ponoć "tak bardzo wyczuleni na cierpienia kobiet", nie chcą przyjąć do wiadomości, w jaki sposób bywają one traktowane przez swoich muzułmańskich małżonków.
 
Co wszelako znamienne, Sarrazin nie wyraża w wywiadzie z miesięcznikiem wyłącznie opinii zbieżnych z polską racją stanu. Koniec końców polityk SPD pozostaje Niemcem, a niemieckie "życzliwości" kończą się najpóźniej na temacie reparacji wojennych. Polityczne napięcia pomiędzy Warszawą a Berlinem być może nie przekładają się dziś ujemnie na wymianę handlową, choć akurat kwestia wysuwanych przez polski rząd żądań dotyczących należytego odszkodowania za poniesione straty w II WŚ wywołuje jego ostry sprzeciw.
 

"900 mld euro to zdecydowanie za dużo. Żądania Warszawy i Aten przekraczają nasze możliwości. Nie spotkałem żadnego niemieckiego parlamentarzysty, który miałby na ten temat inne zdanie - bez względu na poglądy czy przynależność do ugrupowania"

 
- zaznacza niemiecki socjaldemokrata.
 
I dodaje:
 

"W wielu kwestiach nie podzielam opinii zniesławiających polski rząd, choć uważam, że akurat w tej mocno przesadził. (...) Z prawnego punktu widzenia sprawa jest już załatwiona, choć rozumiem, że może być skuteczną kartą w rozgrywkach politycznych. (...) Jeśli dobrze pamiętam, to po 1945 r. przydzielono Polsce wschodnie tereny Niemiec, z doskonałą infrastrukturą i funkcjonującym rolnictwem. Myślę, że to wystarczająca rekompensata."

 
Sarrazin uważa, że uregulowanie "polskiego rachunku" rozsadziłoby niemiecki budżet, uparcie ignorując długą listę strat lub chociażby elementarne historyczne fakty. Tenże wyborny w wielu dziedzinach analityk nie wspomina o tym, że Polska po II WŚ straciła swoje wschodnie tereny, a polscy osiedleńcy zaczynali często od zera, napotykając na Kresach Zachodnich częściej "spaloną ziemię" aniżeli gospodarcze "eldorado".
 
Przeto ostatecznie trudno nie przyznać racji profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi, twierdzącemu, że przejawy antypolonizmu należy także rozpatrywać w kategoriach ekonomii. To dotyczy szczególnie kwestii reparacji wojennych, w której kłamliwe wyobrażenia o Polsce i Polakach powracają ze zdwojoną siłą. W tym świetle słowa polskiego socjologa, wypowiedziane 29 września w Niedzielnym Klubie Dyskusyjnym w Berlinie, nabierają wtem aktualnego znaczenia:
 

"W kwestii antypolonizmu po II WŚ nastąpiła ewolucja wyobrażeń, odejście od prawdy i odwrócenie znaków. (...) Należy przypominać o znanych nam faktach, że byliśmy ofiarą II WŚ, ofiarą mocarstw autorytarnych. (...) Zachowania o charakterze antypolskim są dziś tolerowane. W społeczeństwach wolnego Zachodu istnieje duże społeczne przyzwolenie na takie zachowania. Naszym zadaniem jest to przyzwolenie zmniejszyć."

 
Wojciech Osiński
 

 

POLECANE
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu z ostatniej chwili
Indie zaatakowały Pakistan. Jest zapowiedź odwetu

Indie rozpoczęły Operację Sindoor, atakując, jak twierdzą, "infrastrukturę terrorystyczną" w Pakistanie. Pakistan zapowiada odwet.

Stanowi zagrożenie. Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta Wiadomości
"Stanowi zagrożenie". Administracja Donalda Trumpa interweniuje ws. nielegalnego imigranta

Administracja Donalda Trumpa interweniowała ws. nielegalnego imigranta z Hondurasu, który został zatrzymany przez służby 2 maja. Według medialnych doniesień sąd w stanie Wirginia miał oddalić przedstawione mężczyźnie zarzuty.

Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby z ostatniej chwili
Ukraina: Rosyjski atak rakietowy na Sumy. Nie żyją trzy osoby

Liczba ofiar śmiertelnych wtorkowego rosyjskiego ataku na miasto Sumy na północnym wschodzie Ukrainy wzrosła do trzech; rannych jest 11 osób – przekazały władze lokalne. Wcześniej administracja wojskowa obwodu sumskiego informowała o jednej ofierze śmiertelnej i sześciorgu poszkodowanych, głównie dzieciach.

Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać tylko u nas
Rumuni mądrzejsi od Polaków. System da się pokonać

W Niemczech coraz bliżej delegalizacji AfD, we Francji uniemożliwiają start w wyborach Marine Le Pen. W „starej Europie” układ jest już zamknięty, będzie niezwykle trudno go zniszczyć. Na szczęście jest jeszcze Europa Środkowa i Wschodnia – paradoksalnie, w byłych krajach komunistycznych jest dziś dużo więcej wolności.

Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle inicjatywa pokojowa Wiadomości
Prezydent Brazylii spotka się z Władimirem Putinem. W tle "inicjatywa pokojowa"

Według medialnych doniesień prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva ma udać się w podróż do Moskwy. Przywódca zamierza spotkać się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Miałby on przedstawić "inicjatywę pokojową" ws. zakończenia wojny na Ukrainie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dobra wiadomość dla kierowców i mieszkańców Wrocławia – miasto nie będzie musiało wprowadzać strefy czystego transportu w 2025 roku. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że poziom dwutlenku azotu w powietrzu nie przekroczył dopuszczalnej normy. Ale czy to koniec tematu? Niekoniecznie.

Sławomir Nitras o opiłowywaniu katolików: To nie jest prawda Wiadomości
Sławomir Nitras o "opiłowywaniu katolików": "To nie jest prawda"

Sławomir Nitras w trakcie rozmowy na antenie Radia Zet został zapytany o kwestię "opiłowywania katolików". - To nie jest prawda - stwierdził w odpowiedzi minister sportu. Przypomnijmy, że chodzi o wypowiedź Nitrasa z 2021 roku z Campusu Polska Przyszłości na temat przyszłości katolików w Polsce.

Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia z ostatniej chwili
Polskie wojsko czekają wielkie zmiany? Generałowie chcą nowego systemu dowodzenia

– Musimy odejść od obecnego systemu dowodzenia w Wojsku Polskim; potrzebujemy dowództwa, które utrzyma siły zbrojne w gotowości – powiedział we wtorek szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła. – Pytanie nie brzmi, czy zmieniać system, tylko kiedy. Moim zdaniem najwyższa pora – wtórował mu szef BBN gen. Dariusz Łukowski.

Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja Wiadomości
Zakaz mediów społecznościowych dla nastolatków? Padła propozycja

Nowa Zelandia planuje wprowadzić zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 16. roku życia. Firmy będą musiały weryfikować wiek użytkowników.

Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada z ostatniej chwili
Tusk atakuje Andrzeja Dudę po zawetowaniu ustawy ws. składki zdrowotnej. Prezydent odpowiada

"Denerwują się, bo nie umieją dodać swoim inaczej niż kosztem większości ludzi. A wciąż nie mogą. Nie pozwólcie!" – pisze na platformie X prezydent Andrzej Duda, odpowiadając na wpis premiera Donalda Tuska ws. obniżenia składki zdrowotnej.

REKLAMA

[Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy

Niemieccy ekonomiści są przekonani, że polityczne perturbacje na linii Warszawa-Berlin nie mają żadnego znaczenia. Ich zdaniem chłodna analiza rzeczywistości gospodarczej wskazuje bowiem na to, że polsko-niemieckie relacje nigdy nie były tak dobre jak dziś. Czyżby?
 [Tylko u nas] W. Osiński: Wg niemieckiego ekonomisty za Polska za 20 lat może dogonić Niemcy
/ web.de (sugestia)
W ubiegłą niedzielę berlińska Polonia miała po raz kolejny zaszczyt gościć w stolicy Niemiec profesora Andrzeja Zybertowicza, doradcę prezydenta RP i znakomitego socjologa, który wygłosił ciekawy wykład o przejawach "antypolonizmu" na Zachodzie.
 
Zdaniem naukowca z Torunia antypolonizm powinien być już od dawna przedmiotem nauk społecznych, a przypadki wrogich Polsce egzaltacji "muszą być ścigane z mocy prawa i nagłaśnianie". Przy czym ważne jest, aby odróżniać "antypolonizm" od "polonofobii".
 

"Przejawy antypolonizmu nie muszą być uświadomione ideologicznie lub zinstytucjonalizowane. Ktoś może nie być świadomy tego, że jest zwolennikiem jakiejś antypolskiej ideologii, że nasiąkł jakimiś antypolskimi teoriami, stereotypami i wizjami, choć w jego instynktownych reakcjach i schematach myślenia pojawia się niechęć do Polaków, do polskości, do naszej historii, do naszych postaw, ambicji w Unii Europejskiej itd."

 
- tłumaczył Zybertowicz.
 
Socjolog wyjaśniał, że antypolonizm przejawia się częstokroć w "agresywnym" języku służącym opisywaniu Polski i Polaków, aczkolwiek mogą to też być "rozwiązania instytucjonalne, jawne lub niejawne, gdy np. utrudnia się Polakom skuteczne realizowanie swoich wartości i interesów". Jako historyczne przykłady antypolonizmu Zybertowicz podał m.in. germanizację, zabory i wygnania.
 
Zgadzam się z profesorem co do tego, że przypadki antypolonizmu trzeba nazywać po imieniu oraz je "piętnować i zwalczać". Sam w przeszłości wiele o tym pisałem. Owszem, antypolonizm pojawia się jeszcze dziś wielokroć w niemieckich mediach, ich agresywny język wpływa zaś na emocje czytelników i tym samym na preferencje wyborcze. Nic więc dziwnego, że polska opozycja, poza celami personalnymi całkowicie bezprogramowa, dolewa oliwy do antypolskiego kotła, błagając zagłuszonych Niemców o strofowanie rządu Zjednoczonej Prawicy.
 
W ostatnich czterech latach opozycji nie interesowało nic poza odwołaniem rządu, choćby za cenę nieodwracalnych szkód dla państwa. Ze swojego "antypolonizmu" nie zrezygnowała nawet wtedy, gdy w Berlinie i Brukseli podejmowano korzystne dla Polski decyzje, jako że ataki "Timmermansów" są przecież zbyt kuszące, aby z nich zrezygnować z tak nieistotnego powodu jak dobro Polski. Antypolonizm na Zachodzie jest bez wątpienia zjawiskiem realnym, natomiast niemieccy redaktorzy mają niestety sporo materiału, z którego mogą nadal lepić kłamliwe teksty o "zagrożeniu demokracji" nad Wisłą.
 
Niemniej czasami się zastanawiam, na ile ten agresywny język w zachodnich mediach w istocie zagraża "realizowaniu wartości i ekonomicznych interesów Polaków", jak twierdzi prof. Zybertowicz. Kiedy politycy i komentatorzy polityczni nie są w stanie zasypywać podziałów opartych na emocjach wzajemnego wykluczenia, dojrzałością i uchwyceniem właściwego tonu wykazują się zwykle chłodni analitycy rzeczywistości gospodarczej.
 
Wszak w rozmowach z niemieckimi ekonomistami szybko można ulec przekonaniu, że w polsko-niemieckich stosunkach gospodarczych nie ma miejsca na antypolonizmy (i antygermanizmy). I nie chodzi tu bynajmniej o klasyczną niemiecką "kolonizację gospodarczą", wypalającą niegdyś Polskę niczym trawiący ściernisko pożar, ale raczej o swobodną wymianę handlową oraz intratne interesy, które ożywiają naszą gospodarkę oraz iście polskie przedsiębiorstwa.
 
W każdym razie takie odniosłem znów wrażenie, gdy rozmawiałem ostatnio z dr. Thilo Sarrazinem, niemieckim ekonomistą, byłym członkiem zarządu Bundesbanku i dość krytycznym recenzentem poczynań rządu federalnego. W swoich książkach, wspartych znakomitymi analizami procesów gospodarczych, objaśnianych w duchu wyznawanych idei, Sarrazin rozlicza się m.in. z polityką migracyjną Angeli Merkel oraz metodami Europejskiego Banku Centralnego.
 
W październikowym numerze "Gazety Bankowej" (zainteresowanych odsyłam do kiosków) Sarrazin utrzymuje, jakoby w "najistotniejszych" sprawach "polityczne walki kogutów" nie miały żadnego znaczenia.
 

"Na szczęście obecne polityczne napięcia między naszymi krajami nie mają znacznego wpływu na wymianę handlową. 95 proc. niemieckich firm, które zainwestowały w polską gospodarkę, uczyniłyby to ponownie"

 
- zauważa ekonomista, znalazłszy także sporo życzliwych słów pod adresem Warszawy. Były senator ds. finansów w lokalnym rządzie w Berlinie jest pod wrażeniem gospodarczego rozwoju Polski w ostatnich latach.
 

"Jeżeli Polska utrzyma obecny poziom wzrostu gospodarczego, to za dwadzieścia lat dogoni Niemcy"

 
- przekonuje Sarrazin.

 
"Po 1992 r. wzrost gospodarczy w Polsce pozostawał wyższy niż w Niemczech, oczywiście z wiadomych powodów. (...) Ale nawet w okresie koszmarnego dla Niemców kryzysu finansowego w latach 2008-2009 polska gospodarka dalej rosła"

 
- dodaje.
 
Zdaniem niemieckiego ekonomisty obecna siła polskiej gospodarki tkwi przede wszystkim w rosnącym znaczeniu drobnych przedsiębiorstw.
 

"Jest ich coraz więcej i za parę lat mogą doszlusować do światowej czołówki. Już teraz polski wkład w przemiany w Europie naprawdę imponuje"

 
- mówi Sarrazin, przypominając, że w Polsce od lat spada bezrobocie i wzrastają płace, przy czym "koszty utrzymania są wciąż niższe niż na Zachodzie".
 

"Między innymi właśnie te czynniki sprawiają, że polski rynek pozostaje atrakcyjny dla ponad 6500 niemieckich firm. Dlatego w przeciwieństwie do niemieckich mediów nikt z naszych przedsiębiorców nie mówi źle o obecnym polskim rządzie, który w kwestiach gospodarczych okazuje się zresztą niezwykle pragmatyczny i skuteczny. O tym świadczą plany inwestycyjne na kolejne lata, przewidujące także rozbudowę infrastruktury, która wzmocni naszą współpracę handlową"

 
- zapewnia Thilo Sarrazin.
 

"W każdym większym niemieckim mieście jeżdżą autobusy firmy Solaris, Niemcy zachwycają się oprogramowaniami z Asseco, a na europejskich lotniskach coraz częściej zauważam sklepy kosmetyczne Inglot"
 

- zauważa polityk SPD.
 
Prognozy Sarrazina zbiegają się z analizami polskich ekspertów. Na to, że Polska zbliża się do Niemiec pod względem poziomu PKB per capita, wskazywali także niedawno ekonomiści warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. W ostatnim raporcie stołecznej uczelni czytamy, że Polska już cztery lata temu dogoniła Grecję, pod koniec 2019 r. prawdopodobnie wyprzedzi Portugalię, a za 21 lat będzie na równi z RFN.
 
Co charakterystyczne, Thilo Sarrazin zaistniał w niemieckiej przestrzeni medialnej bynajmniej nie dlatego, że kapitalnie opisuje zjawiska ekonomiczne, lecz z powodu swojej walki z polityczną poprawnością, która jego zdaniem każe dzisiejszym elitom wypierać się oczywistych patologii związanych z kryzysem migracyjnym. Według niego właśnie owa bezrefleksyjność wciąż uniemożliwia im analizę przyczyn doznawanych klęsk wyborczych. Medialne echo na bezkompromisowe publikacje Sarrazina, podszyte istnym festiwalem oburzenia, zaowocowało wykluczeniem go z Banku Federalnego, a także próbami usunięcia go z SPD.
 
W książkach "Niemcy się zwijają" oraz "Wrogie przejęcie" ekonomista opisuje fatalne skutki dla niemieckiego systemu, które wynikają z masowej imigracji wyznawców islamu. I mimo że wszystkie swoje tezy autor poparł precyzyjnymi obliczeniami, zadziałała cenzura politycznej porpawności i spadły nań gromy.
 

"Nazwano mnie "rasistą", choć dotąd nikt nie zdołał mi tego udowodnić. Proszę mi pokazać tylko jeden fragment, w którym kogoś obrażam. (...) Nie dam się zaślepić wiarą w 'ubogacającą' siłę niekontrolowanego napływu islamskich imigrantów. (...) W berlińskim rządzie widziałem na własne oczy, w jaki sposób rosnąca liczba islamskich uchodźców wpłynęła na niemiecki system gospodarczy i edukacyjny"

 
- opowiada Sarrazin w aktualnym wydaniu "Gazety Bankowej".
 

"Jeżeli napływ muzułmanów oraz wysoka dzietność ich kobiet pozostaną na obecnym poziomie, to za 30 lat będą bez wątpienia stanowić większość na naszym kontynencie. Będą mogli na swój sposób zmieniać prawo i przekształcać Europę. W Niemczech już teraz to czynią. (...) Nie chciałbym, żeby mój kraj tak wyglądał"

 
- dorzuca.
 
Sarrazin nie zgadza się ze stwierdzeniami jego kolegów w SPD, jakoby masowy napływ muzułmanów bez wykształcenia był "kapitałem na przyszłość Europy".
 

"Niemiecka gospodarka funkcjonowała dotychczas doskonale bez 'wędrówek ludów' i doprawdy nie wiem, w jaki sposób miałyby one ją wzbogacić. Przeciwnie - fala uchodźców z arabskich krajów rozsadza nasz system socjalny i wpływa ujemnie na ogólny poziom nauczania w Niemczech"

 
- mówi bez ogródek Sarrazin, który dziwi się, że jego partyjni koledzy, ponoć "tak bardzo wyczuleni na cierpienia kobiet", nie chcą przyjąć do wiadomości, w jaki sposób bywają one traktowane przez swoich muzułmańskich małżonków.
 
Co wszelako znamienne, Sarrazin nie wyraża w wywiadzie z miesięcznikiem wyłącznie opinii zbieżnych z polską racją stanu. Koniec końców polityk SPD pozostaje Niemcem, a niemieckie "życzliwości" kończą się najpóźniej na temacie reparacji wojennych. Polityczne napięcia pomiędzy Warszawą a Berlinem być może nie przekładają się dziś ujemnie na wymianę handlową, choć akurat kwestia wysuwanych przez polski rząd żądań dotyczących należytego odszkodowania za poniesione straty w II WŚ wywołuje jego ostry sprzeciw.
 

"900 mld euro to zdecydowanie za dużo. Żądania Warszawy i Aten przekraczają nasze możliwości. Nie spotkałem żadnego niemieckiego parlamentarzysty, który miałby na ten temat inne zdanie - bez względu na poglądy czy przynależność do ugrupowania"

 
- zaznacza niemiecki socjaldemokrata.
 
I dodaje:
 

"W wielu kwestiach nie podzielam opinii zniesławiających polski rząd, choć uważam, że akurat w tej mocno przesadził. (...) Z prawnego punktu widzenia sprawa jest już załatwiona, choć rozumiem, że może być skuteczną kartą w rozgrywkach politycznych. (...) Jeśli dobrze pamiętam, to po 1945 r. przydzielono Polsce wschodnie tereny Niemiec, z doskonałą infrastrukturą i funkcjonującym rolnictwem. Myślę, że to wystarczająca rekompensata."

 
Sarrazin uważa, że uregulowanie "polskiego rachunku" rozsadziłoby niemiecki budżet, uparcie ignorując długą listę strat lub chociażby elementarne historyczne fakty. Tenże wyborny w wielu dziedzinach analityk nie wspomina o tym, że Polska po II WŚ straciła swoje wschodnie tereny, a polscy osiedleńcy zaczynali często od zera, napotykając na Kresach Zachodnich częściej "spaloną ziemię" aniżeli gospodarcze "eldorado".
 
Przeto ostatecznie trudno nie przyznać racji profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi, twierdzącemu, że przejawy antypolonizmu należy także rozpatrywać w kategoriach ekonomii. To dotyczy szczególnie kwestii reparacji wojennych, w której kłamliwe wyobrażenia o Polsce i Polakach powracają ze zdwojoną siłą. W tym świetle słowa polskiego socjologa, wypowiedziane 29 września w Niedzielnym Klubie Dyskusyjnym w Berlinie, nabierają wtem aktualnego znaczenia:
 

"W kwestii antypolonizmu po II WŚ nastąpiła ewolucja wyobrażeń, odejście od prawdy i odwrócenie znaków. (...) Należy przypominać o znanych nam faktach, że byliśmy ofiarą II WŚ, ofiarą mocarstw autorytarnych. (...) Zachowania o charakterze antypolskim są dziś tolerowane. W społeczeństwach wolnego Zachodu istnieje duże społeczne przyzwolenie na takie zachowania. Naszym zadaniem jest to przyzwolenie zmniejszyć."

 
Wojciech Osiński
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe